Jeszcze kilka miesięcy temu na skrzydłach Lecha Poznań wystawiany był Adriel Ba Loua. Po drugiej stronie biegał chimeryczny Kristoffer Velde. Czasami, z powodu kadrowych absencji, na skrzydłach musieli występować Alan Czerwiński oraz Filip Szymczak. Nie takich skrzydłowych kibice Lecha wyobrażali sobie, gdy Tomasz Rząsa głosił tezy o najdroższej kadrze w historii klubu. Mogli oni sobie w myślach powtarzać pierwsze dwa wersy z „Ody do młodości” Mickiewicza. Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy; Młodości! Dodaj mi skrzydła! Jak dobrze te słowa opisywały sytuację „Kolejorza” z końcówki poprzedniego sezonu.
Ci, który mieli wnieść nową jakość na flanki „Kolejorza” – Dino Hotić i Ali Gholizadeh – albo zawodzili, albo byli niedostępni z powodu urazów. Bośniak przez swoje wyczyny w mediach społecznościowych nazywany był „piłkarzem jajecznicą”. Natomiast Irańczyk – wówczas najdroższy transfer w historii PKO Ekstraklasy – doczekał się własnego transparentu na jednej z trybun poznańskiego stadionu. Bynajmniej nie było to hasło pozytywne. Najdroższy piłkarz w historii Lecha Poznań doczekał się miana „Rehasport MVP”.
Był to symbol przeciętności skrzydeł „Kolejorza”. W 2023 roku w Lidze Konferencji na skrzydłach romantycznej ekipy Johna van den Broma błyszczeli Michał Skóraś oraz Kristoffer Velde. Natomiast poprzedni sezon Lecha w ofensywie był mierny i mierne były również skrzydła „Kolejorza”. Minęło jednak kilka miesięcy i flanki zespołu Nielsa Frederiksena w niczym nie przypominają tych bezproduktywnych skrzydeł z wiosny za kadencji Mariusza Rumaka. Po spektakularnej w wykonaniu Lecha jesieni i pierwszym spotkaniu rundy wiosennej w konstatacji głoszącej, że Lech dysponuje topowymi w skali PKO Ekstraklasy skrzydłowymi, nie byłoby grama kontrowersji.
Problem urodził problem?
Szeregi „Kolejorza” już latem opuścił Kristoffer Velde, który nie potrafił udźwignąć ciężaru gry, gdy brakowało Mikaela Ishaka. Typowo pod pozycję napastnika definiowany zaczął być Filip Szymczak, a zimą kibice poznańskiego zespołu mogli odetchnąć z ulgą, gdy do francuskiego Caen wytransferowany został Adriel Ba Loua. W międzyczasie do klubu trafili Daniel Hakans oraz Patrik Walemark i w ten sposób skrzydła Lecha Poznań przeżyły istną transformację. W poprzednim sezonie John van den Brom i Mariusz Rumak mogli narzekać na to, że flanki są bezproduktywne.
Dzisiaj, dla Nielsa Frederiksena, skrzydła również stanowią problem. Duński trener mierzyć się jednak musi z kłopotem bogactwa. Na ten moment Lech ma bowiem trzech świetnych skrzydłowych, a miejsca na boisku jest wyłącznie dla dwóch. Ktoś musi rozpoczynać mecze na ławce i przed każdym kolejnym spotkaniem Frederiksen mierzyć się musi z poważnym dylematem – na kogo postawić tym razem.
Dwóch najdroższych piłkarzy w historii klubu – Ali Gholizadeh oraz Patrik Walemark – dawali już na przestrzeni sezonu argumenty, że są warci swojej ceny. Przeciętną jesień zanotował Daniel Hakans, o którym pisałem, że jest jednym z piłkarzy, który ma coś do udowodnienia. Fin zdecydował się odpowiedzieć na wszelką krytykę skierowaną w jego stronę. W spektakularnym stylu otworzył 2025 rok, notując rekordowe pod względem wskaźników biegowych spotkanie z Widzewem.
Patrik Walemark 2029. pic.twitter.com/G0oI3I7iE4
— Błażej Łukaszewski (@BlazLukaszewski) January 31, 2025
Trudno więc teraz wskazać jednoznacznego lidera Lecha Poznań na którymkolwiek ze skrzydeł. A nie można też zapomnieć, że gdzieś z tyłu swoją wartość będą chcieli udowodnić Dino Hotić, wystawiany często w bocznych sektorach Bryan Fiabema oraz młody i ambitny Kornel Lisman.
Lech Poznań ma na skrzydłach naprawdę komfortową sytuację. Patrząc na dyspozycję niektórych piłkarzy można żałować, że w wyjściowej jedenastce miejsce znajdzie się wyłącznie dla dwóch.
Moment zwątpienia
Gdy w Łodzi na spotkanie 2. kolejki PKO Ekstraklasy z Widzewem w kadrze Lecha Poznań zabrakło już Kristoffera Velde, w sercach kibiców „Kolejorza” mógł pojawić się cień zwątpienia. Pierwsze wrażenie drużyny Nielsa Frederiksena było wprawdzie dobre, ale trudno było sobie wyobrazić osiągającego sukcesy Lecha Poznań z taką obsadą flanek. Na skrzydłach musiał grać nominalnym napastnikiem Filipem Szymczakiem oraz Adrielem Ba Louą, który przez kilka lat nie pokazał w Lechu praktycznie nic, co predestynowałoby go do zyskania miana dobrego piłkarza.
🇳🇴 Kristoffer Velde ⚽️⚽️#UECL pic.twitter.com/svz76EyfjS
— UEFA Conference League (@Conf_League) July 29, 2024
W trakcie rundy wiosennej 2024 roku ten duet wykręcił zawrotny wynik dwóch bramek i jednej asysty. Drużyna z ambicjami po prostu nie może polegać na takich piłkarzach. Szczególnie że w lipcu Dino Hotić miał miano piłkarza zupełnie niestabilnego. W dodatku Niels Frederiksen w pierwszych dwóch kolejkach widział w nim jedynie rezerwowego. Trudno było też przewidzieć, czy Bośniak będzie umiał jakkolwiek nawiązać do swoich pierwszych minut w barwach Lecha Poznań.
Ali Gholizadeh, po sezonie, w którym okazał się być rekordowo drogim niewypałem, również nie miał dobrej prasy. Ze względu na oferty transferowe jego przyszłość owiana była tajemnicą, w niewiadomym stanie były również jego kolana, a w dodatku pojawiały się wokół niego głosy mówiące, że jest dla duńskiego szkoleniowca zbyt wolny, by grać jako nominalny skrzydłowy. Między innymi dlatego w debiucie Frederiksena wchodził na boisko w miejsce Afonso Sousy, by rozruszać grę jako „kierownica” całego zespołu.
Poznańska drużyna ewidentnie potrzebowała transferów. Piotr Rutkowski i Tomasz Rząsa latem byli wyjątkowo opieszali na rynku transferowym, więc w sercach fanów „Kolejorza” mogła rodzić się obawa, że kadrze ich ukochanego zespołu po prostu zabraknie jakości. Przecież jeszcze w lipcu do Poznania nie sprowadzono żadnego następcy Kristoffera Velde. A Norweg w poprzednim sezonie strzelił w PKO Ekstraklasie 10 bramek i dołożył do tego dorobku pięć asyst. Bramek Norwega miało w Poznaniu bardzo brakować.
Nowy narybek Lecha Poznań
Myśli o tym, że podstawowym skrzydłowym Lecha Poznań w tym sezonie może być Adriel Ba Loua, stawały się latem coraz bardziej realne. Niels Frederiksen otwarcie mówił na konferencji prasowej przed spotkaniem z Lechią Gdańsk, że Iworyjczyk jest dobrym piłkarzem. W te słowa nie wierzył chyba nikt, bo były piłkarz Viktorii Pilzno zdołał już wszystkim obserwatorom PKO Ekstraklasy pokazać swoją prawdziwą twarz.
Początek sierpnia dał kibicom promyk nadziei. Do klubu dołączył bowiem sprowadzony za prawie milion euro Daniel Hakans. Z jednej strony reprezentant Finlandii, ale z drugiej był to zawodnik wyciągnięty jedynie z ligi norweskiej. Gdy Fin wchodził powoli do zespołu, jednocześnie od pierwszego składu odstawiony został Adriel Ba Loua. W Lubinie Iworyjczyk zagrał tak kuriozalną pierwszą połowę, że Niels Frederiksen musiał zwątpić w swoje słowa wypowiedziane kilka tygodni wcześniej. Wszystko w Poznaniu zaczynało iść latem w dobrym kierunku.
Niezwykle bramkostrzelny był latem Dino Hotić, a coraz więcej kunsztu pokazywał Ali Gholizadeh. Reprezentant Iranu zdołał też dołożyć do tego pierwszą bramkę w barwach Lecha, a grający jako ofensywny pomocnik Afonso Sousa miał swoje momenty również bliżej lewego sektora boiska. Brak Kristoffera Velde był coraz mniej odczuwalny, kibice „Kolejorza” byli coraz bardziej usatysfakcjonowani, a w dodatku wokół klubu zaczęły pojawiać się plotki mówiące o zainteresowaniu kolejnym piłkarzem z północy. Wkrótce Lech sfinalizował wypożyczenie Patrika Walemarka i w kilka tygodni flanki zespołu Nielsa Frederiksena stały się naprawdę solidnie wzmocnione.
Rekord transferowy PKO Ekstraklasy, piłkarz wyciągnięty z ligi belgijskiej, reprezentant Finlandii oraz zawodnik wypożyczony z Feyenoordu Rotterdam, którego klauzula wykupu miała być naprawdę wysoka. Skrzydła Lecha Poznań mogły robić wrażenie na papierze, a co ważniejsze – zaczynały pokazywać jakość również na boiskach PKO Ekstraklasy.
Na skrzydłach można polecieć
Z tak skompletowaną kadrą Lech Poznań Nielsa Frederiksena mógł rozpocząć swój lot po mistrzostwo Polski. Wraz z przyjściem Patrika Walemarka „Kolejorz” zaczął mieć na skrzydłach naprawdę kilku jakościowych zawodników. Byli to piłkarze, na których drużyna walcząca o najwyższe cele mogła polegać i jesienią to właśnie od formy skrzydłowych zależała dyspozycja całego zespołu. Na skrzydłach rodziły się konkrety, skrzydła były silne, więc i cała drużyna Lecha Poznań grała zjawiskowo.
Patrik Walemark znakomicie wprowadził się do zespołu. Od pierwszych minut w nowych barwach było widać, że jest naprawdę dobrym piłkarzem. W debiucie w Mielcu to po faulu na nim zawodnik gospodarzy złapał czerwoną kartkę, ale prawdziwe show Walemark dał w Kielcach. Gdy „Kolejorz” miał z drużyną prowadzoną przez Jacka Zielińskiego problemy, niezwykle cenne trzy trafienia zanotował właśnie piłkarz wypożyczony z Feyenoordu. Trudno było sobie wyobrazić lepsze wejście do zespołu. Walemark, mimo że musiał przystosowywać się do gry na lewej stronie boiska, był jesienią wyjątkowo konkretnym skrzydłowym. Cztery trafienia, asysta oraz bardzo dobre wrażenia z gry w wykonaniu piłkarza, który dołączył do zespołu pod koniec okienka transferowego. To naprawdę bardzo dobry rezultat.
Wciąż czekamy na Gholizadeha
Małe zastrzeżenia można było mieć również do Alego Gholizadeha, który nie do końca potrafił ustabilizować swoją dyspozycję. Gdy Lech jesienią notował gorszy okres, Irańczyk nie potrafił wejść w rolę lidera. Nie potrafił nawet przekonać Nielsa Frederiksena do tego, by częściej umieszczał go w pierwszym składzie. Jego gra była dosyć szarpana. Było widać, że Irańczyk ma obycie w wielkiej piłce. Ewidentnie miał możliwości, by wnieść do Lecha Poznań bardzo dużo jakości, ale nie potrafił tego zrobić w dłuższym wymiarze czasowym. Od 14 września do 10 listopada i spotkania z Legią Warszawa nie zanotował żadnej liczby, co przełożyło się poniekąd na gorszą dyspozycję Lecha Poznań.
Ali Gholizadeh schodzi z urazem. pic.twitter.com/04YIYKKLBJ
— Dawid Dobrasz (@dobraszd) September 29, 2024
Gdy Gholizadeh zagrał świetny mecz z Legią Warszawa i GKS-em Katowice, dołożył w obu tych spotkaniach bramki, „Kolejorz” znowu był widowiskowy i przede wszystkim skuteczny. Ładnego gola strzelił również w sparingu z Dinamem Zagrzeb. Można więc mieć nadzieję, że Irańczyk w końcu zdoła wznieść się na poziom, którego się od niego w Poznaniu oczekuje. A wymaga się od niego konkretów oraz stabilizacji. Zarówno na boisku, jak i poza nim. Irańczyk wciąż jest bowiem kuszony ofertami z Persepolis.
Znowu bezbarwny
Od Gholizadeha kibice będą wymagać bardzo dużo, ponieważ dramatyczną jesień i bardzo słaby okres przygotowawczy ma za sobą Dino Hotić. Bośniak zanotował latem bardzo dobry start, wydawało się, że będzie mógł coraz częściej cieszyć kibiców wykonywaniem efektownych salt po bramkach, ale z każdą następującą kolejką wyglądał coraz gorzej. Zanotował fenomenalne trafienia bezpośrednio po rzutach wolnych ze Stalą Mielec i Jagiellonią Białystok.
Potem okazało się jednak, że Bośniak z przytupem pożegnał się ze swoją dobrą dyspozycją. Powtórzyła się historia z poprzedniego sezonu. Po dobrym okresie latem Dino Hotić gasł zupełnie jesienią i wraz z obniżającą się temperaturą, obniżał również swój poziom gry. Pod koniec rundy były piłkarz Mariboru wyglądał jak cień zawodnika, który potrafił być tak efektowny. Musiał nawet udowadniać kibicom w mediach społecznościowych, że nie ma nadwagi. Pod względem prowadzenia się nie można mu więc nic zarzucić, ale jeśli pojawiła się potrzeba udowadniania czegokolwiek fanom, oznacza to, że boiskowa dyspozycja piłkarza znacząco odbiegała od ideałów.
Dino Hotić. Chyba powtarza się historia sprzed roku, tylko, że bez urazu Bośniaka. Atomowy początek sezonu, a potem stopniowy zjazd.
Bez żadnej liczby od 14 września i meczu z Jagiellonią Białystok, coraz gorsze wizualne wrażenia z jego gry. Jednocześnie coraz lepsza forma… pic.twitter.com/NWQCackydM
— Maciej Klaczyński (@mklaczynskii) November 7, 2024
Mimo momentów lepszych oraz gorszych, runda jesienna w wykonaniu skrzydłowych Lecha Poznań naprawdę dobra. Zmarginalizowano rolę Adriela Ba Louy. Iworyjczyk zdążył już pożegnać się z klubem. Natomiast reszta piłkarzy na tej pozycji potrafiła dać od siebie konkretne argumenty w walce o kolejne punkty. Trójka Walemark, Hotić oraz Gholizadeh w rundzie jesiennej wykręciła całkiem niezłe statystyki. 11 bramek i pięć asyst.
Wyzbyć się strachu
W kontekście pierwszej części sezonu trudno oceniać Daniela Hakansa. Dołączył do zespołu w sierpniu, a już we wrześniu opuścił kilka tygodni gry z powodu urazu odniesionego podczas zgrupowania reprezentacji Finlandii. Próbka jego umiejętności była więc niewielka, ale jeśli trzeba by było wyrokować o jego grze, ów wyrok musiałby być raczej negatywny. W grze fińskiego skrzydłowego bardzo brakowało pewności siebie.
Podczas ścigania się na wolnej przestrzeni Hakans pokazywał, że dysponuje fantastyczną motoryką, ale nie potrafił pokazywać jej w pojedynkach. Był bojaźliwy, nie potrafił ryzykować, a w grze na takiej pozycji podejmowanie trudnych decyzji jest immanentnym elementem gry. Perłą wśród zarzutów do byłego zawodnika Valerengi była statystyka oddanych strzałów. Nowy nabytek „Kolejorza” jesienią nie oddał żadnego uderzenia. Trudno od takiego zawodnika wymagać bramek.
Wobec tego w zapowiedzi rundy wiosennej Lecha Poznań pisałem, że Daniel Hakans ma coś do udowodnienia. Fin wziął się za to bardzo szybko, prawie tak szybko, jak biegał w spotkaniu z Widzewem. Pod nieobecność Patrika Walemarka i przy braku Alego Gholizadeha w wyjściowym składzie to Fin miał wziąć na siebie odpowiedzialność i zrobił to w naprawdę fenomenalnym stylu.
Daniel Hakans dalej biegnie
Przede wszystkim zakończył mecz z Widzewem z dwoma asystami na koncie. Był to, miejmy nadzieję, tylko przedsmak tego, co nas czeka. Daniel Hakans zagrał w poprzedniej kolejce po prostu wyśmienity mecz. To głównie jego stroną „Kolejorz” tworzył zagrożenie pod bramką Widzewa, a obrońcy zespołu Daniela Myśliwca zupełnie sobie z nim nie radzili.
Daniel Hakans rozbił bank 🤯 43 sprinty w meczu w wykonaniu skrzydłowego Lecha Poznań to najlepszy wynik w historii Ekstraklasy (dane są zbierane od 2021 roku).
— W zeszłej kolejce ligi angielskiej Gabriel Martinelli miał 30 sprintów i 650 metrów w sprincie — rzucają w Lechu dla… pic.twitter.com/WhSG4cjO9m
— Szymon Janczyk (@sz_janczyk) February 5, 2025
Daniel Hakans pokazał, że może być twarzą wiosennego Lecha Poznań. Od początku sezonu drużyna prowadzona przez Nielsa Frederiksena imponuje intensywnością zarówno przy piłce, jak i przy próbach jej odzyskania. Daniel Hakans wpisuje się w ten szkic doskonale. Jego statystyki biegowe z poprzedniej kolejki są imponujące. Fin wykonał w tamtym meczu aż 43 sprinty, co stanowi absolutny rekord tego sezonu PKO Ekstraklasy. Pressujący wysoko „Kolejorz” może się więc opierać na Danielu Hakansie. Z kolei atakujący „Kolejorz” również może czerpać korzyści z obecności skrzydłowego na boisku. Zaczął on od asyst, a może wkrótce pojawią się z jego strony również bramki.
Dylemat Nielsa Frederiksena
Duński trener ma do obsadzenia dwa miejsca na skrzydłach swojej drużyny. A walczyć o te miejsca będą piłkarze, z których każdy ma coś do udowodnienia i każdy pokazał, że ma jakość, by stanowić o sile zespołu liczącego się w walce o najwyższe cele. Pole manewru Frederiksen ma naprawdę szerokie.
Z jednej strony duet najdroższych transferów w historii klubu. Patrik Walemark, w poprzednim tygodniu wykupiony z ekipy Feyenoordu, będzie chciał pokazać, że był wart swojej ceny. Powinien też udowodnić, że prawdziwe były jego słowa o tym, że w Poznaniu czuje się naprawdę dobrze. Przy przyzwoitej dyspozycji Daniela Hakansa będzie chciał również wywalczyć sobie miejsce na preferowanej przez siebie prawej stronie boiska.
Rywalizować będzie z nim jednak Ali Gholizadeh, na którego również wydano sporą kwotę. Po grze Irańczyka, mimo pięknych momentów, wciąż można mieć spory niedosyt. Piłkarz bijący rekord transferowy klubu powinien odciążać Mikaela Ishaka i Afonso Sousę w dźwiganiu roli liderów ofensywy.
Lot Ikara?
Swoje do udowodnienia ma również krytykowany Dino Hotić, który prawdopodobnie będzie musiał walczyć o miejsce w zespole na przyszły sezon. Grający w europejskich pucharach klub, a w to celuje Lech Poznań, nie może opierać swojej gry na tak nieregularnym piłkarzu, jak właśnie Hotić.
Niels Frederiksen ma więc piękne, niezwykle efektowne i skuteczne skrzydła, które pieczołowicie formował i kształtował podczas obozu przygotowawczego. Lech Poznań musi jednak uważać, bo piękne skrzydła zwiodły już niejedną drużynę. Poznańską drużynę interesuje mistrzostwo Polski, więc cała drużyna musi być zdeterminowana do samego końca. Nielsa Frederiksena trudno podejrzewać o młodzieńczą fantazję, ale Lech Poznań nie chce przecież skończyć jak Ikar, którego w jednym z greckich mitów własne skrzydła doprowadziły do zguby.