Divock Origi – legenda w cieniu gwiazd


Ile Origi znaczy dla Liverpoolu i co może wnieść do AC Milan?

5 lipca 2022 Divock Origi – legenda w cieniu gwiazd
theanfieldwrap.com

Dokładnie 1 lipca 2022 r. Divock Origi opuścił Liverpool, ponieważ jego kontrakt z wicemistrzem Anglii dobiegł końca. Kilka plotek było, natomiast zawsze na pierwszym planie był jeden zespół. Nową drużyną Belga został włoski AC Milan, który cierpiał na brak skutecznego, a zarazem nieco młodszego od Oliviera Girouda czy Zlatana Ibrahimovicia napastnika.


Udostępnij na Udostępnij na

Początki piłkarskich karier często bywają bardzo wyboiste. Raz presja otoczenia przeszkadza w realizowaniu celu, a czasem negatywny wpływ innych jest dla „raczkującego” zawodnika czymś destrukcyjnym. Akurat w przypadku głównego bohatera artykułu tak nie było. W końcu jego ojciec Mike i starszy kuzyn Arnold byli piłkarzami, więc z góry można założyć, że miał godne warunki do rozwoju w tym zakresie. Może nie zrobili oni takiej kariery jak Divock, natomiast z pewnością od najmłodszych lat mieli ogromny wpływ na jego kształtowanie pod tym kątem.

Jest to tylko teoria, natomiast spokojnie można w nią uwierzyć. Jego rzetelne podejście do pracy było widoczne gołym okiem już w latach nastoletnich. W wieku 15 lat w końcu nie przez przypadek Divock Origi został wyciągnięty ze szkółki belgijskiego Genku do Lille OSC.

Perełka Lille

Po przenosinach do młodzieżówki Lille Divock Origi nie zaginął jak duża część młodych piłkarzy, a wręcz przeciwnie. Wspinał się po wszystkich szczeblach wiekowych w klubie, przewyższając swoich rówieśników pod wieloma względami. Dochodziło nawet do tego, że Belg kenijskiego pochodzenia grał ze starszymi od siebie, aby wyrównać poziom. Potencjał, który w nim tkwił, był olbrzymi, co wielokrotnie tam udowodniał.

Pierwszym przełomowym momentem w karierze Origiego okazał się debiut w seniorskiej drużynie. Miał wówczas 17 lat i 10 miesięcy. Ówczesny trener Lille dał mu szansę na zaistnienie w meczu z Troyes, wpuszczając go na ostatnie sześć minut meczu. Co się stało? Oczywiście padł gol jego autorstwa! Tym kupił sobie sympatię kibiców, a po czasie zaufanie trenera. W pewnym momencie stał się już etatową postacią „Les Dogues”.

Choć przygoda z pierwszym zespołem Lille była piękna i ważna dla całej kariery głównego bohatera artykułu, nie trwała ona długo. Divock Origi pragnął rozwoju, więc zaraz po udanych dla siebie mistrzostwach świata 2014, na których nawet zdobył ważną bramkę w meczu z USA, postanowił zamienić Lille na angielski Liverpool. Na debiut w „The Reds” musiał jednak chwilę poczekać. Od razu został bowiem wypożyczony do klubu, z którego przychodził. Tym przedłużonym we Francji pobytem tylko potwierdził swoje niebagatelne umiejętności strzeleckie. Licząc wszystkie 86 występów Belga w tym klubie, zaliczył on 16 trafień i pięć razy asystował. Jak na 20 lat na karku wynik nie najgorszy.

Za wcześnie na giganta…

Do momentu przejścia z Lille do Liverpoolu wszystko szło niemal perfekcyjnie. Znakomite występy na poziomie Ligue 1, debiut w kadrze i dobry turniej reprezentacyjny. Wisienką na torcie był zasłużony transfer do jednego z największych klubów w Premier League. Przy tym ostatnim punkcie się zatrzymajmy. Czy dało się wybrać lepiej z perspektywy Origiego? Kilka solidnych marek biło się o Belga, jednak ten postawił na największą – nie na szansę regularnej gry, która dla młodych zawodników powinna być sprawą priorytetową.

Przenosiny tam wtedy okazały się wielkim błędem. Być może gdyby trafił tam później, owoce jego pobytu byłyby lepsze. Liverpool na tamten moment był dla niego zbyt wysokim koniem. Origi trafił do klubu, w którym konkurencja na jego pozycji była olbrzymia, a co za tym idzie, występów też było mniej. Roberto Firmino, Daniel Sturridge, Christian Benteke, Danny Ings – to ci gracze rywalizowali w pierwszym pełnym sezonie Origiego w Liverpoolu o wyjściową jedenastkę.

To nie mogło się udać, co tylko potwierdziło się później na boisku… Rozgrywki 2015/2016 ogólnie nie były udane dla „The Reds”. W Premier League zajęli bardzo odległe ósme miejsce, co rzecz jasna oznaczało brak gry w europejskich pucharach w kolejnym sezonie. Nie uratowali się też zwycięstwem w Lidze Europy. Odpadli w półfinale z późniejszym triumfatorem – Sevillą. Jedną z twarzy tego mizernego Liverpoolu był właśnie Divock Origi.

Problemy Origiego

Olbrzymim problemem Divocka Origiego była jego forma, która z jakąkolwiek stabilizacją miała niewiele wspólnego. Oczywiście dobre spotkania mu się zdarzały. Naprawdę był to piłkarz, który momentami potrafił podnosić poziom Liverpoolu. Niestety tylko momentami. W dłuższej perspektywie wnosił bardzo mało jakości, czego bolesnym potwierdzeniem było kompletnie nieudane wypożyczenie do Wolfsburga. W Niemczech odbił się od ściany. Pewnie gdyby nie to, że jego konkurenci z Liverpoolu w większości również nie spełnili oczekiwań, Belga już dawno nie byłoby w klubie.

Na nietrwałą formę wpływ mogła mieć między innymi wysoka podatność na wszelkiego rodzaju kontuzje. Kiedy Origi nawet wchodził na swój szczytowy poziom, zaraz przez jakiś nieszczęśliwy uraz musiał pogodzić się z obniżką formy. Działo się to niestety dość cyklicznie. Łącznie opuścił przez to aż 36 meczów!

Na tym jednak nie koniec kłopotów, z jakimi musiał się on borykać. O ile sam Juergen Klopp zawsze pozytywnie wypowiadał się o swoim już byłym podopiecznym, o tyle trudno nie odnieść wrażenia, że niemiecki szkoleniowiec od dłuższego czasu planował, że Origi pójdzie w odstawkę. Odkąd zbawca Mainz czy Borussii Dortmund przyszedł na Anfield, sukcesywnie pozbywa się piłkarzy ze starego projektu Brendana Rodgersa. Widocznie przyszedł czas i na Origiego.

Nie są to puste słowa. Tę tezę potwierdzają ostatnie ruchy. Na „dziewiątkę” został kupiony Diogo Jota, a ostatnio Darwin Nunez. Ewentualna dziura została załatana, więc wydaje się, że już od dłuższego czasu menadżer „The Reds” myślał o odejściu już niepotrzebnego w jego układance zawodnika. Co więcej, nawet gdy były braki kadrowe, a Divock Origi był dostępny, Klopp często wolał przesunąć zawodnika z innej pozycji, zamiast postawić na nominalnego środkowego napastnika w postaci Belga.

Konkurencja była duża, gdy przychodził Divock Origi, natomiast fakty są takie, że z roku na rok rywalizacja w Liverpoolu jest coraz większa. To logiczne przy tak prężnie rozwijającym się od kilku lat projekcie. Niestety Belg już dawno wypadł z obiegu. Przerost ambicji nad umiejętnościami? Tak można określić podejście Divocka Origiego. Trudno powiedzieć, czy odpowiadała mu rola wiecznego rezerwowego, natomiast sądząc po jego wypowiedziach, można rzec, iż ten cały czas wierzył w odwrócenie kart:

Nigdy nie kryłem moich ambicji. Mam zamiar zostać ważną postacią w drużynie i wierzę, że poprzez ciężką pracę niedługo mi się to uda. Mimo młodego wieku posiadam wiarę w swoje umiejętności i wiem, ile jestem w stanie wnieść do zespołu – mówił Belg we wrześniu 2016 roku.

– Wiele razy po zakończonym meczu miałem wrażenie, że nie pokazałem pełni swoich możliwości, że powinienem był zrobić więcej. Oczywiście, wiele muszę jeszcze poprawić – dodawał w czerwcu 2018 roku.

Jak widać, jego podejście na przestrzeni czasu szczególnie się nie zmieniało. Ambicja jest cenną cechą. Nawet bardzo. Nie powinno się jednak być przesadnym optymistą. Można odnieść wrażenie, iż czasem Divockowi Origiemu brakowało racjonalnego myślenia i szczerości wobec samego siebie. Gdy w 2019 roku pojawiła się na stole oferta z Wolverhampton, Origi postanowił ją odrzucić i podpisać nowy kontrakt z „The Reds”, aby walczyć o pierwszy skład i zmienić układ już ikonicznego tria Mane – Firmino – Salah. Tego rzecz jasna nie udało mu się dokonać.

Czy teraz może żałować pozostania na dłużej w Liverpoolu? No trochę tak. Odszedłby po sezonie, w którym wygrał Ligę Mistrzów, dzięki czemu byłby pożegnany jak bohater. To tylko gdybanie, ale dziś pewnie moglibyśmy mówić o jego piłkarskim rozwoju. A tak zagrał zaledwie 2626 minut przez trzy sezony, trafiając w pewnym momencie na margines napastników Liverpoolu.

As Liverpoolu

Skoro Divock Origi nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań, dlaczego wiele osób określa go mianem legendy Liverpoolu? Belg nie sprawdził się jako zawodnik pierwszego składu, natomiast stanowił dla Kloppa idealną opcję do wprowadzenia na boisko. Jest to typ piłkarza, który może być cały czas niewidoczny, jednak ma cechy prawdziwego lisa pola karnego. Przede wszystkim potrafi jak nikt inny czekać na piłkę. On zawsze wie, jak znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Jego istotne gole po wejściu z ławki można wymieniać i wymieniać. Postać niezwykle ważna w nowej historii klubu z Anfield.

Warto podkreślić, iż większość istotnych wydarzeń z udziałem tego zawodnika działa się po jego wejściu z ławki. 27-latek jest w ogóle bardzo ciekawym zjawiskiem. Nawet statystyk nie ma zbyt dobrych. Przecież wynik 41 goli w 175 meczach to coś, co samo w sobie wygląda mizernie, patrząc dodatkowo na to, że jednak jest on środkowym napastnikiem i gra w Liverpoolu. Optyka zmienia się, gdy popatrzymy szerzej na wagę tych trafień. Liczby można zliczyć, ale radości, jaką sprawił kibicom „The Reds” na przestrzeni lat, już niezbyt.

Co Divock Origi może wnieść do AC Milan?

Origi w Liverpoolu to już przeszłość. W czerwonej koszulce jednak z pewnością jeszcze zagra. Tym razem w AC Milan. Mistrz Włoch skorzystał z okazji i wyciągnął bez dodatkowej opłaty zawodnika, któremu kończył się kontrakt. Choć zarówno Zlatan Ibrahimović, jak i Olivier Giroud są postaciami, które bardzo dobrze się sprawują, ekipa z Mediolanu dalej potrzebowała skutecznego napastnika, który będzie większym gwarantem regularnej gry. Bywało w tym sezonie tak, że wcześniej wspomniany Szwed i Francuz wypadli, przez co Stefano Pioli był zmuszony do przesunięcia kogoś na „dziewiątkę”. Ten transfer między innymi ma dać w tym aspekcie należyty spokój.

AC Milan, mimo że ma za sobą świetny, bo jednak mistrzowski sezon, ciągle boryka się z jednym poważnym problemem. Małą liczbą bramek. Pioli stworzył genialny defensywny kolektyw, czego już nie można powiedzieć o ataku. Inter ma błyskotliwego Martineza, Napoli niezwykle skutecznego Osimhena, Juventus przyszłościowego, ale już jakościowego Vlahovicia, a Lazio jak zwykle klasowego Immobile. Czym może pochwalić się z przodu zespół „Rossonerich”?

Nic im nie odbierając, liczby mówią same za siebie. Jest fantastyczny w ostatnich rozgrywkach Leao, wcześniej wspomniani Giroud i Zlatan, a poza tym raczej przeciętniaki. Origi nigdy nie miał niewyobrażalnie dużej liczby bramek, natomiast też trudno było mu zawsze wywalczyć pierwszy skład. Tak naprawdę dopiero w Mediolanie będzie miał szansę, aby pokazać pełen wachlarz swoich umiejętności.

Divock Origi ma praktycznie wszystko, aby zaistnieć w Milanie i zostać ważną postacią w Serie A. Czemu praktycznie? Jeżeli dopisze mu zdrowie, wszystko powinno być dobrze. Warunki fizyczne Belga są skrojone pod Włochy, a sama konkurencja, która w ekipie „The Reds” była wielkim utrapieniem, tu wbrew pozorom jest bardzo niewielka.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze