Koniec 2019 roku wyglądał normalnie, jednak już zaczynały docierać do nas pierwsze doniesienia o nowej chorobie z Chin. Wtedy podchodziliśmy do tego z dystansem, jednak jak się okazało, nowy koronawirus zdominował nasze życie. Świat, który znaliśmy, po części przestał istnieć. Początek obecnego roku dał nam nadzieję na powrót do normalności, a co za tym między innymi idzie – powrót na stadiony.
Przez ostatnich kilka miesięcy byliśmy zamknięci w domach i nie mogliśmy w pełni korzystać z życia. Od niedawna jednak dzienna liczba zakażeń jest stosunkowo niska, przełożyło się to na otwarcie galerii, muzeów, kin czy stoków narciarskich. Skoro więc instytucje, które działają w zamkniętych pomieszczeniach, mogą funkcjonować, to kiedy przyjdzie pora na stadiony?
Spektakl bez widowni
W marcu poprzedniego roku pierwszy raz zamknięte zostały stadiony. Liczba zachorowań w naszym kraju była niska, dmuchano jednak na zimne. Prezes Ekstraklasy S.A, Marcin Animucki, w krótkim oświadczeniu poinformował: –W związku z ryzykiem rozprzestrzeniania się koronawirusa (Covid-19) w Polsce i decyzją organów administracyjnych o rozszerzeniu zakazu organizacji imprez masowych o wydarzenia takie jak mecze piłkarskie, informujemy, że do odwołania mecze PKO Bank Polski Ekstraklasy będą organizowane bez udziału publiczności.
Była to sytuacja całkiem nowa, jasne, zdarzały się spotkania przy pustych trybunach, jednak były to wydarzenia sporadyczne i dotyczyły najczęściej jednego klubu, który był ukarany za zachowanie swoich kibiców. Tutaj sytuacja wyglądała inaczej, wszyscy fani piłki nożnej w Polsce zostali odcięci od oglądania meczów na żywo z trybun. Większość z nas przyjęła to ze zrozumieniem, nie wiedzieliśmy, z czym dokładnie mamy do czynienia.
Nowa normalność
Wraz z początkiem rundy finałowej sezonu 2019/2020 kibice wrócili na stadiony. Maksymalne wypełnienie trybun wynosiło 25%. Do wszystkiego miały być stosowane odpowiednie zasady reżimu sanitarnego. Odstęp na trybunach, maseczki na twarzy, zachowanie dystansu społecznego. Jak było, oczywiście wiemy, kibice nie stosowali się do tych zasad i mieli je za nic. Dodatkowo służby stadionowe nie paliły się do tego, aby interweniować, gdy ktoś łamał zasady.
Z biegiem czasu jednak limit kibiców zwiększono do 50% i było to podejście bardzo liberalne. Niektóre kraje nadal nie wpuszczały fanów na stadiony, tak że byliśmy wtedy prawdziwymi szczęściarzami. W naszym kraju w pewnym momencie w ogóle zapomniano o epidemii. Niestety nie trwało to długo, bo wraz z jesienią przyszła druga fala zachorowań i znów wszystko stanęło w miejscu.
Rozprzestrzenianie się wirusa
Jednak czy jest sens w ogóle zamykać stadiony? W końcu kibice są na otwartej przestrzeni, więc wydawałoby się, że wirus nie powinien się zbyt efektywnie rozprzestrzeniać. Musimy cofnąć się o rok do spotkania Atalanty Bergamo z Valencią w ramach Ligi Mistrzów. Na trybunach zasiadło wtedy 44 tys. kibiców. We Włoszech liczba zakażeń była bardzo mała. Mecz rozgrywany był na San Siro w Mediolanie. Ludzie musieli się tam jakoś dostać, inni oglądali spotkanie w pubach lub w domu ze znajomymi.
Atalanta ostatecznie wygrała, ale nie to jest najważniejsze. Dwa tygodnie po tym spotkaniu krzywa liczby zarażonych w Bergamo zaczęła bardzo mocno rosnąć. Było to spowodowane właśnie tym meczem, który był dla kibiców wielkim świętem. Jeden z członków Rady Wykonawczej WHO – Walter Ricciardi, stwierdził, że spotkanie to bardzo mocno przyczyniło się do rozwoju epidemii we Włoszech. Burmistrz Bergamo porównał ten mecz do bomby biologicznej.
Bergamo mayor Giorgio Gori has labelled Atalanta's Champions League match with Valencia on 19 February in Milan as a 'biological bomb' and believes it caused the coronavirus to spread in Italy and Spain. (Mail) https://t.co/tBXqdlTans
— fcbusiness Magazine (@fcbusiness) March 26, 2020
Anglia i Japonia jako wzór
Za wzór kibicowania w czasie pandemii można by uznać Anglię. Wpuszczano na trybuny, w zależności od tego, w jakiej strefie znajduje się dane miasto, 4 tys. kibiców, 2 tys. lub w ogóle. Kibice siedzieli oddzieleni od siebie sporym dystansem, na twarzach mieli maseczki i nie mogli śpiewać. Dla fanów, którzy nie przestrzegaliby zasad, przewidziano sankcje. Co ciekawe, wszyscy te zasady przestrzegali. Pewnie jednym z głównych powodów był strach przed karami, które w Anglii potrafią być naprawdę spore. Jest to pokłosie walki z pseudokibicami kilkanaście lat wcześniej. Niestety w związku ze wzrostem zachorowań ponownie zamknięto stadiony.
Podobne obrazki można było ujrzeć niedawno w Japonii. Rozgrywane finały Pucharu Japonii oraz Pucharu Cesarza grane były z udziałem publiczności, oczywiście nie przy pełnym zapełnieniu. Podobnie jak w Anglii zabronione były krzyki czy śpiewy, a przed wejściem na stadion każdemu mierzono temperaturę. Jest to też pewne eksperymentowanie i sprawdzanie różnych wariantów przed igrzyskami, które już niedługo.
Przychody z dnia meczowego
Mówiąc o zamkniętych stadionach, warto pochylić się nad jeszcze jedną kwestią, a konkretnie nad przychodami z dnia meczowego. Najwięcej oczywiście straciły takie marki jak Lech Poznań, Wisła Kraków czy Legia Warszawa, bo to na mecze tych drużyn przychodziło najwięcej osób. Sprawia to, że wiele drużyn musi radzić sobie bez tych pieniędzy, przez co w pewnym stopniu może się to odbić na samej jakości ligi, która i tak nie jest najwyższa.
Są też oczywiście zespoły, który zysk miały marginalny i w zasadzie nie odczuły braku tych przychodów, są to kluby mniejsze, z mniejszą liczbą kibiców. Mimo wszystko raczej każdemu klubowi z ekstraklasy zależy na tym, aby w końcu ich fani mogli zasiąść na trybunach.
Kibice w PKO BP Ekstraklasie
Szef sztabu medycznego, Krzysztof Pawlaczyk, twierdzi, że powrót na stadiony jest możliwy, gdy kibice się zaszczepią. Innego zdania jest Zbigniew Boniek, który nie widzi przyczyny, dla której odpowiednia liczba kibiców nie mogłaby uczestniczyć w widowisku sportowym. Ponadto PZPN oraz ekstraklasa wysłali dokumentację dotyczącą otwarcia stadionów do władz i czekają na rozpatrzenie sprawy.
Prezes PZPN twierdzi, że wpuszczenie kibiców mogłoby nastąpić już na początku marca, ale jest to raczej bardzo optymistyczne podejście, częściej słyszy się o kwietniu. Warto też wspomnieć o tym, że argumentem przemawiającym za tym, aby stadionów nadal nie otwierać, jest to, jak zachowywali się kibice, gdy taką szansę otrzymali. Sytuacja na pewno jest dynamiczna i decyzja może zapaść z dnia na dzień.
Oby👍⚽️🇵🇱 https://t.co/34bw8R66WU
— Zbigniew Boniek (@BoniekZibi) February 8, 2021
Do całkowitej normalności na pewno jeszcze przez długo nie wrócimy. Powoli zaczynamy jednak widzieć światełko w tunelu. Nauczyliśmy się z tym wirusem żyć, nauczyliśmy się pewnych zasad, mamy szczepionkę, jednak do końca tej historii jeszcze daleko, ale wszystko wskazuje na to, że wszystko będzie miało szczęśliwe zakończenie.