Dariusz Banasik: „Chciałbym kiedyś poprowadzić Legię” [WYWIAD]


Dariusz Banasik w wywiadzie opowiedział nam między innymi o obecnej sytuacji w klubie, transferach oraz kilku prywatnych spostrzeżeniach

31 lipca 2021 Dariusz Banasik: „Chciałbym kiedyś poprowadzić Legię” [WYWIAD]
Damian Markowski https://radomiak.pl/

Dariusz Banasik zaliczył ogromny awans sportowy wraz z ekipą "Zielonych" w ciągu ostatnich trzech lat. W końcu zrobić z drugoligowej drużyny esktraklasowicza w tak krótkim czasie to nie lada wyczyn. Ponadto 48-letni szkoleniowiec pracował również swego czasu w Legii Warszawa, i to przez kilka dobrych lat.


Udostępnij na Udostępnij na

Porozmawialiśmy więc z trenerem nie tylko o obecnej sytuacji w klubie, wynikach i transferach, ale również o kilku sprawach z przeszłości oraz prawdopodobnej przyszłości.

Jak Pańskie samopoczucie po meczu z Lechem?

Wiadomo, że to pierwszy mecz, który jest swego rodzaju niewiadomą. Natomiast jesteśmy umiarkowanie zadowoleni, ponieważ o ile wynikiem możemy być usatysfakcjonowani, tak samą grą nie do końca.

Lech miał kilka sytuacji, szczególnie w pierwszej połowie. My wręcz przeciwnie. Stworzyliśmy mało okazji w ofensywie, dlatego mamy takie, a nie inne nastroje. Trzeba jednak szanować to, co jest, zwłaszcza z racji tego, że początek ligi jest dla nas trudny.

Mimo wszystko ten rezultat jest traktowany w klubie jako dobry prognostyk na resztę sezonu? W końcu to przyzwoity wynik z wymagającym przeciwnikiem na trudnym terenie. 

Na pewno. Jeżeli weźmiemy pod uwagę mecze przedsezonowe, jakie rozegraliśmy z Lechią i Jagiellonią, oraz właśnie już ligowe starcie z Lechem, możemy powiedzieć, że jest to dobra prognoza na resztę sezonu.

Niemniej jednak jest to dopiero początek, więc nie możemy się wyłącznie tym sugerować. To liga zweryfikuje nasze umiejętności.

A jak sytuacja zdrowotna Luisa Machado? W sobotę (24.07) usłyszeliśmy informację, jakoby zawodnik miał wrócić do gry po dziesięciu dniach. Jest szansa, że będzie gotowy na mecz z Legią?

Szanse są małe. Jeżeli byłby to ostatni mecz w sezonie, to może byśmy ryzykowali samym zdrowiem zawodnika. Rozgrywki dopiero się rozpoczęły, ma przed sobą wiele spotkań, zatem musi być w dobrej dyspozycji. Myślę, że za dwa tygodnie będzie już gotowy.

Jest to dość frustrujące. Nowy piłkarz wchodzi do zespołu, mija kilka minut jego pierwszego oficjalnego spotkania i od razu łapie kontuzję.

No tak. Kontuzja nam trochę pokrzyżowała plany. Można wręcz powiedzieć, że w momencie, w którym Machado zszedł, Lech zyskał przewagę, a my się bardziej cofnęliśmy. Leandro dał dobrą zmianę, ale to inny typ zawodnika niż Machado.

Luisa chcieliśmy sprowadzić już zimą, aczkolwiek nie chciał do nas przyjść. Gra w ekstraklasie daje nam o wiele większe możliwości w kontekście sprowadzania nowych piłkarzy.

Teraz może zapytam o sam awans. Nie czuliście pewnej presji związanej z byciem tym pokoleniem, tą generacją zespołu, która wróciła na najwyższy poziom rozgrywkowy po 36 latach? 

Akurat nie. Nie uważano nas przed poprzednim sezonem za faworytów. Znajdowaliśmy się przecież wśród takich marek jak Arka Gdynia, ŁKS, Korona Kielce czy Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Poukładaliśmy ten zespół, co było widać zwłaszcza w końcówce sezonu. Wiadome jest, że w ostatnich kolejkach odczuwaliśmy lekki stres, ale myślę, że każdy z zespołów walczących o awans go czuł. Nie był on postrzegany pod kątem historycznym, co bardziej sportowym.

Niezależnie od tego wygraliśmy w ostatnich pięciu meczach, gdzie dobrze graliśmy w obronie, tracąc zaledwie jedną bramkę. Wracając jednak do samej presji pod koniec rozgrywek, wydaje mi się, że to sam Radom ją sobie narzucił, ponieważ wszyscy byliśmy tak głodni tego sukcesu. Na szczęście udało się to osiągnąć, a mecz z Koroną był świetnym zwieńczeniem całego sezonu.

Jaki jest cel Radomiaka na najbliższy sezon? Po pierwszym starciu ligowym i, jak sam Pan powiedział, sparingach można wywnioskować, że zespół nie wypada źle. Priorytetem jest utrzymanie czy może coś więcej?

Naszym celem jest przede wszystkim budowanie i odpowiednie przygotowanie zespołu. Zdajemy sobie sprawę, że liga jest trudna. Gdyby spadał tylko jeden zespół, bylibyśmy o wiele bardziej spokojni (śmiech). Sprawa jednak przedstawia się inaczej, spadają trzy zespoły i jestem świadomy tego, że około osiem czy dziesięć drużyn może być zaangażowanych w walkę o pozostanie w lidze.

Jeżeli chodzi o cel wynikowy na ten sezon, to chciałbym, abyśmy sobie takowe utrzymanie jak najszybciej zapewnili. Z czasem, w przypadku uzyskania satysfakcjonującej liczby punktów, z pewnością zaczniemy grać odważniej, przy czym będziemy mierzyć wyżej, nawet w środek tabeli.

Nie bał się Pan trochę o przeskok poziomowy między ekstraklasą a pierwszą ligą?

O aspekt sportowy się nie obawiałem, ponieważ, tak jak już mówiłem, mamy dobry zespół. Same statystyki pokazywały, że bardzo dobrze sobie radziliśmy w pierwszej lidze. Zwłaszcza pod względem defensywnym.

Moje obawy były o wiele większe, gdy popatrzyłem na to od strony organizacyjnej. Wiadomo, nie mamy takich warunków boiskowych, jakie byśmy chcieli. Chcemy tę infrastrukturę poprawić oraz zatrudnić w klubie większą liczbę osób. Zmierzamy do tego krok po kroku.

Domyślam się, że sytuacja ze stadionem bywa dość frustrująca…

Trochę się już do tego przyzwyczailiśmy. Niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć. Zawsze mówię, że gdy nie mamy na coś wpływu, to nie ma się co denerwować. Cieszymy się, że władze klubu robią wszystko, aby drużyna grała w Radomiu, co jest teraz dla nas najważniejsze. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy na poziomie ekstraklasy rozgrywali spotkania domowe gdzie indziej, specjalnie dojeżdżali na tak naprawdę obcy dla nas stadion.

To zawsze przewaga pod względem psychologicznym oraz, tak jak Pan wspomniał, logistycznym. W końcu wsparcie kibiców robi swoje. 

Tak. W szczególności warto wyróżnić to, że w Radomiu panuje naprawdę świetna atmosfera. Większość trenerów innych ekip mówi o tym, jak bardzo jest to dla nich trudny teren. Widać to po naszych kibicach, po tym, jak żyją każdym spotkaniem. Dlatego też to świetnie dla naszego klubu, że możemy rozgrywać spotkania na swoim terenie.

Przejdę więc do sprawy trudnego terminarza. Był mecz z Lechem, teraz gracie z Legią, kolejka przerwy i przyjdzie Wam się mierzyć z Rakowem Częstochowa. Czy jakiekolwiek punkty będą uznane za sukces czy mierzycie nieco wyżej?

Na pewno jesteśmy w stanie ugrać więcej. To jest futbol. Wszyscy jesteśmy świadomi tego, jak nieprzewidywalny on bywa. Moglibyśmy stać i narzekać, ale z jednej strony dobrze wiemy, jaki posiadamy atut. Legia i Raków grają na dwóch frontach, a to zawsze, mniej lub bardziej, odbija się na dyspozycji zespołu. Mogą się trafić chociażby kontuzje.

Mówiąc szczerze, byłem zaskoczony doborem tego terminarza. Najczęściej było tak, że to beniaminek rozpoczynał u siebie. Mimo to może i lepiej będzie zmierzyć się z ligowymi potentatami, zanim złapią odpowiedni rytm. Nie ma zatem co narzekać, trzeba grać. Najważniejsze, żebyśmy nie odczuwali efektu zmęczenia pierwszym spotkaniem. Na razie skupiamy się na zainkasowaniu jak największej liczby punktów w pierwszych starciach sezonu.

Jaki styl gry Radomiak będzie preferował w tym sezonie? Czy chcecie bazować na szczelnej i konsekwentnej defensywie, jak miało to miejsce w poprzednich spotkaniach?

Co ciekawe, my nie preferujemy tego stylu defensywnego. Akurat to wszyło samo z siebie. W zasadzie od meczu Pucharu Polski z Lechem, który był rozgrywany w Sosnowcu, wiedzieliśmy, że w takich spotkaniach będziemy musieli dobrze bronić. Co mi się podoba? To, że u takich piłkarzy ofensywnych jak Angielski, Kozak czy Leandro, udało nam się poprawić grę w defensywie.

Dodatkowo tacy zawodnicy jak Damian Jakubik czy Dawid Abramowicz, którzy w Radomiaku są już kilka lat, podnieśli swój poziom, wyzbyli się niektórych, wcześniej przydarzających się błędów. Dzięki temu stworzyliśmy pewien monolit.

Wracając do samego stylu, będziemy chcieli zachować odpowiednie proporcje. Nie można też przecież ciągle bronić, musimy również atakować. Każdy chciałby dominować w większości spotkań, tak jak miało to miejsce w pierwszej lidze, lecz w ekstraklasie na chwilę obecną w naszym przypadku jest to niemożliwe.

Skoro Pan już mówi o konkretnych piłkarzach, to warto zapytać o sam okres przygotowawczy. Czy któryś z zawodników zaimponował Panu najbardziej? 

Trudno określić. Okres przygotowawczy był bardzo wymagający oraz wymęczający. Nie lubię wyróżniać jednostek, ale na pewno Karol Angielski za wszystkie strzelone bramki zasłużył na pochwałę. Machado również wyglądał bardzo dobrze, szczególnie pod względem dynamiki akcji. No i Goncalo Silva, były kapitan Belenenses.

Trochę już namieszaliście na rynku transferowym. W planach są dalsze ruchy transferowe klubu?

Na chwilę obecną priorytetem jest poszukiwanie młodzieżowców. Ciągle czekamy na Mateusza Kochalskiego, który ma powrócić do nas z Legii. Widzieliśmy już, jak trudno jest ściągnąć do Polski zawodnika, szczególnie kiedy inne kluby mogą przebić naszą ofertę. Gracze z Brazylii czy Portugalii nie chcieli do nas przychodzić, kiedy graliśmy w pierwszej lidze. Ekstraklasa dała nam pod tym względem zupełnie inne możliwości.

Przede wszystkim chcemy ściągać zawodnikó, podnoszących jakość tego zespołu. Samą solidność już posiadamy. Zachowaliśmy praktycznie cały skład. Powrócił do nas Raphael Rossi. Mamy tę samą ekipę, która awansowała, plus jeszcze kilku nowych zawodników. Oczywiście rozważamy jeszcze kilka możliwych wzmocnień.

Jak już przy tym jesteśmy, to chciałem zapytać o Rhuana. Jest to młody brazylijski zawodnik, wyceniany na dość imponującą sumę, mający przed sobą ogromne perspektywy. Jak udało się skusić takiego piłkarza, aby przyszedł do Radomia?

Zawdzięczamy to naszemu działowi skautingu, który się jeszcze rozbudowuje, lecz i tak działa dobrze. Bez wątpienia ogromną w tym zasługę miał nasz prezes posiadający kontakty na poziomie międzynarodowym. Tego zawodnika oglądałem również kilkukrotnie na nagraniach. Jest to bardzo dobry piłkarz.

Wielu graczy również rozmawia między sobą o danym klubie, co znajduje ogromne zastosowanie w praktyce. Świetnym przykładem jest konwersacja Raphaela Rossiego z Goncalo Silvą czy Mauridesem przed transferem. Rossi miał wcześniej z nimi styczność. Polecił im nasz klub ze względu na atmosferę oraz treningi. Myślę, że to właśnie też ten czynnik pomaga przy sprowadzaniu utalentowanych, zagranicznych graczy. Stworzenie odpowiedniej atmosfery, aby wszyscy mogli czuć się jak najlepiej i dobrze wspominać to miejsce.

Właśnie, Maurides. Swego czasu był jednym z najlepiej grających głową piłkarzy w lidze portugalskiej. Czy przez to Radomiak ukierunkuje swój styl gry na wrzutki w pole karne?

Sprowadzając go, na pewno myśleliśmy o zwiększeniu konkurencji na tej pozycji w zespole. Ma on bardzo dobre atuty, jak właśnie gra głową, którą operuje lepiej niż niejeden zawodnik nogą. Potrafi grać tyłem do bramki, świetnie zastawiać piłkę, a dodatkowo posiada niesamowicie imponujące warunki fizyczne, co może przydać się w takich starciach jak to z Lechem, w którym obrońcy „Kolejorza” nie przebierali w środkach. Nasi zawodnicy po tej konfrontacji byli nieco poobijani.

Warto zwrócić również uwagę na to, ile gramy skrzydłami. Jakubik oraz Abramowicz byli najczęściej dośrodkowującymi bocznymi obrońcami zeszłego sezonu. Myślę, że to może dać dużo w kontekście wprowadzenia Mauridesa do zespołu.

Sporo się ostatnio mówiło również o innym bocznym obrońcy, Patricku Vieirze. Do podpisania kontraktu jednak nie doszło. Co dokładnie nie wypaliło?

Klub ostatecznie nie porozumiał się z Patrickiem. Wydawało się, że jesteśmy dogadani. Zgodził się na testy medyczne, ale w momencie, gdy chcieliśmy podpisać umowę, doszło do pewnych niejasności. Ciągle mieliśmy na uwadze to, że jest to piłkarz z bogatym CV, lecz był też zaniedbany. Prawie rok nie grał w piłkę. Postawiliśmy mu pewne ultimatum, na które koniec końców nie przystał.

Nie chcieliśmy zakontraktować go za wszelką cenę, ponieważ posiadamy piłkarzy umiejących grać na tej pozycji. Nie chcemy sprowadzać nikogo na siłę. Takie sytuacje jak ta w futbolu po prostu się zdarzają.

Patrick Vieira miał być kimś, kto miał pomóc w przejściu na system 3-5-2?

Tak, ale trzeba też pamiętać, że mamy w klubie Damiana Jakubika, który jest już tutaj cztery lata. Vieira był dobrym zawodnikiem. Bardzo chcieliśmy go sprowadzić, ale z drugiej strony nie mogliśmy zgodzić się na wszystko. Po prostu się nie dogadaliśmy.

Mario Rondon wywarł ostatnio pozytywne wrażenie po wywiadzie dla jednej ze stacji sportowych. Czy jest to rzeczywiście tak uniwersalny piłkarz, jak o sobie mówił?

To jest bardzo doświadczony zawodnik. Mogę powiedzieć, że dopiero go poznaję. Jeżeli chodzi o ofensywę, to wydaje mi się, że może zagrać na każdej pozycji. Na „dziewiątce”, na „dziesiątce” czy na obu skrzydłach. Pozostaje się tylko cieszyć, gdy ma się do dyspozycji takiego zawodnika jak Mario. Zwłaszcza gdy w meczu nastąpi sytuacja, w której trzeba coś nieoczekiwanie skorygować. Jeżeli dobrze się wkomponuje w zespół, może znacznie podnieść naszą jakość.

To taki Leandro 2.0 pod względem uniwersalności?

Raczej nie. Jest to trochę inny typ zawodnika. Leandro bazuje na szybkości, motoryce, swojej przebojowości. Mario Rondon natomiast dużo częściej utrzymuje się przy piłce i bierze się za rozgrywanie.

Mario trzeba również pochwalić za to, jak o siebie dba. Posiada bardzo mało tkanki tłuszczowej. Zaawansowany wiek nie jest praktycznie u niego widoczny. Potrafi sobie poradzić z o wiele młodszymi zawodnikami.

Czyli pod aspektem fizycznym nie wygląda na 35 lat? 

No nie wygląda. Jesteśmy pod wrażeniem tego, jak jest przygotowany do gry. Myślę, że gdyby ktoś ujrzał go pierwszy raz, to określiłby go mianem dużo młodszego.

Głośno ostatnio było wokół sprawy z Mateuszem Kochalskim. Klub rozgląda się za następcą?

Nie. Wiadomo, że w pewnym momencie ogarnęła nas panika. Nie byłem zwolennikiem tego, żeby ściągać bramkarza na szybko, ponieważ musiałby on z marszu wejść do zespołu. Postawiliśmy więc na naszego młodzieżowca Filipa Majchrowicza, którego przygotowywaliśmy do gry. Trzeba też dodać, że był to dość ryzykowny i na całe szczęście trafny ruch. Cieszę się, że nie bałem się na niego postawić.

W klubie dalej jest nadzieja, że Mateusz Kochalski powróci?

Dostałem informację od dyrektora sportowego Legii – Radosława Kucharskiego, który jest moim kolegą z czasów pracy w Warszawie. Wyjaśnił mi całą sytuację, przeprosił. Trzeba też pamiętać, że Mateusz jest zawodnikiem Legii, a nie Radomiaka. Dlatego to „Wojskowi” o tym decydują. Nie ma zatem co o tym dyskutować.

Ja natomiast mam zapewnienie, że w momencie, gdy Cezary Miszta wróci do zdrowia, Mateusz Kochalski powróci do Radomia. Trzeba więc czekać. Okienko jest jeszcze długie. Mamy nadzieję, że w ciągu najbliższych trzech tygodni,= będziemy mogli znowu korzystać z usług Mateusza.

Wypożyczyliście z Legii jeszcze jednego zawodnika. Jak dotychczas prezentował się Mateusz Grudziński? Czy jest on traktowany w roli uzupełnienia drużyny czy z czasem może pełnić większą rolę w pierwszym zespole?

Mateusza znam jeszcze z czasów pracy w Legii. Gdy miałem okazję, zawsze mu się przyglądałem. Jak na swój wiek wyróżniał się pod względem fizycznym. Mimo to ostatnie lata miał trochę słabe. Rozegrał kilka spotkań w Zagłębiu Sosnowiec oraz jeszcze wcześniej w Zniczu Pruszków. Natomiast widzę w nim potencjał, predyspozycje. Bardzo dobrze pasuje do naszej układanki.

Właśnie w ten sposób chcieliśmy zbudować obronę, aby była wyposażona w doświadczonych piłkarzy oraz młodzieżowca, co dzięki Mateuszowi nam się udało. Na tę chwilę jest to piłkarz uzpełniający kadrę, lecz nie zdziwię się, gdy z czasem zacznie grać o wiele częściej.

Można powiedzieć, że jest Pan zwolennikiem filozofii, że beniaminek nie jest w stanie utrzymać się w lidze bez wzmocnień?

Nie ryzykowałbym użycia stwierdzenia, że bez wzmocnień da się utrzymać w ekstraklasie, ponieważ jest różnica między grą na najwyższym szczeblu a grą ligę niżej. Wiele zależy od zespołu.

Owszem, moglibyśmy spróbować podejść do rozgrywek bez wzmocnień, lecz byłoby to bardzo wymagające zadanie. Moim zdaniem klub musi się wzmocnić po awansie. Jeżeli nie udałoby się nam pozyskać odpowiednich piłkarzy, nie moglibyśmy iść naprzód, realizować swoich wcześniej wspomnianych ambicji.

W pewien sposób Raków Częstochowa pokazuje, że im klub wyżej zajdzie, tym bardziej trzeba się wzmocnić, zachowując przy tym w drużynie najlepszych zawodników.

Uważa Pan, że Pańska osoba zostanie zapamiętana w Radomiu na kilka dobrych lat?

Myślę, że zostanę w klubie zapamiętany, chociaż jeszcze sporo przede mną. Dotychczasowe trzy lata były bardzo dobre. Gdy przychodziłem do Radomiaka, miał on swoje problemy, i to dość duże. Co roku chcieli awansować do pierwszej ligi. Bezskutecznie. W pierwszym roku mojej kadencji to się udało. Później zakwalifikowaliśmy się do baraży o ekstraklasę, aż w końcu w moim trzecim sezonie do niej weszliśmy. Złożyło się więc to wszystko w niezłe pasmo sukcesów.

Nie da się ukryć, że trafiłem przy tym na dobrą atmosferę. Akurat na samym początku opierałem grę na zawodnikach, z którymi spotkałem się w Legii, jak chociażby Rafał Makowski. Na ten sukces zapracowali wszyscy, cały sztab, piłkarze, każdy z nas bardzo dobrze się tutaj czuje. Na chwilę obecną nigdzie się więc nie wybieram.

Nie jest łatwo utrzymać w zespole odpowiednią mentalność po przegranym finale baraży. Panu się to udało. Czy wtedy Pan sobie powiedział: „Tak, potrafię trafić do piłkarzy. Jestem gotowy na podbój ekstraklasy”?

Trochę pechowo wspominam tamten finał. Poczuliśmy się lekko skrzywdzeni. Mimo to uważam, że czasami taka porażka jest potrzebna. Wtedy właśnie można poznać mental trenera oraz zespołu. Nie narzekaliśmy, wzięliśmy się do pracy i to przyniosło efekty w postaci awansu z pierwszego miejsca.

Od tamtej sytuacji również mówiłem zawodnikom, aby zrobili wszystko w kierunku bezpośredniego awansu. Dość często powtarzałem, że jeżeli wejdziemy do baraży, to nie awansujemy, ponieważ o tym decydowałby wówczas jeden mecz. Dlatego tak cieszyliśmy się, że udało nam się zająć pierwsze miejsce.

W przypadku jednego meczu sporą rolę odgrywa również sama dyspozycja dnia. Czasem, jak to powiedział kiedyś Zinedine Zidane, „piłka nie chce wpadać do siatki”.

Dokładnie. Świetnym tego przykładem jest mecz z Termalicą u siebie, w którym to przegraliśmy 0:1. Byliśmy wtedy drużyną lepszą. Gościom wystarczył jeden strzał, aby wygrać mecz. Mieliśmy przewagę, oddawaliśmy więcej strzałów, tworzyliśmy więcej sytuacji, lecz nie zdołaliśmy odnieść zwycięstwa.

Dlatego mówiłem zawodnikom, żeby wystrzegali się gry w barażach. W rozgrywkach ligowych może przydarzyć się takie spotkanie jak to, o którym mówiłem przed chwilą, w barażach nie ma takiej opcji.

Jeżeli porówna pan atmosferę w Radomiaku do tej z poprzednich zespołów, to można określić ją mianem najlepszej?

Tak. Na tym polega też rola trenera, aby utrzymać samopoczucie zespołu na odpowiednim poziomie. W moich poprzednich drużynach dobrą atmosferę wykreowałem również w Zniczu Pruszków. Pomimo tego trudno porównać ją do tej stworzonej w Radomiaku. Tutaj wszyscy piłkarze są ze sobą zżyci.

Sporą zasługę ma w tym to, że mieszkamy wszyscy w klubowym hotelu, gdzie tętni całe życie drużyny. Obcujemy ze sobą prawie 24 godziny na dobę. Rozmawiamy, spożywamy razem posiłki. To z pewnością pomaga nam się do siebie zbliżyć.

Dzięki temu częściej widuję się również z zarządem klubu, czego nie doświadczyłem w większości wcześniejszych miejsc pracy. Tam rozmawiałem z osobami zarządzającymi klubem zaledwie kilka razy w miesiącu. W Radomiu jest inaczej.

Czuć dzięki temu taką rodzinną aurę?

No tak, lecz czasem trudno to utrzymać, bowiem teraz przychodzą do nas zawodnicy z różnych stron świata, innych kultur. Ja wyznaję zasadę, że gdy są wyniki, jest dobra atmosfera. Takie rezultaty, jak ten z Lechem, właśnie ją budują.

Wnioskuję więc, że trudno jest utrzymać takie warunki w obliczu, jak sam Pan powiedział, tylu transferów.

Trudno, dlatego dobrze, że nowi piłkarze przychodzili do nas progresywnie. Byłoby niezwykle trudno, gdyby zjechali się wszyscy naraz. W ten sposób dopełniamy zespół powoli, a wszystko jest skrzętnie przemyślane.

Teraz zadam kilka pytań o Pańską przeszłość. Przed przejęciem sterów w Radomiaku spędził Pan sporo czasu w Legii Warszawa. Czy „Wojskowi” dalej są bliscy Pańskiemu sercu?

No oczywiście, że tak (śmiech). W Warszawie mieszkam od studiów, tutaj mieszkam, mam żonę, dzieci. W Legii pracowałem 12 lat, bardzo miło wspominam tamten okres, dwa razy zdobyłem mistrzostwo Młodej Ekstraklasy w 2012 i 2013 roku. Wielu piłkarzy przez te drużyny się przewinęło. Dominik Furman, Rafał Wolski, Daniel Łukasik czy Ariel Borysiuk.

W Legii przechodziłem wszystkie szczeble, od najmłodszych roczników do samych rezerw, które dalej obserwuję. Cały czas mam wielu przyjaciół przy Łazienkowskiej w postaci pracowników czy trenerów akademii. Uczucia do Legii są więc dalej obecne. Nie będę ukrywał, że kiedyś chciałbym jeszcze poprowadzić Legię, tylko tym razem w roli szkoleniowca pierwszego zespołu.

Pańskim zdaniem Młoda Ekstraklasa była dobrym rozwiązaniem? Czy lepiej, gdy zawodnicy ogrywają się w rezerwach zespołu?

Według mnie i sporej części trenerów, którzy pracowali w tamtych rozgrywkach, Młoda Ekstraklasa była bardzo dobrym rozwiązaniem. Zawodnicy mieli wtedy czas, aby przystosować się jeszcze lepiej do piłki seniorskiej. Chodzi mi głównie o tych graczy, którzy nie mieścili się już w młodzieżowych zespołach, a na pierwszy zespół byli jeszcze za słabi.

To właśnie był ogromny plus tych rozgrywek. Dawały one zawodnikom dodatkowy rok czy dwa na przygotowanie i pokazanie swojego potencjału. Pamiętam sytuację, gdzie aż dziewięciu zawodników z Młodej Ekstraklasy było w kadrze pierwszego zespołu Legii, więc to poniekąd pokazywało, że potrafimy odpowiednio przygotować tych piłkarzy do starcia z dorosłym futbolem.

W Anglii dalej stosuje się takie rozwiązanie. Ma to też swoje przełożenie na pierwszy zespół, chociaż może nie aż tak duże, jakie było w przypadku polskich klubów.

Bez wątpienia w Polsce ten wpływ Młodej Ekstraklasy na pierwszy zespół był spory. Też warto zauważyć, że poziom rozgrywek był o wiele wyższy niż w trzeciej czy czwartej lidze, gdzie grały rezerwy najsilniejszych klubów. To był inny klimat, porównując starcia z młodzieżowymi ekipami Wisły Kraków i Lecha Poznań do tych z drużynami z niższych poziomów rozgrywkowych.

Teraz zesłanie do rezerw traktuje się w pewnej mierze jako karę. Tak było też i wtedy, kiedy zawodnik miał grać w Młodej Ekstraklasie?

Nie. Pamiętam, że zawodnicy przychodzili do mnie z własnej woli. Chcieli wtedy grać, a Młoda Ekstraklasa zapewniała odpowiednią otoczkę i rywalizację. Było kilku zawodników, którzy grali w tym zespole dłużej, jak Artur Jędrzejczyk, Michał Kopczyński, Patryk Sokołowski oraz wielu innych. Długo można byłoby wymieniać. Ci zawodnicy są świetnym potwierdzeniem reguły, że było to dobre przygotowanie do ich seniorskiej kariery.

Chciałby Pan, żeby Pańskie drogi skrzyżowały się jeszcze z którymś z tych zawodników?

(śmiech) Myślę, że tak (śmiech). Zawodnicy zawsze mówili, że dobrze im się ze mną współpracowało. Za dwa tygodnie mamy mecz z Wisłą Płock, zatem spotkam kilka znajomych twarzy jak Rafał Wolski, Dominik Furman, Damian Zbozień czy Jakub Rzeźniczak. Z racji tego, że jesteśmy w ekstraklasie, chciałbym mieć możliwość sprowadzania tak dobrych zawodników.

Na chwilę obecną widzi Pan któregoś z nich w swojej drużynie? 

Na pewno paru by się znalazło (śmiech) Sporo z tych graczy się przez Legię przewinęło. Myślę również, że dzięki temu poradziłem sobie w seniorskim futbolu. Zawsze, kiedy któregoś z nich potrzebowałem, ci zawodnicy byli obecni. Dobrym tego przykładem jest Rafał Makowski, z którym pracowałem w Legii.

A temat powrotu Rafała do Radomiaka wciąż jest aktualny?

Okienko transferowe jest jeszcze długie, lecz dzisiaj ta sytuacja jest nieco inna, ponieważ mamy już zawodników na tę pozycję. Niestety nie dogadaliśmy się ze Śląskiem ani w negocjacjach o sprowadzenie Makowskiego, ani Damiana Gąski. Zażądali od nas kwot, które były nie do przyjęcia. Na chwilę obecną nie ma już w klubie tematu transferu zarówno Rafała, jak i Damiana.

Podejrzewam, że śledzi Pan poczynania Legii w Lidze Mistrzów. Jest kilka aspektów, które trener Banasik chciałby poprawić w grze „Wojskowych”? 

(śmiech) Nie, akurat o takich rzeczach nie mogę się wypowiadać. Myślę, że trener Czesław Michniewicz doskonale wie, co trzeba w Legii zmienić. Ja mogę jedynie powiedzieć, co trzeba poprawić w Radomiaku (śmiech).

Zbliżając się do końca, zapytam jeszcze, kibicowsko lepiej wypada Radomiak czy Legia? (śmiech)

Radomiak ma bardzo dobrych kibiców, żyjących, ekscytujących się meczem. Legia tak samo. Trudno więc porównać obydwie te grupy. Wydaje mi się, że fani Radomiaka są bardziej spragnieni sukcesu, na który czekali 36 lat.

Gdy przychodzi nam rywalizować z wielkimi markami, jak na przykład w pierwszej lidze z Widzewem czy ŁKS-em oraz teraz z Legią, Lechem i Rakowem, to naprawdę czuć jeszcze bardziej to wsparcie trybun, ten doping. Kiedyś powiedziałem, jak jeszcze byliśmy z Radomiakiem w drugiej lidze, że kibiców mamy na poziomie ekstraklasowym, a zespół na razie na drugoligowym.

Legia również wypada fantastycznie, lecz nie miałem okazji tego poczuć z perspektywy trenera pierwszej drużyny. Warto zwrócić również uwagę, że na trybunach mamy za sobą sporo kibiców Legii, którzy specjalnie przyjeżdżają. Tworzymy, można powiedzieć, jedną rodzinę i myślę, że podczas tego spotkania będziemy odczuwali naprawdę przyjazną atmosferę na trybunach.

Między Legią a Radomiakiem panuje więc chyba spore przywiązanie pod względem kibicowskim.

Nie tylko kibicowskim, ale i sportowym. Między klubami jest bardzo dobre porozumienie, zwłaszcza gdy popatrzymy, ilu piłkarzy z młodego pokolenia było lub też jest do naszego zespołu wypożyczanych. Pozostaje tylko się cieszyć.

Dziękuję bardzo za wywiad. 

Również dziękuję.

[Wywiad został przeprowadzony 26 lipca 2021 roku]

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze