Miłość na linii Diego Costa – Diego Simeone ostatnimi czasy była wystawiona na poważną próbę. Słaba forma 30-latka, a także trudny charakter sprawiły, że „Rojiblancos” zaczęli rozglądać się za innymi opcjami w ataku. Na Wanda Metropolitano sprowadzono więc Joao Feliksa oraz Alvaro Moratę za kolosalną kwotę 182 mln euro. Zainteresowanie usługami Diego Costy wyraziły już ponoć Everton oraz Wolverhampton. Być może powrót do Anglii jest dokładnie tym, czego Brazylijczykowi z hiszpańskim paszportem potrzeba teraz najbardziej.
Costa zapewne chciałby wrócić do momentu w swojej karierze, gdy w Atletico Madryt był absolutnie kochany. Mowa tu oczywiście o sezonie 2013/2014, kiedy razem z Davidem Villą stworzyli zabójczy duet zwieńczony mistrzostwem Hiszpanii. Wtedy Diego zdobył 27 bramek tylko w samej La Liga, dzięki czemu stał się łakomym kąskiem na rynku transferowym. Imponował wtedy swoją siłą fizyczną, zadziornością oraz doskonałym wykończeniem. To był ten typ piłkarza, którego uwielbiasz mieć w swojej drużynie, ale przeciwko któremu absolutnie nienawidzisz grać. Takie portfolio spodobało się Chelsea, która postanowiła wykupić zawodnika za 38 mln euro.
W Londynie Costa ponownie oczarował lokalnych kibiców, a fani na Stamford Bridge regularnie śpiewali jego nazwisko. W barwach Chelsea zdobył 58 bramek i 24 asysty w 120 meczach, czym walnie przyczynił się m.in. do dwóch mistrzostw Premier League. Dziś niektórzy fani „The Blues” wspominają jego pobyt w Londynie lepiej niż nawet Didiera Drogbę. Niestety dla piłkarza popadł on w ostry konflikt z Antonio Conte, a ich wzajemne przepychanki dostarczały cennej pożywki dla angielskich mediów. Wkrótce potem dowiedzieliśmy się na przykład, że Włoch poinformował swojego napastnika SMS-em, iż nie uwzględnia go w swoich planach na kolejny sezon. Zirytowany Costa postanowił wrócić do Atletico, które musiało wyłożyć na niego aż 57 mln funtów. Jednakże druga przygoda z „Rojiblancos” nie jest jak dotąd tak udana.
68 – Diego Costa was involved in 68 goals in 89 Premier League appearances for Chelsea between 2014 and 2017 (52 goals, 16 assists) and is one of only two players in Premier League history to score in his first four games in the competition, along with Mick Quinn in 1992. Return? pic.twitter.com/wuBJQmpLuD
— OptaJoe (@OptaJoe) July 10, 2019
Brak liczb, kontuzje i Camp Nou
Po powrocie z Chelsea Costa rozegrał kolejne dwa sezony w barwach Atletico. Dwa sezony, które nie przyniosły wiele bramek, za to obfitowały w długie kontuzje i coraz bardziej irytujące zachowanie 30-latka. Starczy powiedzieć, że w tym okresie Diego wystąpił w zaledwie 31 ligowych meczach, w których zdobył aż pięć (!) bramek. Spadek do 1114 ligowych minut z poprzedniej kampanii w porównaniu z 3090 z ostatniego sezonu w Chelsea musi robić wrażenie. Duży wpływ na tak dramatyczny ubytek liczb miały kontuzje. Costa bowiem zmagał się aż z sześcioma urazami w trakcie ubiegłej kampanii, m.in. ścięgna podkolanowego, stopy czy różnymi uszkodzeniami mięśni. Jednak nawet gdy był już na boisku, rzadko przekładało się to na pozytywny wynik. Atletico wygrało bowiem 70% meczów bez Diego, a z nim tylko 43%.
Czara goryczy przelała się jednak 6 kwietnia 2019 roku, gdy Atletico przyjechało na Camp Nou, pozostając jeszcze wtedy w walce o mistrzostwo Hiszpanii. Podopieczni Simeone trzymali się nieźle do momentu, gdy Costa zobaczył czerwoną kartkę za obraźliwe komentarze w kierunku arbitra. Grając w osłabieniu, drużyna z Madrytu dała sobie wbić dwa gole, tracąc ostatecznie szansę na tytuł. Piłkarz został zawieszony na osiem kolejnych spotkań, a Diego Simeone z trudem powstrzymywał publiczne okazywanie frustracji. Napastnik, który miał jeszcze długo stanowić o sile zespołu, nagle stał się piątym kołem u wozu.
After Diego Costa's Camp Nou red card, @AS_Relano says there's no excuse for that type of behaviour
…but says it also highlights the imbalance of punishment for Barça players
📝https://t.co/IUfjLrgdjm pic.twitter.com/wS8aurso4W
— AS USA (@English_AS) April 8, 2019
Nowe rozdanie w ataku Atletico?
Paradoksalnie sprzedaż Griezmanna wcale nie poprawiła sytuacji Brazylijczyka w obliczu zbliżającego się sezonu. Duet Costa–Griezmann znany był z doskonałego rozumienia się na boisku i wzajemnej współpracy. Diego grał najlepiej, gdy mógł pełnić funkcję tzw. hold-up strikera, przyjmując rywala na plecy i otwierając korytarz dla Francuza. Jednakże wraz z zakupem Feliksa oraz Moraty może się okazać, że Costa nie będzie już pierwszym wyborem Diego Simeone.
Wydając górę pieniędzy na duet Joao Felix–Alvaro Morata, Argentyńczyk najprawdopodobniej w nich widzi swoją podstawową dwójkę snajperów. I o ile obecność młodego Portugalczyka niekoniecznie wadzi Diego Coście, o tyle Morata wydaje się na ten moment pewniakiem do pierwszego składu. Alvaro jest młodszy, mniej podatny na kontuzje, a także sprawia mniej problemów pozaboiskowych. Jego dobre wejście w poprzednim sezonie pozwala sądzić, że będzie on regularnie dostarczał goli na Wanda Metropolitano.
Istnieje jednak możliwość, że Simeone zmieści całą tę trójkę na boisku, co pokazał pierwszy meczu presezonu przeciwko Numancii. Trener Atletico postawił na duet Costa–Morata w ataku, za to Felix był ustawiony na prawej pomocy. Trudno jednak uwierzyć w to, że takie ustawienie będzie stosowane w najważniejszych meczach sezonu. Simeone dał się już poznać jako trener, który przede wszystkim troszczy się o defensywę. No chyba że Argentyńczyk widzi w Feliksie zawodnika w typie Koke’a, który będąc ustawiony na boku pomocy, odgrywa tak naprawdę rolę piłkarza box-to-box. Jednakże na ten moment jest zbyt wcześnie, by móc przewidzieć końcowy zamysł Simeone.
Just like in training this week, Simeone goes with Joao Félix, Morata AND Costa in Atleti's first pre-season friendly https://t.co/vvz0SjGp5E
— The Spanish Football Podcast (@tsf_podcast) July 20, 2019
Kierunek Everton?
Załóżmy, że Costa jednak odejdzie z Atletico. Dwa lata temu „Rojiblancos” zapłacili Chelsea aż 57 mln funtów, więc pewnie chcieliby uzyskać choć część tej kwoty z powrotem. Tu na ratunek mogą przyjść bogate kluby angielskie, a konkretniej Everton. Media na Wyspach rozpisują się na temat możliwych przenosin 30-latka na Goodison Park, bo tam ktoś taki pasowałby idealnie. „The Toffees” ciągle nie poradzili sobie ze stratą Romelu Lukaku, który był ich taranem i wojownikiem w linii ataku. Od momentu odejścia Belga w klubie brakuje napastnika z prawdziwego zdarzenia. Transfer Cenka Tosuna całkowicie nie wypalił, a Calwert-Lewin wydaje się jeszcze nie do końca gotowy do roli podstawowego goleadora. Przybycie Costy oznaczałoby gigantyczne wzmocnienie drużyny Marco Silvy i być może kluczowy w walce o miano „The best of the rest” w Premier League. Podobnego zdania jest Danny Mills, były reprezentant Anglii:
On byłby wspaniały w Evertonie, nie mam wątpliwości. Costa pasowałby do każdego klubu, ale moim zdaniem piłkarze Evertonu wyjątkowo dobrze by z nim współpracowali.
Chociaż zamiana Atletico Madryt na Everton musi być zaliczana jako duży piłkarski zjazd, być może właśnie takiego klubu potrzeba Diego Coście do odbudowy najlepszej formy. Wszystkie topowe kluby mają już zapełniony wakat na pozycji nr 9, zatem agent piłkarza musiałby szukać zespołów drugiej kategorii takich jak „The Toffees”. Jest to jednak drużyna z ambicjami, a przecież sam fakt gry w niezwykle medialnej Premier League mógłby pomóc Coście wrócić na szczyt. Pytanie tylko, czy Everton rzeczywiście będzie skłonny wyłożyć grube miliony na transfer 30-letniego napastnika z historią kontuzji, a przecież pozostaje jeszcze kwestia wysokich zarobków zawodnika (8,5 mln euro rocznie).
Diego Costa w Wolverhampton, a może… we Flamengo?
Brytyjska prasa umieszcza także Costę w ekipie Nuno Espirito Santo, choć ten kierunek wydaje się mniej prawdopodobny niż Everton. Drużyna z Molineux Stadium dopiero co wykupiła Raula Jimeneza z Benfiki za 38 mln euro i to on będzie główną strzelbą „Wilków” na nadchodzący sezon. Poza tym Espirito Santo jest znany z tego, że bardzo mało rotuje swoimi zawodnikami, więc trudno doszukiwać się tu większej liczby minut dla Costy. Choć trzeba przyznać, że obecność 30-latka w i tak już mocnej ekipie „Wolves” mogłaby dodać im kolejnych argumentów do spełniania ich wysokich ambicji.
Jeszcze bardziej abstrakcyjne wydają się doniesienia ESPN, które widzą możliwość powrotu Costy do Brazylii. Usługami napastnika ma być zainteresowane Flamengo, które w tym okienku zamierza kupić nowego snajpera. Do Madrytu mieli pofatygować się nawet Marcos Braz i Bruno Spindel, czyli wysoko postawione persony w klubie. Na przeszkodzie może ponownie stanąć gaża zawodnika, gdyż „Szkarłatno-czarni” raczej nie będą w stanie sprostać wysokim wymaganiom piłkarza. Taki transfer jest jednak o tyle mało prawdopodobny, że Costa miałby przed sobą spokojnie dwa, może trzy lata gry na najwyższym poziomie. Rezygnacja z poważnej piłki i wybór brazylijskich boisk jakoś kłóci się z zaciętym i zawsze gotowym na rywalizację charakterem Costy.
***
Niezależnie od tego, jaki klub Diego Costa będzie reprezentować w kolejnym sezonie, jedno można powiedzieć – Brazylijczyk stoi prawdopodobnie przed ostatnią szansą w karierze, by spróbować odbudować niegdyś wielką formę. Costa pojedynczymi przebłyskami pokazywał, że nadal ma gigantyczne umiejętności, ale na przeszkodzie może stanąć jego głowa. Jeśli 30-latek odrzuci na bok niesubordynację i skupi się tylko na futbolu, jego drużyna z powrotem będzie miała z niego wielki pożytek. Pytanie tylko, czy nastąpi to u boku Diego Simeone, który mógł rozczarować się postawą zawodnika w poprzednim sezonie.