Demolka PSV, remisy Bordeaux i Trabzonsporu


23 sierpnia 2012 Demolka PSV, remisy Bordeaux i Trabzonsporu

PSV zdemolowało w meczu wyjazdowym czarnogórską Zetę 5:0, francuskie Bordeaux zremisowało bezbramkowo z dobrze zorganizowaną w obronie Crveną Zvezdą, natomiast turecki Trabzonspor nieoczekiwanie zremisował na własnym stadionie z węgierskim Videotonem.


Udostępnij na Udostępnij na

Trabzonspor – Videoton 0:0 (0:0) 

Od początku spotkania inicjatywę przejęli gospodarze, którzy nieustannie ostrzeliwali bramkę wicemistrza Węgier. Piłkarze Paulo Sousy ograniczali się jedynie do kontr, z których jednak niewiele wynikało. W ciągu pierwszych dziesięciu minut dwukrotnie z rzutu wolnego próbował Colman. W 15. minucie w dogodnej sytuacji znalazł się Altintop, ale jego strzał zablokowali obrońcy Videotonu. Chwilę później próbował Volkan Sen, lecz jego uderzenie przeszło obok bramki.

Kibice Trabzonsporu
Kibice Trabzonsporu (fot. trabzongecegunduz.com)

Kolejne fragmenty gry to dużo niedokładnych podań w środkowej strefie boiska. Po pół godzinie gry do głosu zaczęli dochodzić węgierscy piłkarze, którzy w tegorocznej edycji zostawili na rozkładzie takie zespoły jak Slovan Bratysława czy belgijski Gent. Najpierw Filipe Oliveira był na minimalnym spalonym, a kilka chwil później niewiele pomylił się Torghelle.

W 35. minucie z rzutu wolnego próbował Sapara. Również niecelnie. Mimo optycznej przewagi na boisku trzeci zespół ubiegłego sezonu tureckiej Süper Lig nie potrafił udokumentować tego bramką. Pod koniec pierwszej połowy urazu doznał Volkan Sen i opuścił boisko. Nieuwaga obrońców tureckiej ekipy mogła skończyć się bramką dla przyjezdnych. Swojej szansy ze stałego fragmentu gry nie wykorzystał jednak Brachi. W ostatniej minucie pierwszej połowy próbował jeszcze Stopira, ale nie udało mi się pokonać Kivraka. W odpowiedzi uderzał Altintop, ale także bez efektu.

W drugiej połowie na pierwszy strzał czekaliśmy do 54. minuty. Z kilkunastu metrów próbował Alanzinho. Niestety dla niego i kolegów z Trabzonsporu niecelnie. Napór gospodarzy trwał i kilka minut później oglądaliśmy mocne uderzenie Bamby. W 61. minucie spotkania strzał oddali goście. Mitrović dośrodkowuje z rzutu rożnego, lecz kapitan Videotonu, Sandor, uderza niecelnie. Chwilę później w dobrej sytuacji znalazł się Adin, ale nieczysto trafił w piłkę i z akcji Turków niewiele wyszło.

Cios za cios. Oliveira popisał się dobrym uderzeniem, ale Kivrak był na posterunku. W 71. minucie Brachi ponownie spróbował zaskoczyć bramkarza rywali z rzutu wolnego. Kiedy zostaje kwadrans do końca spotkania, trenerzy stawiają wszystko na jedną kartę i dokonują roszad w składach. Role się odwróciły. W ostatnich minutach przeważa Videoton, a Trabzonspor kontruje. Turcy uspokoili nieco grę i na przestrzeni kilku minut trzy razy oddali niezłe strzały: najpierw Adin, a następnie dwukrotnie Altintop. W końcówce Węgrzy zwęszyli szansę i rzucili wszystkie siły do ataku. Najpierw uderzeniem popisał się wprowadzony kilka chwil wcześniej Nikolić, a następnie już w doliczonym czasie gry Balufo. Żaden z nich jednak nie trafił i kolejna niespodzianka z udziałem piłkarzy Videotonu stała się faktem.

Crvena Zvezda Belgrad – Girondins Bordeaux 0:0 (0:0) 

W kolejnym meczu wicemistrz Serbii, Crvena Zvezda Belgrad, podejmował piątą drużynę ubiegłego sezonu Ligue 1 – Girondins Bordeaux. Serbowie najwyraźniej chcieli wykorzystać atut własnego boiska, bo od początku grali wysokim pressingiem. W 7. minucie próbował Vesović, a chwilę później Lazović. W 16. minucie ponownie znakomicie na pozycję wyszedł Lazović, ale jego uderzenie było bardzo słabej jakości. Bordeaux ograniczało się do pojedynczych zrywów i gry z kontry. Gdy wyszaleli się gospodarze, Francuzi zorganizowali kilka składnych akcji, ale brakowało im wykończenia.

Swoich sił próbował z rzutu wolnego także Ludovic Obraniak, ale jego strzał był minimalnie niecelny. W 29. minucie kolejna niezła akcja gości i znów Obraniak, ale ponownie zabrakło precyzji. W odpowiedzi Dimitrijević. W 36. minucie spotkania bardzo dobrą sytuację dla Crvenej Zvezdy zmarnował Lazović, ale to bardziej zasługa bramkarza Bordeaux, Carrasso, niż braku umiejętności serbskiego pomocnika. Końcowe fragmenty pierwszej części gry kontrolowali przyjezdni. Ben Khalfallah w 40. minucie uderzył z dystansu, ale obrońcy serbskiego klubu bez problemów go zablokowali. Swojej szansy szukał jeszcze Gouffran, został jednak złapany na spalonym.

Podobnie jak pierwszą połowę tak i drugą lepiej zaczęli gospodarze. W 47. minucie z rzutu wolnego uderzał Mikić. Po kilku minutach znów jednak do głosu zaczęli dochodzić gracze Bordeaux. Ben Khalfallah dobrze znalazł się w polu karnym, ale zabrakło wykończenia. Moment później Milivojević uderzał z kilku metrów, ale jemu także brakowało precyzji. To była najlepsza szansa jak do tej pory w wykonaniu gospodarzy. Dłuższy fragment przy piłce utrzymywali się gospodarze i nieco uśpiona obrona Francuzów mało nie zaliczyłaby potwornej wpadki. Kolejna znakomita szansa dla gospodarzy. Uderzał Lazović.

Przemysław Tytoń nie miał dzisiaj dużo pracy
Przemysław Tytoń nie miał dzisiaj dużo pracy (fot. brabantsdagblad.nl)

W 63. minucie Sertić obok celu. Kilka chwil później próbował Dimitrijević. Inichatyę ciągle posiadali Francuzi, ale w ich poczynaniach brakowało precyzji. W 72. minucie ponownie Obraniak z rzutu wolnego, zamieszanie pod polem karnym serbskiej bramki, Sertić oddaje strzał, ale bramkarz Crveny broni jego uderzenie. Pięć minut później przed szansą stanął Maurice-Belay, ale również nie trafił. Trzeba przyznać, że mimo dużej przewagi podopiecznym Francisa Gillota trudno było oddać precyzyjny strzał na bramkę rywali.

W ostatnim kwadransie obaj szkoleniowcy dokonali zmian. Kilka minut przed końcem znakomitą szansę zmarnował Obraniak, a już w doliczonym czasie skarcić jego zespół mógł rezerwowy Asamoah, ale zabrakło mu zimnej krwi. Mimo olbrzymiej przewagi Francuzi wracają do kraju z remisem. Czy na wagę awansu? Serbom z kolei wystarczy jeden gol, ale dzisiaj byli zdecydowanie słabszym zespołem.

Zeta – PSV Einshoven 0:5 (0:1)

W ostatnim dzisiejszym spotkaniu na stadionie w Podgoricy spotkali się czarnogórska Zeta i Holendrzy z PSV Eindhoven. Od pierwszych minut zaatakowali goście, którzy już w 2. minucie meczu wyszli na prowadzenie. Znakomite dogranie Mertensa z rzutu wolnego do Toivonena, a ten bez żadnych problemów pakuje piłkę do bramki niżej notowanego rywala. W 6. minucie wykazać się musiał Przemysław Tytoń, bo dobrym strzałem popisał się Dosljak. Kilka chwil później próbował Bożović. Młoda drużyna Rade Vesovicia najwyraźniej nic nie robiła sobie ze straconego gola i odważnie atakowała.

W 9. minucie bardzo dobrze na pozycję wychodził Lens, ale sędzia liniowy pokazał spalonego. Po kilku minutach kontrolę ponownie przejęli goście. Uderzali kolejno Toivonen, van Bommel i w 25. minucie Matavz. Kilka chwil później w dobrej sytuacji znalazł się Boljević. Tytoń bronił jednak bezbłędnie. Po pół godzinie gry wymiana ciosów. Najpierw Bożović, następnie Strootman. W 37. minucie bliski szczęścia był Lens, ale zabrakło wykończenia. W ostatnich minutach gospodarze chyba nie byli w stanie wykrzesać z siebie jakiegoś pomysłu na sforsowanie holenderskiej obrony, więc zaciekle się bronili. A Holendrzy? Poza zablokowanym strzałem Mertensa i mocnym uderzeniem z dystansu Strootman krzywdy Czarnogórcom nie zrobili.

W drugiej części gra nieco się zaostrzyła, więc przez kilka pierwszych minut rosyjski arbiter niemal nie przestawał używać gwizdka. Dopiero w 55. minucie doczekaliśmy się pierwszego strzału. Jak się okazało, niewiele zabrakło Matavzowi. Bardzo dobre uderzenie Słoweńca. Na nieco ponad kwadrans przed końcem spotkania gra przeniosła się do środka pola. Dwukrotnie na spalonym łapany był gracz Zety – Korać. W 72. minucie sennych miejscowych kibiców obudził Strootman, ale gola jeszcze nie było. Dopiero trzy minuty później van Bommel zagrał do Matavza i było 2:0. Gra nabierała tempa. 77. minuta i mamy 3:0. Toivonen wypatrzył Strootmana, a ten bez większych problemów poradził sobie z Bulatoviciem.

W 82. minucie przed dogodną szansą był Mertens, ale Holender pogubił się w swoim rajdzie i nic nie wyszło z tego, co zamierzał zrobić. Chwilę później jest po meczu. Matavz podaje do aktywnego dzisiaj Lensa i mamy 4:0. Bramka najwyraźniej pobudziła Holendra, bo kilkadziesiąt sekund później stanął przed kolejną dobrą szansą, ale tym razem przestrzelił.

W ostatniej minucie spotkania dzieła zniszczenia dokonał van Bommel. Asystą z kolei popisał się niezwykle aktywny dzisiaj Toivonen. W zasadzie trudno znaleźć mało aktywnego ofensywnego zawodnika PSV w dzisiejszym spotkaniu. W doliczonym czasie gry próbował jeszcze Strootman, ale jego uderzenie było za słabe. Wynik nie uległ zmianie i PSV zdemolowało do pewnego momentu dzielnie broniącą się Zetę 5:0.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze