Najlepszy strzelec reprezentacji Hiszpanii, najlepszy strzelec Champions League, kapitan największego klubu na świecie, trzykrotny zdobywca Pucharu Ligi Mistrzów, sześciokrotny Mistrz Hiszpanii, czyli po prostu Raul. I kto by pomyślał, że legenda "Królewskich" swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiała w drużynie odwiecznego rywala "Blancos" – Atletico Madryt. Do Realu Madryt "El Siete" dołączył dopiero w wieku 15 lat, aby kilka lat później stać się idolem Santiago Bernabeu.
Ten krótki wstęp na temat bohatera tego oto felietonu napisany został nie bez powodu. Choć jak wiemy, w dzisiejszym futbolowym świecie znane są jedynie nazwiska Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, to warto przypomnieć sobie o tych, którzy w przeszłości zrobili o wiele więcej niż robią obecnie rozpieszczone astronomicznymi zarobkami gwiazdy. Choć nigdy nie otrzymał Złotej Piłki, a wyróżnieniami indywidualnymi nagradzany był raczej rzadko, Raul przejdzie do historii za coś zupełnie innego.
Messiego kibice kochają za wspaniałe rajdy, Cristiano za boiskowe sztuczki i atomowe strzały. Mało kto pamięta o piłkarzach takich jak kapitan „Królewskich”. Raul mimo, że wspaniałej formy nie prezentuje już od dobrych kilku lat, to i tak swoją postawą pokazuje na boisku o wiele więcej niż popisowa gra pod publiczkę.
Raul swoim zachowaniem oraz przede wszystkim lojalnością i zaangażowaniem pokazuje to, co w futbolu najważniejsze. Ileż to razy w ostatnim czasie oglądać musiałem porażki Realu Madryt, nawet nie jestem w stanie zliczyć, lecz pamiętam coś co zawsze w Raulu podziwiałem. Wśród wściekłego tłumu kibiców na Saniago Bernabeu Raul Gonzalez jak na boiskowy wzór przystało pozostawał na murawie i mimo goryczy porażki gratulował rywalom wygranej. Nie wyobrażam sobie jak ciężkie chwile przeżywał wówczas „El Siete”, wiem jednak że robił coś niezwykłego.
Przez wszystkie lata piłkarskiej kariery Raul miał niepodważalne miejsce w pierwszym składzie Realu Madryt. Teraz, wraz z powrotem Florentino Pereza, drzwi do wyjściowej jedenastki wydają się być dla „Siódemki” zamknięte. Przybycie na Santiago Bernabeu Karima Benzemy, Cristiano Ronaldo oraz obecność w zespole takich napastników jak Gonzalo Higuain, Klaas-Jan Huntelaar, Alvaro Negredo czy Ruud van Nistelrooy z pewnością nie działa na korzyść Raula. I choć któryś ze snajperów „Królewskich” Madryt opuści to i tak wątpię, aby „El Siete” liczył się w projekcie Pereza i znalazł uznanie w oczach trenera Manuela Pellegriniego.
Z jednej strony szkoda, aby taki gracz jak Raul siedział na ławce i oglądał mecze spoza boiska, z drugiej jednak nie wyobrażam sobie Hiszpana jako piłkarza innej drużyny. Najlepszy strzelec Ligi Mistrzów skończyłby pewnie podobnie do Rivaldo, Davidsa czy Crespo. Każdy z nich był kiedyś wielkim piłkarzem, a teraz? Albo zakończyli kariery w mało znanym klubie i w zapomnieniu, albo dalej grają i mało kto o tym wie.
Nie piszę tego, aby szydzić z tych niegdyś wielkich zawodników, lecz po to aby uświadomić, że lepiej aby Raul pozostał w Madrycie do końca kariery, zdobył kilka tytułów i odszedł w glorii chwały jako zwycięzca, a nie jako przegrany. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie i nie zapomnimy kim był wielki i nieoceniony kapitan Realu Madryt…
RAUL GONZALEZ BLANCO!
Na taki tekst czekałam! Dzięki :)
Raul jest ikoną Realu Madryt. Choć nie przepadam z
królewskimi to Raula cenie za oddanie i wierność
klubowi z Madrytu. Jest on tym samym dla Realu kim
dla Milanu był Maldini. Świetny tekst!!!
Kapitan największego klubu na świcie? Dla mnie to
nadużycie. Może i Real ma najwięcej wygranych w Cl i
La Liga ale czy jest największy to kwestia
względna...dla jednych Real, dla innych Barca czy
Milan albo Man U.