Radosław Majecki odchodził jako najdroższy piłkarz sprzedany z ekstraklasy do innej ligi w Europie. Dzisiaj jest opcją rezerwową do gry w AS Monaco. Trener Kovac wybiera Benjamina Lecomta… albo trzeciego bramkarza do gry, Vito Manone. Okazją na pokazanie się był dzisiejszy mecz w Pucharze Francji przeciwko Grenoble. Drużyna z Polakiem w składzie wygrała i zachowała czyste konto.
Jeden oficjalny mecz, taka jest liczba występów utalentowanego byłego bramkarza Legii Warszawa w drużynie z Księstwa z Monako. Uspokajam, nie oznacza to, że klub nie będzie już na niego stawiał. Jest raczej modelowym przykładem, ile zawodnik odchodzący z polskiej ligi potrzebuje czasu, by zaadoptować się do realiów najsilniejszych lig. Wystarczy przypomnieć sobie, co było z Robertem Lewandowskim, kiedy zamieniał poznańskiego Lecha na Borussię Dortmund. Być może najbliższa szansa nastąpi w Pucharze Francji.
Opóźniony wyjazd
29 stycznia 2020 na polskim rynku wydarzyło się to, o czym od kilkunastu dni huczało. Talent z Legii, Radosław Majecki, będzie grał w Ligue1. Dodatkowo Francuzi czynią z niego najdrożej sprzedanego zawodnika z ligowego podwórka (mówiło się wtedy o kwocie 7 milionów euro). Co ciekawe, kluby oraz zawodnik uzgodniły, że piłkarz zostanie do końca rozgrywek w swoim macierzystym klubie, dzięki czemu zawodnik ten sięgnął po mistrzostwo Polski.
Wiele osób wróżyło szybkie zostanie numerem jeden w bramce drużyny AS Monaco. Nie wszyscy jednak dostrzegali to, na co zwracał uwagę jeszcze poprzedni sztab szkoleniowy — Majecki musi nauczyć się grać nogami. Dlatego też będąc na wypożyczeniu, już musiał cały czas być w kontakcie z trenerami Monako, którzy bacznie przyglądali się postępom swojego podopiecznego w elemencie kluczowym dla współczesnego bramkarza, czyli umiejętności posługiwania się nogami. W nowoczesnym futbolu to podstawa. Zawodnik, który stoi na bramce, musi być pierwszym rozgrywającym w swojej drużynie.
https://twitter.com/AsPologne/status/1222538267834441728?s=20
Lekcja dla Majeckiego
Po przyjeździe do Francji zastał całkiem inne realia. Nowy trener (Niko Kovac), konieczność aklimatyzacji w specyficznym mieście. To wszystko mogło spowodować, że młody zawodnik mógł zostać lekko przytłoczony. Szansa na pokazanie umiejętności nastąpiła 17 września podczas meczu z FC Nantes. Spowodowana została koronawirusem, którego nabawił się podstawy bramkarz Benjamin Lecomte. Drużyna z księstwa wygrała mecz ostatecznie 2:1, jednak stracona bramka została przypisana byłemu zawodnikowi warszawskiej Legii.
https://twitter.com/MarcinLechowski/status/1305183274000580611?s=20
Kiedy wydawało się, że los znów uśmiechnął się do Majeckiego, bo kontuzji nabawił się francuski bramkarz, wybór szkoleniowca padł na starego znajomego Łukasza Fabiańskiego i Wojciecha Szczęsnego – Vito Manoe. Włoch po raz kolejny zaczął prześladować polskiego bramkarza. Dostał szansę, którą średnio wykorzystał. Wpuścił 14 bramek i zachował dwa czyste konta. Zagrał w meczach z: Nice, PSG, Nimmes, Lille oraz Olympique Marsylia. Polak w ten sposób utknął na ławce rezerwowych. Z pewnością nie pomógł w wygraniu tej rywalizacji fakt wyjazdu na kadrę U-21 oraz drobny uraz, którego nabawił się podczas treningu – problem palców u dłoni.
Puchar Francji i pokora
Było duże prawdopodobieństwo, że w dzisiejszym meczu z Grenoble, które zajmuje trzecie miejsce w drugiej klasie rozgrywkowej we Francji, zagra właśnie Polak. Ma to związek z ostatnim występem ligowym Lecomta. Wpuszczone trzy bramki oraz słaby mecz w wykonaniu całej drużyny z księstwa musiały spowodować zmiany w składzie. Tym bardziej że ścisk w ligowej tabeli jest dość spory – Monaco zajmuje czwarte miejsce ze stratą sześciu punktów do lidera. Dlatego też Puchar Francji to doskonałe pole dla przejrzenia kadry i wybrania takich zawodników, którzy dadzą później solidność i regularne punkty w Ligue 1.
Z pewnością zwycięstwo i awans do kolejnej rundy spowodują przychylniejsze oko szkoleniowca na poczynania Radosława Majewskiego. Reprezentant Polski nie należał dziś do najbardziej przepracowanych zawodników, ale też niczego nie zawalił i to zostanie odnotowane.
Przypadek tego młodego bramkarza jest o tyle ciekawy, że nie można powiedzieć: „pora wracać do ekstraklasy, bo nic z ciebie nie będzie”. Wręcz przeciwnie – trzeba zostać i walczyć o swoje miejsce w ]drużynie. Na ten moment widać, że Majecki przegrał rywalizację sportową z doświadczonymi kolegami po fachu. Przecież w Legii rozegrał pełen sezon, w którym uratował niejedne punkty dla „Wojskowych”. Jest duże prawdopodobieństwo, że gdyby nie on, to być może tego tytułu by zwyczajnie nie było. Jedyne, co można zarzucić utalentowanemu i wciąż młodemu zawodnikowi, to brak boiskowej bezczelności, że jest cichy na boisku, ale to pewnie przyjdzie z czasem. Fakt, że Niko Kovac wiąże z nim plany, to brak jego oraz klubu zgody na wypożyczenie do ligi hiszpańskiej. Również świeżo zakończony mecz z Grenoble potwierdza to, że Radosław Majecki jest w dalszym ciągu zawodnikiem, którego Chorwat chce i widzi w nim przyszłego bramkarza z bluzą nr 1.