Czy Ronald Koeman powinien zostać w Barcelonie?


W Katalonii sami nie wiedzą, czego chcą. Przyszłość Ronalda Koemana stoi pod znakiem zapytania

16 maja 2021 Czy Ronald Koeman powinien zostać w Barcelonie?

Sezon 2020/2021 to prawdziwy rollercoaster. Finalnych rozstrzygnięć, które już są na horyzoncie, nikt się nie mógł spodziewać. Wiedzieliśmy tylko jedno. Barcelonę czeka rewolucja oznaczona okresem przejściowym. 15 lat europejskiej dominacji "Blaugrany" skończyło się tak, że w nową dekadą jej kibice weszli bez żadnych oczekiwań. Okazało się, że nadzieja zabija. Szaleństwo tego sezonu otworzyło Barcelonie bramę do niebios, choć każdy wie, że ta cały czas bliżej była piekła. Wiedział to Ronald Koeman, lecz mimo to dał się oszukać.


Udostępnij na Udostępnij na

Niespełna tydzień po porażce z Bayernem Monachium 2:8 Barcelona zatrudniła Ronalda Koemana. Już wtedy zapowiadaliśmy, że Holender staje przed wyzwaniem, które wydaje się drogą krzyżową. To było do przewidzenia, jednak mało kto mógł się spodziewać, że nadchodzący sezon będzie aż tak skrajny, lecz mimo wszystko emocjonujący. I od tego należałoby zacząć całą dyskusję na temat przyszłości Ronalda Koemana.

To (nie) tak miało wyglądać

Historia FC Barcelona ma ponad 120 lat, lecz nie bez przyczyny często skraca się ją – w kontekście triumfów – do ostatnich dekad. Zwłaszcza do XXI wieku, w którym to „Duma Katalonii” uznawana jest za najlepszą drużynę na świecie. Złota europejska dekada 2006-2015, którą przedłużyć można o parę lat więcej dominacji na krajowym podwórku. Wszystko zdaje się zamykać klamrą, bo Barcelona jest bliska, aby po raz pierwszy od 2008 roku nie zdobyć mistrzostwa Hiszpanii drugi rok z rzędu. O blamażach na arenie międzynarodowej nie wspominając.

Historia pisać się miała na nowo wraz z przyjściem Ronalda Koemana. Odmieniona, mierzona inną skalą, niekoniecznie tym, co na koniec znajdzie się w gablocie. Holender ostrzegał, że to, czym dysponuje jego sztab, może nie wystarczyć, aby sięgać po puchary. Wystarczyła chwila słabości rywali, aby drużyna Koemana uwierzyła, że niemożliwe nie istnieje. Przeznaczenia oszukać się nie udało, bo ponownie mogliśmy wrócić do słów trenera Barcelony sprzed końca ubiegłego roku. Szkoda tylko, że perspektywa zmieniła nastroje kibiców.

Można być smutnym, że nie udało się wykorzystać chwili zawahania konkurencji, ale nie oszukujmy się. To w dużej mierze był dar od losu. Niewykorzystany dar, który mimo wszystko może spowodować, że Koemana za chwilę w Barcelonie nie będzie. Wróćmy na chwilę pamięcią do 2020 roku i przypomnijmy sobie, jak to wszystko wyglądało.

Ronald Koeman – ożywił serce, zabił rozum

Ronald Koeman latem 2020 roku dostaje wstrząśnięty zespół, który upadał już od kilku lat. Zastał klub, którego problemy sięgnęły apogeum. Klub walczył z samym sobą, walczył z jej argentyńską twarzą. O prawdziwej rewolucji mowy nie było, bo bez pieniądza ani rusz. Barcelona po raz pierwszy od siedmiu lat zakończyła sezon bez żadnego pucharu. Kolejny miał pod tym względem wyglądać tak samo. Z taką różnicą, że wszyscy patrzymy na ręce Koemana. Bez oczekiwań, ale z nadzieją na lepsze jutro. Jutro, a nie dziś.

Zaczęło się pięknie, bo od dwóch wysokich zwycięstw. „Nowa” FC Barcelona rozgromiła Villarreal oraz Celtę Vigo, pokazując, że okres przejściowy wcale nie musi mieć miejsca. Sytuacja szybko się odwróciła, a wszystko wróciło do punktu wyjścia. Barcelona zalicza najgorszy start w sezonie ligowym od 18 lat. Atmosfera wśród kibiców wyglądała wtedy lepiej niż pół roku później, kiedy Barcelona była od włos od wskoczenia na miejsce lidera La Liga. Celem było podium gwarantujące udział w LM oraz spokojny, zauważalny gołym okiem postęp.

A ten – pomimo nie zawsze imponujących wyników – był. Barcelona coraz częściej przypominała ten klub, który niegdyś oglądało się z wielką przyjemnością. To jednak nie przekładało się na wyniki. „Dumie Katalonii” brakowało dojrzałości, skuteczności i umiejętności zamykania meczów, która nie przybyła aż do dziś.

Najgorsza kadra od kilkunastu lat

Zacznijmy więc od obrony Ronalda Koemana. Holender dostał drużynę, którą należało przebudować. Problem w tym, że pozbyto się tylko tych, których dało się pozbyć. Niekoniecznie najsłabszych, najstarszych czy najmniej przydatnych. Odeszli Vidal, Suarez oraz Rakitić. Odeszli do klubów, które aktualny sezon uznać mogą za historyczny. Nie trzeba mówić, że transferów do klubu nie było. Mało tego. Już na starcie sezonu Barcelona straciła Ansu Fatiego. Wypadli również lider defensywy Gerard Pique oraz Sergi Roberto. Trudno nie wspomnieć o Philippe Coutinho. Zdrowy Brazylijczyk był tak naprawdę podstawowym zawodnikiem.

Chaos w szatni, chaos w biurach klubowych, bo z Barcelony wyrzucono Bartomeu. Jesień dobiega końca, a podstawowymi zawodnikami Barcelony stają się Oscar Mingueza, Martin Braithwaite (występujący na lewym skrzydle) oraz niedawno sprowadzony 18-latek z Las Palmas. „Blaugrana” pełznie do końca roku, tracąc 1. miejsce w grupie Ligi Mistrzów oraz remisując ostatnie ligowe spotkanie w 2020 roku przeciwko Eibar. Następny rok zapowiadać się miał „wspaniale”.

A jednak tak się rozpoczął. Barcelona zimę spędziła na wyjazdach, rozgrywając 22 spotkania do momentu przerwy reprezentacyjnej. A to wszystko w 77 dni. Maraton zakończył się jednym z najlepszych spotkań drużyny w sezonie, czyli zwycięstwem 6:1 nad Realem Sociedad. Co więcej, z 22 spotkań aż 15 Barcelona rozegrała na wyjeździe (wliczając mecze w Superpucharze Hiszpanii). A to były batalie pełne dogrywek, dramatów w Pucharze Króla, część z nich już w nowej formacji z trójką obrońców. Wszystko wskazywało na to, że najgorsze już za Barceloną. Klub żył w pięknym śnie, do którego zaprosiło go Atletico, aby na końcu delikatnie z niego wybudzić.

Miało się nie udać, a było blisko. Niepotrzebnie

Barcelona była na ostatniej prostej, aby w tym szaleńczym, lecz momentami bardzo ślimaczym wyścigu wyjść na prowadzenie. Żeby zdobyć dublet, który na starcie sezonu nikomu nie miał prawa się marzyć. Barcelona pozwoliła nam wierzyć, lecz Barcelonie wierzyć pozwolili jej rywale. Zapędzona w kozi róg Barcelona znów się skompromitowała.

Spójrzmy na cały sezon chłodnym okiem. Kampania 2020/2021 była jak powiew świeżości oraz nadziei. Barcelona zaczęła od zera, znalazła się tuż przed szczytem, aby finalnie z niego spaść. Pytanie tylko ,czy spadła na sam dół, czy może gdzieś się zaczepiła. Tym zaczepieniem byłoby niezwolnienie Koemana. Dlaczego tak miałoby się stać?

Jeśli Ronald Koeman zostanie zwolniony, to na pewno nie przez wyniki sportowe. Barcelona w dramatycznych okolicznościach sięgnęła po Puchar Króla. To, przez co Barcelona przeszła w drodze po 31. triumf w tych rozgrywkach, mogło być fundamentem nowej Barcelony. Wygranie ligi okazać by się mogło jej kolejnym, fałszywym obrazem.

Pod tym względem sezon należy uznać za co najmniej poprawny. Gra? Przynajmniej dobra, choć w oczy rzucają się nieudane starcia z największymi. Lecz te od wielu lat nie są najmocniejszą stroną Barcelony. Od porażek w fazie pucharowej Ligi Mistrzów po ostatnie słabe mecze w „El Clasico”. Barcelona odjeżdża największym, lecz sama nie chce w to uwierzyć. Okazuje się, że 2:8 z Bayernem nie przemówiło jej do rozsądku.

Jaki klub, taki trener

Barcelona znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Trochę bez wyjścia. Nie jest w stanie pozwolić sobie na zniknięcie i popracowanie nad sobą. Klub ten musi wygrywać, bo do tego przyzwyczaił. Musi, bo zobowiązał się pieniężnie, aby na topie pozostać jak najdłużej. Być może sam siebie oszukał, bo trudny do zaakceptowania był fakt, że cykl dobiega końca. Barcelona szuka trenera, który zbuduje nową legendę klubu. A czy nie lepiej byłoby, aby przyszedł ktoś gotowy na tu i teraz? Ktoś, kto wyciśnie z końcówki złotej generacji resztki?

Bo jeśli nie, to dajmy pracować Holendrowi lub bierzmy tego, który prędzej czy później obejmie Barcelonę, czyli Xaviego. Jeśli do Barcelony zawita kolejny trener z podobnej półki co Ronald Koeman, wówczas ta straci kolejny rok. Prawdopodobnie jeden z dwóch ostatnich Leo Messiego. I tu znów wracamy do punktu wyjścia. Zacząć wszystko od nowa czy jednak iść na skróty w drodze po ostatni z ostatnich tańców?

Musimy zrozumieć, że w świecie idealnym Ronald Koeman nie jest pierwszym i najlepszym wyborem dla „Blaugrany”. O normalne okoliczności jednak trudno. Rynek nazwisk nie powoduje wielkiego zachwytu, a wizja kolejnego sezonu przejściowego tym bardziej.

Grzechy główne Ronalda Koemana

Do tej pory mogłoby wynikać, że Ronald Koeman to trener bez skazy. Otóż nie. Wielu narzeka na to, jak jego zespół wygląda pod względem taktycznym przeciwko solidnym rywalom. I to się zgadza. Barcelona momentami nie wyglądała wcale lepiej w meczach z beniaminkami, z którymi potrafiła zgubić równie wiele punktów. Jednak to, co łączy te wszystkie spotkania, niezależnie od poziomu drużyn, to nieskuteczność. Rażąca na przestrzeni całego sezonu. Barcelona potrafiła grać przyjemnie, często dominując spotkania. Jednak drużyna Koemana wciąż boryka się z zamykaniem meczów. Sam trener nie najlepiej zarządza meczami, które coraz częściej wymykają mu się spod kontroli.

Tragiczne zmiany, często defensywne, bo według Koemana obraz Barcelony jest, jaki jest. Ta coraz częściej musi się bronić, aby utrzymać chociażby jednobramkowe prowadzenie. Holender od niemalże początku sezonu tonował nastroje, w pewnym momencie pokazując na siłę, że Barcelona nie jest gotowa, aby zwyciężać. To miało jakiś sens, dopóki Koeman nie zauważył, że Barcelona faktycznie jest w stanie coś wygrać. Wówczas trenerowi zaczęły palić się ręce. Okroił kadrę do 15 zawodników i zamierzał zdobyć nimi cały świat, grając co trzy dni i zajeżdżając najważniejsze ogniwa środka pomocy, czyli Pedriego i Frenkiego De Jonga.

Jesienią oglądaliśmy Braithwaite’a, Trincao, a nawet Riquiego Puiga. Wiosną gra zaczęła się kleić, stawka wzrosła, a trofea zaczęły pojawiać się na horyzoncie. Wtedy – czyli w najważniejszym momencie, w którym najwięksi robią różnicę – Koeman się przestraszył. Ale przecież nie miał czego, bo Barcelona w jego mniemaniu i tak nie miała prawa nic wygrać. Trudno jest w tej sytuacji ocenić zachowanie Holendra. Wygląda na to, że ten chciał upiec wszystkie pieczenie na jednym ogniu. Skończyło się tak, że nie zadowolił nikogo.

Droga donikąd

Barcelona musi odnaleźć sedno swoich problemów. Załatwiać je po kolei, a nie po łebkach. Nie zostanie to zrobione za pomocą czarodziejskiej różdżki. Takiej też nie ma trener, który ot tak nie zbuduje drużyny. Bo ta potrzebuje nowych fundamentów. Stare już dawno uległy poważnym uszkodzeniom.

W Katalonii szukają nowego Guardioli, choć trudno jest go zauważyć w postaci Koemana. W takim razie po co tam Holender? Bo jeśli takim faktycznie nigdy nie będzie Koeman, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby już teraz zespół powierzyć Xaviemu lub Pimiencie. Drugą opcją byłoby wzięcie kogoś, kto z miejsca powinien – przynajmniej teoretycznie – zrobić wynik. Ktoś, kto ma lepsze CV od Koemana. Historia pokazuje, że Barcelona nie jest skora do takich decyzji. I niejednokrotnie płaciła za to wysoką cenę.

Niebezpieczne jest to, w jak dramatyczny sposób wygląd sezonu zmienił oczekiwania wszystkich dookoła Barcelony. Każdy zarzekał się, że nie będzie oczekiwał cudów. Przez większość sezonu kibice mogli czuć się docenieni chociażby obecnością Ilaixa Moriby, Ronalda Araujo czy Pedriego. Wszyscy zgodnie dostrzegliśmy światełko w tunelu, lecz nagle uwagę wszystkich zdobył nieumiejętny wyścig po mistrzostwo Hiszpanii. Wyścig, którego prawdziwym zwycięzcą będzie tylko i wyłącznie Atletico Madryt.

Oceniając wszystkie za i przeciw, da się zauważyć, że w sezonie 2020/2021 Barcelona dała wiele argumentów, aby jej przyszłość uważać za świetlaną. Czy to z Holendrem za sterem, czy też nie. Koeman wskazał drogę, choć pokonać ją mógł w lepszy sposób. Jej niechybny koniec widzi Leo Messi, którego – podobnie jak kibiców – nie stać na cierpliwość. Klubu natomiast nie stać na brak stabilizacji. Koeman obrał szlak, który najprawdopodobniej nie kończy się na pierwszym sezonie. Pytanie, czy Barcelona jest w stanie mu uwierzyć, powierzając mu klub na kolejny rok.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze