Niektórzy mówią, że lepsze jest wrogiem dobrego. Inni natomiast twierdzą coś przeciwnego. Przekonując, że nowe jest zawsze lepsze. Które zdanie bardziej pasuje do nowej odsłony sztandarowego programu stacji Canal+? Jak Liga+ Extra w nowym wydaniu, które zaserwowano nam wczorajszego wieczora, zostanie zapamiętana?
Na ten program czekałem z niecierpliwością, może nawet bardziej niż na samą pierwszą kolejkę. Ekstraklasa to przecież jedno, natomiast inną kwestią jest samo jej opakowanie. A Canal+ ze swoim flagowym produktem w postaci magazynu wykonywał w tej materii kapitalną robotę. Chyba każdemu, kto śledzi nasze rozgrywki, niedzielny wieczór od zawsze kojarzy się z programem Liga+ Extra.
Jednak w tym roku oczekiwanie na program smakowało wyjątkowo. Stacja już od kilkunastu dni zapowiadała nowy format, którego jedną z najważniejszych cech miała być obecność widowni. Nowatorskie? Z pewnością. Ryzykowne? Zdecydowanie.
Czy eksperyment wypalił? Niestety, niespecjalnie, ale po kolei…
Publika do wymiany
Zacznijmy od największej i najbardziej promowanej zmiany, czyli obecności w studiu publiczności. Wbrew wszechobecnym krytykom, wcale nie należałem do grona osób przeciwnych takiemu rozwiązaniu. Rozumiem pewne aspiracje, jakie przysługują autorom, dziennikarzom i producentom. Telewizja się zmienia, widz oczekuje nowinek, a przecież konkurencja nie śpi. Skoro Eleven potrafi całkiem sprytnie robić od czasu do czasu studia w lokalach przy obecności klientów, to dlaczego Canal+ nie mogłoby pójść dalej? Tym bardziej że kto jak kto, ale akurat ta stacja ma z czego czerpać wzór. We Francji jej odpowiednikiem w tej samej telewizji jest Canal Football Club. Tam już od dłuższego czasu jest widownia i nie stanowi to większego problemu. A sama jej obecność może wzbudzać u odbiorców poczucie większej dynamiki, a nawet interakcji.
Może, ale nie musi. Problem Ligi+ Extra polega na tym, że producenci w pierwszym odcinku spartolili jej wykorzystanie, nie starając się wydobyć potencjału. Jeśli ktoś liczył na spontaniczne reakcje czy szybkie pytania z publiki, to srogo się zawiódł. Widownia wypadła po prostu sztucznie, zaś machanie i klaskanie przypomniało kultowe już pod tym względem programy typu Jaka to melodia czy Familiada. Przykładowo: pokazano skrót meczu Zagłębie – Korona. Na koniec wjeżdża plansza z wynikiem, przy której widownia klaszcze. Serio? Po co? Prosty gest, który jawnie pokazuje sztuczność.
Idziemy w show?
Początek magazynu jeszcze nie wyglądał źle. Samo intro, standardowa pogadanka oraz przedstawienie gościa niespecjalnie różniło się od starego schematu. Nawet reportaż skupiający się na Pazdanie wyglądał na lekki, przyjemny powiew świeżości.
Pierwsza lampka zapaliła się w momencie, gdy telewidzowie, w tym i ja, szybko zauważyli dwie panie „przypadkowo” ustawione w tle za zawodnikiem Legii oraz Tomaszem Wieszczyckim. Nie uszło również uwadze internautów. Naprawdę, Canal+? Rozumiemy, że zrobione modelki to chleb powszedni w programach rozgrywkowych, ale po takiej stacji i profesjonalnym magazynie spodziewalibyśmy się nieco więcej powagi. Zamiast tego wyszło tak, jakby program reżyserował ktoś od Kuby Wojewódzkiego. Brakowało tylko w tym wszystkim kuso ubranej wodzianki. Po prostu – tani chwyt. Czy w programie, który chce według twórców iść do przodu i się rozwijać, naprawdę muszą nam być serwowane takie banalne rozwiązania?
Rozumiemy, że zrobione modelki to chleb powszedni w programach rozgrywkowych, ale po takiej stacji i profesjonalnym magazynie spodziewalibyśmy się nieco więcej powagi.
To może chociaż baza merytoryczna wynagrodziła nietrafiony efekt wizualny? Niestety, tutaj również wiele szwankuje. Trudno nie odnieść wrażenia, że twórcy, chcąc nieco rozluźnić atmosferę, przesadzili, źle ustalając proporcje. Kto oglądał, temu z pewnością na myśl przyszło studio z Bartkiem Ignacikiem i czepki założone przez wszystkich gości w studiu. Sytuacja, przy której sam Michał Pazdan nie do końca wiedział, co się dzieje, zapachniała sławetnym w ostatnim czasie Studiem Yayo.
Prowadzącego Turbokozaka lubię za luz, a także ciekawe pomysły, lecz powierzenie mu autorskiej rubryki w magazynie, który do tej pory miał przede wszystkim profesjonalnie opowiadać o tym, co najważniejsze, czyli piłce, jest chyba strzałem kulą w płot. Jeśli twórcy mają aż taką wiarę w swojego reportera, może lepiej byłoby zaproponować mu osobny czas antenowy, przy którym w pełni rozwijałby swoje pomysły?
Całkowicie rozumiem, że autorom przyświecała intencja wprowadzenia dawki humoru, tylko że w tym wszystkim gdzieś zgubiono najważniejszy wątek – piłki. Nie mówię, że go w ogóle nie było, to nieprawda. Tylko po prostu nie umiejscowiono go na pierwszym planie. Znowu podajmy przykład. Ciekawą propozycją jest wprowadzenie studia analiz, pal licho, że prowadził je wczoraj Przytuła, który swoimi zawodowymi ekscesami traci kompletnie na wiarygodności. Powiedzmy, że możemy go przetrawić. Jak to jednak ma poważnie wyglądać, skoro od gratki dla koneserów, taktyki, tak szybko przechodzimy do piosenki o Pazdanie czy wspomnianego już Turbokozaka Extra? Wczoraj w efekcie otrzymaliśmy spory miszmasz, bez ładu i składu.
Dlaczego Liga+ Extra jeszcze nie zginęła?
Łatwo po wczorajszym odcinku być bezkompromisowym krytykiem i hejterem, wymachującym szabelką i walącym obuchem w nowy produkt, bo przecież każdy w Internecie jedzie równo po takim formacie. Być może podejmę się niełatwego zadania, lecz spróbuję dostrzec kilka pozytywów.
Niemal każdy z negatywnie oceniających niedzielny program jawnie postulował przywrócenie starej formuły, która przecież była idealna. Czyżby? Nie zgodzę się z tym twierdzeniem. Owszem, Liga+Extra wypracowała sobie bardzo dobry styl, markę samą w sobie, ale od kilku lat trudno nie było odnieść wrażenia, że twórcy zaczynają dusić się w sosie własnym. Najlepszym tego przykładem był ostatni rok. W obliczu rosnącej i coraz silniejszej konkurencji, i straty kilku praw, Canal+ nie zaoferował niczego specjalnie nowego w formule flagowego programu. W dalszym ciągu oferowano praktycznie to samo, ekspertów, Turbokozaka oraz Ligę od Kuchni. Tę ostatnią coraz częściej traktowano zaś trochę na odwal się. Praktycznie jedyną nowinką w magazynie pozostał Pomidor.
Owszem, Liga+Extra wypracowała sobie bardzo dobry styl, markę samą w sobie, ale od kilku lat trudno nie było odnieść wrażenia, że twórcy zaczynają dusić się w sosie własnym.
Ktoś powie, że zmieniono Ligę+ i dodano Ekstraklasę po godzinach. Tak, tylko że pierwszy program po zmianie stracił dużo na usunięciu analiz, zaś projekt Krzysztofa Marciniaka chyba jeszcze nie pokazał pełni swoich możliwości.
Kolejnym problemem był brak szerszych dyskusji, na które zwyczajnie brakowało czasu. Pod tym względem lepiej prezentował się już od pewnego czasu Magazyn Ekstraklasy, a także program nadawany kiedyś przez Polsat Sport.
Nie zgadzam się również, że program powinien oferować tylko zagadnienia merytoryczne i analizy. Można tutaj podać za wzór trzymające się takiej formy kultowe Match Of The Day. Owszem, ale właśnie ten konserwatyzm od wielu lat jest również krytykowany przez niektórych odbiorców.
Reasumując, myślę, że cieszy, że producenci szukają nowych rozwiązań, chcą próbować czegoś nowego. Ja to kupuję, a jak napisał Tomasz Smokowski:
Dziękujemy wam za wszystkie głosy po L+E. Te krytyczne zwłaszcza👍🏻Na pewno wezmiemy pod uwagę Kto sie nie rozwija ten sie zwijaBedzie dobrze
— Tomasz Smokowski (@TSmokowski) July 18, 2016
Kochani:dzięki za głosy o L+E.Parę rzeczy wyszło a parę do remontu!Dajcie nam szansę. Poprawimy!A teraz #rusz4litery Wtedy się dobrze myśli😉
— Tomasz Smokowski (@TSmokowski) July 18, 2016
Dlaczego zatem warto jeszcze dać szansę formatowi?
Po pierwsze, bardzo dobrą decyzją jest wydłużenie transmisji do dwóch godzin. Dodatkowe 30 minut zdecydowanie pozwala na większe manewrowanie tematami, nieucinanie dyskusji, bo trzeba przecież pokazać skrót Łęcznej z Koroną. Oczywiście, obiektem krytyki staje się w tym wszystkim m.in. podział transmisji na dwie anteny, ale z drugiej strony nie jest to jakiś ogromny problem. Pamiętajmy, że takie Cafe Futbol również ma dogrywkę, której nikt w telewizji nie zobaczy, ponieważ trzeba ją odpalić na stronie internetowej. Mogło być gorzej, prawda?
Po drugie, nadzieję na większą wartość merytoryczną budzi m.in. wczorajsza dogrywka, w której oglądaliśmy już stare, dobre, profesjonalne wydanie Ligi. Świadczy to, że nie zapomniano w stacji kompletnie o prawdziwym clue programu. Ktoś powiedział, że wystarczy w sumie odwrócić proporcje, 90 minut piłki na 40 minut show i będzie ok. Coś w tym jest.
Osobną kwestią wczorajszego odcinka jest również sam gość. Michał Pazdan to postać szczególna, przy której korciło, by zrobić show. Wątpliwość oczywiście budzi sama zasadność umieszczania w programie po raz kolejny memów, których większość z nas ma już przesyt. Niemniej stoper Legii swoją medialnością podpuścił producentów do eksperymentu. Nie mam wątpliwości, że przy takich gościach jak np. Mariusz Rumak, Dariusz Wdowczyk czy Jacek Zieliński dużo trudniej byłoby zrobić podobny format. W tym też pokładam zatem nadzieję na lepsze jutro.
Nie mam wątpliwości, że przy takich gościach jak np. Mariusz Rumak, Dariusz Wdowczyk czy Jacek Zieliński dużo trudniej byłoby zrobić podobny format.
Wreszcie, nie należy zapominać o samych dziennikarzach, którzy przecież potrafią się wsłuchać w opinie odbiorców. To nie skostniałe TVP, które może sobie pozwolić na olewanie własnych widzów, bo przecież i tak w naziemnej telewizji cyfrowej nie ma praktycznie alternatywnych propozycji sportowych. Nie są to też Wiadomości, które nie muszą się bardzo przejmować utratą milionów w statystykach; przecież liczy się idea. Nie, Liga+ Extra to mimo wszystko wciąż program głównie dla koneserów, którzy będą wymagać. W skali kraju oglądalność magazynu wcale przecież nie jest aż tak duża, by sobie pozwolić na autorskie widzimisię bez względu na opinie internautów. Zresztą kiedyś już zrobiono w Canal+ eksperyment z przesunięciem emisji na poniedziałek i co? Widząc negatywne skutki, szybko zrezygnowano z pomysłu.
Nie jestem krytykiem zmian, ponieważ uważam, że na pewnym etapie zawsze warto zaryzykować i pójść do przodu. Wierzę natomiast, że metodą prób i błędów uda się w końcu wypracować dobre rozwiązanie, z korzyścią dla nas wszystkich. Canal+ musi być świadome, że konkurencja nie śpi.