Damir Skomina jednym z lepszych sędziów w Europie? Chyba się mylicie…


Bardzo zła forma słoweńskiego sędziego w Bukareszcie

11 listopada 2016 Damir Skomina jednym z lepszych sędziów w Europie? Chyba się mylicie…
Wikipedia

Kiedy ogłoszono, że Damir Skomina będzie sędzią meczu z Rumunią, nie brakowało głosów, że to dobra decyzja. Słoweniec w końcu jest uważany za jednego z lepszych arbitrów w Europie i trudno było znaleźć innego kandydata, który mógłby poskromić zapędy obu zespołów i spowodować, że zamiast walki na kości mielibyśmy nieco mniej agresywną grę w piłkę. Słoweński sędzia w piątek zawiódł i to on jest jednym z antybohaterów tego spotkania.


Udostępnij na Udostępnij na

Zapewne w naszym kraju o jego postawie aż tak długo nie będzie nikt się rozprawiał, bo wygraliśmy pewnie, nawet mimo bardzo niesprzyjającej atmosfery, która piątkowemu starciu towarzyszyła, 3:0 i dziś wielu z nas skupi się na golach Lewandowskiego, akcjach Grosickiego czy interwencjach Piszczka. Gdybyśmy jednak to spotkanie zremisowali lub, co gorsza, przegrali zapewne o sędziowaniu Słoweńca powstałyby ogromne artykuły, a temat stałby się tak gorący, jak niedawne wybory w USA.

I nie chodzi nawet o rzut karny pod koniec spotkania, bo on, umówmy się, niczego praktycznie nie przesądzał. Chodzi przede wszystkim o to, co działo się przy stanie 1:0 dla Polski. Można było odnieść wrażenie, że Damir Skomina nie udźwignął presji trybun, ponieważ wielokrotnie pobłażał Rumunom, którzy z minuty na minutę pozwalali sobie na coraz więcej, a za chamskie zachowania często nie otrzymywali nawet żółtej kartki. Wystarczy powiedzieć, że nasi rywale otrzymali w tym spotkaniu tylko trzy żółte kartki (w tym jedną – rezerwowy Sapunaru) i ani jednej czerwonej! Kto widział to spotkanie, tę statystykę może uznać za co najmniej ósmy cud świata.

Rumuni w meczu z Polską dostali tylko trzy żółte kartki (w tym jedną rezerwowy Sapunaru) i ani jednej czerwonej!

Ale jeszcze bardziej bulwersujące zdarzenia były udziałem trybun. Nie powiemy „kibiców”, ponieważ nie chcemy obrażać prawdziwych fanów piłki nożnej. O ile jeszcze na pojedyncze huki petard można było nie reagować, a były one podczas piątkowego meczu nagminne, o tyle sytuacji z 54. minuty nie da się zrozumieć i trzeba je jak najszybciej likwidować w zarodku. Właśnie wtedy, przed wykonaniem rzutu rożnego przez gospodarzy, Robert Lewandowski został ogłuszony przez petardę, która wybuchła obok niego.

Skandal? Mało powiedziane, ale mimo to po kilkuminutowej przerwie Damir Skomina postanowił kontynuować spotkanie. Co by się stało, gdyby sędzia jednak w tamtym momencie przerwał potyczkę (co skutkowałoby walkowerem dla Polski)? Odpowiedź jest prosta: podjąłby chyba najrozsądniejszą decyzję, ponieważ przepisy mówią, że arbiter ma obowiązek przerwać mecz, kiedy zagrożone jest zdrowie lub życie zawodników. A w tym przypadku to miało miejsce, bo równie dobrze ta sytuacja mogła się skończyć tragicznie dla Lewandowskiego, który – szczęście w nieszczęściu – po kilku minutach wrócił na boisko i na całe zamieszanie odpowiedział w najlepszy możliwy sposób.

Cała historia kończy się jednak dobrze, bo w końcowym rozrachunku my wygrywamy bardzo ważny mecz i przynajmniej do marca 2017 roku będziemy na pierwszym miejscu w tabeli. Wtedy właśnie zagramy z Czarnogórą i wypada mieć nadzieję, że sędzia, który podejmie się zadania gwizdania w Podgoricy, będzie w wyższej formie i nie przestraszy się czarnogórskiego kotła. A że będzie bardzo, ale to bardzo, gorąco jesteśmy więcej niż pewni.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze