Po derbach Łodzi wiemy wiele. ŁKS jest na tę chwilę zespołem znacznie dojrzalszym od Widzewa, plan Wojciecha Stawowego na grę wreszcie jest właściwie wdrażany, Enkeleida Dobiego czeka zaś jeszcze długa praca nad dobrym funkcjonowaniem drużyny. Potwierdziło się jednak coś jeszcze – Adrian Klimczak dla "Rycerzy Wiosny" jest postacią nieocenioną.
I nie chodzi wyłącznie o strzelonego gola (swoją drogą pierwszego w barwach ŁKS-u). Kolejny raz Klimczak udowadnia, że bez niego ełkaesiacy traciliby na wielu płaszczyznach. Profesorska gra, pewność w niemal każdym zagraniu, właściwe antycypowanie. Nie sposób (zresztą po raz kolejny) docenić jednego z bardziej niedocenianych w łódzkim zespole.
Opłakana w skutkach kontuzja
Laurkę Klimczakowi wystawiliśmy już w zeszłym sezonie po najlepszej serii spotkań łodzian, gdy w trzech spotkaniach zaliczyli dwa zwycięstwa i jeden remis. Później, tak jak i cały ŁKS, były piłkarz Arki Gdynia spuścił z tonu i przez pewien okres był nawet drugim wyborem Kazimierza Moskala, gdy do klubu trafił Tadej Vidmajer, ale z czasem wrócił do pierwszej jedenastki i miejsca w niej nikomu już nie udostępnił.
Jak bardzo niezastąpionym piłkarzem dla ŁKS-u jest Adrian Klimczak, dało się odczuć już na początku zeszłego sezonu. Obiecujący start „Rycerzy Wiosny” w ekstraklasie i kontuzja Klimczaka w spotkaniu z Lechem Poznań, która odmieniła oblicze klubu. Przesunięty z konieczności na lewą stronę obrony Artur Bogusz był kompletnie zagubiony i nieprzystosowany do tamtego środowiska.
Efekt? Osiem porażek z rzędu z Boguszem na boku obrony. Pierwszy mecz Klimczaka po kontuzji i od razu zwycięstwo na przełamanie 4:1 z Koroną Kielce. Oczywiście gry całej drużyny nie można uzależniać od jednego zawodnika, ale w tamtym wypadku różnica w czuciu gry i poruszaniu się na boisku między oboma zawodnikami była kolosalna.
Brak alternatyw?
Podobnie jak zeszły sezon, tak i obecny ŁKS zaczął z tylko jednym nominalnym lewym obrońcą w kadrze. Oczywiście kiedy Adrian Klimczak jest zdrowy, to nie jest to żaden problem. Pojawić może się on jednak dopiero, gdy przytrafiłyby mu się jakiś uraz bądź zawieszenie. Wówczas naturalnych alternatyw, przynajmniej na tę chwilę, za bardzo trener Wojciech Stawowy nie ma.
W rundzie wiosennej był nią rzecz jasna Tadej Vidmajer. Początek Słoweniec miał niezły, biegał dużo i produktywnie i wydawało się, że może być wartością dodaną do zespołu. Czas jednak go zweryfikował. Z meczu na mecz było już tylko gorzej i w pewnym momencie wyżej w hierarchii lewych obrońców dla trenera Stawowego był nawet nominalny stoper Jan Sobociński, który swoją drogą radził sobie na boku całkiem przyzwoicie.
W tej chwili Vidmajer nie jest brany pod uwagę przy ustalaniu kadry na spotkania ligowe, gra w zespole rezerw i mówi się, że w nim pozostanie, jeśli nie zdecyduje się na rozwiązanie kontraktu. W takiej sytuacji naturalnego zastępcy dla Klimczaka brak. Paniki nie widać jednak u Wojciecha Stawowego, który na konferencji prasowej na pytanie o alternatywy w wypadku braku byłego zawodnika Arki wskazał jednak kilku potencjalnych zmienników.
– Alternatywą na chwilę obecną jest Tomek Nawotka, który przychodził do nas jako prawy obrońca, ale jest to zawodnik bardzo uniwersalny, który może spokojnie grać też na lewej stronie. Kamil Dankowski to też zawodnik, który jest tak profilowany, że może grać zarówno na prawej, jak i na lewej stronie. I nie zapominajmy, że Janek Sobociński też absolutnie nie ma problemów z grą na boku obrony, z tym tylko, że wtedy zmieniłaby się troszeczkę nasza taktyka. Na dzień dzisiejszy podstawową alternatywą jest Tomek Nawotka, bo jest najbliżej składu, ale rozwiązań jest kilka – wyczerpująco wyjaśnił Wojciech Stawowy.
Znakomite wejście w sezon
Jasno trzeba jednak podkreślić – jakakolwiek rotacja na pozycji lewego obrońcy w Łódzkim Klubie Sportowym będzie rozpatrywana wyłącznie wtedy, gdy Adrian Klimczak nie będzie z jakichś względów miał możliwości grania. W innym wypadku zupełnie nie ma potrzeby szukania substytutu. Początek sezonu Fortuna 1. Ligi pokazał, że Klimczak wyrasta na kluczową, ale nieco schowaną za plecami Pirulo, Corrala czy Malarza, postać zespołu.
ŁKS w sezonie ligowym w trzech meczach strzelił dziewięć goli, z czego na trzy z nich bezpośredni wpływ miał Klimczak. Dwie asysty i gol w derbowym starciu z Widzewem. Co by nie mówić, jak na obrońcę wynik bardzo dobry. A mówimy tu jedynie o jego bezpośrednim wpływie na zdobycz bramkową Łódzkiego Klubu Sportowego. Pośrednio lewy obrońca „Rycerzy Wiosny” miał jeszcze większy wpływ na grę drużyny Wojciecha Stawowego.
Ale po kolei. ŁKS na otwarcie pokonał na wyjeździe Odrę Opole i już tam Klimczak miał swój bardzo duży wkład w zwycięstwo. Przy pierwszym trafieniu, bardzo mądrze podłączając się do akcji lewą stroną, stworzył przestrzeń dla Ratajczyka i Trąbki, którzy mogli spokojnie rozegrać dwójkową akcję zakończoną golem zza pola karnego.
Gol na 4:0 to już popis Klimczaka, jeśli chodzi o przegląd pola. Doskonałe prostopadłe podanie z lewej strony w kierunku Sekulskiego, które – być może nawet w większym stopniu niż samo wykończenie – przyczyniło się do strzelenia przez napastnika ŁKS-u zamykającej wynik bramki. Krótko: majstersztyk.
Zresztą te przeszywające podania to w 1. lidze już znak rozpoznawczy lewego defensora Łódzkiego Klubu Sportowego. W meczu ze Stomilem dwukrotnie obsłużył nimi Samu Corrala – w pierwszym przypadku strzał Hiszpan odbił bramkarz gości, w drugim już nikt nie był w stanie przeszkodzić. Corral strzelił swojego drugiego gola w lidze, a Klimczak dołożył drugą ligową asystę.
No i wczorajszy creme de la creme. Pierwsza bramka w barwach Łódzkiego Klubu Sportowego zdobyta na stadionie Widzewa. Bezbłędne podłączenie się do akcji, wykorzystanie niewłaściwego ustawienia defensorów i bardzo mocny strzał dający drugiego gola „Rycerzom Wiosny”. Znakomite zwieńczenie świetnego początku sezonu w wykonaniu lewego obrońcy ŁKS-u.
Przy wszystkich zaletach Klimczaka w ofensywie nie można zapomnieć także o tym, że ŁKS dalej nie stracił w lidze żadnego gola. I do tego walnie przyczynił się też lewy obrońca. Właściwe ustawianie się, w razie potrzeby asekuracja środkowych obrońców i bardzo dobre radzenie sobie w większości sytuacji bez większej pomocy w grze defensywnej ze strony Adama Ratajczyka, którego zadania głównie koncentrują się na budowaniu akcji łodzian aniżeli przerywaniu poczynań rywala.
Bilans 9:0, pierwsze miejsce w ligowej tabeli, pewnie wygrane 65. dDerby Łodzi. Dla kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego ostatni czas to sielanka i eldorado, przepełniony w zasadzie samymi pozytywnymi wydarzeniami. Jan Sobociński wraca do swojej dawnej świetnej dyspozycji, duet Corrulo (Corral – Pirulo) zachwyca i gwarantuje kolejne gole, a bramkę szczelnie muruje Arkadiusz Malarz. I krok za nimi stojący Klimczak, któremu często szczędzi się pochwał, a bez którego ŁKS nie byłby obecnie w tym miejscu, w którym jest.