Chelsea odrabia straty, ale jest się czym martwić


Wielkie meczycho na Stamford Bridge zakończyło się wynikiem 4:4

6 listopada 2019 Chelsea odrabia straty, ale jest się czym martwić

Kojarzycie te memy z wpół niedorysowanym koniem? Tak mniej więcej wyglądała gra Chelsea w tym spotkaniu – popełniająca niepotrzebne błędy w defensywie, ale za to groźna pod bramką rywala. I w sumie dobrze, bo przez to byliśmy świadkami jednego z najlepszych i najbardziej dramatycznych meczów Ligi Mistrzów ostatnich lat. Osiem bramek, dwie czerwone kartki, dwie bramki samobójcze i dwa gole nieuznane – chyba wypada wierzyć Frankowi Lampardowi, który określił ten mecz jako "jedną z jego najbardziej szalonych nocy". Jednak gdy opadnie już bitewny kurz, Anglik będzie miał sporo powodów do niezadowolenia.


Udostępnij na Udostępnij na

Ci, którzy z bogatej ramy oferowanych spotkań w telewizji wybrali akurat to, niech przyznają się szczerze. Ilu z Was przełączyło kanał na inny po tym, jak Donny van de Beek zdobył gola na 4:1 dla Ajaksu? Jesteście jednak rozgrzeszeni, mało kto bowiem spodziewał się tak szalonego obrotu spraw w pozostałej części spotkania. Gdy Cesar Azpilicueta dobił piłkę do bramki z kilku metrów, wydawało się, że jest to bardziej gol na pocieszenie, ale nic bardziej mylnego. Szybkie dwie czerwone kartki, które padły w kontrowersyjnych okolicznościach, sprawiły, iż londyńczycy znów poczuli krew.

Ostatecznie doprowadzili do wyrównania i byli nawet blisko zgarnięcia całej puli, jednak sędzia dopatrzył się zagrania ręką przy bramce Azpilicuety. Okazuje się zatem, że można czuć niedosyt po spotkaniu, którego nie przegrało się, będąc w pewnym momencie trzy bramki w plecy. Cóż, cała Liga Mistrzów.

Magia Ziyecha

30 mln euro?! Tyle w przybliżeniu ma wynosić klauzula odstępnego za marokańskiego zawodnika. Promocja stulecia, biorąc pod uwagę to, do czego jest zdolny. Ziyech skradł większą część reflektorów tego wieczora i tylko niesamowity comeback Chelsea przeszkodził mu w zostaniu bohaterem okładki wielu europejskich gazet. Najpierw 26-latek popisał się genialną asystą przy bramce Promesa, by później absolutnie ośmieszyć Kepę Arrizabalagę strzałem z rzutu rożnego rzutu wolnego.

W podobnym tonie można by napisać jeszcze o kilku piłkarzach Ajaksu, którzy do momentu dwóch czerwonych kartek brutalnie punktowali gospodarzy ze Stamford Bridge. Quincy Promes zdobył przecież półtorej bramki (bo ta pierwsza na spółkę z Tammym Abrahamem), Donny van de Beek przypomniał, dlaczego interesował się nim Real Madryt, a Onana do ostatnich sekund szalał na linii bramkowej. Ostatecznie w Amsterdamie można odczuć ogromny niedosyt, podopieczni ten Haga powinni bowiem wygrać to spotkanie. Sporo krytyki padło pod adresem sędziego Gianluci Rocchiego, tutaj ze strony Dusana Tadicia:

Wielkie rozczarowanie, ponieważ powinniśmy rozmawiać tylko o Ajaksie i o tym, jak ładny futbol prezentujemy. Jednak nie możemy tego zrobić przez jednego gościa, który wszystko ukradł.

Do Chelsea powracają te same demony

Oczywiście, Frank Lampard ma prawo być zadowolony z tego, jak jego ekipa zareagowała w drugiej połowie spotkania. Bramka Azpilicuety i dwie czerwone kartki podłączyły gospodarzy do tlenu, jednakże występ Chelsea był daleki od ideału. O wieczorze do zapomnienia mogą mówić Kepa i Marcos Alonso, a nawet Cesar Azpilicueta, który mimo zdobytej bramki kompletnie zawalił drugiego gola dla Ajaksu. Znów rozmawiamy jednak o postawie obronnej „The Blues”, która raz za razem komplikuje im życie.

Chelsea bowiem ciągle traci gole niepotrzebne. Ajax wcale nie stworzył tylu groźnych okazji, a mimo to czterokrotnie znajdował drogę do siatki. Pierwszy gol Promesa? Kiks i duży pech Tammy’ego Abrahama. Drugi gol? Fenomenalna asysta Ziyecha, ale słabe krycie kapitana Chelsea. Trzecia bramka to memiczne zachowanie Kepy, którego piłka jeszcze uderzyła w twarz po odbiciu od słupka. Przy czwartym Donny van de Beek miał tyle miejsca do oddania strzału, że mógłby sobie w spokoju obejrzeć całą kompilację zepsutych dośrodkowań Marcosa Alonso.

Tu wypadałoby się na chwilę zatrzymać przy Hiszpanie, na którego część fanów „The Blues” już nie może patrzeć. I nie dziwota, biorąc pod uwagę, jak katastrofalny występ zaliczył 28-latek. W obronie równie dobrze mogłoby go nie być, a jego tak chwalona aktywność w ofensywie jest, krótko mówiąc, przereklamowana. Dobrze bije rzuty wolne, to prawda, ale wszystko inne u niego leży. Dopóki ten pan będzie figurował w linii obronnej Chelsea, Frank Lampard raczej nie zobaczy wielu czystych kont w wykonaniu swojej drużyny.

W podobnym tonie można napisać o Willianie, którego skrytykować zdążyła także angielska prasa. Zdania wobec Brazylijczyka są podzielone, niemniej wczoraj doskonale było widać przepaść jakości między nim a wspomnianym już Ziyechem. Piłkarz Chelsea co prawda walczy na boisku, tego nie można mu odmówić, ale często w takich właśnie ważnych meczach znika. Chwalimy Lamparda za to, jak radzi sobie w obliczu bana transferowego, ale coraz trudniej ukryć to, że w drużynie „The Blues” zdecydowanie przydałby się latem zastrzyk jakościowy.

W grupie H zabawa dopiero się zaczyna

Wczorajsze 4:4, a także wysoka wygrana Valencii z Lille powodują, że w grupie H ciągle nie jesteśmy niczego pewni. „Nietoperze”, które do tej pory były raczej skreślane z walki o fazę pucharową LM, teraz mają realne szanse na awans. Jednakże drużyna z Hiszpanii ma najtrudniejszy terminarz. Czekają ją bowiem jeszcze bezpośrednie starcia z Chelsea u siebie i Ajaksem na wyjeździe.

Chelsea za to zakończy zmagania grupowe domowym meczem z Lille i wydaje się, że to tam londyńczycy przypieczętują swój awans do 1/8 finału LM. Tutaj jednak nie odważymy się podać ostatecznych rozstrzygnięć. Warto tu przypomnieć jedną z grup z sezonu 2013/2014, gdy BVB, Napoli oraz Arsenal zgromadzili równo 12 punktów, ale to neapolitańczycy musieli pogodzić się z grą w Lidze Europy. Czy teraz czeka nas powtórka z rozrywki?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze