„Nic nie może przecież wiecznie trwać” – tak od 14 lipca 2020 mogą śpiewać kibice chojnickiego klubu. To miał być sezon spokoju i ustabilizowania. Jednak tak się nie stało. Nieudany eksperyment z zagranicznymi trenerami, roszady na stanowisku dyrektora sportowego, niewielkie zmiany w zarządzie. Dodajmy do tego kolejną modernizacją stadionu. To wszystko zostało „zwieńczone” spadkiem do II ligi. Zarząd i sztab szkoleniowy podjęli się misji ratowania wyników, jednak bez oczekiwanego rezultatu. W takiej atmosferze Chojniczanka Chojnice świętuje 90-lecie powstania klubu.
Chojniczanka Chojnice aż trzy razy próbowała zrealizować swój sen, jakim był awans do ekstraklasy. Warto zaznaczyć, że dwukrotnie brakowało jej raptem dwóch punktów, zresztą miało to miejsce sezon po sezonie. Jak do tego doszło, że jeden z pretendentów do zagrania w elicie w tym momencie z hukiem spada do II ligi? Złożyło się na to wiele elementów. Jednak zatrzymajmy się przy wciąż trwającym sezonie, a odpowiedź na poniższe pytanie zostawimy na koniec.
Tym razem bez presji
„Chluba Grodu Tura” latem 2019 roku postawiła nieco zmienić strategię klubu. Dyrektorem sportowym został były zawodnik Bytovii Bytów Łukasz Wróbel. Z kolei bezpośrednio za wyniki pierwszego zespołu odpowiadał czeski duet Josef Petrik i Josef Petrik junior. Zagraniczny zaciąg był widoczny również w kadrze. Do Chojniczanki trafiło pięciu obcokrajowców. Jednak eksperyment nie wypalił. W 16 meczach chojniczanie zgromadzili 16 punktów, dorobek wcale nie taki zły (patrząc na to, że Zbigniew Smółka w 17 spotkaniach ugrał 14 oczek). Jednak głównym zarzutem był brak przygotowania motorycznego i bardzo słaba postawa w obronie.
Pod wodzą czeskich szkoleniowców Chojniczanka Chojnice straciła 29 goli. Hokejowe wyniki (5:3, 4:4) były na porządku dziennym. Tak samo było z domowymi porażkami w rozmiarach 0:3 lub 1:3. Zaczynało to frustrować kibiców, ale sztab szkoleniowy przyznał, że bardzo dobrze współpracuje z zarządem. Josef Petrik junior na konferencji po meczu z Odrą Opole zaznaczał, że odkąd jest w Polsce, nawet jako zawodnik, nie czuł takiego wsparcia ze strony zarządu. Po czasie te słowa potwierdził ówczesny wiceprezes pomorskiego klubu Jarosław Klauzo. Jednak słowa otuchy to nie wszystko. Gra i wyniki już nie wyglądały tak dobrze.
Mentalny wstrząs
Na początku listopada czeskich trenerów zastąpił Zbigniew Smółka. Zarówno dla samego szkoleniowca, jak i dla klubu był to trudny okres. Przeciętny okres spędzony w Arce Gdynia i absurdalne decyzje podczas „pracy” w Widzewie Łódź. Na ewentualnym sukcesie Chojniczanki zyskałyby obie strony. Poprawa wyników na pewno wpłynęłaby na reputację klubu i samego Smółki. Jednak, jak to śpiewał Kazik, „gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka”.
Początki pracy nie mogły należeć do udanych. Objęcie zespołu w trakcie rundy nie pozwalało na dokonanie transferów, więc kibice mogli liczyć na to, że efekt nowej miotły zadziała w cudowny sposób. Nic z tych rzeczy, Zbigniew Smółka przegrał pierwsze cztery spotkania jako szkoleniowiec Chojniczanki Chojnice. Frustracja była ogromna, co można było odczuć po przegranym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Takie coś powitało piłkarzy @ChojniczankaMKS przy #M12 po powrocie z pregranego meczu z @TSP_SA. #PierwszaLigaStylŻycia pic.twitter.com/UPypaqRH1P
— Wojciech Piepiorka (@WojtekPiepiorka) November 23, 2019
Chojniczanka Chojnice – nowe rozdanie
Podczas zimowej przerwy doszło do desperackiej próby zmiany funkcjonowania klubu. Nowym dyrektorem sportowym został Dawid Frąckowiak, który wrócił do Chojnic po siedmioletniej przerwie. Mniej więcej w tym samym okresie rozpoczęła się instalacja podgrzewanej murawy, przez co do lipca pomorski klub musiał grać na wyjazdach. W środowisku kibicowskim nie brakowało głosów, że może to i lepiej, skoro u siebie klub poniósł aż dziewięć porażek na 13 rozegranych meczów. Co w całej sytuacji jest najlepsze? Fani mieli rację, bo Chojniczanka więcej punktów zgromadziła jako drużyna przyjezdnych (17 do 13, a przed „Chojną” jeszcze wyjazdowy mecz ze Stalą Mielec).
Roszady nie ominęły również zawodników. Z pięciu obcokrajowców, którzy rozpoczynali obecny sezon, w Chojnicach zostali tylko Jan Mudra i Aghvan Papikyan. Do tego grona zimą dołączył Martin Klabnik. Łącznie do klubu przyszło ośmiu nowych piłkarzy, a miasto z południowej części Pomorza opuściło 11 graczy. Oprócz Klabnika nowym obrońcą został Kamil Wiktorski. Mimo tych ruchów postawa Chojniczanki w defensywie nie uległa zmianie. Wspomniana dwójka łącznie w rundzie jesiennej rozegrała sześć meczów.
Tuż przed przerwą spowodowaną koronawirusem był widoczny brak zgrania. Cała linia obrony popełniała dość proste błędy. Efektem były różne: czerwona kartka Mudry ze Stomilem Olsztyn (faul na połowie rywali w 16. minucie meczu), kiksy Wiktorskiego i Klabnika z Miedzią Legnica i GKS-em Bełchatów. Natomiast z Radomiakiem doszło do sprokurowania rzutu karnego, a kolejny gol dla rywali to strata piłki przez Jacka Podgórskiego. Bez głębszej analizy można zaryzykować stwierdzenie, że te błędy kosztowały Chojniczankę cztery punkty.
Nadzieja na lepsze jutro
Powyższe stwierdzenie jest odważnym postawieniem sprawy, ponieważ już nie dowiemy się, jak wyglądałyby spotkania, gdyby nie pomyłki defensorów Chojniczanki. W dodatku trenerzy klubu przez praktycznie cały sezon musieli rotować tą formacją. Kamil Sylwestrzak nie spełnił oczekiwań sztabu szkoleniowego, a Matic Zitko leczył kontuzję. Zimą nie było ich już w Chojnicach. Latem 2019 roku Przemysław Pietruszka doznał urazu chrząstki stawu kolanowego i do stycznia był wyłączony z treningów. Później pojawiła się przerwa spowodowana pandemią. Gdy wydawało się, że podstawowy kapitan zespołu wybiegnie po raz pierwszy w tym sezonie na boisko, defensor doznał kontuzji łydki.
Wymusiło to na szkoleniowcach śmiałe eksperymentowanie ze składem. Krystian Wachowiak, nominalny skrzydłowy, został cofnięty na pozycję lewego obrońcy i gra tam bardzo dobrze. Z kolei na prawej stronie znajdował się Oskar Paprzycki, który najczęściej występował jako defensywny pomocnik. Mimo to przez jakiś czas było widać światełko w tunelu. Było one bardzo małe i przytłumione, ale jednak. Wygrane z GKS-em Jastrzębie i Sandecją Nowy Sącz oraz remis z Odrą Opole pokazały, że Chojniczanka Chojnice próbuje przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę.
Brutalna rzeczywistość
Jak się okazało, było to tylko odwlekanie wyroku w czasie. Domowe (a jakże) porażki z Chrobrym Głogów, Zagłębiem Sosnowiec i Wartą Poznań skazały Chojniczankę na degradację. Solą w oku pozostaje fakt, że to gospodarze we wszystkich trzech spotkaniach jako pierwsi wychodzili na prowadzenie. Decydujący mecz o utrzymanie z Zagłębiem był festiwalem niewykorzystanych okazji. Robert Ziętarski minął bramkarza, ale nie zdołał oddać strzału. Aghvan Papikyan powinien zdobyć hattricka, a to wszystko tylko w pierwszej połowie spotkania. Dogodne okazje można wyliczać i wyliczać.
W końcówce spotkania odezwały się podstawowe błędy gospodarzy. Za wysoko ustawiona i zbyt statyczna linia obrony, liczne straty w środku pola. Te czynniki przełożyły się na porażkę 1:3. W ten sposób 14 lipca 2020 roku Chojniczanka Chojnice zagwarantowała (lub jakby to powiedział Franciszek Smuda – wywalczyła) sobie spadek do II ligi. Tego samego dnia dwa lata temu trener Zbigniew Smółka sięgał z Arką Gdynia po Superpuchar Polski, a Chojniczanka w tym czasie zajmowała 3. miejsce w lidze (najlepszy wynik w historii klubu). Szkoleniowiec po starciu z Zagłębiem Sosnowiec po raz kolejny musiał użyć mocnych i dosadnych słów.
Przegrywamy kolejne spotkanie, ale niestety muszę przyznać, że to spotkanie wyglądało tak, jakby rodzice przyszli z dziećmi sobie pograć. Dlaczego? Dlatego, że spotkanie, które powinniśmy wygrać 7:3, przegrywamy 1:3. Myślę, że było za mało mądrości, a za dużo egoizmu. Jestem trenerem i jestem za to odpowiedzialny. Trzeba bo prostu pozbierać zespół, żeby z honorem, bo ludzie, którzy przyszli… Ja w imieniu mojego zespołu muszę ich przeprosić za naszą głupotę, ale to totalną głupotę. Zbigniew Smółka
Smutne urodziny
Na pożegnalne spotkanie Chojniczanki przed własną publicznością z Wartą Poznań przyszło 340 kibiców. To kolejny powód do refleksji dla zarządu, ponieważ jeszcze sezon temu (gdy wyniki również odbiegały od pewnego poziomu – 9. lokata w lidze) na stadion przychodziło ponad tysiąc fanów. W sobotnie popołudnie atmosfera przypominała mecze sparingowe. Nawet najbardziej zagorzali kibice w milczeniu oglądali to „widowisko”. Na trybunach pojawił się jeden, ale bardzo wymowny transparent.
Chojniczanka Chojnice w tym roku obchodzi swoje 90. urodziny. Świętowanie miało być huczne, na uroczystą Galę Biznesu zostali zaproszeni aktorzy, przedsiębiorcy i ludzie związani ze sportem. Samą imprezę prowadził Bożydar Iwanow. Oprócz tego klub wypuścił okolicznościowe koszulki meczowe. Symbolem dobrej kondycji ekipy z Pomorza była instalacja podgrzewanej murawy. Atmosfery w gabinetach nie popsuło nawet odejście prezesa Macieja Polasika – opuścił Chojniczankę po 13 latach. Działacz został dyrektorem miejskiego szpitala, a polskie prawo zabrania łączenia tych funkcji. Zastępcą został wieloletni wspólnik Polasika i dotychczasowy wiceprezes, Jarosław Klauzo.
Pomorski klub zdecydowanie nie potrafi świętować w należny sposób. Fakt, na 80. urodziny zespół awansował z III do II ligi, jednak w 2005 roku – na 75. rocznicę założenia Chojniczanki – drużyna spadła z IV ligi do okręgówki.
Podsumowanie przygody
Niewątpliwie Chojniczance przyda się taki sezon zresetowania i wyciszenia. Takie głosy pojawiają się nie tylko wśród kibiców i dziennikarzy, lecz także z samego klubu. Trener „Chojny” po starciu z Wartą Poznań powiedział, że być może warto zrobić ten krok w tył, żeby później wykonać dwa do przodu. Na chłodną analizę jeszcze przyjdzie czas, przede wszystkim w biurach klubu, ale już teraz warto zastanowić się, czy przygoda Chojniczanki Chojnice na zapleczu ekstraklasy musiała skończyć się w taki sposób?
„Chluba Grodu Tura” konsekwentnie budowała swoją markę w I lidze. Podejście zmieniło się w sezonie 2016/2017, a nawet trochę wcześniej. W kwietniu 2016 roku Maciej Bartoszek trafił do Chojnic, aby uratować klub przed spadkiem. Udało się, drużyna zajęła 12. lokatę. W wyżej wspomnianej kampanii zespół prezentował ofensywny i co najważniejsze, skuteczny futbol. Do kwietnia 2017 roku plasował się na miejscach premiowanych awansem do ekstraklasy. Ostatecznie, po wielu zmianach na stanowisku trenera, do promocji zabrakło dwóch punktów. Mimo to Chojniczanka Chojnice odniosła najmniej porażek w całej lidze, bo tylko cztery.
Sezon temu sytuacja się powtórzyła, już pod wodzą Krzysztofa Bredego klub znów walczył o ekstraklasę. Przerwa zimowa spędzona na fotelu lidera i znów to samo, też dwa oczka straty. Świetny finisz Zagłębia Sosnowiec poszedł w parze z kilkoma problemami Chojniczanki na boisku i poza nim. Trener Brede odszedł po sezonie 2017/2018.
Ekstraklasa albo spadek?
Tu trafiamy na początek obecnych problemów chojnickiego klubu. Nowy szkoleniowiec Przemysław Cecherz utrzymuje zespół w ścisłej czołówce. Jednak ten traci punkty w ostatnich sekundach spotkań. Remisy z Sandecją Nowy Sącz i Wigrami Suwałki można uznać za pechowe, ale co z tego, skoro po 13. kolejce strata „Chojny” do czołowej dwójki wynosiła tylko dwa punkty?
Jak się okazało, to było zbyt wiele dla działaczy zespołu. W połowie października trener Cecherz został zwolniony i wtedy wraca on! Gwarant wszelkich sukcesów Chojniczanki Chojnice. Niepowtarzalny Maciej Bartoszek. Tym razem misja miała się udać, ekstraklasa u bram! Otóż nie, szkoleniowiec dostał do dyspozycji zupełnie innych zawodników i już nie był w stanie powtórzyć bardzo dobrego wyniku. Mało tego, różnica dwóch punktów na początku października wzrosła do aż 27 oczek na koniec sezonu. Prawdopodobnie właśnie od decyzji ponownego zatrudnienia Macieja Bartoszka rozpoczęła się passa nietrafionych decyzji, które doprowadziły Chojniczankę do spadku z zaplecza ekstraklasy.
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu termin „twierdza Chojnice” był powszechnie używany. Przyjezdne ekipy miały spore problemy z wywiezieniem punktów z południowej części Pomorza. To wszystko poszło w niepamięć. Aż 12 domowych porażek to więcej niż w trzech poprzednich sezonach razem wziętych! Kiedyś problemem zespołu byli napastnicy, którzy strzelali tylko kilka bramek w lidze. Obecnie ością zarządu i sztabu szkoleniowego jest postawa obrony. Wspomniany Krzysztof Brede pracował w Chojnicach, a teraz świętuje awans do ekstraklasy. Piotr Tworek był asystentem Macieja Bartoszka. Jego Warta Poznań szykuje się do gry w barażach. Mówi się, że miał on przejąć zespół przed sezonem 2019/2020, ale działacze niechętnie patrzyli na ten wariant. No i stało się, Chojniczanka Chojnice jesienią 2020 roku będzie grała na boiskach II ligi.
Osobiście uważam, że wszystko co złe zaczęło się wraz z pierwszym odejściem trenera Bartoszka. Przez te wszystkie lata mieliśmy stosunkowo stabilny skład, na kluczowych pozycjach gracze grali bez problemu po kilka lat. Zmiany trenerów dokonywane były już naprawdę w ostateczności, trener Kapica pracował tu wiele lat, trener Pawlak tak samo. Odszedł trener Bartoszek i... to już nie była Chojniczanka. Co chwilę nowy szkoleniowiec, lepszy, gorszy, nie ważne. Potem jeszcze przygoda z Brede (po mieście latało sporo plotek o różnych konfliktach za jego kadencji, ale nie wiem ile w tym prawdy więc nie oceniam) i tutaj w zasadzie można zakończyć rozmowę o drużynie. Później to już czasy 30-sto latków i coraz większego braku pomysłu na przyszłość. Stabilność, która była zawsze podnoszona jako nasz ogromny atut gdzieś sobie uleciała. Teraz pozostaje mieć nadzieję, że przyjdzie do nas naprawdę konkretny trener, taki który zbuduje drużynę zarówno mentalnie jak i sportowo. Jaką opinię ma trener Smółka wszyscy wiemy, sezon w Chojnicach zdaje się potwierdzać jego najgorsze cechy...
Tym niemniej nie mam pretensji do zarządu klubu. Kto nie ryzykuje ten się nie myli, postawili na złe karty, wszyscy się gdzieś zagubili i dziś kończymy przygodę z I. Ligą. Czy na długo? Kolejne tygodnie dadzą nam na to odpowiedź, liczę że to tylko krótka przerwa na zbudowanie nowej, stabilnej Chojniczanki która wróci mocniejsza.