Wiele Arkadiuszowi Malarzowi nie można odmówić. Ambicja niezmiennie niezwykła, ponadprzeciętna charyzma, znakomita umiejętność dyrygowania drużyną. Niektórych rzeczy oszukać się jednak nie da. Lata mijają, więc i pewne elementy bramkarskiego rzemiosła nie stoją już na tak wysokim poziomie. W czerwcu Arkadiusz Malarz skończy 41 lat, co znaczy, że przy Alei Unii wybiła godzina poszukiwania substytutu. Czy jednak już teraz nie jest czas, aby przygotowywać do regularnej gry jego następcę?
Bo przecież oznaki piłkarskiego starzenia się występują z czasem u każdego. Także u profesjonalistów pokroju Arkadiusza Malarza. Peselu zmienić się nie da. I choć piłka nożna zna historie bramkarzy grających na wysokim poziomie nawet po czterdziestce, to naturalnego procesu się nie oszuka. Jeśli ŁKS ma przygotowywać ze swojego ogródka następcę Malarza na powrót do ekstraklasy, to czas najwyższy.
Awaryjny następca
Dla jasności – nie można Arkadiuszowi Malarzowi odmówić zasług w Łódzkim Klubie Sportowym. Pech chciał, że były piłkarz Legii Warszawa trafił do „Rycerzy Wiosny”, gdy ci przeżywali ekstraklasowy kryzys i obrońcy w żadnym stopniu nie pomagali w budowaniu renomy. Mimo tego Malarz w niejednym meczu potrafił ełkaesiako” ratować skórę.
W Łodzi wydawało się, że pojawił się w trybie awaryjnym ze względu na dwuletnie zawieszenie ówczesnego kapitana ŁKS-u, Michała Kołby, choć w wywiadzie z nami Kazimierz Moskal wspominał, że transfer Arkadiusza Malarza tak czy inaczej był w planach. W wielu aspektach przyjście byłego bramkarza Legii okazało się zmianą na plus dla Łódzkiego Klubu Sportowego, ale od początku jasne było, że Arkadiusz Malarz nie jest planem A łódzkiego klubu na kilka najbliższych lat.
Szukać zaczęto zatem w akademii. Choć trudno ten proces numer dwa nazwać szukaniem. W Łodzi wszyscy mieli świadomość, że na swoją szansę czyha bardzo uzdolniony Dawid Arndt, na którego od początku liczono przy Alei Unii 2. W PKO Ekstraklasie dwie szanse do gry dostał późno, ale spodziewano się, że swój prawdziwy bramkarski chrzest w Łódzkim Klubie Sportowym przejdzie już na boiskach Fortuna 1. Ligi.
Dawid Arndt – naturalny substytut Arkadiusza Malarza
Wojciech Stawowy od początku miał jednak jasny plan. Grać będzie Arkadiusz Malarz, który oprócz spełniania zadań czysto piłkarskich miał od początku sezonu 2020/2021 być także przewodnikiem całego zespołu. Mentorem w drodze powrotnej do ekstraklasy. Dawid Arndt za to pod jego skrzydłami miał bramkarsko, ale też mentalnie wzrastać. Uczyć się fachu od człowieka, który zaznał smaku mistrzostwa Polski i gry w Lidze Mistrzów.
I faktycznie Arndt przede wszystkim się uczył. Grał jak dotąd mało, rozegrał dwa spotkania w koszulce z przeplatanką na piersi na boiskach 1. ligi i cierpliwie czeka na kolejne szanse do gry. W tym czasie Malarz cały czas był ostoją Łódzkiego Klubu Sportowego, gdy ten nieustannie wygrywał. Problem zaczął się, gdy „Rycerzy Wiosn”” dopadł pierwszoligowy kryzys, który trwa w zasadzie do dziś.
Do czasu spotkania z Radomiakiem Radom była sielanka, zabawa i festiwal gry ŁKS-u. Pierwsza porażka w lidze okazała się momentem zwrotnym. Dla łodzian zaciągnięciem hamulca ręcznego na drodze ekspresowej do PKO Ekstraklasy. Posypała się defensywa, przestała funkcjonować ofensywa, a do tego wszystkiego słabszy czas trafił się Arkadiuszowi Malarzowi, który przestał pomagać „Rycerzom Wiosny”.
Moment próby dla Arkadiusza Malarza
Od meczu z Radomiakiem ŁKS rozegrał w lidze siedem spotkań. W tym czasie dał sobie wbić 17 goli, co – jak nietrudno policzyć – daje średnią prawie 2,5 straconych goli na mecz. Żadna drużyna Fortuna 1. Ligi w tym czasie nie traciła bramek z taką częstotliwością i choć oczywiście nie musi to z miejsca oznaczać pełnej winy bramkarza, to trudno spodziewać się, że zachował on cały czas czystą kartę.
A w przypadku Arkadiusza Malarza kilka zarzutów wymienić można od ręki. Choćby najświeższy ze spotkania z Odrą Opole, w którym 40-latek sprezentował gola rywalom na 1:2, przez który do końca meczu łodzianie musieli drżeć o wynik. Sytuacja o tyle niezrozumiała, że kilka minut przed owym babolem Malarz otarł się o bardzo podobną stratę piłki, która mogła prowadzić do utraty gola. Wnioski nie zostały wyciągnięte.
W takiej sytuacji Arkadiuszowi Malarzowi odskoczyła piłka, którą później zagrał pod nogi Konrada Nowaka. Piłkarski kryminał.
Jeszcze w rundzie jesiennej Arkadiusz Malarz miał spory wpływ na zremisowany u siebie przez ŁKS mecz z Puszczą Niepołomice 4:4. Dwa z czterech goli dla gości to niemała zasługa 40-latka, który przepuścił dwa uderzenia będące zdecydowanie w zasięgu jego rąk i bramkarskich możliwości. I o ile pierwszy wpuszczony strzał można tłumaczyć jeszcze przysłonięciem i siłą uderzenia, o tyle drugi całkowicie obciąża już konto Malarza.
Wpuszczony gol przeciwko Miedzi Legnica to efekt braku zdecydowania i biernośi Arkadiusza Malarza na przedpolu. Dośrodkowanie bardzo długo wiszące, umożliwiające wyłapanie je jeszcze w strefie niedostępnej na piłkarzy z pola. Bramkarz ŁKS-u przegapia moment wyjścia w okolice piątego metra, a przy strzale Kamila Zapolnika nie robi choćby ruchu w stronę piłki, która wpada w środek łódzkiej bramki.
Czas wymiany pokoleniowej?
Mimo roli, jaką w ŁKS-ie odgrywa Arkadiusz Malarz, pewnych kwestii nie można puścić mimochodem. Błędy w ostatnim czasie w grze 40-latka zaczęły się mnożyć i zważając na okoliczności, niewykluczone, że pewne kroki zostaną poczynione. Oczywiście ewentualnego zmiennika Malarza trzeba upatrywać w Dawidzie Arndcie, który oprócz zapewnienia dobrego poziomu sportowego odjąłby także Wojciechowi Stawowemu problem z obsadzeniem pozycji młodzieżowca.
Trener Łódzkiego Klubu Sportowego cały czas obdarza jednak Arkadiusza Malarza dużym zaufaniem. – Nie widzę, żeby Arek Malarz był w słabszej dyspozycji. To, że w meczu z Odrą Opole miał udział przy bramce na 2:1, jest fakt, ale faktem jest również to, że w pierwszej połowie tego meczu uratował nas przed szybszą stratą bramki, która mogła różnie wpłynąć na to spotkanie. Człowiek nie jest zwolniony z popełniania błędu, natomiast liczy się doświadczenia Arka, to, że jest kapitanem, jaki ma wpływ na zespół. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby tak doświadczony zawodnik w tak ważnym meczu miał nie wystąpić. To jest nasz kapitan, on ma nas prowadzić na boisku, a że czasami zdarzają się błędy na boisku, to jest to rzecz ludzka – mówił na konferencji prasowej przed 66. Derbami Łodzi Wojciech Stawowy.
Zmiany między słupkami, podobnej do tej, która zaszła w zespole Widzewa w jesiennych Derbach Łodzi, w ŁKS-ie zatem nie można się spodziewać. W sobotę w drużynie „Rycerzy Wiosny” zagra Arkadiusz Malarz. Bazując na słowach trenera Stawowego, trudno także spodziewać się, że w dalszej perspektywie dużo więcej szans dostanie Dawid Arndt. Runda wiosenna też będzie miała dla niego prawdopodobnie w głównej mierze charakter naukowy.