Daniel Mrozek, urodzony 7 stycznia 1996 w Gorzowie Wielkopolskim, mówi, skąd wzięła się miłość do piłki nożnej, opowiada o perturbacjach w życiu spowodowanych wypadkiem, a także realnej szansie na wejście do wielkiej piłki.
Jak rozpocząłeś swoją przygodę z piłką?
Zaczęło się niewinnie od gry na osiedlu. Później obejrzałem w telewizji mecz, w którym grał Messi, i chciałem być jak on. Zapisałem się do pobliskiego klubu PUKS Maksymilian Gorzów. W międzyczasie w szkole „Chemik” utworzono pierwszą klasę piłkarską w mieście. Stamtąd trafiłem do Stilonu. Na razie jakoś daje radę.
Co się stało, że jesteś na wypożyczeniu?
Dzisiaj nie boję się tego powiedzieć. Przez brak zdrowego rozsądku wszystko potoczyło się w złym kierunku. Wypadek samochodowy, w którym zginął mój przyjaciel, a ja ledwo uszedłem z życiem, dużo zmienił. Powikłania zdrowotne po wyjściu ze szpitala i rehabilitacja. To wszystko rozpoczęło ciąg zdarzeń. Zamiast skorzystać z ofert z klubów z wyższej ligi, spadłem do IV klasy rozgrywkowej. Aktualnie jestem w Ilance Rzepin. Wiele osób zarzuca mi, że sam się o to prosiłem. Być może mają rację. Jednakże wieszanie na mnie psów i kończenie mojej przygody z piłką za mnie to lekka przesada. Z tego miejsca chciałbym podziękować bliskim i trenerowi Gołubowskiemu. Dzięki nim wróciłem i zamierzam udowodnić, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Być może zabrzmi to prozaicznie, ale cieszę, że tak wyszło. Stałem się dzięki temu lepszym człowiekiem. Nie zaprzątam sobie głowy bzdurami. Wiem, że lada moment będę gotowy na powrót do domu przy Olimpijskiej.
Co sądzisz o aktualnej pozycji Stilonu?
Trudno mi na ten temat wypowiedzieć się jednoznacznie. Z tego, co mi wiadomo, klub wychodzi powoli na prostą, jeżeli chodzi o problemy finansowe. Aczkolwiek niespełna 200 tys. zł dotacji od miasta to po prostu jakiś żart. Jednak gra dla Stilonu nigdy nie opierała się na pieniądzach, przynajmniej nie dla mnie. To marka, która umożliwia ci pójście wyżej, jeśli pokażesz się w odpowiednim miejscu i czasie. Lecz z niechęcią muszę stwierdzić, że przez ostatni burzliwy okres odstajemy sportowo od innych. Pomimo nowych boisk i przyzwoitego obiektu drużyna była rozbita i nie miała czasu na zgranie się, stąd ostatnie miejsce w tabeli. Niemniej jednak po zimowym okresie przygotowawczym jestem spokojny. Wierzę w to, że klub spokojnie się utrzyma.
Czy piłkarzowi po dwudziestce trudniej się wybić?
To zależy. Jak dla mnie i tak, i nie. Jeśli spojrzymy od strony finansowej, to z pewnością tak. Gdy ma się naście z przodu, za bardzo nie myślimy o finansach. Masz czas na trening, sen, regeneracje, a co za tym idzie – jesteś lepszy. Patrząc z mojej perspektywy, cztery lata później nie ma lekko. Dostajesz niecałe 1000 zł za grę. Musisz być na treningu nawet pięć razy w tygodniu. Zdarzają się wyjazdy po 500 km. Osoby grające na tym poziomie wiedzą, o czym mówię.
Jeśli to kochasz, będziesz to robił. Życie sportowe oraz prywatne na tym poziomie to nie sielanka. Trudno jest pogodzić prace z grą na wyższym poziomie. Jednak mam wielu kolegów, którzy wybili się w wieku 25 i więcej lat, bo mieli możliwość wydłużania gry poprzez pomoc finansową. Zatem odpowiedź na to pytanie z mojej strony brzmi: to zależy od tego, czy masz talent i na jak długo zaplecze finansowe pozwoli skupić ci się na piłce w 100%.
Jak ocenisz piłkarski poziom województwa lubuskiego?
Poziom obiektów, sztabów szkoleniowych i całej tej otoczki jest co najwyżej mizerny. O ile wiek w zrobieniu kariery nie odgrywa dla mnie kluczowej roli, o tyle wyjazd z takiego miejsca jak województwo lubuskie już tak. Oprócz Stilonu nie ma tu żadnego klubu z przeszłością w wysokich ligach. Aktualnie poziom wymaga poprawy, i to natychmiastowej.
Gdzie widzisz siebie za rok lub dwa?
Za rok będę miał ostatni moment na studiach AWF. Chcę dać sobie jeszcze trochę czasu na piłkę. Dojść do siebie i powalczyć o zatracone marzenia. Jeśli się nie uda, to być może wybiorę wojsko. Sam nie wiem, poczekam, jak rozwinie się sytuacja, i wtedy zadecyduję.
Najsłabszy wśród najlepszych czy najlepszy wśród najsłabszych?
Zdecydowanie to pierwsze. Od zawsze byłem ambitny.Wolałbym sto razy bardziej dostawać baty od lepszych niż być królem okręgówki. To tak, jakbyś grał w Fifę na amatorze i cieszył się, że wygrywasz 5:0 Lechem poznań przeciwko Barcelonie. Totalnie bez sensu.
Najlepszy szkoleniowiec, z jakim pracowałeś, to?
Trudno powiedzieć. Na pewno Artur Andruszczak przekazał mi ogrom wiedzy i udzielił wielu porad. W końcu sam rozegrał mnóstwo spotkań na najwyższym poziomie. Było czuć, że zna się na rzeczy. Obecny trener Michniewicz to superfacet, zaraża optymizmem, mam dzięki niemu motywację do ciągłej walki. Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o trenerze Gołubowskim. To on przekazał mi chyba największą wiedzę spośród tych, których tu wymieniłem. Prawdziwy trener z krwi i kości. Sympatyczny na boisku i poza nim. Ambitny i z pomysłem na siebie oraz zawodników. Choć jak trzeba, umie podnieść głos. Generalnie młodsi trenerzy otwarci na rozwój wzbudzają we mnie sympatie. Panom z tzw. polską myślą szkoleniową mówię stanowcze nie.
Czy czujesz się na siłach, aby grać kilka lig wyżej?
Jak najbardziej. Kilkukrotnie miałem okazję grać na testach w wyższych ligach: Ruch Chorzów, Pogoń Szczecin, Szamotuły i inne, których już nie pamiętam. Niektórzy nawet chcieli mnie wziąć do siebie. Jednak klub w Gorzowie od zawsze nas blokował, żądając od silniejszych zespołów kilkadziesiąt tysięcy ekwiwalentu, co od razu przekreślało szansę na transfer. Dopiero od niedawna to się zmieniło, więc mam nadzieję, że mój czas jeszcze się nie skończył i za pół roku, może rok wrócę na właściwe tory.
Szybkość czy mądrość boiskowa?
Z czasem doceniam mądrość. Wiecznie 17 lat mieć nie będę. Mimo wszystko na ten czas szybkość. Szybka i skuteczna – taka jest dzisiejsza piłka.
Największe sportowe marzenie.
Z tych bardziej przyziemnych to móc powiedzieć o sobie, że jestem piłkarzem. Być w stanie z tego się utrzymać. Debiut w ekstraklasie zaspokoiłby moje sportowe ambicje. Z tych bardziej oderwanych to gra w Chelsea u boku Hazarda, ale nie oszukujmy się, trudno mi to zrealizować w Fifie, grając karierę na poziomie ultimate, a co dopiero w rzeczywistości…
Czego można życzyć 23-letniemu zawodnikowi po ciężkim urazie, czekającym na ostatnią szansę od losu?
Z pewnością odbudowania formy i zdrowia, bo tego nigdy za wiele.Poza tym żeby ta szansa nadeszła. Jeśli chodzi o klub, to żeby utrzymał się w lidze, bo Gorzów bez Stilonu to czarny scenariusz, który nie ma prawa się zrealizować.
Zatem życzymy szybkiego powrotu na boisko. Oby następna runda okazała owocna się zarówno dla samego zawodnika, jak i klubu.