Czy gra Lecha Poznań daje powody do optymizmu?


W „Kolejorzu” atmosfera wciąż jest gęsta, ale trener Niels Frederiksen robi wszystko, by to zmienić

3 sierpnia 2024 Czy gra Lecha Poznań daje powody do optymizmu?
Dariusz Skorupiński

Powiedzieć, że w Lechu Poznań nie dzieje się najlepiej, to eufemizm. Transfery do klubu przeprowadzane są późno, a sztab kompletowany był po zakończeniu obozu przygotowawczego. Kibice nie doczekali się dostatecznego rozliczenia klęski poprzedniego sezonu, ale są w działaniach klubu jakieś pozytywy. Paradoksalnie dużo optymizmu daje boiskowa postawa podopiecznych Frederiksena. O tym, że widać światełko w tunelu, w poniższym artykule.


Udostępnij na Udostępnij na

Szukanie plusów w Lechu Poznań do łatwych zadań nie należy, szczególnie że po dwóch pierwszych meczach „Kolejorz” ma na koncie zaledwie trzy punkty. Ale gdy spojrzy się na boisko, można dostrzec promyk nadziei i optymizmu. Trener Frederiksen sprawił, że coś w drużynie drgnęło.

Presja? Może za rok…

Lech Poznań aspiruje do bycia klubem, który rokrocznie walczy o mistrzostwo Polski, a regularnie jest do tego triumfu faworytem. Niestety o harmonijny rozwój w „Kolejorzu” trudno, a co kilka lat potrzebne są reset i nowe rozdanie. Wbrew pozorom dla Nielsa Frederiksena to korzystne zjawisko. Przychodzi do klubu nowy trener, a działacze nie robią nic, by rozbudzić nadzieje fanów. W zeszłym roku cele postawione drużynie były klarowne. Latem: „mistrz i grupa”. Jesienią: „mistrz i puchar”. Wiosną został już tylko „mistrz”, a ostatecznie drużyna Mariusza Rumaka zakończyła sezon bez trofeum, w fatalnym stylu, kompromitującym meczem z Koroną Kielce. Dało to zaledwie 5. miejsce w tabeli. Na dodatek przed tym fatalnym sezonem Tomasz Rząsa prężył się w mediach, że zbudował w Lechu kadrę najdroższą w historii, a w domyśle – najlepszą w dziejach poznańskiego klubu.

W tym sezonie wygląda to zupełnie inaczej. W przypadku Lecha zdecydowanie więcej nazwisk widnieje w rubryce transferów wychodzących. Z kolei wśród zawodników przychodzących do klubu dominują piłkarze wracający z wypożyczeń. O najdroższej kadrze nie może być w tym roku mowy. Skład personalny, jakim dysponuje duński trener, wygląda na zespół, który powalczy co najwyżej o podium. I dla Frederiksena mogą to być warunki sprzyjające. Presja wokół klubu i osoby szkoleniowca jest dużo mniejsza. A w zeszłym roku przekonanie, że mistrzostwo wygra się samo, było gwoździem do trumny Johna van den Broma, Mariusza Rumaka i przede wszystkim Piotra Rutkowskiego. Brak wygórowanych oczekiwań sprawia, że Niels Frederiksen ma czas, by wprowadzać swoją wizję gry w warunkach ligowych. A po pierwszych meczach widać, że coś się zmienia.

Ręka trenera

„Kolejorz” od wielu lat kojarzony jest z gry formacją z czwórką defensorów i nieustannym wymienianiem podań między obrońcami. Grał w ten sposób każdy trener, który przychodził do Lecha, i wydawało się, że ten styl wpisany jest w tzw. DNA poznańskiego klubu. Nie tak dawno eksperymentować próbował John van den Brom, ale próba przejścia na trójkę stoperów była jednorazowa. W związku z tym po Nielsie Frederiksenie nikt nie spodziewał się zmian w tym aspekcie. Duńczyk wyszukany był przez Lecha przy pomocy zewnętrznej firmy, która miała znaleźć trenera pasującego do poznańskich tradycji, więc jednym z kryteriów powinna być gra formacją 4-2-3-1, tak znaną wszystkim obserwatorom.

Dlatego nikt nie był zdziwiony, gdy pojawiła się grafika prezentująca skład „Kolejorza” na premierowy mecz kampanii 2024/2025. Wszystko wyglądało standardowo. Na boisku było jednak zupełnie inaczej. Lech w niczym nie przypominał skostniałej taktycznie drużyny, a w grze widać było rękę trenera. Czymś nowym była również duża aktywność Duńczyka przy linii bocznej. Mariusz Rumak, a przede wszystkim John van den Brom charakteryzowali się przyspawaniem do ławki rezerwowych. Co najwyżej sporadycznie pokrzykiwali coś w kierunku swoich zawodników.

Z kolei duński trener niemal cały czas jest bardzo żywiołowy. Bardzo wiele razy widzieliśmy obrazki, na których Frederiksen wzywa któregoś z piłkarzy na indywidualną rozmowę i przekazanie wskazówek. W niektórych momentach można nawet stwierdzić, że „Kolejorz” ma dwóch trenerów. Równie często zawodnikom podpowiada nowy asystent w poznańskim sztabie: Sindre Tjelmeland. Każda przerwa w grze wykorzystywana jest, by wprowadzić jakieś poprawki. To naprawdę mały szczegół, ale w szczególności kadencja Johna van den Broma była okraszona żartami o braku taktyki i grillach zamiast treningów.

Wykorzystywanie atutów

A piłkarze Lecha mogą potrzebować wskazówek, bo „Kolejorz” w pierwszych dwóch meczach wyglądał na drużynę zdecydowanie bardziej zaawansowaną taktycznie. Na boisku poznaniacy nie grali wcale czwórką defensorów. Frederiksen zdecydował się na system, w którym w fazie ataku Lech ma trzech stoperów. Do nominalnego duetu Douglas – Milić dołączył jeszcze Elias Andersson. Dzięki takiemu manewrowi dużo wyżej mógł grać Joel Pereira, a po prawej stronie defensywy akcje dobrze przyspieszał Douglas. Wychodziło to Szwedowi całkiem nieźle, co widać w statystykach. Po 2. kolejce PKO BP Ekstraklasy jest na 3. miejscu w klasyfikacji udanych dryblingów. Ma ich cztery, czyli ten sam wynik, który na swoim koncie zgromadził Adriel Ba Loua.


(ustawienie Lecha w meczu z Górnikiem Zabrze)

Oddać należy trenerowi Lecha, że szuka systemu, w którym dobrze odnaleźć mogą się zawodnicy, których ma aktualnie do dyspozycji. Pereira przez zmianę w formacji w defensywie może bardziej poświęcić się grze do przodu i wykorzystać swoją największą zaletę, czyli niezwykle celną wrzutkę. Z kolei Afonso Sousa, zbiegający w boczne sektory boiska, by wspierać lewoskrzydłowego, zyskuje przestrzeń, która pozwala mu zademonstrować swoją szybkość. Wygląda pod tym względem bardzo dobrze i sprawdza się dużo lepiej niż w środku pola, gdzie krępowany był przez mnogość zadań defensywnych.

W środku pola Sousa ma naprawdę godne wsparcie, Antoni Kozubal pokazuje bowiem, że może być kolejnym z wychowanków, którego „Kolejorz” pomyślnie wyeksportuje za granicę. Młody piłkarz w ubiegłym sezonie wziął szturmem 1. ligę, a teraz pokazuje, że jest gotowy na seniorską drużynę Lecha. Nie boi się ciężkiej pracy, walki o piłkę w pressingu, a jego znakiem rozpoznawczym są podania przeszywające zasieki obronne przeciwnika. Kozubal daje błysk kreatywności w środkowej strefie boiska, co od czasów Pedro Tiby było w Poznaniu sporym problemem.

Intensywność

Rękę Frederiksena widać nie tylko w założeniach dotyczących akcji ofensywnych, lecz także w walce o odzyskanie piłki. Tuż po rozpoczęciu pracy w Poznaniu duński trener podkreślał, że chce zdecydowanie zwiększyć intensywność. Wobec tego dużą wagę przykładał do szybkości, jaką są w stanie rozwinąć zawodnicy. Duńczyk nie rzucał słów na wiatr i faktycznie to szybkość jest dla niego istotna w pressingu, którego jest też dużo więcej.

W związku z tym wielokrotnie najwyżej ustawionym zawodnikiem był wspomniany wcześniej Afonso Sousa. Portugalczyk dysponuje dużo lepszym przyspieszeniem od Mikeala Ishaka. A Szwed bardzo dobrze sprawdza się w destrukcji na własnej połowie. Intensywność to kolejna ze zmian, z której sympatycy „Kolejorza” mogą być bardzo zadowoleni. Szczególnie po tak anemicznej końcówce poprzedniego sezonu. Przynajmniej w tej kwestii wyraźnie widać nowe rozdanie.

Zimny prysznic

Z powyższych opisów można wywnioskować, że Niels Frederiksen jest cudotwórcą, a Lech Poznań pewnie zmierza po mistrzowski tytuł. Oczywiście tak nie jest, a pierwszy kwadrans meczu z Widzewem wyraźnie pokazał braki w maszynie Duńczyka. Pierwsze 20 minut spotkania kosztowało poznaniaków stratę dwóch bramek, których nie udało się odrobić do końca meczu. Tego typu przestoje mogą być bardzo kosztowne na koniec sezonu, gdy liczyć będzie się każdy punkt.

Lech gubił się pod intensywnym pressingiem łódzkiego zespołu, pojawiały się spore problemy z wyprowadzeniem piłki i Bartosz Mrozek musiał bardzo często ratować się dalekimi wykopami. Za to Widzew bardzo łatwo omijał pressing Lecha Poznań i miał łatwość w tworzeniu sobie sytuacji bramkowych. Punktem zapalnym była lewa strona poznańskiej defensywy. Co prawda Tomasz Rząsa przed sezonem mówił, że Elias Andersson oraz Michał Gurgul są wystarczającym zabezpieczeniem tej pozycji, ale w Łodzi Gurgul został negatywnie zweryfikowany przez Jakuba Sypka i Lirima Kastratiego. Ta pozycja budzi bardzo dużo wątpliwości, a poznańscy działacze w pełni ufają piłkarzom z tej pozycji. To może być dla „Kolejorza” poważny problem, szczególnie że grający na lewej flance Adriel Ba Loua nie radzi sobie ze wspieraniem defensywy.

Najważniejsze zadania

Frederiksen nie może sobie pozwolić na to, by jego zespół notował takie przestoje jak w meczu z Widzewem Łódź. W drodze do sukcesu potrzebna jest regularność, ale widać gołym okiem, że nowy trener stara się wprowadzać swoją filozofię gry. Wiąże się to jednocześnie z indywidualnym rozwojem piłkarzy, co powinno być priorytetem. Maciej Skorża zbudował Amarala i ten w rezultacie dał tytuł mistrzowski. Z kolei John van den Brom odważnie postawił na Kristoffera Veldego i Filipa Marchwińskiego, którzy pomogli mu wywalczyć ćwierćfinał Ligi Konferencji. W związku z tym Niels Frederiksen musi zbudować zawodników, na których postawi fundamenty swojej drużyny. A zdecydowanie ma w drużynie piłkarzy, których należy doprowadzić do odpowiedniego poziomu.

W dwóch pierwszych spotkaniach bardzo dobrze wyglądał Joel Pereira, który znacząco obniżył swój poziom w poprzednim roku. Niels stworzył formację, w której Portugalczyk może skupiać się na aspektach ofensywnych swojej gry. W meczu z Widzewem bardzo wiele dobrych akcji Lecha wynikało z jego celnych dośrodkowań. Kolejnymi piłkarzami, którzy mają w drużynie Frederiksena coś do udowodnienia, są Mikael Ishak i Afonso Sousa. Kapitan „Kolejorza” w końcu rozpoczął sezon, będąc zdrowym, a po jego chorobie nie ma już śladu. Napastnik Lecha Poznań musi udowodnić, że dalej jest wart swojej bardzo wysokiej pensji. Z kolei portugalski pomocnik nigdy nie wszedł na poziom, którego od niego oczekiwano. Nie notuje najlepszych liczb, choć wszyscy wiedzą, że możliwości ma bardzo duże. Trener Niels Frederiksen, jeśli chce osiągnąć sukces, musi sprawić, że piłkarze o dużej jakości piłkarskiej w końcu zaczną grać na miarę swojego potencjału.

Odbudowa

Przed przyjściem Johna van den Broma zupełnie skreślany był Kristoffer Velde. Ostatecznie Norweg wyrósł na jedną z największych gwiazd ligi. W związku z tym Niels Frederiksen również nie powinien nikogo skreślać. Do odbudowania po fatalnym poprzednim sezonie jest niemal cały zespół, ale szczególnie istotne będzie uratowanie dla klubu dwóch dużych transferów z lata 2023 roku.

Dino Hotić od razu daje pozytywne sygnały. Dwukrotnie po wejściu z ławki strzelał bramki (choć jednej mu nie uznano, bo wcześniej Mikael Ishak był na spalonym), ale w jego grze widać przebłyski. Niestety na razie nie można powiedzieć tego samego o Alim Gholizadehu. Dla reprezentanta Iranu jest to pierwsza runda w Poznaniu, przed którą odbył pełny okres przygotowawczy, nie wchodzi w sezon z żadnym urazem. Dlatego pozostaje mu tylko udowodnić, że był wart sporej kwoty, jaką „Kolejorz” za niego zapłacił. Natomiast w renesans w grze Adriela Ba Louy nie wierzy już chyba nikt. Jeśli Niels Frederiksen sprawi, że ten zawodnik nie będzie już tak bardzo irytował wszystkich sympatyków klubu z Poznania, będzie można uznać Duńczyka za cudotwórcę.

To tylko promyk, promyczek

W Poznaniu jest trochę powodów do optymizmu, ale nie oznacza to, że w klubie dzieje się dobrze. Dotychczasowa, dosyć krótka, demonstracja filozofii gry Nielsa Frederiksena pokazała, że w „Kolejorzu” może być lepiej. Aby sytuacja się poprawiła, wszystko musi ze sobą współgrać, a trener musi otrzymać od dyrektora sportowego uzupełnienie kadry zawodnikami odpowiedniej jakości. W Lechu widać braki. Wątpliwości budzi obsada lewej obrony, a istotny wakat jest również na pozycji prawego obrońcy, który mógłby być dublerem Joela Pereiry.

„Kolejorz” nie ma również odpowiedniego zmiennika dla Mikaela Ishaka. Teoretycznie na pozycji snajpera mogą zagrać jeszcze Filip Szymczak oraz nowo sprowadzony Bryan Fiabema. Ale Polak od wielu miesięcy gra głównie jako skrzydłowy, a Norweg zdecydowanie różni się profilem od kapitana poznańskiego zespołu.

Kibice poznańskiego klubu mogą mieć powody do optymizmu, Niels Frederiksen wprowadza bowiem zmiany. Po kompromitującej końcówce poprzedniego sezonu były one potrzebne, więc to naprawdę dobry prognostyk. Lech tworzy sobie sytuacje strzeleckie, jest na 2. miejscu w klasyfikacji xG, tuż za Pogonią Szczecin. Z napastnikiem klasy Mikaela Ishaka kibice mogą być przekonani, że skuteczność i bramki na pewno przyjdą z czasem.

Ale to raczej nie wystarczy, by odbudować zaufanie do klubu. Oczyszczenie atmosfery wokół „Kolejorza” wymaga zmian na wszystkich szczeblach i przede wszystkim regularnych i dobrych wyników w lidze. W Lechu panują odpowiednie warunki do budowy, ale do osiągnięcia sukcesu wymagana jest harmonijna współpraca wszystkich klubowych departamentów. Zaczynając na dziale sportowym, a kończąc na marketingu, którego funkcjonowanie często budzi politowanie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze