Czy da się upaść niżej?


10 największych blamaży polskich klubów w europejskich pucharach

16 sierpnia 2018 Czy da się upaść niżej?
Grzegorz Rutkowski/igol.pl

Polska piłka jest w stanie przekraczać granice. Chętnie powracamy pamięcią do takich momentów jak wyeliminowanie Liverpoolu przez Widzew w ćwierćfinale Pucharu Europy czy pamiętne 3:1 Lecha z Manchesterem City w Lidze Europy. Ale równie często zdarzało nam się przekroczyć dolną granicę, granicę absurdu i będąc murowanym faworytem, odpaść z klubami z Mołdawii, Estonii czy Luksemburga. Teraz, gdy kolejny polski klub staje nad przepaścią, publikujemy listę 10 najbardziej wstydliwych momentów w historii meczów polskich klubów w europejskich pucharach.


Udostępnij na Udostępnij na

10. Legia Warszawa 1:1 Sheriff Tyraspol (Mołdawia)

W sezonie 2017/2018, kiedy wszyscy pamiętali mecze Legii w Lidze Mistrzów i liczyli na powtórkę, wiara w siłę warszawiaków była naprawdę duża. Ci z kolei nie zawodzili: grali nieźle i kiedy odpadli z FK Astana z eliminacji Ligi Mistrzów i wylosowali mistrza Mołdawii jako przeciwnika w fazie play-off eliminacji Ligi Europy, wydawało się, że wypełnienie deklarowanego przed sezonem planu minimum nie sprawi legionistom większych problemów. Być może właśnie to podejście sprawiło, że problemy się pojawiły, szczególnie z szybką grą w ataku. Legia była wolna i przewidywalna, przez co stwarzała niewiele okazji, a kiedy już udało się jakąś wykreować, wtedy z kolei zawodziło wykończenie. W pierwszym meczu do siatki trafił Hamalainen, jednak pod koniec meczu zawiodła koncentracja i po rzucie rożnym Sheriff wyrównał (był to jedyny celny strzał gości w tym spotkaniu). W rewanżu drużyna z Mołdawii umiejętnie się broniła, a niepotrzebna czerwona kartka dla Michała Pazdana tylko ułatwiła jej dowiezienie wyniku do końca i awans do fazy grupowej.

9. Zagłębie Lubin 1:2 Dinaburg Daugavpils (Łotwa)

Przed spotkaniem pierwszej rundy Pucharu Intertoto z Dinaburgiem Zagłębie było w fazie intensywnej rozbudowy. 18 czerwca 2002 roku na stanowisku trenera Jerzego Wyrobka zastąpił Adam Nawałka, a już trzy dni później „Miedziowych” czekało spotkanie z łotewskim średniakiem. Chociaż Jerzy Koziński, nowy prezes Zagłębia, zapowiedział, że Puchar Intertoto potraktują treningowo, to i tak drużyna z Lubina była murowanym faworytem. Rzeczywistość okazała się inna: po bezbarwnej grze, remisie u siebie i przegranej 0:1 na wyjeździe drużyna przyszłego trenera reprezentacji Polski odpadła z rozgrywek.

8. Wisła Płock 3:3 FK Ventspils (Łotwa)

Zremisowanym 1:1 meczem z Łotyszami Wisła Płock debiutowała w europejskich pucharach. W sezon ligowy 2003/2004 płocczanie weszli źle i liczyli, że dwumecz z Ventspils oprócz awansu do 1. rundy Pucharu UEFA przyniesie im upragnione przełamanie, będzie początkiem lepszej gry drużyny. Wynik pierwszego meczu stawiał polską drużynę w uprzywilejowanej sytuacji: na własnym boisku wystarczyło nie stracić bramki, by przejść do następnej fazy. Rewanż rozpoczął się obiecująco: strzelanie w 13. i 40. minucie rozpoczęła lokalna gwiazda, Ireneusz Jeleń. Gospodarze mieli szanse zamknąć wynik dwumeczu, ale raz Janus trafił w poprzeczkę, drugi raz piłka nieznacznie minęła spojenie. Po przerwie Wisła się cofnęła, co wykorzystali przeciwnicy, wyrównując stan meczu na 2:2 i tym samym wyrzucając Wisłę z europejskich pucharów. – W szatni wszyscy byliśmy załamani. Nawet nie komentowaliśmy tego, co się stało. W najczarniejszym śnie nie przewidziałbym, że po korzystnym rezultacie w pierwszym meczu, prowadząc 2:0 w drugim, zdołamy wszystko zaprzepaścić – mówił po meczu Dariusz Romuzga, kapitan Wisły.

