Dziennikarza portalu Weszło.com, Tomasza Ćwiąkałę, udało nam się namówić na dłuższą rozmowę. W rozmowie z nami odpowiedział na wiele pytań związanymi z futbolem, dziennikarstwem i nauką języków.
Dużo osób Cię chwali. Ostatnio Mateusz Święcicki powiedział, że masz szansę w przyszłości zrobić wielką karierę.
Mogę tylko podziękować Mateuszowi, że tak o mnie powiedział, bo takie samo zdanie mam na jego temat. Czy zrobię karierę – to zależy od tego, co rozumiemy przez karierę dziennikarską, bo gdzie tak naprawdę można tu dojść i co uznajemy za sukces? Trudno jest mi to ocenić.
Widzę, że skromność to Twoja zaleta.
Tutaj nie chodzi o fałszywą skromność. Czy ja się zajmuję czymś takim, żebym miał być nieskromny? Spokojnie. Współpracuję z Weszło, z tego powodu jestem bardzo zadowolony i nie mam powodów, żeby się z tym obnosić – są to normalne zadania, które mi się podobają. Mam też świadomość swoich mocnych stron, czyli języków obcych, ale w samej redakcji – jeśli chodzi o pisanie – są ludzie bardziej utalentowani ode mnie. Dlatego nie będę nigdy mówił, że chcę być najlepszy czy z kimkolwiek się porównywać. Mam inny cel: chcę być bezkonkurencyjny. To znaczy – żeby osoba, która chce mnie zatrudnić, miała świadomość, że nikt inny nie będzie w stanie tyle zaoferować stronie czy gazecie. I tutaj chodzi głównie o te języki, które – uważam – są w dziennikarstwie prawie najważniejsze. Prawie.
Wielu ludzi zastanawia się, jaki kierunek obrać, żeby zostać dziennikarzem. Ty zdecydowałeś się na filologię portugalską. Jest to lepszy kierunek niż dziennikarstwo?
Zdecydowanie. Jeśli chce się być dziennikarzem, to każdy kierunek jest lepszy niż właśnie dziennikarstwo. Tam mogą cię jedynie nauczyć pisać, do czego ma się dryg lub nie. Chodzi mi o to, że jak skończysz dziennikarstwo, to jaką masz przewagę nad innymi? Nie masz żadnej. Zależy to jednak od tego, czy pójdzie się na jakieś praktyki. Na przykład Mateusz Święcicki studiował dziennikarstwo i robi karierę. Jeżeli jesteś dobry, to tak naprawdę przebijesz się w tym środowisku nawet po zoologii. Ja podchodziłem do tego na takiej zasadzie, że nawet jeśli nie będę dobry pod względem dziennikarskim, to muszę wyrobić sobie jakąś przewagę nad innymi. Dlatego zdecydowałem się na filologię hiszpańską, ale niestety tam się nie dostałem, bo zabrakło mi kilku punktów. Wówczas na ten kierunek był bardzo duży boom. Dostałem się za to na filologię portugalską. Nie byłem z tego do końca zadowolony, bo hiszpański był mi bliższy, ale ostatecznie okazało się, że było to zdecydowanie lepszym wyborem. Nauczyłem się portugalskiego na bardzo dobrym poziomie, hiszpańskiego zresztą też, poznałem wspaniałych ludzi. Miałem świetnych wykładowców… Nigdy nie traktowałem tego jednak na zasadzie nauki przymusowej, tylko jako podnoszenie umiejętności, które tak czy inaczej są konieczne. Wcześniej się uczyłem angielskiego i niemieckiego, z którego dużo zapomniałem. Jeden kolega się ze mnie śmiał, że jestem człowiekiem od 100 wywiadów z Juniorem Diazem. A rozmawiałem z nim, a nie z Mariuszem Pawełkiem, bo chciałem się pokazać w jakiś sposób i zrobić coś innego niż reszta. Codziennie pojawiały się wypowiedzi Pawła Brożka oraz Patryka Małeckiego, a takie postacie jak Junior Diaz i Marcelo były raczej na marginesie, więc siłą rzeczy jakoś się przebijałem.
Kilka języków już znasz, jak wcześniej wspomniałeś. Kiedyś powiedziałeś, że uczysz się jeszcze niemieckiego i włoskiego.
Uczyłem się niemieckiego w liceum i maturę rozszerzoną pewnie bym jakoś zdał. Jak czytam „Kickera”, to wiem, o co w tych artykułach chodzi, ale wywiadu bym nie zrobił. Jeżeli chodzi o język włoski, to szlifuję go na tyle, na ile czas pozwala, a niestety nie pozwala na wiele. Chodzę na konwersacje co tydzień, idzie mi bardzo łatwo, bo to podobny język do hiszpańskiego. Uznałem, że może nie będzie tak przydatny jak hiszpański czy portugalski, ale warto się go nauczyć. Podszedłem na takiej zasadzie, że warto skorzystać, nawet jeśli nie jest popularny. A nawet jeśli miałbym go używać raz na trzy miesiące przy jakimś wywiadzie, to głupotą byłoby tego nie wykorzystać.
Ile potrzeba czasu, aby dobrze nauczyć się języka obcego?
Trudno powiedzieć tak naprawdę, bo wielu ludzi uczy się angielskiego przez dziewięć lat i po tym okresie ma obawy przed mówieniem… Ja zawsze miałem do tego inne podejście, bo nie traktowałem języków na zasadzie akademickiej. Wiadomo, że na filologii mieliśmy dużo ćwiczeń, w czasie których gramatyka była piłowana na maksymalnym poziomie. Czasem nawet do przesady, bo mieliśmy nawet elementy gramatyki historycznej, której nie trawiłem. Uważam, że trzeba do tego podejść na zasadzie, że uczy się języka po to, żeby go używać. Starałem się zawsze szukać takich okazji, przy których można się języka dobrze nauczyć. Na przykład hiszpańskiego nauczyłem się na imprezach, na których poznawałem ludzi z tych krajów, lub podczas wywiadów i prywatnych spotkań z piłkarzami. Podobało mi się to, że język hiszpański nie ograniczał się tylko do Hiszpanii. Mogłem porozmawiać nie tylko z Andreu, który przyszedł do Polonii Warszawa, ale też z Manuelem Arboledą, Osmanem Chavezem, Juniorem Diazem, Rommelem Quioto – tych piłkarzy było naprawdę bardzo dużo, coraz więcej. Od każdego mogłem się sporo nauczyć, bo hiszpański w Argentynie, Hiszpanii czy innym kraju to prawie jak różne języki. Pamiętam taką zabawną sytuację z Quioto, z którym miałem największy problem, żeby się dogadać. Sporo czasu spędzaliśmy w Krakowie i często rozmawialiśmy, ale trudno było go zrozumieć. Trochę mnie to dziwiło, bo rozmawiałem z honduraskim dziennikarzem, którego się spytałem: czy ze mną jest coś nie tak, że ciebie i Chaveza rozumiem bez problemu, a Quioto już nie? On odpowiedział, żebym się nie przejmował, bo oni sami mają problem, aby go dobrze zrozumieć. Trochę mnie to podniosło na duchu [śmiech].
Znajomość języków dała Ci większą pewność siebie?
Nie wiem, jak odpowiedzieć. Po prostu cieszę się, że ucząc się dwóch języków – hiszpańskiego i portugalskiego (nie licząc angielskiego) – mam możliwość porozmawiać nie tylko w Hiszpanii i Portugalii, ale również w całej Ameryce Południowej. Otwiera to dostęp do kilkuset milionów ludzi. Można się uczyć większej liczby języków, a mieć mniejszy dostęp do ludzi. Hiszpański jest bardzo popularny, a portugalskim prawie nikt nie włada, dlatego portugalscy i brazylijscy piłkarze są zaskoczeni, kiedy do nich dzwonię, ale też się cieszą, że mogą porozmawiać w swoim ojczystym języku. Ostatnio tak było np. z dyrektorem Fluminense, Marcelo Teixeirą, który z lokalnymi mediami nie rozmawia, a mnie udzielił dość długiego wywiadu.
Początki w Weszło były dla Ciebie trudne?
Tak, bo trudno było dostosować się do takiego stylu pisania. Wcześniej na Futbolnet.pl robiłem praktycznie same wywiady, w których czułem się najlepiej. Wskoczyłem jednak do jadącego pociągu i musiałem wytrzymać tempo, bo pojawiła się przede mną życiowa szansa i na tym przede wszystkim mi zależało. Nie po to studiowałem, żeby pójść do korporacji, gdzie mimo niezłej kasy musiałbym odbierać przez osiem godzin telefony. Nie widziałem siebie w takiej roli. Na trzecim roku studiów było trudno, bo starałem się, jak tylko mogłem, dla Weszło, na studiach zaś wychodziło troszkę gorzej. Z tego względu było trudno, brakowało czasu na życie prywatne czy jakieś imprezy. Czasem trzeba się odrobinę poświęcić, bo później są z tego profity.
Dużo pomógł Ci Krzysztof Stanowski?
Nie chcę przelukrować, ale to dla mnie największy autorytet. Takiego dziennikarza prasowego w Polsce nie było, nie ma i nie będzie. Nawet gdyby mnie wyrzucił i byśmy zakończyli współpracę, mówiłbym to samo, bo pod względem warsztatu i przede wszystkim podejścia do ludzi jest zdecydowanie numerem jeden.
Poznałeś go w „Magazynie Futbol”, w którym zostało opublikowanych kilka Twoich tekstów.
Tak, kilka. Wtedy wydawało mi się, że jestem za krótki, ale wyszedł mi fajny wywiad z Cleberem, więc wysłałem go do Krzyśka. Głównie spowodowane było tym, że nigdy wcześniej nie udzielał wywiadów po portugalsku i w ten sposób się jakoś otworzył. Swoją drogą, ten wywiad załatwił mi Marcelo, z którym wcześniej się kolegowałem. Nie było też tak, że wszystkie moje teksty szły do „Magazynu Futbol”. Jeden reportaż o Pawle Kieszku z Porto nie został opublikowany, bo był po prostu za słaby, z czym dziś się zgadzam. Ale i tak ucieszyła mnie reakcja Krzyśka, który napisał, żebym dalej podsyłał teksty i się nie zrażał. Wtedy nie miałem dużej wiary w siebie, starałem się jechać na tych językach, ile się da. Wyjątkiem był wywiad z Andrzejem Iwanem, któremu wcześniej prowadziłem bloga na Futbolnecie. Dzięki tej znajomości Andrzej się jakoś otworzył, chociaż on i tak jest samograjem dla dziennikarzy. Wyszedł bardzo sympatyczny wywiad. Miałem szczęście, bo trafiłem z tematami i w jakiś sposób wykorzystałem również znajomości. Wywiady do „Magazynu Futbol” robiłem z ludźmi, z którymi miałem wcześniej dobre kontakty – Cleberem, Andresem Riosem i Andrzejem Iwanem.
Czy z pracy w Weszło da się godnie żyć?
Na ten temat nie rozmawiam.
A nie boisz się, że pisząc dla Weszło, będzie trudniej Ci się dostać gdzieś wyżej?
Pytaniem jest: gdzie jest to „wyżej”? Dla mnie Weszło jest zdecydowanie najlepszym portalem. Do „Przeglądu Sportowego” kiedyś uderzyłem i zamknięto mi drzwi, zanim zdążyłem zapukać. Wydaje mi się, że nie dałem złych materiałów. Ale widocznie mieli lepsze. Cieszę się jednak, że podsyłam teksty dla Weszło, i jakoś nie potrzebuję nigdzie indziej pisać. Myślę, że nie zraziłem szerszej rzeszy ludzi, żebym musiał obawiać się o pozycję. W większości przypadków spotykam się z życzliwością, bo wszyscy czytają tę stronę, a jeśli zaprzeczają, to po prostu kłamią.
Miałeś jakiegoś dziennikarza, na którym się wzorowałeś?
Kiedy pracowałem w Futbolnecie, taką osobą był Roman Hurkowski, później Krzysztof Stanowski. Cenię bardzo Przemka Rudzkiego za wszechstronność. Gdziekolwiek pójdzie, radzi sobie świetnie. Tak samo Piotrek Koźmiński, który obrał chyba kiedyś podobną drogę jak ja. Czytałem kiedyś książkę „Sztuka wywiadu” Lawrence’a Grobela, największego artysty wywiadu w historii USA. Wiele z jego mott utkwiło mi w pamięci. Na przykład – przed rozmową trzeba zrobić dobry taki research, aby nie musieć zadawać żadnych pytań. A z Weszło – poza „Stanem” – najbardziej cenię Kubę Olkiewicza, którym moim zdaniem ma rewelacyjne pióro i gdyby pisał o szerszej liczbie tematów, to byłby gwiazdą. Kiedyś może tak dobry będzie też Piotrek Jóźwiak.
Miałeś okazję wystąpić na antenie Orange Sport w programie „Siłownia”. Jak wspominasz ten występ?
Bardzo pozytywnie, bo ja się generalnie dobrze czuję przed kamerą. Nie miałem większego stresu i wydaje mi się, że wypadłem dość pozytywnie. Jak będę starszy, to widziałbym się w takiej roli. Ale jak na razie Orange Sport ma poważniejszych ekspertów, bo zaprasza Pawła Wilkowicza i kilku innych dziennikarzy, którzy wypadają lepiej ode mnie. Mam jeszcze czas.
Kiedy szefem Orange Sportu był Janusz Basałaj, podobno dostałeś ofertę, aby pracować na stałe. Dlaczego się nie zdecydowałeś?
Nie dostałem żadnej oferty. Poza tym ja nie jestem jakąś gwiazdą, żebym miał je dostawać. Tym bardziej że tej telewizji musiałbym się uczyć od zera. Wydaje mi się, że na staż bym się dostał, a czy by mnie przyjęli, okazałoby się dopiero później. Nie miałbym też czasu, żeby zaczynać wszystko od zera i startować w telewizji, mimo że byłoby to bardzo cenne dla mnie doświadczenie. Nie chciałem łapać kilku srok za ogon, bo jeżeli ktoś się skupia na kilku rzeczach jednocześnie, to później żadna nie wychodzi dobrze. Kiedyś może się nauczę, ale jak na razie najlepiej czuję się w pisaniu. A jeśli chodzi o oferty, to dostałem od pewnej agencji menedżerskiej prowadzonej przez byłego piłkarza, obcokrajowca.
Trzeba przyznać, że w stacji Orange Sport jest bardzo dużo młodych talentów.
Stacja jest rewelacyjna, bo wypromowała Mateusza Święcickiego oraz Łukasza Wiśniowskiego, a ostatnio Piotrka Jasińskiego. Idealne środowisko do nauczenia się tej telewizji. Przede wszystkim jest fajna ekipa i nie ma atmosfery korporacji. Jeśli chce się uczyć gdzieś telewizji z zamiarem zrobienia dużej kariery, to jak najbardziej można iść do Orange Sport. Tutaj środowisko jest najmniej hermetyczne. Jeżeli jesteś niezły, ale nawet nie wybitny, to i tak szansę dostaniesz, jeśli swoją okazję zawalisz, to jest już zupełnie inna rzecz. Wiele osób tę szansę właśnie dostało i gdzieś zaistniało.
Utrzymujesz prywatny kontakt z kimś z Orange Sport?
Stały kontakt mam z Mateuszem Święcickim i Łukaszem Wiśniowskim, czasem też rozmawiam z Piotrkiem Jasińskim. Z tej ekipy, która teraz jest w Orange Sport, to nie znam aż tylu ludzi. Wiadomo, że jeśli się tam pojawię, to witamy się i „cześć” sobie mówimy, ale nie są to moi przyjaciele. Zdecydowanie najbliżej trzymam się ze „Świętym” i „Wiśnią”.
Bardzo często używasz Twittera i masz dużo obserwujących.
Wydaje mi się, że Twitter na początku był bardzo niedoceniany, a to narzędzie dziennikarskie XXI wieku. Czasem kiedy dostajesz newsa, że zawodnik zmienił klub albo jakąś mocno kontrowersyjną opinię, to możesz wywołać burzę na Twitterze, a niekoniecznie pisać wielki tekst. Później oczywiście wiadomość stuczterdziestoznakową możesz obudować czymś większym. Twitter wyraźnie wrasta w naszą piłkarską społeczność, bo ostatnio mieliśmy pierwszy przypadek, że piłkarz został odsunięty za wpis na Twitterze. Mowa oczywiście o Marko Sulerze. Ten portal odgrywa coraz istotniejszą rolę, pojawia się tam kilka postaci – nie mówiąc o samych dziennikarzach, którzy praktycznie wszyscy mają konto. Chodzi mi w tym momencie o takich ludzi, jak: Boniek, Kucharski, Łapiński, Matusiak, Szamotulski. Naprawdę robi się bardzo ciekawie i nawet gdybym nie był dziennikarzem, to jako kibic siedziałbym tam i śledził dyskusję.
Dlaczego w naszym kraju Twitter jest mniej modny wśród piłkarzy?
Po pierwsze nie chce im się go zakładać, po drugie pewnie nie mają takiego dystansu jak Mateusz Klich czy Marek Wasiluk, którzy lubią powbijać sobie szpilki w fajnym stylu. Ogólnie piłkarzom chyba nie zależy na większym kontakcie z fanami. Jeżeli chodzi o zagranicznych zawodników, to nie wiem, czy nie jest to narzucane, bo na stronie MLS prawie każdy piłkarz ma dopisanego swojego Twittera. W Brazylii jest już totalny szał, bo Neymar ma z dziesięć milionów followersów. Zdają sobie sprawę, że markę buduje się nie tylko na boisku. W Polsce przykładem takiego piłkarza jest Kuba Rzeźniczak. O, albo Ariel Borysiuk, o którym Andrzej Iwan powiedział, że nie dorasta do pięt Łukasikowi i Furmanowi. Co na to Ariel? Napisał, że się w tym w stu procentach zgadza, i pozdrowił pana Iwana. Skromny, sympatyczny facet. Dzięki takim sytuacjom dowiadujesz się, jakim człowiekiem jest piłkarz.
Niedawno przeprowadziłeś się z Krakowa do Warszawy. Czy pomogło Ci to w jakiś sposób w pracy w serwisie Weszło?
Zdecydowanie pomogło, ale nie tylko w pracy dla Weszło. Zdecydowanie więcej ludzi poznaje się z różnych branży i są większe możliwości. Kraków jest miastem studenckim, więc gdybym został w tym mieście, to możliwości miałbym ograniczone. Mieszkając tam, przynajmniej dwa razy w miesiącu jeździłem do Warszawy, starałem się być tutaj jak najczęściej. W pewnym momencie mnie się to nie opłacało, bo trzeba było jeździć w obie strony – dlatego się przeprowadziłem. Przez całe praktycznie Euro 2012 pomieszkałem i zdałem sobie sprawę, że ten wyjazd jest nieunikniony. W Krakowie się jednak zasiedziałem, bo wiadomo – znajomi, imprezy, Rynek itp. Trzeba było się ruszyć, któregoś dnia oddałem mieszkanie i wynająłem nowe w Warszawie, nie zastanawiając się specjalnie nad tym. Tak już zostało i raczej do Krakowa bym nie wrócił.
Kiedyś obok Weszło można było przeczytać Twoje artykuły na portalu Natemat.pl. Dlaczego przestałeś tam pisać?
Nie dawało mi to tak dużej przyjemności. Chciałem pokazać się w zupełnie innym miejscu, ale nie czułem się dobrze w takich felietonach. Uznałem również, że jestem za krótki do pisania tekstów w taki sposób, jaki oni wymagali. Każdy człowiek z tego portalu może powiedzieć, że mają olbrzymie parcie na klikalność. Może kiedy bym chciał się zajmować polityką czy innymi tego typu tematami, to na pewno chciałbym tam pisać, bo jest to ciekawa strona, na której można spędzić wiele czasu. Poza tym sport poszedł w dół, kiedy odszedł Kuba Radomski, który wykonywał tam tytaniczną pracę i pracował za trzech. Nawet nie wiem, kiedy on jadł i spał, bo zrobił dział sportowy na maksymalnym poziomie. Odkąd Kuba odszedł, to sport zjechał i raczej przeglądam tam inne działy.
Z jakim piłkarzem najlepiej Ci się przeprowadzało wywiad?
Ostatnio z Damianem Zbozieniem. Nie było dla niego tematów tabu. Usiadł sobie wygodnie w fotelu, napił się herbaty i zaczął opowiadać. Z Piotrem Jóźwiakiem rzucaliśmy jakieś hasło, a on cały czas nawijał i rzucał praktycznie samym anegdotami. Dialog z nim był na takiej zasadzie, jakbyś rozmawiał z kumplem przy piwie. Przy autoryzacji praktycznie niczego nie usunął. Oby takich piłkarzy jak Zbozień było o wiele więcej, bo dla mnie on jest rewelacyjnym gościem. Za tamten wywiad zyskał u mnie bardzo dużego plusa, ale też u kibiców, bo dowiedzieli się, że jest on spoko gościem. Ciekawym doświadczeniem był też wywiad z właścicielem Zawiszy Bydgoszcz, Radosławem Osuchem, który tak naprawdę sam sobie zadaje pytania i na nie odpowiada. Mój udział w tym wywiadzie był zdecydowanie mniejszy, bo Krzysiek Stanowski więcej pytań zadawał, a ja byłem kimś od czarnej roboty. Jednak w ten sposób poznałem nowych ludzi. Dzięki Krzyśkowi zmieniłem też styl przeprowadzania wywiadów i podejście do sportowców.
Z którą z zagranicznych gwiazd chciałbyś przeprowadzić wywiad?
Kiedyś zastanawiałem się, jaki może być największy sukces w dziennikarstwie. Jeden powie, że wywiad z Mourinho, a drugi, że z Guardiolą. Nie miałem jeszcze okazji rozmawiać z piłkarzami wysokiej klasy, tylko z zawodnikami klasy europejskiej – Axelem Witselem, Markelem Susaetą, Ivanem Perisiciem czy Mario Mandzukiciem. Z tych wywiadów wyszedł banał. Kiedy wychodzi coś sztampowego w moich materiałach, to szukam winy u siebie, ale tamci piłkarze są nauczeni zagranicznych realiów i trudno od nich wyciągnąć coś interesującego. Fajnie, kiedy piłkarz takiej klasy udzieli ci wywiadu, ale treści tam jest, niestety, niewiele ciekawej. Można mówić, że wywiad z Messim byłby ciekawym doświadczeniem, ale tak naprawdę – czy ten Messi by coś ciekawego powiedział? To jest właśnie minus.
Krzysztof Stanowski ma kilku piłkarzy, z którymi utrzymuje bliższy kontakt. Czy Ty również kolegujesz się z jakimiś piłkarzami?
