Jan Urban piłkarz. Świetny. Nawet znakomity, bo tylko takim udaje się ustrzelić hat-tricka na Santiago Bernabeu. Jan Urban trener... Już taki znakomity nie jest. I mimo że Legia obecnie znajduje się w czubie tabeli, a jej gra (jak na polskie warunki) przekonuje, pozostaje pytanie, czy to zasługa trenera z Jaworzna. Przeszłość pokazuje, że trenerka Jana Urbana przypomina prawdziwą jazdę po rollercoasterze.
Urban pierwsze trenerskie kroki stawiał w Pampelunie, gdzie czuje się jak w domu. W sezonie 2005/2006 obejmował rezerwy Osasuny, której pierwsza drużyna na co dzień występuje w Primera Division. Do Polski, rozpoczynając jednocześnie swoją pierwszą przygodę z Legią, przybył w czerwcu 2007 roku. Debiutu w roli pełnoprawnego szkoleniowca dobrze wspominać na pewno nie będzie. Legioniści w Pucharze Intertoto przegrywali do przerwy 0:2 z bardzo przeciętną Vetrą Wilno. Meczu nie zdołali przegrać wyżej, ponieważ spotkanie przerwali kibole, którzy wtargnęli na murawę. A to był dopiero początek…
Szara gra w cieniu szarej organizacji
Mimo że Jan Urban spędził przy Łazienkowskiej blisko trzy sezony, mistrzostwa nie zdobył ani razu, a to był główny cel postawiony przed działaczy. Legia wprawdzie dwa razy kończyła sezon na drugim miejscu, w międzyczasie zdobywając Puchar Polski, ale tak naprawdę legioniści blisko zdobycia tytułu nie byli nigdy, a już na pewno nie w pierwszym sezonie pracy Urbana, podczas którego drużyna przez niego prowadzona traciła po rundzie jesiennej 10 punktów do Wisły Kraków, późniejszego mistrza kraju.
Drugie miejsca też wydają się lokatą na wyrost, ponieważ styl gry Legii, a właściwie brak tego stylu, powodował, że na grę drużyny nie dało się patrzeć, nawet jeśli weźmiemy poprawkę na standardy naszej ekstraklasy. Niemniej jednak lepszych wtedy nie było, dlatego stołeczna drużyna kończyła sezon w czołówce. Oczywiście w tym momencie mogą pojawić się głosy, że Legia grała tak słabo, ponieważ na stadion nie mogła wprowadzać kibiców, a włodarze odmawiali Urbanowi jakichkolwiek wzmocnień. Gdy spojrzymy jednak na ówczesny skład Legii, nasuwa się pytanie, czy drużyna personalnie była faktycznie za słaba na zdobycie mistrzostwa Polski. Nazwiska takie, jak: Mucha, Wawrzyniak, Roger, Edson czy Chinyama zna każdy interesujący się futbolem. Dodatkowo Urban swoje wzmocnienia w końcu dostał. Zdecydował się na zaciąg hiszpański, jednak w odróżnieniu od powyższych o takich piłkarzach, jak: Descarga, Tito czy Arruabarrena nikt już dziś nie pamięta.
Jak to bywa często w polskiej piłce, cierpliwość do niedoszłego zbawiciela w końcu się wyczerpała i były piłkarz Górnika Zabrze wyleciał z klubu w kwietniu 2010 roku. W międzyczasie zajmował się jeszcze Polonią Bytom, ale ten epizod należy rozpatrywać chyba tylko pod kątem sentymentalnym. Jan Urban nie dał o sobie zapomnieć i gdy tylko pojawiła się propozycja z Zagłębia Lubin, które właśnie zwolniło Marka Bajora, jaworzanin postanowił z niej skorzystać. Wiedział, że tym razem miejsca na wymówki nie będzie.
Miedziowe eldorado
Zagłębie Lubin, napędzane w większości przez prężne KGHM, mogło się pochwalić budżetem na poziomie 40 milionów złotych, co na polskie warunki było sumą całkowicie wywrotową. Urban dostał wszystko, czego chciał. Pewny klub z pewną sytuacją finansową, stadion wypełniony kibicami w pomarańczowych barwach oraz przede wszystkim okrągłe 3,5 miliona złotych na transfery, które z miejsca spożytkował na zakupy takich piłkarzy, jak: Sernas, Małkowski, Rachwał czy Gancarczyk. Nazwiska wymieniam nie bez powodu, ale jeszcze będzie czas, żeby do tego wrócić.
Cele ambitnego Jana nie zmieniły się – walka o najwyższe lokaty w lidze. Tylko że tym razem miało się udać. No właśnie – miało. Sezon 2011/2012 rozpoczął, o ironio, meczem z Legią Warszawa, przegranym przy Łazienkowskiej 0:3. Im dalej w las, tym było tylko gorzej. „Miedziowi” mecze u siebie w najlepszym wypadku remisowali, a wyjazdy przegrywali z sumiennością szwajcarskiego producenta zegarków. Urban nie za bardzo przejmował się kiepskimi wynikami na starcie. – Wiem, jak naprawić Zagłębie – mawiał. I gdy wszyscy zaczynali w to wierzyć, tym bardziej że Zagłębie cudem pokonało ŁKS 2:1, nastąpiła kolejna seria porażek, w efekcie czego po 17 kolejkach drużyna znalazła się na dnie tabeli, notując przy tym upokarzające porażki 1:4 z Górnikiem oraz odpowiednio u siebie 1:5 ze Śląskiem Wrocław i 0:4 ponownie z Legią.
Co się zdarzyło następnie, na pewno nie jest wielką niespodzianką. Urban wyleciał z hukiem. A skalę jego osobistej porażki pokazują wyniki jego następcy, Słowaka Hapala, pod którego wodzą Zagłębie Lubin było najlepszą drużyną wiosny w ekstraklasie. Podsumujmy drugą przygodę Urbana z trenerką: osiągnął on skutki odwrotne od zamierzonych. Wszystkie jego nabytki okazały się ogromnymi niewypałami, niektórzy nie zdążyli nawet zadebiutować w ekstraklasie. Zagłębie okazało się drużyną bez stylu, mimo że w zamierzeniu miało prezentować ładny dla oka, ofensywny futbol. Kibice „Miedziowych” prześcigali się w przeróżnych epitetach pod adresem znienawidzonego trenera, niestety żadne z nich nie nadają się do zacytowania na łamach iGola.
– Kiedy Jan Urban prowadził zespół i Legia pierwsza traciła gola, zawodnicy stawali i beznadziejnie się rozglądali. Nie umieli zareagować, czekali na cud – Leszek Miklas.
Miklasa w Legii już nie ma, a odchodząc, zabrał ze sobą chyba całą przeszłość po pierwszym epizodzie Jana Urbana w Legii. Bo jak inaczej tłumaczyć jego ponowne zatrudnienie? Ponoć dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, powiedzenie to jest w tym wypadku najbardziej oczywiste. Wydaje się jednak, że za jego ponownym zatrudnieniem stały także dość oczywiste przyczyny. Finanse w stołecznym klubie ostatnio się nie zgadzają, a Urban był po prostu najtańszą opcją. Pomogła mu też na pewno opinia człowieka ugodowego, z którym zawsze można porazmawiać, niekoniecznie przy wodzie.
Być może ta ugodowość była też jedną z przyczyn jego porażki w Lubinie. Wiele ciekawych informacji można wyczytać z wywiadu przeprowadzonego przez Tomasz Ćwiąkałę, który można znaleźć pod adresem: http://www.weszlo.com/news/8375-Jan_Urban_-_Jesli_mialbym_brac_ich_za_mordy_to_wole_nie_pracowac
Urban tym razem zastąpił Macieja Skorżę, co do którego również można mieć mieszane uczucia. Skorża wprawdzie także Legii mistrzostwa nie dał, a w ubiegłym sezonie przegrał je we wręcz frajerskich okolicznościach, ale za to osiągnął coś, być może równie ważnego, przynajmniej dla klubowej kasy. Otóż dotrwał z drużyną do wiosennych meczów Ligi Europy, co niestety w dzisiejszym futbolu polskim klubom zdarza się rzadko.
Jan Urban, zaczynając swój drugi epizod z Legią, także miał za zadanie zajść w europejskich pucharach jak najdalej. Niestety, na jego drodze stanął norweski Rosenborg. W przeszłości bardzo uznana marka, regularny uczestnik Ligi Mistrzów, ostatnio jednak drużyna jak najbardziej do przejścia. Niestety, nie udało się. Tłumaczenie trenera? – Strzeliliśmy bramkę, prowadziliśmy, ale brakło nam doświadczenia w drugiej połowie. Brakło doświadczenia? Bzdura! W ubiegłym roku braku tego doświadczenia widać nie było, a zarzucanie czegoś takiego takim piłkarzom jak Ljuboja czy chociażby Żewłakow jest po prostu śmieszne. Co gorsza przez brak awansu do fazy grupowej Ligi Europy klubowa kasa będzie uboższa o mniej więcej 9 milionów złotych. Rozwiązaniem być może będzie sprzedaż jednego lub dwóch zawodników.
Czy można mu zaufać?
Streszczając całą historię trenerską Jana Urbana, dotarliśmy do czasów obecnych. Odziwo Legii wiedzie się (poza wspomnianą porażką w Lidze Europy) całkiem nieźle. „Wojskowi” grają skutecznie, strzałem w dziesiątkę okazało się odkurzenie Marka Saganowskiego, a Urban jak zwykle ze świetnymi efektami stawia na młodzież. Wcześniej pod jego skrzydłami pierwsze profesjonalne kroki stawiali Borysiuk i Rybus, teraz w ich ślady idą Daniel Łukasik czy choćby Dominik Furman.
Dlatego też tytułowe pytanie musi pozostać bez odpowiedzi. Urban miał w swojej karierze fatalne momenty, ale chyba warto mu dać tę ostatnią szansę. Jeżeli teraz mu się nie uda, w klubie nieźle zarządzanym, z dobrą drużyną i pięknym stadionem, to już nie uda mu się nigdzie.
Współczuje panu nazwiska ;p
Tak w temacie nazwiska się zgadzam:) A tak na
poważnie to błędem było odejście Skorży.
Furmana i Łukasika to już on odkrył. Urban tylko
przejął lody po panu Maćku.... Nic od siebie nie
dodał. Pewnie sprowadzi jakiś latynosów zimą i
okażą się nieporozumieniem :)
Czym innym jest powołać chłopaka do kadry
pierwszej drużyny, a czym innym jest wystawianie go
regularnie w pierwszym składzie. Gdyby Skorża
został w klubie Łukasik by nie grał w Legii.
Maciej "liga będzie ciekawsza" z zasady nie stawia
na młodych, o czym Łukasik się boleśnie
przekonał i był bliski odejścia z klubu o czym
piszę tutaj:
http://podpressingiem.wordpress.com/2012/09/23/mlode-
wilki-tme-daniel-lukasik/#more-622