Czwartkowy rywal Legii Warszawa, Club Brugge to solidna marka, która ma uznanie i jest ceniona nie tylko w Belgii. Dla wielu często wcześniej anonimowych piłkarzy, klub z Brugii był windą do piłkarskiego nieba.
Trzynastokrotny mistrz Belgii, jedenastokrotny triumfator rozgrywek o Puchar Belgii, finalista Pucharu UEFA. Robi wrażenie. Jeśli dołożyć do tego zawodników, których udało się w Brugii wykreować, mamy idealny przykład klubu z najwyższej półki. Kto zaczynał w Club Brugge wędrówkę na piłkarski szczyt? Sprawdźmy!
Jean Pierre – Papin
Pewnie wielu osobom ta postać kojarzy się z serią gier – Fifa, w której Papin co rok stanowi o sile tzw. „klasycznej 11”. Ale nic dziwnego, że kanadyjski koncern EA SPORTS umieścił go w gronie legend światowego futbolu. Wszak Francuz to symbol Olympique Marsylia, jeden z najlepszych napastników, jakich wydała francuska ziemia. Swoją seniorską karierę rozpoczynał w Valenciennes, ale jego forma eksplodowała dopiero w… Brugii, do której przeniósł się w 1985 roku. W zaledwie 31 meczach zdobył dla Club Brugge 20 bramek. Choć okazało się, że do mistrzostwa kraju zabrakło punktów, to świetna postawa Papina zwróciła na niego uwagę marsylczyków, którzy wkrótce zdecydowali się na transfer. I był to strzał w dziesiątkę, ponieważ Francuz przez lata stał się postacią niezastąpioną dla Olympique. Co więcej, dobre występy w Belgii zaowocowały miejscem w samolocie do Meksyku, gdzie Papin debiutował dla kadry narodowej – debiutował na nie byle jakiej imprezie, gdyż na mistrzostwach świata. Po sześciu latach spędzonych w słonecznej Marsylii Papin przeniósł się do Mediolanu za astronomiczną wówczas kwotę 12 milionów euro, aby reprezentować barwy AC Milan. Później reprezentował jeszcze barwy m.in. Bayernu Monachium i Bordeux. Swoją drogę na szczyt rozpoczynał w Club Brugge, a klub ten stał się dla niego trampoliną na wyżyny europejskiej piłki. Można powiedzieć, że przetarł szlak, którym po dziś dzień wędruje wielu piłkarzy.
Timmy Simons
Żywa legenda Club Brugge. W latach 2000-2005 mocno zapracował na swój status. Pomocnik pełną gębą. Nie tylko człowiek od czarnej roboty, ale także całkiem niezły strzelec. Wieloletni kapitan reprezentacji Belgii, w której debiutował w czasach swoich występów w Brugii. Jego niesamowita waleczność, ambicja, ale także niemałe umiejetności czysto piłkarskie stały się podstawą do zagranicznego transferu. Simons był łączony z wieloma klubami, ale ostatecznie zdecydował się na propozycję z nieodległej Holandii i został graczem PSV. Po blisko dekadzie występów za granicą w Niderlandach i Niemczech, gdzie bronił barw Norymbergi, wrócił do Belgii, a będąc bardziej precyzyjnym wrócił do domu – do Brugii. Dziś ma 38 lat i wciąż jest postacią kluczową dla najbliższego rywala Legii. Jeśli zagra we czwartek, to walka o środek pola na Łazienkowskiej powinna nabrać nienaturalnych rumieńców.
David Rozehnal
Bronił barw klubu z Brugii przez dwa sezony (2003-2005). 50 występów w belgijskim klubie stało się mocną kartą przetargową podczas jego przyszłych europejskich wojaży. PSG, Lazio, Newcastle United, Hamburger SV, Lille – to kluby, w których występował Czech. I choć w żadnym z wymienionych zespołów nie zrobił kariery, na którą z pewnością liczył, to trzeba mu oddać, że zwiedził kilka pięknych miast. Nie byłoby tych wszystkic h transferów, gdyby nie jego występy w Belgii. Po raz kolejny Club Brugge okazał się wspaniałym miejscem do rozpoczęcia międzynarodowej kariery.
Junior Diaz
Polski smaczek! Były gracz krakowskiej Wisły, piłkarz który na mundialu w Brazylii był kluczową postacią sensacyjnego ćwierćfinalisty – Kostaryki. Eks-wiślak grał w Brugii, choć grał to może lekkie nadużycie przy jego 13 występach przez dwa sezony. Co więcej, był wypożyczany do Wisły, dla której grał parę sezonów wcześniej. Jednak belgijski epizod to z pewnością spory plus dla Kostarykańczyka. Bez żadnej nieuczciwości może wpisać w swoim CV nazwę trzynastokrotnego mistrza Belgii. Robi wrażenie, prawda?
