Denis Thomalla: anatomia upadku


23 grudnia 2015 Denis Thomalla: anatomia upadku

Denis Thomalla to przypadek niezwykły. Jeśli byłbym prezesem Lecha Poznań, to zapakowałbym go w świąteczny papier, zawiązał czerwoną wstążeczkę i odesłał tam, skąd do stolicy Wielkopolski trafił. Teraz już może ekipie Jana Urbana wyłącznie zaszkodzić.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie ukrywam, że miałem wielkie nadzieje w stosunku do nowego napastnika mistrzów Polski – przynajmniej w czerwcu – jak zresztą większość sympatyków tej drużyny. Ba, byłem ciekaw, jak w Poznaniu zaprezentuje się następca takich piłkarskich tuz jak Lewandowski, Rudnevs czy Teodorczyk. Skauting Lecha przecież myli się bardzo rzadko, a jak już kogoś wynajdzie, to w mig staje się on czołowym zawodnikiem w naszym polskim grajdołku.

Statystyk w poprzednich zespołach nie miał tragicznych. Co więcej, ku wielkim zdziwieniu kibiców „Kolejorza”, strzelał tam bramki. Zdarzało mu się nawet seryjnie, jak na przykład w rezerwach niemieckiego Hoffenheim. Ogólnie to w Niemczech swego czasu mianowano go na następcę Carlosa Eduardo w pierwszej drużynie. Zdążył zadebiutować w barwach „Wieśniaków”, ale ostatecznie na czterech występach się zakończyło. Coś z nim jest nie tak.

Piotr Rutkowski, wiceprezes Lecha, w wakacje jeszcze mówił, że Thomalla w obecnym sezonie strzeli zdecydowanie więcej goli niż Nemanja Nikolić. Skomentujcie to, jak chcecie, ale widocznie wtedy w niego aż tak bardzo wierzył. Zespół odpowiedzialny w stolicy Wielkopolski za skauting obserwuje kandydata bardzo długo, sprawdzając jego wszystkie zalety i wady. To nie jest tak, że widzą statystyki jakiegoś piłkarza i mówią: „Dobry jest, bierzemy, przyda się”. Władze „Kolejorza” oglądają każdą złotówkę, zanim wykonają jakieś ruchy w oknie transferowym.

Problem z aklimatyzacją w Polsce? Słaba psychika? Za duża presja? Nie mam zielonego pojęcia. Od napastnika oczekuje się zdobywania bramek. Ile zdobył Thomalla w polskiej lidze? Tyle ile ja. Okrągłe zero. W takim przypadku, mając taką fatalną passę, powinno zastanowić się nad sobą, przeanalizować, co było źle i w przerwie zimowej popracować, żeby swoją sytuację zmienić. Napastnik Lecha obrał inną taktykę. Zwalił całą winę na kibiców mistrzów Polski i głosi, że stał się kozłem ofiarnym. Nie. Moim zdaniem to się stał ofiarą, ale własnego losu.

Jedno trzeba przyznać. Piłka go szuka. Może to on szuka piłki i do tych wszystkich sytuacji dochodzi. Moim zdaniem ma ten instynkt lisa pola karnego, ale coś go wewnętrznie blokuje. Popatrzmy przykładowo na ostatni mecz wyjazdowy z Piastem. Miał dwie idealne sytuacje, które by w normalnych okolicznościach wykorzystał. A tu – przy pierwszej źle ułożył stopę, a w drugiej zabrakło szczęścia. Być może czuje się w Poznaniu niekomfortowo i sporo czynników mu przeszkadza, ale to nie czas, aby narzekać. Jeśli chce, żeby jego kariera nie runęła jak domek z kart, to powinien – jak pisałem wcześniej – wziąć się za siebie, a nie wylewać żale na prawo i lewo.

Osobiście jest mi go żal, ale nie uśmiecha mi się go w każdym artykule bronić. Nie, bo on po tym co powiedział, na ochronę słowną nie zasługuje. Niech obroni się sam, strzelając wreszcie bramki. Widzę w tym momencie dla niego dwa wyjścia. Pierwsze, moim zdaniem najlepsze: trener Jan Urban powinien zesłać go do drugiej drużyny, określić limit goli i niech się na trzecioligowych boiskach spełnia. Jak spełni wymagania, wraca do osiemnastki i walczy o skład. Druga, brutalna opcja to definitywne odejście. Dla kibiców Lecha opcja idealna. Dla mnie nie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze