Za nami 1/3 sezonu II ligi. To idealny moment, by sprawdzić, co dzieje się w trzeciej klasie rozgrywkowej. Kto ma największe szanse na awans? Jak radzą sobie upadłe potęgi, których na tym poziomie nie brakuje?
Mimo że w miniony weekend rozegrano dopiero 14. kolejkę, to już dzisiaj można wytypować trzech żelaznych kandydatów do awansu do I ligi. Chodzi o Odrę Opole, Raków Częstochowa i Radomiaka Radom. Ostatnią z tych drużyn i kolejną w tabeli dzieli różnica pięciu punktów. To spora przewaga na tak wczesnym etapie rozgrywek i jeśli mielibyśmy możliwość, to postawilibyśmy spore pieniądze, że w trakcie sezonu jeszcze się ona powiększy. Wyżej wymieniona trójka prezentuje się bardzo dobrze, a reszta wygląda dość ubogo. Bo czy można tego oczekiwać od zbudowanej na młodzieżowcach Siarki Tarnobrzeg albo mającej ogromne problemy finansowe Olimpii Zambrów? Zajmijmy się więc pewniakami do awansu.
Zaskakujący beniaminek
Równo 12 miesięcy temu zawodnicy Odry Opole musieli mierzyć się z drużynami pokroju Grunwaldu Ruda Śląska czy LZS-u Piotrówka i do końca drżeć o awans z III ligi grupy opolsko-śląskiej. Dziś pewnie zmierzają ku zapleczu ekstraklasy. Próżno szukać w kadrze Odry zawodników o znanych nazwiska, rozpoznawalni są jedynie bracia Gancarczykowie (Marek, Mateusz, Waldemar, Janusz). Reszta to w znacznej większości młodzi piłkarze z regionu. Trenerem klubu jest 59-letni Jan Furlepa, który gros swojego doświadczenia zebrał jako asystent Jacka Zielińskiego, Ryszarda Wieczorka czy Jerzego Wyrobka. Tak więc pod względem sportowym wielkiej rewelacji w Odrze nie ma. Zaznaczali to również działacze klubu, którzy przed sezonem ostrożnie wypowiadali się na temat oczekiwań wobec beniaminka.
Jesteśmy beniaminkiem, cel postawiony przed drużyną to punktować w każdej kolejce. Zobaczymy, jaką pozycję przyniesie takie podejście, ale pierwsze mecze w II lidze powinny sporo wyjaśnić. Ireneusz Gitlar, wiceprezes klubu dla „Przeglądu Sportowego”
W czym więc należy upatrywać fenomenu Odry? Przede wszystkim konsekwentna gra w defensywie i sporo szczęścia na początku sezonu. Weźmy na przykład spotkanie przeciwko Błękitnym w Stargardzie Szczecińskim z 13. kolejki. 84. minuta meczu, 0:0, ale gospodarze przeważają. Piłka trafia na lewe skrzydło do Łukasz Winiarczyka, a ten dośrodkowuje tak nieudolnie, że wychodzi z tego piękny centrostrzał i koniec końców opolanie wygrywają 1:0. Kto wie, czy na wiosnę dobra karta nie odwróci się od obecnego lidera.
Murowany faworyt
Czerkas, Mizgała, Oziębała, Malinowski – to tylko niektórzy zawodnicy z ekstraklasowm doświadczeniem występujący w Rakowie Częstochowa. Drużyna powinna grać w I lidze od co najmniej dwóch lat, ale zawsze w przedziwnych okolicznościach traciła szansę na awans. Pechowo przegrane baraże albo zapaść formy w kluczowym momencie sezonu. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć. Choć w Rakowie nie mówią o tym głośno, to w klubowych budynkach pojawia się hasło „I liga albo śmierć”. Jednak tym razem powinna spełnić się pierwsza część tej przepowiedni.
Kadra zespołu Marka Papszuna wygląda okazale, a mieszanka doświadczenia z bardzo zdolną młodzieżą przynosi oczekiwane efekty. Częstochowianie jeszcze w tym sezonie nie przegrali i regularnie leją (zwłaszcza u siebie) ligowych rywali. Do poprawy forma na wyjazdach, gdzie Raków zdobył 11 z 21 możliwych punktów.
Leandro i cała reszta
Na prezesowskim stołku Sławomir Stempniewski, na trenerskiej ławce Werner Liczka, a na murawie najlepszy piłkarz II ligi Leandro. Ten tercet prawdopodobnie da Radomiowi promocję na zaplecze ekstraklasy. Ale będzie to dopiero początek wieloletniego planu powrotu klubu na należyte miejsce. W ciągu 5 lat Radomiak ma wrócić do ekstraklasy i mieć stworzoną profesjonalną akademię. Na razie poziomem do najwyższej klasy rozgrywkowej przystaje jeden człowiek , wyżej wspominany Leandro.
Brazylijczyk trafił do III-ligowego jeszcze klubu w 2012 roku i od razu rozkochał w sobie kibiców. Chłopak nauczył się języka polskiego, polubił Radom (!) i nie zamierza się stąd ruszać. Tylko w tym sezonie jego gole dały drużynie 10 punktów, wartość dodana, o której reszta ligi może pomarzyć. Co godne uznania, mazowiecki klub mocno stawia na zawodników z okolic.
Mozolny powrót na szczyt
W dole ligowej tabeli możemy zobaczyć kilka znajomych nam nazw. Polonia Bytom i Warta Poznań w strefie spadkowej, a tuż nad nią Polonia Warszawa i GKS Bełchatów. Cała czwórka z ekstraklasową przeszłością i to całkiem niedawno, nie licząc poznaniaków. Jak widać, odbudowa minionych potęg nie przebiega bezboleśnie.
O tym, że między III, a II ligą jest przepaść, przekonali się zawodnicy Warty i stołecznej Polonii. W poprzednim sezonie oba klubu uzyskały awans do trzeciej klasy rozgrywkowej i podświadomie snuły wizję o bezbolesnym pokonywaniu kolejnych ligowych szczebli. No i oba zderzyły się ze ścianą. „Czarne Koszule” mają ogromne problemy ze zdobywaniem goli. Zagranie na skrzydła, a potem dośrodkowanie w pole karne przynosiły efekty w III lidze, ale ligę wyżej nie jest tak łatwo. Zawodzi Fabian Pawela, który idealnie pasuje do roli „target mana”, a strzelił jedynie dwa gole. Natomiast Warta po prostu nie przystaje do poziomu rozgrywek. 30 straconych goli w 14 meczach to koszmarny bilans i nie spodziewamy się, że drużyna prowadzona przez Tomasza Bekasa utrzyma się w lidze.
Poloni Bytom i GKS-em Bełchatów targają za to ogromne problemy finansowe. Na Śląsku mogą otwierać szampana, w końcu to okrągła, 10-letnia rocznica takich problemów w Bytomiu. Ten sezon rozpoczęli zresztą z należytym za to prezentem, a więc czterema minusowymi punktami. Gdyby nie to, bytomianie nie znajdowaliby się w strefie spadkowej. W Bełchatowie wycofuje się powoli możny sponsor, który łożył przez lata na funkcjonowanie klubu, czyli PGE. Piłkarze nie dostają na bieżąco pieniędzy, kibice wchodzą do szatni po przegranych meczach, by „porozmawiać z wkładami do koszulek”. Katastrofa, który zakończy się pewnie trzecim spadkiem w trzy lata.