Carlos Bacca
Kiedyś był kanarem w kolumbijskich autobusach i utrzymywał się dzięki rybołówstwu. Dziś jest gwiazdą europejskiej piłki, dwukrotnym triumfatorem Ligi Europy, piłkarzem AC Milan. Jak sam mówi, zwrot w swojej karierze zawdzięcza Bogu. I nie zamierzamy się nad tym rozwodzić, całkiem prawdopodbne, że jakieś boskie moce maczały palce w działaniach skautów z Brugii. Faktem jest jednak, że to właśnie dzięki belgijskiemu klubowi możemy dziś oklaskiwać Baccę na europejskich arenach. W 2012 roku Kolumbijczyk trafił do Belgii, ale nie zabawił tam długo. Po zdobyciu 28 bramek w zaledwie jednym sezonie zgłosiła się po niego Sevilla, która złożyła „propozycję nie do odrzucenia”– 7 milionów euro. Bacca przeniósł się do stolicy Andaluzji, gdzie stał się supergwiazdą. Dalszą część tej historii znamy. Wydaje się, że Kolumbijczyk to prawdziwa perełka wśród wszystkich piłkarzy, którzy kiedykolwiek przewinęli się przez Club Brugge. Istny „masterpiece” skautów, którym udało się odnaleźć taki skarb w pobliżu kolumbijskiego wybrzeża. Dla każdego piłkarza, dwudziestolatka czy trzydziestolatka, który rozmyśla o tym, czy Brugia to aby na pewno optymalny kierunek, przykład Carlosa Bacci powinien być wystarczającym argumentem. W Brugii wiedzą jak oszlifować diament!
Antolin Alcaraz
Paragwajczyk wystapił na dwóch mundialach, spędził blisko pięć lat w Premier League, a dziś występuje w beniaminku La Liga – Las Palmas. A wszystko zaczęło się… (werble) w Brugii. Tym, którzy odgadli, gratuluję bystrości umysłu. W latach 2007-2010 z powodzeniem bronił barw Club Brugge. Po solidnych występach w lidze belgijskiej przyszła pora na wyzwania z wyższej półki, a po Alcaraza zgłosił się Roberto Martinez – ówczesny szkoleniowiec Wigan Athletic. I trzeba przyznać, że Paragwajczyk wpadł Hiszpanowi w oko, gdyż ten duet trafił nieco później do Evertonu. Wyspiarska kariera nie byłaby możliwa, gdyby nie Club Brugge, któremu Alcaraz zawdzięcza naprawdę wiele.
Ivan Perisić
Zapowiadał się na wielką gwiazdę nie tylko chorwackiej, ale i europejskiej piłki. I choć dziś pewnie możemy mówić o niewykorzystanym potencjale Chorwata, to jednak jest to piłkarz ponadprzeciętny. Wszyscy doskonale pamiętamy jego doskonałe wejście do Ligi Mistrzów i jego pierwszą bramkę przeciwko Arsenalowi – prawdziwy majstersztyk. Dwa sezony spędzone w Club Brugge, 70 meczów, 31 bramek – jak na pomocnika wynik całkiem satysfakcjonujący. Usatysfakcjonowany wydawał się też Juergen Klopp, który za Chorwata zapłacił blisko 6 milionów euro. Perisić trafił do ówczesnego mistrza Niemiec, przyszłego finalisty Ligi Mistrzów, do zespołu, przed którym drżała cała europejska śmietanka piłkarska. Potem przyszła pora na transfer do Wolfsburga, z którym w ubiegłym sezonie Chorwat wywalczył wicemistrzostwo Bundesligi. W letnim okienku transferowym zmienił kraj – za 16 milionów euro trafił do Interu Mediolan. W derbach „stolicy mody” na San Siro spotkają się więc dwaj piłkarze, którzy rozwój swojej kariery zawdzięczają w sporej mierze klubowi z Brugii. Zarówno Bacca, jak i Perisić z pewnością z rozrzewnieniem wspominają „belgijski okres” w swoim życiu.
https://www.youtube.com/watch?v=iHa6mCGOdIY
Oczywistą oczywistością jest fakt, że z „taśmy produkcyjnej” o szyldzie Club Brugge zjechało o wiele więcej gotowych produktów – piłkarzy, którzy w kolejnych klubach stanowili lub stanowią o sile podstawowych jedenastek niż w przypadku warszawskiej Legii. To pokazuje, jak rozległa jest przepaść między polskim a belgijskim skautingiem. Trudno sobie wyobrazić, aby ten dysonans został w najbliższym czasie zatuszowany. Dziś możemy tylko ze smutkiem westchnąć, że Club Brugge nie okazał się trampoliną do wielkiej piłki dla Waldemara Soboty, który zamiast podążyć drogą Carlosa Bacci i Ivana Perisica, dziś odcina piłkarskie kupony na zapleczu Bundesligi. Szkoda…