Nie da się tego uniknąć. Najlepszy kontakt mam z piłkarzami z Ameryki Południowej. Z Osmanem Chavezem spotykałem się w Krakowie, mimo różnych poglądów na wiele spraw można było z nim kilka godzin porozmawiać. Zresztą raz pojechałem do Austrii razem z nim na obóz reprezentacji Hondurasu. Utrzymuję też stały kontakt z Marcelo, Cleberem i Riosem, który wyrósł na jedną z największych gwiazd ligi ekwadorskiej. Cała ta trójka to fantastyczne osoby.
A z jakimi polskimi piłkarzami masz najlepsze relacje?
Szczerze mówiąc, nie mam aż takich bliskich kontaktów z polskimi piłkarzami, bo z żadnymi się nie zakumplowałem. Nie szukam na siłę znajomości.
Jak wyglądała Twoja pomoc przy książce Andrzeja Iwana „Spalony”?
Spisywałem surówkę z dyktafonu i robiłem wywiady. Byłem kimś od czarnej roboty, ale powiedziałem, że się na to godzę, bo chciałem zobaczyć, jak Krzysiek podchodzi do tej książki. Sam pewnie nie wiedziałbym nawet, jak się do tego zabrać. Cieszyłem się, że słucham na żywo tych wszystkich historii, bo uważam, że jest to najmocniejsza książka w historii polskiej piłki.
Niedawno ukazały się dwie Twoje książki – o Barcelonie i Borussii Dortmund. Były one wydane na ilość, by zarobić? Czy bardziej skupiały się na jakości?
Stawka była niezależna od sprzedanych egzemplarzy. I skupiały się zdecydowanie na jakości, bo research zrobiłem gigantyczny. Przejrzałem wiele materiałów, zanim pisałem tę książkę, bo nie chciałem pisać, że Leo Messi jest wybitnym piłkarzem, tylko wolałem puścić coś, o czym ludzie nie wiedzą – jakieś fakty, cytaty itp. Ale nie szukałem tam żadnej misji, chodziło o kasę. Sporo pomógł mi też Olkiewicz.
Właśnie. Kuba Olkiewicz wydał teraz książki o Realu Madryt i Manchesterze United. Czy są plany, aby wydać jeszcze jakieś książki?
Nie wiem.
Myślisz, aby w przyszłości spisać biografię jakiegoś piłkarza?
Szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się nad tym.
Wychodzą książki o piłkarzach, ale jednak o zagranicznych. W Polsce ktoś miał kiedyś wydać biografię Tomasz Hajty, ale dalej jej nie widać.
Szkoda, bo chętnie bym ją przeczytał. Wiem, że jest coś szykowane o Igorze Sypniewskim, Emanuelu Olisadebe i autorzy, którzy tę książkę przygotowują, gwarantują bardzo wysoki poziom, więc nie mogę się doczekać. Jest coraz większy popyt na te książki. Piłkarze wiedzą, że mogą na nich zarobić, a ludzi przede wszystkim kręci popularność. Andrzej Iwan po swojej książce nie miał dnia, kiedy ktoś by go nie rozpoznał w sklepie albo pod blokiem. Jedynym problemem jest to, że nie każdy chciałby się tak otworzyć i opowiadać o swoich kolegach, by nie podpaść. Andrzej paru osobom podpadł, choć wydaje mi się, że zdawał sobie z tego sprawę.
Skąd w redakcji Weszło pojawiła się Paulina, która przeprowadzała dla Was wywiady?
Nie jestem osobą od opowiadania na takie pytania. Zapytaj Paulinę.
Dlaczego zaprzestaliście współpracy z nią? Dawno nie było można zobaczyć jej materiałów.
Jak wyżej.
Denerwuje Cię fakt, że wielu dziennikarzy mówi: „w internecie pojawiła się informacja” zamiast „jak podało Weszło”?
Gdyby to był portal mający 200 tysięcy użytkowników, to pewnie by denerwowało. Powinno się jednak podawać źródło ze zwykłego szacunku do czyjejś pracy. Czasem człowiek zapomni i za to nie można go piętnować. My tez nie mówimy: „jeden z komentatorów powiedział, jeden z dziennikarzy powiedział, jedna z gazet napisała”, bo to jest śmieszne i te osoby, które specjalnie tak robią, również są śmieszne. Zdania na ten temat nie zmienię, bo uważam, że szacunek do czyjeś pracy powinien być. Ja mam szacunek nawet do tych, za którymi nie przepadam.
Dlaczego krytyka Weszło skupia się głównie na osobach Lewandowskiego, Murawskiego i Kucharskiego?
O Murawskim dawno nic nie było. Jednak o Kucharskim i Lewandowskim ja tekstów nie pisałem, bo wtedy czymś innym się zajmowałem, więc trudno jest mi się do tego jakoś odnosić. Krytyka skupia się na tych osobach, które na nią zasługują. Jeżeli Robert Lewandowski nie strzela bramek w reprezentacji Polski, to jest krytykowany. To samo dzieje się z Karimem Benzemą, kiedy przez dużą liczbę minut nie strzelił gola w reprezentacji Francji, jest też krytykowany. Jeżeli komuś nie idzie, to zostanie skrytykowany i musi być na to przygotowany. Na temat Kucharskiego wolę się nie wypowiadać, bo jest to osoba z innej bajki.
Dlaczego polskie gazety umierają?
Ludzie chcą czytać informacje w internecie. U nas nie jest jak w Hiszpanii, gdzie „Marca” sprzedaje się w wielu egzemplarzach, czy we Włoszech, gdzie jest „La Gazetta dello Sport”. Wydaje mi się, że ludzie przestawili się bardziej na internet. Czasem kiedy umawiam się na wywiady z obcokrajowcami i mówię im, że pójdzie w internecie, to nie do końca dowierzają w zasięg, ale później doceniają to, choćby jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę like’ów. Tak było wiele razy.
Jest szansa, że ponownie zaczną lepiej się sprzedawać, czy jest to niemożliwe?
Nie wiem. Trend w sieci będzie trwał i te gazety są świadome, że muszą iść w internet. Wydaje mi się, że tygodniki „Wprost” i „Newsweek” przetrwają, bo czasami warto usiąść w fotelu i przeczytać kilkanaście takich artykułów. Szczerze mówiąc, nie widzę przyszłości przed dziennikami, choć mogę się mylić. Jednak w „Przeglądzie Sportowym” zatrudniono Michała Pola i Przemka Rudzkiego, a ci ludzie znają się na rzeczy. Jeżeli z nimi się nie uda, to z kim ma się udać odnieść sukces w internecie?
Gazeta „Fakt” w ciągu ostatnich kilku miesięcy zrobiła wyraźny postęp. Byłbyś gotów do niej przejść, gdyby pojawiła się oferta?
Gdybanie. Gdyby sytuacja życiowa mnie do tego zmusiła, to czemu nie, ale nie widzę takiej potrzeby. „Fakt” to jednak gazeta, w której w dziale sportowym nie pracują hieny, tylko porządni ludzie znający się na piłce. Na przykład Przemek Rudzki i Tomek Włodarczyk. Pisze tam również Tomek Kwaśniak, który jest od zadań specjalnych, ale on jest stworzony do tabloidu, bo potrafi znaleźć dobry temat, a także Kuba Radomski, który robi bardzo merytoryczne rzeczy.
Czy strata Tomka Kwaśniaka jest w redakcji mocno odczuwalna?
Muszą to ocenić czytelnicy. Ja Tomka bardzo cenię. Wolał inną drogę, też przeniósł się do Warszawy. Uważam go za bardzo dobrego dziennikarza, który jeśli dobrze się poprowadzi, może być gwiazdą. U nas zrobił kilka świetnych materiałów – ta słynna akcja na konferencji ze Smudą, zrobił świetny wywiad z Błażejem Augustynem i Orestem Lenczykiem. Moim zdaniem we Wrocławiu takiego dziennikarza nie było od dawna.
Zgodzisz się z tym, że dziennikarze nadużywają alkoholu, choć pod tym względem sami patrzą na ręce piłkarzom?
Nie chcę oceniać innych, bo każdy powie, że dziesięć lat temu było inaczej. Abstynentów w tym środowisku nie ma, bo imprezy są na porządku dziennym. Ale wydaje mi się, że i tak bardzo się to zmieniło, bo gdybyś cały czas pił, toby ci świat odjechał i nie poznałbyś wielu ludzi, zawaliłbyś także robotę. Sam nie mam nic przeciwko piłkarzom, którzy czasem się napiją. Jest to normalną rzeczą, jak piłkarz po wygranych meczach pójdzie się pobawić, bo to są też normalni ludzie, którzy mają dzień wolnego i czasem muszą się zresetować.
Jaka jest według Ciebie najładniejsza dziewczyna piłkarza?
Sara Carbonero lub Bruna Marquezine.
Jak oceniasz modę wśród dziennikarzy na bieganie – lans czy rzeczywista chęć pokonywania maratonów?
Lans? Jak ktoś się chce lansować, to proszę bardzo, ale na czym to ma polegać? Ja, kiedy biegam, odpalam sobie muzykę, włączam Endomondo, skupiam się na wykręcaniu coraz lepszych czasów i raczej się wyłączam. Biegam też wieczorami, prawie codziennie i nie traktuję tego zupełnie jak lans. Ale fakt, że staje się to modne, i dobrze. Idealny reset po pracy.
Kto według Ciebie jest najzdolniejszym polskim dziennikarzem?
Najzdolniejszym, czyli sugerujesz, że młodym tak?
Tak.
Zdecydowanie Kuba Olkiewicz. Ale niedługo pewnie wymienię go w jednym gronie z Piotrkiem Jóźwiakiem, który byłby pewnie lepszym dziennikarzem, gdyby nie uważał Szumskiego za lepszego od Treli.
Kto Twoim zdaniem jest najinteligentniejszym polskim piłkarzem?
Nie wiem, kto najinteligentniejszym, ale poziom zdecydowanie poszedł do góry. Dawno nie miałem wywiadu, po którym miałem poczucie, że wyszedłem z rozmowy z głupkiem. Podoba mi się sposób, w jaki kreuje swój wizerunek Wojciech Szczęsny. Nie wiem, czy jest najbardziej inteligentny, ale jak widzisz, nie opowiada on banałów po meczach typu: „daliśmy z siebie wszystko” itp. Czasem tak zażartuje, jak w programie Kuby Wojewódzkiego, który parę razy się zdziwił, gdy słyszał riposty Wojtka. Dla niektórych jest to takie wiejskie zachowanie, bo tak w Polsce ocenia się taką dużą pewność siebie, ale ja podchodzę do tego inaczej. Inteligentnym gościem jest też Grzesiek Krychowiak, ale bardziej wycofanym niż Szczęsny.
Masz jakieś cele przed sobą do zrealizowania?
Chcę robić to, co robię obecnie, jak najlepiej i dalej rozwijać. Mam zamiar nauczyć się kolejnych jeżyków, a celów w dziennikarstwie jako takich nie mam. Jak wspomniałem na początku – chcę być tak bardzo bezkonkurencyjny, jak to możliwe. Nie wskazałbym jako celu wywiadu z jakimś wielkim piłkarzem, bo – jak wspomniałem – czasem lepiej wypadają rozmowy ze zwykłymi ligowcami i one dają najwięcej satysfakcji. Zdecydowanie lepiej rozmawiało mi się ze Zbozieniem niż z Witselem.
Cwiakala to burak
I tak skończy jako chłopiec chłopca...
Ćwiąkała... Najbardziej przereklamowany
"dziennikarz" z najbardziej "przereklamowanego"
portalu, gdzie zamiast pisać na poziomie, pisze się
teksty z chamskim podejściem do czytelnika. Dzięki,
wysiadam.
Wygląda jakby miał 13 lat na tym zdjęciu :p
Gratuluję Tomku takich sukcesów :)
Oby tak dalej! :)
jeżeli tacy leszcze robią te samozwańcze
"kariery"... to świadczy to o poziomie...
Kwiat polskiego dziennikarstwa. przynajmniej szczery,
żeby nie niszowe języki ciężko by było...
Skromny jak Stan "wszyscy czytają tę stronę, a
jeśli zaprzeczają, to po prostu kłamią."
Redakcjo Wiśniowski nie Wiśniewski.
Widać jak nisko upadł już ten portal, skoro robi
wywiady z takimi "gwiazdami". Ostatni raz tu
wszedłem
Ćwiąkała pojechal po bandzie. Najzdolniejszy
młody dziennikarz - z weszlo. Tomasz Kwaśniak z
weszło najlepszy i najwieksza strata. Najlepsza
ksiazka - a jakzeby inaczej - "Iwan - Spalony"
współstworzona przez jakżeby inaczej najlepszego
dziennikarza w Polsce - Stanowskiego. Kto dorówna
Olkiewiczowi? Piotr Joźwiak, który od niedawna
pisze w ... Wesżło. dla mnie żenada nie wywiad.
Jak można zrobić rozmowę z tak jednostronnie
nakierowanym człowiekiem. On widzi coś w życiu
poza weszło, które i tak moim zdaniem jest coraz
bardziej smiesznym portalikiem, gdzie pisza
przypadkowi ludzie? Masakra.
niech ten gimbus wraca do gimbazy a nie udaje
dziennikarza. Żałosny koleś z pryszczami na
mordzie. tyle w temacie tej pokraki.
Nie czytałem, szkoda czasu bo chuuj mnie obchodzi co
ten gimbus ma do powiedzenia
ćwiąki jest gejem, dlatego tak wygląda, jest w
związku z tym Jóźwiakiem, dlatego tyle o nim
opowiada, muszą się niestety chłopaki kryć ze
swoim uczuciem
Tomek świetny redaktor :)