Już na czwartą kolejkę Ligue 1 zaplanowana została jedna z najciekawszych rywalizacji we Francji. Na Stade Lille Metropole mistrz Francji gościł wicemistrza, czyli Olympique Marsylia. Lille po fantastycznym widowisku pokonała „Les Phoceens” 3:2, a po dwie bramki ustrzelili Moussa Sow i Mathieu Valbuena.
Obaj szkoleniowcy nie zaskoczyli pierwszymi jedenastkami, wystawiając najmocniejszych dostępnych zawodników. Wśród gospodarzy nie można było w ogóle mówić o jakichkolwiek stratach kadrowych i na boisku pojawiły się takie gwiazdy, jak Eden Hazard czy Moussa Sow. Po stronie rywali zaś mocno przebudowana wystąpiła linia defensywna. Zagrać tego wieczoru nie mógł zarówno Stephane Mbia (kontuzja), jak i Nkoulou (kartki) i na środku obrony OM pojawiła się dość eksperymentalna para Souleymana Diawary i Roda Fanniego, który nominalnie jest prawym obrońcą.
Mecz bardzo ofensywnie rozpoczęły obie strony rywalizacji. Zarówno Lille, jak i Marsylia chciały narzucić swój styl gry, szybko przenosząc akcję pod bramkę przeciwników. Pierwszy kwadrans minął jednak pod znakiem lepszych okazji dla przyjezdnych. Na bramkę Mickaela Landreau groźnie uderzali Cesar Azpilicueta, Andre Ayew czy Benoit Cheyrou, lecz albo piłka trafiała w obrońców „Les Dogues”, albo dobrze interweniował golkiper gospodarzy.
Gdy wydawało się, że z każdą kolejną minutą większą pewność siebie zyskiwali marsylczycy, padła bramka dla Lille. Świetnym dośrodkowaniem w kontrze popisał się Franck Beria, a król strzelców poprzedniego sezonu, Sow, uprzedził wychodzącego Steve’a Mandandę i podeszwą buta wpakował piłkę do siatki. Tak oto spotkanie świetnie rozpoczęło się dla podopiecznych Rudiego Garcii, którzy mieli jednak w pamięci poprzednie mecze z OM, w których dali sobie wydrzeć zwycięstwa, pomimo początkowego prowadzenia. Tak było w niedawnym Superpucharze Francji, gdy w marokańskim Tangerze Marsylia wygrała 4:5, tak było również w zeszłym sezonie, gdy „Les Dogues” prowadzili u siebie do przerwy jedną bramką, lecz skończyło się na 1:3 dla gości.
Zatem doświadczeni piłkarze Lille dążyli do podwyższenia rezultatu. Co prawda, lekką przewagę optyczną mieli rywale, lecz gdy na zegarze minął drugi kwadrans, o włos od strzelenia drugiego gola był Moussa Sow. Nie sięgnął on jednak piłki od Dimitriego Payeta, który posłał ją mocno wzdłuż linii bramkowej. Gospodarze udowadniali, że nawet, jeśli nie są stroną przeważającą, to popisać się mogą wyśmienitą efektywnością, gdyż każda ich akcja powodowała olbrzymie poruszenie w polu karnym Mandandy, czego nie można było powiedzieć o grze OM.
Do końca pierwszej połowy znacznie lepiej prezentowali się piłkarze Garcii. Niesieni dopingiem mistrzowie Francji wiele razy zmuszali niepewną tego wieczoru defensywę OM do błędów, choć żadnej wymiernej korzyści nie uzyskali.
Druga odsłona meczu rozpoczęła się od dość kuriozalnej sytuacji dla przyjezdnych. Po niegroźnie wyglądającym dośrodkowaniu Azpilicuety piłka przeleciała nad Landreau i wylądowała na słupku. Wyszła ona jednak w boisko, a następnie wyekspediował ją daleko Mathieu Debuchy. Chwilę później w podobny sposób centrował po drugiej stronie boiska Payet, lecz nie miał już tyle szczęścia co przeciwnik i futbolówka wylądowała na górnej siatce.
Czas na regenerację i koncentrację w szatni lepiej wykorzystała chyba ekipa OM, która z większą determinacją dążyła do strzelenia bramki. Jeszcze strzał Loica Remy’ego był bardzo niecelny, choć reprezentant Francji wypracował sobie dogodną pozycję w „szesnastce” Lille, lecz dalekie uderzenie Mathieu Valbueny zupełnie zaskoczyło Landreau. Najlepszy asystent marsylczyków w obecnych rozgrywkach zdecydował się na strzał mniej więcej z 30 metrów i nic groźnego z niego by nie wyszło, gdyby nie rykoszet od jednego z defensorów i futbolówka zatrzepotała w siatce.
Trafienie dodało gościom jeszcze więcej animuszu, czego efektem był rzut wolny tuż za polem karnym. W tym miejscu wyróżnić trzeba sędziego, Clementa Turpina, który nie uległ presji piłkarzy Marsylii, którzy byli przekonani, iż należy im się rzut karny. Chwilę później nie miało to dla nich już znaczenia, bo strzelili drugiego gola. Bohaterem ponownie został Valbuena. Kadrowicz Laurenta Blanca w olbrzymim gąszczu nóg dopadł do wybronionej przez Landreau piłki i uderzył jak z armaty. Strzał był na tyle silny, że przełamał ręce golkipera „Les Dogues” i futbolówka wpadła do bramki.
Jeżeli ktoś jednak myślał, że historia lubi się powtarzać, to kilka minut później musiał zweryfikować swoje poglądy. Zaraz po stracie goli, szturm przypuścili gospodarze. Zamknęli przeciwników we własnym polu karnym, a owocem było wyrównanie. Aurelian Chedjou wykorzystał doskonałą asystę Payeta i pokonał zasłoniętego Mandandę.
Mecz nabierał na szybkości. Zawodnicy nie żałowali zdrowia, by osiągnąć korzystny rezultat. Skuteczniejsi okazali się Obraniak i spółka (Polak pojawił się na boisku tuż po drugiej bramce dla OM), którzy przeprowadzili zabójczą kontrę w 75. minucie. Obraniak niedokładnie zagrał do Hazarda, wyrzucając go poza światło bramki, lecz utalentowany Belg skorzystał ze spóźnionego wślizgu Fanniego i wywalczył „jedenastkę”. Skutecznym egzekutorem stał się Sow, który tym samym zgłasza chęć walki o drugą z rzędu koronę króla strzelców.
Senegalczyk postawiłby się w jeszcze lepszej sytuacji, gdyby pięć minut później wykorzystał sytuację sam na sam. Trafił jednak prosto w drugiego bramkarza reprezentacji Francji i Lille wciąż nie było pewne utrzymania trzech punktów na swoim obiekcie.
Mimo tego, kibice zgromadzeni na stadionie nie mieli większych powodów do obaw, bo „Les Phoceens” nie mieli żadnego pomysłu na rozegranie akcji, a gospodarze co rusz wychodzili z groźną kontrą. Wydaje się, że fatalną decyzję trenerską podjął Deschamps, który w trudnym momencie dla swojego zespołu zmienił dobrze grającego Valbuenę bezproduktywnym Ande-Pierrem Gignaciem.
Marsylczykom nie pomogły nawet cztery doliczone minuty i pierwsza porażka wicemistrzów Francji stała się faktem. Lille pokazało za to wszystkim, iż zaledwie cztery punkty w trzech kolejkach to wypadek przy pracy i podopieczni Rudiego Garcii będą w tegorocznych rozgrywkach równie silni jak w sezonie mistrzowskim, a może nawet silniejsi.
Zawodnik meczu: Moussa Sow (Lille OSC)