7. Lech Poznań 2:2 Żalgiris Wilno (Litwa)

Lech w sezonie 2012/2013 został wicemistrzem Polski, co uprawniało go do gry w eliminacjach Ligi Europy. Po wyeliminowaniu fińskiego FC Honka lechitów czekał mecz z drugą drużyną A-Lygi – Żalgirisem. Litwini w obu meczach oddali Lechowi inicjatywę, a Lech ani w jednym, ani w drugim nie radził sobie z atakiem pozycyjnym. Dzięki prostej akcji Żalgirisowi udało się wygrać mecz u siebie: wrzut z autu, dośrodkowanie w pole karne i wykończenie Kuklysa. Na rewanż poznaniacy wyszli bojowo nastawieni, ale pierwszego gola po solowej akcji zdobył piłkarz gości, Leliuga. Za odrabianie strat lechici wzięli się zbyt późno, w 87. minucie do siatki trafił Teodorczyk, a trzy minuty później piłkę do własnej bramki skierował jeden z piłkarzy gości. W fazie play-off Litwini trafili na RB Salzburg, z którym przegrali w dwumeczu 0:7.

6. Pogoń Szczecin 2:3 Fylkir Reykjavik (Islandia)

Amatorska drużyna z Islandii, która nigdy w historii nie stanęła na ligowym podium, po raz pierwszy biorąca udział w kwalifikacjach do europejskich pucharów – łatwiejszego rywala wicemistrz Polski z sezonu 2000/2001 chyba wylosować nie mógł. – Jedziemy na mecz rundy kwalifikacyjnej Pucharu UEFA do Islandii z Fylkirem Reykjavik po taki wynik, który zapewni nam awans już przed rewanżem w Szczecinie – zapowiadał przed meczem Mariusz Kuras, trener szczecinian. Tymczasem Pogoń w Islandii przegrała 1:2, zdobywając jedynego gola z rzutu karnego i kończąc mecz w dziesiątkę. W rewanżu już w 6. minucie z rzutu wolnego sprytnie gola zdobył Dźwigała. Jeszcze kilkukrotnie szczecinianie mieli okazję podwyższyć prowadzenie, jednak żadnej nie wykorzystali. I kiedy już wynik spotkania wydawał się przesądzony, po rzucie rożnym błąd popełnił Tomasiewicz, bramkarz „Portowców”, i gola dającego Islandczykom awans zdobył Jonsson.

5. Cracovia 1:4 Shkendija Tetovo (Macedonia)

W sezonie 2016/2017 nikt nie wiązał z występem Cracovii w europejskich pucharach większych nadziei. Sam trener Jacek Zieliński jeszcze w trakcie poprzedniego sezonu zapowiadał, że klub nie jest organizacyjnie gotowy na europejskie puchary. Było to widać na boisku, ponieważ w tym dwumeczu Shkendija była zwyczajnie lepsza. Klub z Macedonii, w przeciwieństwie do Cracovii, miał dobrych technicznie piłkarzy, nieźle operował piłką i stwarzał okazje po stałych fragmentach gry. Nie można tu mówić o pechu: 2:0 w Tetovie i 1:2 w Krakowie były wynikami sprawiedliwymi i Shkendija awansowała jak najbardziej zasłużenie.

4. Lech 1:4 FC Tyraspol

Legia nie była pierwszym klubem, który zbłaźnił się, przegrywając z drużyną z Mołdawii. 11 lat wcześniej, w Pucharze Intertoto, z FC Tyraspol grał Lech Poznań. Być może na wynik dwumeczu wpłynęła skomplikowana sytuacja w poznańskim klubie: czwarte miejsce, które uprawniało do gry w pucharach zdobyła Amica Wronki, która po sezonie połączyła się z mającym wtedy kłopoty finansowe „Kolejorzem”. Nowy KKS Lech Poznań grał na licencji klubu z Wronek, więc dostał tym samym niezasłużenie miejsce w rozgrywkach, przez co kibice zdecydowali się na bojkot spotkań z FC Tyraspol. Na boisku trener Smuda przede wszystkim postanowił wypróbować różne rozwiązania personalne, a nie za wszelką cenę walczyć o korzystny rezultat. Lech przegrał 0:1 na wyjeździe i 1:3 u siebie, jednak nikt w Poznaniu nie odczuwał z tego powodu zawodu. – Prawdę mówiąc, jednak mało kto chyba przejął się tą porażką, odpadliśmy z pucharów, w których tak naprawdę nie powinniśmy zagrać, a i zostało jeszcze trochę czasu na zgranie zespołu na rozgrywki ligowe – pisał po rewanżowym meczu portal fanatyków „Kolejorza”, www.pyrusy.pl .

3. Lech 0:1 FC Stjarnan (Islandia)

Po raz trzeci w tym niechlubnym zestawieniu figuruje drużyna poznańskiego Lecha. Kiedy poznaniacy w sezonie 2014/2015 odpadali z eliminacji Ligi Europy z półamatorami z islandzkiego Stjarnan, trudno było sobie wyobrazić, że ta sama drużyna ostatecznie sięgnie po tytuł mistrza Polski. Przed pierwszym meczem z kadry wypadło dwóch napastników, którzy decydowali o sile rażenia zespołu z Wielkopolski: Łukasz Teodorczyk i Dawid Kownacki. Przebieg meczu na Islandii wyglądał zgodnie z oczekiwaniami: goście zdominowali rywala, oddając 23 strzały na ich bramkę. Tego, że żaden z nich nie znalazł się w siatce, nie można wytłumaczyć ani brakiem Teodorczyka i Kownackiego, ani fenomenalną dyspozycją islandzkiego golkipera. Stjarnan też nie pokazał wielkiego futbolu, ale wykorzystał jedno nieporozumienie w szeregach Lecha, by zdobyć bramkę dającą zwycięstwo. W rewanżu „Kolejorz” zaprezentował się podobnie: tym razem oddał aż 26 strzałów i mając 65% posiadania piłki, ponownie nie zdobył gola i z hukiem odpadł z pucharów.

2. Wisła Kraków 1:2 Levadia Talinn (Estonia)

Dla mnie to takie trenerskie Waterloo – przyznał po meczu trener wiślaków, Maciej Skorża. Podobnie jak w bitwie pod Waterloo Napoleon, który wcześniej pokonywał mocarstwa i podbijał Europę, doznał najbardziej dotkliwej porażki w życiu, tak w sezonie 2009/2010 w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Wisła Kraków, niedawny triumfator krajowych rozgrywek, skompromitowała się, przegrywając z mistrzem Estonii. Brak skuteczności i kontuzje – po raz kolejny tak można było tłumaczyć jedynie remis w pierwszym meczu. Do Talinna „Biała Gwiazda” jechała nadal bez Singlara, Boguskiego i Garguły, za to z Arkadiuszem Głowackim w obronie i chęcią do zdobywania bramek. Po raz kolejny Wisła dominowała: okazje do zdobycia gola mieli m.in. Marcelo i Ćwielong, dwa razy piłka trafiła w słupek. Mimo oblężenia bramki gospodarzy to Levadii udało się po strzale z rzutu wolnego zdobyć bramkę pieczętującą awans.

1. ŁKS Łódź 2:6 Jeunesse Esch (Luksemburg)

59 lat – tyle trwa tradycja kompromitowania się przez polskie kluby na europejskiej arenie. A swój początek bierze właśnie w Luksemburgu, dokąd w sezonie 1959/1960 udał się mistrz Polski, ŁKS Łódź (wtedy polska liga grała systemem wiosna-jesień). ŁKS stracił po mistrzowskim sezonie kilku solidnych piłkarzy (Stanisława Barana, Roberta Grzywocza, Wiesława Jańczyka), za to w klubie pozostali m.in. Leszek Jezierski czy król strzelców ówczesnej I Ligi, Władysław Soporek. Skład „Rycerzy Wiosny” wydawał się na tyle solidny, by w swoim debiucie w europejskich pucharach zaliczyć okazałe zwycięstwo. Tym większe musiało być zdziwienie w szeregach gości, kiedy już w 6. minucie po golu niejakiego Theisa przegrywali 0:1. Po pierwszej połowie było 0:2, a kiedy gola dołożył Albert Schaack i dublet zaliczył Jules Meurisse (80. i 85. minuta), stało się jasne, że łodzianie do następnej rundy nie awansują. Co ciekawe, po tym spotkaniu piłkarze ŁKS-u winę zrzucili na sztuczne oświetlenie, które raziło ich w oczy podczas gry (w tamtym czasie w Polsce nie było stadionu ze sztucznym oświetleniem z prawdziwego zdarzenia). W rewanżu drużyny wystąpiły w podobnych składach i kiedy bramkę po błędzie łódzkiego golkipera zdobył Ernest Jann, zapowiadała się kolejna kompromitacja. Tym razem jednak zespół uratował Henryk Szymborski, najpierw wykorzystując rzut karny, a potem w końcówce meczu wyprowadzając ŁKS na 2:1. Drużyna z Luksemburga awansowała i w następnej rundzie trafiła na Real Madryt z legendarnym już Ferencem Puskasem na czele. I choć została rozniesiona 2:12 w dwumeczu, jeszcze raz w historii miała utrzeć nosa faworytowi: w sezonie 1973/1974 remisując u siebie 1:1 z Liverpoolem .

Czy po dzisiejszym meczu Legia znajdzie się na podium w klasyfikacji największych blamaży polskich drużyn? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Logika pozwala sądzić, że nie. Wszak łączna wartość rynkowa kadry Legii jest prawie 10 razy większa od wartości F91 Dudelange. Poza tym Legia wygrała dwa ostatnie mecze ligowe, a zmiana trenera może spowodować tzw. efekt nowej miotły. Tylko kto jeszcze w tym kraju wierzy, że gra mistrza Polski w tym sezonie podlega prawom logiki? Chyba już nikt.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze