Kiedy przychodził do warszawskiej Legii, wielu widziało go w roli Danijela Ljuboji. Co bardziej racjonalni podawali w wątpliwość to, czy 35-letni Brazylijczyk z chorwackim paszportem jest w odpowiedniej formie. Okazało się, że były napastnik Arsenalu nie spełnił nawet w 1/4 takiej roli, jaką swego czasu pełnił Serb.
Jedną z pierwszych decyzji po odejściu Chorwatów, którzy odpowiadali za jego transfer, było rozwiązanie umowy z Eduardo. Były reprezentant Chorwacji stał się jednym z symboli nieudolności rządów Romeo Jozaka i spółki. Zapowiadana rewolucja, mająca wznieść Legię na poziom Dynama Zagrzeb, szybko została porzucona. Rewolucja pożarła swoje dzieci, pozostał tylko niesmak i – podobno – niemałe długi.
Chorwackie interesy
Gdy we wrześniu 2017 roku Legia ściągała do siebie chorwacki zaciąg, zapowiadano wielkie plany. Mówiono o kontaktach nowego szkoleniowca, Romeo Jozaka, który przez lata odpowiadał za akademię i którego uważano za jednego z twórców potęgi Dynama Zagrzeb. Tak mówił o sobie jeszcze na długo przed objęciem posady szkoleniowca Legii Warszawa:
Moje nazwisko otwiera wiele drzwi na świecie i zamyka w Chorwacji.
Była jednak druga strona medalu. Jozak nigdy nie pracował jako trener w poważnym klubie. Po pewnym czasie okazało się, że miało to jednak niebagatelne znaczenie. Już w trzecim meczu, w którym Legia przegrała z Lechem 0:3, Chorwat dał się ponieść emocjom i pozwolił sobie na otwartą krytykę swoich zawodników. Powiedział wówczas, że lepiej od jego drużyny zagrałyby kobiety.
Później co prawda przyszła seria sześciu zwycięskich spotkań, ale koniec końców Jozak został zwolniony 14 kwietnia po 27 meczach, zostawiając zespół na trzecim miejscu. Wcześniej jednak w styczniu br. doszło do transferu zawodnika, który jeszcze kilka lat temu regularnie strzelał gole w Premier League, w barwach Arsenalu.
Materiał na nowego Ljuboję?
Mowa oczywiście o Eduardo da Silvie, którego swego czasu dla reprezentacji Chorwacji „odkrył” właśnie Romeo Jozak. Napastnik, który jeszcze w 2014 roku wystąpił na mundialu w Brazylii, trafił do ekstraklasy. Piłkarzy takiego kalibru w naszej lidze nie było wielu.
Jednym z nich z pewnością był wspomniany już we wstępie Ljuboja, który w latach 2011–2013 grał na stadionie przy ul. Łazienkowskiej. Stał się wtedy z miejsca – w wieku 33 lat – jednym z najlepszych zawodników ligi. Poniżej kilka z jego bramek w ekstraklasie:
W przypadku Eduardo były jednak przesłanki, by być umiarkowanym optymistą. Ljuboja do ekstraklasy przychodził po niezłym sezonie w Ligue 1, natomiast Eduardo… Cóż, Eduardo był przed przyjściem do Legii rezerwowym w średniaku brazylijskiej Serie A, Atletico Paranaense. Rozegrał tam ledwie dziesięć spotkań, w których zdobył jedną bramkę. Z polską ligą przywitał się takimi słowami:
Od lipca nie grałem przez decyzję trenera, ale fizycznie czuję się dobrze.
Płonne nadzieje i odcinanie kuponów
Okazało się, że na naszą skądinąd przeciętną ligę to za mało. Eduardo trafił do Legii kompletnie nieprzygotowany, zniszczony kontuzjami, których w swojej karierze doświadczył bez liku. Pierwsze mecze zwiastowały co prawda, że może być przydatny, nawet na końcówki spotkań. Pokazał to chociażby pojedynek ze Śląskiem:
GOOOL #Hamalainen @LegiaWarszawa ⚽️ idealne podanie @EduardoDaSilva 💪👏 ależ piękna akcja #legia 😁😁🔝🔝1:0 👏 #LEGŚLĄ pic.twitter.com/jSn6ofzTou
— AleksandraKalinowska (@Ola_Kalinowska) February 16, 2018
Później było jednak tylko gorzej. Co rusz przytaczano statystyki, które dla leciwego napastnika były nieubłagane. W obecnym sezonie rozegrał zaledwie 14 minut, co koniec końców doprowadziło we wrześniu do odsunięcia go od drużyny, chociaż trener Sa Pinto twierdził, że nic mu o tym nie wiadomo.
Ostatecznie 13 grudnia po niecałym roku Eduardo zakończył swoją przygodę z ekstraklasą. W tym czasie wystąpił w 11 ligowych spotkaniach, w których zdobył okrągłe 0 bramek. Mówi się, że zarabiał ok. 30 tys. euro miesięcznie. Prosta kalkulacja pokazuje, że każdy mecz urodzonego w Rio de Janeiro zawodnika kosztował Legię tyle, co jego miesięczne wynagrodzenie.
Wygląda na to, że w najbliższym czasie raczej nie będziemy świadkami kolejnych transferów „głośnych” nazwisk do ekstraklasy. Z odejściem Eduardo z ekipy „Wojskowych” zbiegło się rozwiązanie kontraktu Lechii z byłym graczem Juventusu, Milosem Krasiciem.