Dawid Kownacki wrócił do świata żywych? Nie do końca…


Niezły mecz napastnika Lecha zakończony kontuzją

4 listopada 2016 Dawid Kownacki wrócił do świata żywych? Nie do końca…
Grzegorz Rutkowski

Zaginął w marcu bieżącego roku. Ostatni raz widziany w czapeczce ze swoimi inicjałami. Pojawiały się pogłoski, że od czasu do czasu widywano go przy ulicy Bułgarskiej, lecz ostatecznie konkretnych dowodów nie dostarczono. Mówiono, że wylądował w kebabie u poznańskiego Turka, inni wspominali coś o kolejnych gabinetach zabiegowych. Byli również i tacy, którzy twierdzili, że poszukiwanego ujrzymy wkrótce na kanale TVN Siedem wraz z pozostałą ekipą serialu „Lost”. Ostatecznie Dawid Kownacki powrócił, pytanie tylko na jak długo.


Udostępnij na Udostępnij na

Na razie „dwójka Kownasia”

Czy ktoś jeszcze pamięta o tych międzynarodowych plebiscytach, w których zawodnika Lecha Poznań wymieniano w gronie najbardziej utalentowanych piłkarzy młodego pokolenia? Dzisiaj brzmi to niewiarygodnie, ale jeszcze dwa lata temu Dawid Kownacki został przez brytyjski „The Guardian” uwzględniony na liście czterdziestu najbardziej perspektywicznych zawodników, m.in. obok Ousmane’a Dembele. I co istotne, owa nominacja nie była dziełem przypadku, gdyż wtedy utalentowany napastnik „Kolejorza” faktycznie zasługiwał na miano tzw. wonderkida. Szybki, zwrotny, z niezłą techniką i mentalnością lidera – w takich oto superlatywach napastnika opisywano na łamach wielu portali.

Dawidzie, gdzie to wszystko się posypało?

Karierę zahamowało kilka czynników z kontuzjami, a także mentalnością zawodnika na czele. Bo chociaż „Kownaś” początkowo mógł się kibicom podobać jako niepokorny lechita, to już wkrótce jego psychika powędrowała w zupełnie niewłaściwym kierunku. Zamiast ciężkiej pracy, nastolatka zaczęliśmy głównie kojarzyć z wysokim ego, nieprzekładającego się na boiskową postawę. Reakcja środowiska na ten stopniowy upadek przypominała bardziej serię strzałów w kolano. Sprytne akcje marketingowe zamiast młodzianowi pomóc, jeszcze mocniej go pogrążały. Pamiętacie chociażby zakład ze słynną „dychą”? Cała inicjatywa zakończyła się wielką salwą śmiechu.

Powiedzmy sobie szczerze, o zawodniku właściwie zdążyliśmy już zapomnieć. Wiosną przestał na niego stawiać Urban, również na początku u Nenada Bjelicy nie miał najwyższych notowań. Jednak o jego zwyżkowej formie zaczęto donosić już w połowie października, kiedy to zawodnik „Kolejorza” zaliczył udany występ w kadrze U-21 przeciwko Czarnogórze, strzelając gola i dwukrotnie asystując. W klubie zaczęto przebąkiwać, że już wkrótce dostatnie poważną okazję. Uzasadniano to przede wszystkim poważnym zastrzykiem pewności siebie, który po wielu miesiącach Kownacki miał wreszcie otrzymać. I rzeczywiście, tydzień temu sprawił on wszystkim niespodziankę, strzelając gola w ligowym spotkaniu. Pierwszego od marca bieżącego roku. Dziś zaś dorzucił kolejnego, rozpoczynając pewną serię.

Mroczne widmo?

Nie był to może jakiś wybitny mecz w jego wykonaniu. Prawdę mówiąc, do momentu zdobycia przez Lecha bramki otwierającej wynik w grze Kownackiego było więcej mizerii niż jakości. Niedokładny w swoich zagraniach sprawiał wrażenie zagubionego na placu gry. W końcu Lech starał się głównie atakować za pomocą dośrodkowań, co dla filigranowego zawodnika musiało sprawiać pewien problem w obliczu walki z Rafałem Grodzickim. Ostatecznie jeden pojedynek wygrał (prawdopodobnie nieprzepisowo), dzięki czemu Lech zdołał zdobyć pierwszego gola.

Jednakże to, co zrobił już kilka minut później, zapachniało TYM Kownackim, którego zapamiętaliśmy. Pewny rajd z piłką przy nodze (!) i soczysty, precyzyjny strzał (!!!) zakończony golem (!!!) wyglądały jak przyjemny film, którego dawno temu nie mieliśmy przyjemności obejrzeć.

I gdy już sądziliśmy, że dzisiejszy wieczór napastnik zakończy bez przeszkód, w drugiej połowie dość szybko opuścił on boisko na własne życzenie z grymasem na twarzy. Złe wieści? Niekoniecznie, pierwsze sygnały mówią o niezbyt groźnym urazie. Z drugiej strony nawet jeśli zawodnik nie będzie długo pauzować, trudno nie odnieść wrażenia, że stare demony wciąż gdzieś wokół niego krążą.

Beznadziejny Ruch

Kto widział dzisiejsze spotkanie, ten wie, że manita, jaką lechici zaserwowali Ruchowi, była tak naprawdę najniższym wymiarem kary. Gospodarze bowiem wyglądali dziś na boisku wprost KATASTROFALNIE. Radek Majewski w środku pola mógł praktycznie z zamkniętymi oczami szukać swoich partnerów. Jevtić i spółka wyglądali na tle młodych piłkarzy z Chorzowa jak profesorowie. Z kolei sfrustrowany w przerwie Grodzicki nieźle się popisał w drugiej odsłonie, załatwiając przeciwnikowi ewidentną „jedenastkę”. Abstrahując zaś od udanej próby Kownackiego, trudno nie zauważyć, że defensywa rywali w ogóle nie miała zamiaru przeszkadzać 19-latkowi.

Tak, Ruch był dziś zespołem tylko teoretycznie.

 

Dramat w Płocku

W pierwszym spotkaniu dzisiejszego popołudnia Wisła Płock zremisowała z Arką Gdynia. Goście dzięki swojej „znakomitej” dyspozycji dołączyli do szczególnego grona:

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze