Historia o pewnym zaufaniu, które wtorkowego wieczoru zostało odpłacone. W roli głównej Divock Origi


Jurgen Klopp po raz kolejny udowodnił, że kluczowym elementem w prowadzeniu drużyny jest zaufanie

9 maja 2019 Historia o pewnym zaufaniu, które wtorkowego wieczoru zostało odpłacone. W roli głównej Divock Origi
theanfieldwrap.com

Bez wątpienia jednym z bohaterów wczorajszego wieczoru na Anfield był Divock Origi. Belg wpisał się dwukrotnie na listę strzelców, czym znacznie przyczynił się do awansu "The Reds". Miejsce w wyjściowej jedenastce na rewanżowe spotkanie z Barceloną Origi zawdzięcza wyłącznie absencji Roberto Firmino. Ostatecznie jednak zaufanie, którym obdarzył 24-latka Jurgen Klopp, zostało w pełni odpłacone.


Udostępnij na Udostępnij na

Wczorajsze spotkanie Liverpoolu z Barceloną zaskoczyło chyba wszystkich kibiców na całym świecie. My myślami ciągle wracamy do tego meczu i wyciągamy kolejne wnioski. Czas zastanowić się nad postacią Divocka Origiego, który miał kluczowy wpływ na rozstrzygnięcie rywalizacji z „Blaugraną”.

Obiekt nie do końca pożądany

Divock Origi zeszły sezon spędził na wypożyczeniu w drużynie VfL Wolfsburg. W barwach niemieckiej ekipy wystąpił 36 spotkaniach. Belg zdobył przy tym siedem goli i zaliczył trzy asysty. Ilość rozegranych spotkań na niemieckich boiskach prezentuje się naprawdę dobrze. Co do ilości zdobytych goli i asyst, można dyskutować.

Po zakończeniu sezonu 2017/2018 belgijski napastnik wrócił do Liverpoolu, z którego był wówczas wypożyczony. Po powrocie na Anfield Road sytuacja 24-latka wydawała się być dość skomplikowana. Media nieustannie spekulowały o potencjalnej przyszłości Origiego. Do samego zakończenia letniego okna transferowego nie było wiadomo, co ostatecznie stanie się ze snajperem „The Reds”. Jak wiadomo, jego wypożyczenie do Wolfsburga rok wcześniej zostało ogłoszone dosłownie w ostatniej chwili.

Dni okienka nieustannie mijały. Zainteresowanie Belgiem co rusz okazywały poszczególne marki. Jedną z nich była Borussia Dortmund, ale ostatecznie zdecydowała się sprowadzenie Paco Alcacera. Wówczas, coraz częściej mówiło się, że Divock Origi podczas rozpoczynającej się kampanii ligowej będzie reprezentował barwy Liverpoolu.

Nie ma sukcesów bez zaufania

Zasługi w pozostaniu 24-latka na Anfield miał Jurgen Klopp. Szkoleniowiec „The Reds” koniecznie potrzebował poszerzenia kadry swojego zespołu. To właśnie szerokość wspomnianej kadry pojawiały się najczęściej podczas wyszczególniania problemów angielskiej drużyny.

Pozostanie na Wyspach wcale nie oznaczało dla Belga regularnych występów. Sporej rzeszy ludzi wydawało się, że Origi będzie dopiero trzeci w kolejce do gry na pozycji napastnika. W końcu w drużynie pozostał również bardziej doświadczony Daniel Sturridge, co nie było dobrą wiadomością dla bohatera dzisiejszego tekstu.

Niemiecki szkoleniowiec miał na tę dwójkę trochę inny plan i postanowił obu dać szansę na pokazanie swoich umiejętności. Tę zdecydowanie lepiej wykorzystał 24-latek, który w pewnym sensie stał się szczęśliwym „talizmanem” Kloppa. Divock Origi nie był jednak jedynym piłkarzem, którego były szkoleniowiec Borussii obdarzył swoim zaufaniem.

Dostał je również Georginio Wijnaldum, o którego wyjeździe z Anglii dość często wspominano podczas trwania letniego okienka transferowego. Najczęściej w kwestii Holendra wskazywany był kierunek turecki. Wijnaldum jednak podobnie jak Origi został na Anfield i decyzji tej żałować nie może. Jeśli chcecie przeczytać więcej o jednym z wczorajszych bohaterów „The Reds”, to zapraszamy tutaj.

Jak wiemy, obaj przesądzili wczoraj o losach półfinałowej rywalizacji z Barceloną. My skupmy się jednak na postaci belgijskiego napastnika. Właściwie ukąsił on „Dumę Katalonii” dwa razy, otwierając i ustalając wynik spotkania. O statystykach Origiego z tego meczu jeszcze wspomnimy, nie ulega jednak wątpliwości, że był on jednym z głównych architektów wczorajszego triumfu.

Człowiek od zadań specjalnych

Dotychczas za prawie każdym razem, kiedy 24-latek wchodził na boisko, miał niebagatelny wpływ na ostateczne losy spotkania. W zespole Kloppa jest on swego rodzaju człowiekiem od zadań specjalnych. W ostatnim czasie to właśnie jego gole pozwalały Liverpoolowi na łapanie oddechu.

Tak było przykładowo w sobotnim spotkaniu przeciwko Newcastle. Wówczas Liverpool odniósł arcyważne zwycięstwo, które pozwoliło im pozostać w walce o mistrzostwo Anglii. Nie obyło się jednak bez problemów. Do 85. minuty na tablicy wyników widniał remis, który mógłby przekreślić szanse na triumf na krajowym podwórku. Sprawy w swoje ręce musiał wziąć wówczas Divock Origi. W samej końcówce strzelił on kluczowego gola i ostatecznie wyrwał trzy punkty dla swojego zespołu. Co ciekawe, Belg pojawił się na boisku niecały kwadrans wcześniej.

Nie inaczej było z „Blaugraną”. 24-latek przystąpił do tego spotkania w roli zastępcy Roberto Firmino, który z powodu urazu musiał je opuścić. Wiele osób spekulowało, że pod nieobecność wspomnianego Firmino i swojej największej gwiazdy, czyli Mo Salaha szanse Liverpoolu na awans do finału są wręcz znikome. Nic bardziej mylnego. Pałeczkę przejęli inni piłkarze „The Reds”, na czele z Origim.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze