Piłkarski Mistrz Polski rokrocznie walczy o fazę grupową Ligi Mistrzów tak samo tradycyjnie, jak tradycyjnie się do elity już od kilkunastu lat nie dostaje. Kiedy tylko formalności zostają dopełnione, nadwiślańscy kibice muszą szukać radości w występach naszych kopaczy z klubów zagranicznych. Podobno w tym roku mamy ich w Lidze Mistrzów aż dziewięciu.
Z technicznego punktu widzenia nie ma w owym stwierdzeniu nieprawdy. W kadrach klubów biorących udział w LM faktycznie znaleźć możemy dziewięciu piłkarzy rodem z Polski. Oto i oni: Jerzy Dudek (Real Madryt), Michał Żewłakow (Olympiakos Pireus), Rafał Murawski (Rubin Kazań), Tomasz Kuszczak (Manchester United), Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny (obaj Arsenal Londyn) oraz Kamil Kosowski, Marcin Żewłakow i Adrian Sikora (wszyscy APOEL Nikozja).
Liczebność oraz przynależność klubowa Polaków prowadzić może do swego rodzaju dumy. Jednak nawet pobieżna analiza sprawia, że uśmiech z twarzy powoli znika. Dlaczego? Bowiem aż czterech spośród wymienionych to bramkarze. W ich wypadku nie dane nam więc będzie ekscytować się wirtuozerią podczas akcji ofensywnych. Co więcej, prawdopodobnie nie ujrzymy też wspaniałych parad bramkarskich. Jerzy Dudek nie ma szans na grę w madryckim Realu, dopóki ręki nie urwie Iker Casillas, a i to Polakowi nie zapewni miejsca między słupkami. Tomasz Kuszczak przegrywa rywalizację nie tylko z pierwszym piłkołapem Manchesteru United, ale nawet z nominalnie trzecim bramkarzem – Benem Fosterem. Pewnym zmiennikiem jest w swoim klubie tylko Łukasz Fabiański, ale nawet jeśli on wejdzie do bramki Arsenalu, to tylko rezerwowym będzie Szczęsny. W tym kontekście odpadnięcie Celticu z Arturem Borucem w składzie zdaje się być dla Polaków nader znaczące. Chociaż z drugiej strony reprezentacyjny golkiper byłby sam, a tak mamy dwóch „Kanonierów”.
Mamy jednak pięciu piłkarzy z pola. Aby nadać całej sprawie uroku, warto dodać, że trzech z nich występuje w jednej drużynie. Co więcej, odgrywają oni w klubie z Nikozji rolę niemałą, czyli w nomenklaturze zachodniej po prostu w miarę regularnie grają. Niestety, APOEL nie jest klubem, przed którym drżeć będą nogi piłkarzy większości uczestniczących w LM klubów. Zaryzykować można nawet stwierdzenie, że drużyna Kosowskiego, Żewłakowa i Sikory jest najsłabszą na tym etapie rozgrywek.
W rosyjskim Rubinie Kazań Rafał Murawski jest postacią nową, zatem nie mamy pewności co do jego występów. Były as poznańskiego Lecha kosztował niemało, a do tego sporo się po nim nasi wschodni sąsiedzi spodziewają. Na pewno popularny „Muraś” stoi przed szansą pokazania się w Europie, czego z pewnością wszyscy kibicujący Polakom mu życzą. Wygląda więc na to, że najwięcej radości przysporzyć nam może drugi z braci Żewłakow – Michał. To piłkarz niezwykle solidny, tak w klubie, jak i w reprezentacji (lub odwrotnie). Do Olympiakosu przechodził jako zawodnik podstawowy, takim też (z nielicznymi wyjątkami) pozostał. Gdyby ktoś chciał się czegoś uczepić, to tego, że jest on obrońcą, a nie chociażby pomocnikiem i przy piłce oglądać możemy go nieco rzadziej…
Kolonia naszych jest więc w Lidze Mistrzów faktycznie pokaźna, jednak nadmiar ich występów i konieczność odpowiedniego dobierania transmisji telewizyjnych nam raczej nie grozi. Zawsze to jednak miło wmawiać sobie, że mimo iż nasze kluby przegrywają z potęgami estońskimi, to Polaków w europejskiej elicie i tak nie zabraknie. Choćby i w dużej mierze na papierze.