Daichi Kamada – nowy postrach z Frankfurtu


W Eintrachcie wyrasta nowy ulubieniec trybun. Japoński pomocnik ostatnio może być z siebie dumny

27 lutego 2020 Daichi Kamada – nowy postrach z Frankfurtu

Kiedy z Eintrachtu przed kilkoma miesiącami odchodzili czołowi zawodnicy wielu przeczuwało, że sezon 2019/2020 będzie zdecydowanie trudniejszym dla Orłów. Dyrektor sportowy Fredi Bobic wraz z trenerem Adim Huetterem nie załamali się jednak ubytkami, zakasali za to rękawy i wzięli ostro do pracy w celu znalezienia odpowiednich następców. Rzeczywiście, do łatwych zadań to nie należało, poniekąd jednak udało się znaleźć takich piłkarzy, z których można być zadowolonym.


Udostępnij na Udostępnij na

W pierwszej kolejności padło nazwisko Basa Dosta, niegdyś bardzo skutecznego zawodnika VfL Wolfsburg, który wrócił do Niemiec z mało udanych portugalskich wojaży. Swoją szansę dostał także Andre Silva – Portugalczyk, który z roku na rok robi coraz większe postępy i którego w klubie chcieliby wyszkolić na jeszcze lepszego piłkarza.

Obaj panowie jakoś sobie radzą, a na pewno lepiej ich sytuacja wygląda niż w przypadku Dejana Joveljicia, o którym przed sezonem było głośno, a 20-latek dotychczas w 10 spotkaniach zdobył ledwie jednego gola. Co innego Daichi Kamada. Pomocnik wrócił z wypożyczenia w czerwcu i choć nikt szczególnie o nim nie mówił, ten zaczął grać wcale nie gorzej niż ci, od których najwięcej się spodziewano.

Nie samą Bundesligą człowiek żyje

Japończyk właściwie z miejsca stał się pierwszym wyborem trenera Adolfa Huettera. Już od pierwszej kolejki mógł liczyć na regularne występy, co tylko potwierdzało, że pobyt w St. Truidden zrobił mu dobrze. W budowanym na nowo zespole Eintrachtu Kamada musiał się odnajdywać w różnych rolach, a to grając jako rozgrywający tuż za plecami napastnika, jak miało to miejsce na inaugurację sezonu, a z kolei w spotkaniu z Borussią Dortmund jako wchodzący na kilkanaście minut zawodnik, od którego wymagało się zrobienia różnicy.

https://twitter.com/iF2is/status/1230563705730912257

I zawodnik nie zawiódł. To właśnie po jego podaniu do własnej bramki trafił Thomas Delaney i dzięki tej akcji Eintracht mógł cieszyć się z punktu wywalczonego z jednym z głównych faworytów do mistrzowskiej patery.

Nieźle poradził sobie także w spotkaniu z inną Borussią – z Moenchengladbach. Co prawda, Orły tamte mecz przegrały, ale na pocieszenie akcje Kamady dały dwa gole. Na uwagę zasługuje także inny fakt – w tym spotkaniu 23- latek zagrał już w roli napastnika.

Niestety, na tym dobre występy ukoronowane asystami bądź też golami w przypadku Japończyka się kończą. Ten wciąż mógł liczyć na regularne występy, niemniej jednak na niemieckim podwórku zawsze było coś nie tak. To jednak się tyczy także i całego zespołu. Eintracht ogólnie zbyt często traci punkty w lidze, wszystko nadrabia jednak występami na podwórku europejskim.

Druga twarz

Statystyki Kamady z ligi niemieckiej mogą na kolana nie powalać. Inaczej natomiast ma się rzecz, gdy się spojrzy na to, co ten zawodnik wyprawia w Europie. Gołym okiem widać, że całemu zespołowi bardzo zależy na udanych występach na tym szczeblu, a i być może ostatni sezon sprawił, że apetyty w Frankfurcie wzrosły.

Daichi Kamada także świetnie sobie radzi o czym świadczą jego zdobyte gole. I to nie tylko te ostatnie z pierwszego spotkania z Salzburgiem, ale i także te z fazy grupowej. Japończyk zaczął jednak dość niewinnie. Dopiero w 3. kolejce sprawił, że przez jego grę problemy zaczęła mieć defensywa Standadu Liege. Sam asystował przy obu golach jakie strzelił Eintracht w tamtym spotkaniu.

Na listę strzelców wpisał się jednak dopiero w meczu na szczycie z samym Arsenalem Londyn. Można by wręcz napisać, że w pojedynkę pokonał kanonierów, aplikując im dwie bramki i to w dodatku w Londynie. Jako samodzielny rozgrywający tuż za plecami dwóch napastników radził sobie wprost wspaniale.

Szkoleniowiec podjął decyzję, by dać wolną rękę właśnie 23- latkowi, a ten odpłacił mu się w najlepszy możliwy sposób. W dodatku piłkarz sprawił, że zamiast o nim głośniej jednak było o kryzysie formy jaką wówczas przeżywał londyński klub. W konsekwencji z pracą pożegnał się szkoleniowiec Arsenalu – Unai Emery, a pod adresem Kamady komplementów nie było końca. Został nawet porównywany do słynnego Shinjiego Kagawy.

To tylko początek

Jak się okazało, świetny występ przeciwko Arsenalowi nie był wypadkiem przy pracy. Japończyk już w kolejnym spotkaniu zaliczył trafienie z Vitorią Guimaraes. Jednak głośniej znowu o kreatywnym pomocniku zrobiło się tuż po ostatnim meczu 1/16 Ligi Europy, gdy ten po raz kolejny niemal w pojedynkę być może wyeliminował Red Bull Salzburg.

Kamada szybko napoczął austrackiego giganta i już w 12. minucie otworzył wynik meczu. Zanim wszyscy zdążyli wybrać się po stadionowe pyszności, ten po raz kolejny wpisał się na listę strzelców. Niedługo po wznowieniu drugiej części gry dołożył trzecie trafienie i zaliczył swojego pierwszego hat tricka, po raz kolejny stał się bohaterem.

Po takich występach można więc jedynie oczekiwać kolejnych równie udanych. Eintracht dzięki zwycięstwu nad RB Salzburg 4:1 ma zdecydowanie większe szanse na awans do kolejnej rundy, w której niewykluczone że i ze swoich strzeleckich umiejętności zaprezentuje się Kamada.

Kibice Orłów jednak czekają także na świetne występy w Bundeslidze, których mimo wszystko jak na lekarstwo. Jeśli na tym polu nic się nie poprawi, to trudno myśleć o Lidze Europy także w kolejnym sezonie. Niewątpliwie także i transfer do silniejszego zespołu w takiej sytuacji mógłby się oddalić.

Na razie więc o Kamadzie jest cicho. Z pewnością trzeba więcej niż dwóch takich spotkań, by móc równać się ze słynnym Kagawą. Od czegoś jednak trzeba zacząć. Niemniej już teraz zawodnik Eintrachtu jest najlepszym Japończykiem z Bundesligi, który zdobył więcej niż 4 gole w jednym sezonie europejskich pucharów.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze