Tydzień temu w środę Lech Poznań wybrał się na z pozoru trudny, cypryjski teren. Wicemistrzowie Polski pokazali jednak, że na takich wyjazdach można nie tylko dobrze zagrać w piłkę, ale i przede wszystkim przekonująco wygrać. „Przekonująca wygrana” natomiast to termin, którego raczej nie odnajdziemy w słowniku kolejnego rywala poznaniaków – RSC Charleroi.
Równo tydzień temu trzecia drużyna ligi belgijskiej mierzyła się z Partizanem Belgrad. Stawką spotkania był awans do ostatniej fazy eliminacyjnej do Ligi Europy. Ekipa z Beneluksu nie bez problemów pokonała Serbów 2:1. Do zwycięstwa potrzebowała bowiem dopiero dogrywki, niemniej – swój cel osiągnęła. Co wiemy o RSC Charleroi?
Garść informacji podstawowych
Rywale Lecha Poznań są klubem z długą historią. RSC Charleroi zostało bowiem założone już w 1904 roku, choć na zagoszczenie na najwyższym poziomie musiało trochę poczekać. „Les Carolos”, jak bywają nazywani, awansowali do pierwszej ligi belgijskiej dopiero w 1947 roku.
Pomimo pokaźnego wieku nie można jednak powiedzieć, by RSC Charleroi odcisnęło widoczne piętno na belgijskim futbolu. Jego największymi sukcesami były bowiem jedynie wicemistrzostwo kraju osiągnięte w roku 1969 oraz dojście do finału Pucharu Belgii w 1978 i 1993.
Poruszając się w historii najnowszej, RSC Charleroi gości w najwyższej lidze nieprzerwanie od 2012 roku. Trzy lata później wywalczyło sobie nawet prawo do gry w eliminacjach do Ligi Europy, w której w drugiej rundzie rozbiło Beitar Jerozolimę po to, by później odpaść z Zorią Ługańsk.
Od kilku lat RSC Charleroi jest solidną ekipą na belgijskiej scenie piłkarskiej. Drużyną, która pozostaje zbyt słaba, by cokolwiek wygrać, ale na tyle mocna, by musieć się z nią liczyć. Dziś piłkarze z Beneluksu powalczą o swój niewątpliwie historyczny sukces, jakim będzie awans do fazy grupowej Ligi Europy. Tak blisko niej „Les Carolos” jeszcze nie byli.
Warto też dodać, że Lech Poznań nie jest pierwszą polską drużyną, z którą będzie mierzyć się RSC Charleroi w oficjalnym meczu. 24 lata temu, w zapomnianym już Pucharze Intertoto, Belgowie podejmowali, również na własnym boisku, Zagłębie Lubin. Mecz ten zakończył się wówczas bezbramkowym remisem.
Nadspodziewanie dobra forma
Belgijską piłkę klubową możemy kojarzyć przede wszystkim z zespołami pokroju Anderlechtu Bruksela czy Clubu Brugge. Nie ma co ukrywać, że RSC Charleroi jest dla polskich kibiców drużyną raczej anonimową. Dlatego w momencie, gdy patrzymy na aktualny wygląd tabeli ligi belgijskiej, możemy się… zdziwić. Rywale Lecha bowiem są jej liderem. W siedmiu rozegranych spotkaniach odnieśli aż sześć zwycięstw i raz zremisowali.
O RSC Charleroi miałem okazję porozmawiać z Mariuszem Mońskim prowadzącym stronę Belgijska piłka. Zapytany o tak dobrą dyspozycję drużyny odpowiada: – Oni nie grają świetnie, tylko bardzo skutecznie. Taki mają styl i sposób na osiąganie wyników. To, że liderują w lidze, jest zaskoczeniem dla wszystkich, bo nie mają potencjału kadrowego na walkę o mistrzostwo.
Patrząc na statystyki dotychczasowych meczów, można rzeczywiście powiedzieć, że RSC Charleroi w żadnym ze spotkań wyraźnie nie dominowało. Do tego ostatnio straciło punkty z zamykającym tabelę Mouscron, co w kontekście poprzednich wyników zespołów można traktować jako rozczarowanie. Wszak wcześniej RSC Charleroi potrafiło między innymi pokonać na wyjeździe wspomniany już Club Brugge.
1:1 w Mouscron. Straszna kopanina i ślamazarny mecz.
— Mariusz Moński (@M_Monski) September 27, 2020
Jednak pomimo tego należy zdecydowanie docenić tak wysoki pragmatyzm tej drużyny. Dobra „gra na wynik” też jest przecież trudną sztuką.
Żelazna defensywa
Powiedzmy to otwarcie – belgijskiej drużynie bardzo trudno jest strzelić gola. W siedmiu spotkaniach Jupiler Pro League RSC Charleroi straciło bowiem zaledwie trzy bramki. Jest to naprawdę bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę zwłaszcza to, że w lidze są drużyny dysponujące po prostu lepszą jakościowo kadrą.
– Charleroi gra z głęboko ustawioną defensywą i jest nastawione na wykorzystanie błędów rywali – tłumaczy Mariusz Moński. Solidna dyspozycja obronna jest zatem czymś, co charakteryzuje rywali Lecha Poznań. Na dodatek w obecnym sezonie Belgowie nie tracili więcej niż jednej bramki na mecz.
Komplet minut spędzonych na boisku zaliczył w tej formacji środkowy obrońca i jednocześnie kapitan RSC Charleroi, Dorian Dessoleil. 28-letni Belg jest wychowankiem klubu, dla którego rozegrał już ponad 160 spotkań. Na poziomie najwyższej ligi belgijskiej Dessoleil wystąpił z kolei w 122 meczach. Jest to zatem zawodnik w sile piłkarskiego wieku i dysponujący dużym boiskowym doświadczeniem.
Obok kapitana Charleroi najczęściej występował w tym sezonie Francuz Steeven Willems. Obrońca ten, podobnie jak Dessoleil, w klubie jest już bardzo długo i zdążył wystąpić w jego barwach w 145 oficjalnych meczach. Rywale Lecha Poznań dysponują zatem dwoma bardzo doświadczonymi stoperami, którzy na dodatek grają w Charleroi od wielu lat.
Na pewno cieszy to, że wicemistrzowie Polski są drużyną, która potrafi strzelać dużo bramek. Poznaniacy udowodnili to nie tylko w ostatnim meczu z Apollonem, ale również między innymi w starciu z Hammarby. Na bazie tego można zatem stwierdzić, że Lech mimo wszystko będzie sobie stwarzać sytuacje.
O kim warto jeszcze wspomnieć
Przeglądając kadrę RSC Charleroi, trudno tak naprawdę wskazać jednego zawodnika, który wyraźnie wybija się ponad resztę. Na którego piłkarza belgijskiej ekipy powinniśmy zatem zwrócić uwagę? – Najlepszy jest Ilaimaharitra. To lider tej drużyny – mówi Moński.
Marco Ilaimaharitra to 25-letni defensywny pomocnik. Pomimo urodzenia się we francuskim Mulhouse reprezentuje Madagaskar, dla którego wystąpił dotąd w 11 oficjalnych meczach. W tym sezonie zawodnik zagrał w każdym spotkaniu swojego zespołu. Ilaimaharitra doskonale wywiązuje się z obowiązków zarówno defensywnych, jak i ofensywnych. Mówiąc wprost – jest mózgiem Charleroi, bez którego ta drużyna po prostu traci mnóstwo jakości.
Innym wartym wspomnienia piłkarzem występującym w belgijskim klubie jest Ryota Morioka. Japończyka z całą pewnością kojarzą polscy kibice, zwłaszcza ci sympatyzujący ze Śląskiem Wrocław. To w jego barwach bowiem grał przez półtora roku – od stycznia 2016 do lipca 2017, zaliczając 51 występów w ekstraklasie. Po odejściu z Polski Morioka grał w trzech belgijskich klubach, a w lipcu 2019 trafił właśnie do RSC Charleroi. Japończyk od początku był kluczowym zawodnikiem swojego zespołu, a w tym sezonie wystąpił na razie w każdym meczu „Les Carolos”, notując jedną bramkę i dwie asysty.
Odnotować z jednego powodu musimy również obecność grającego na boku obrony Jorisa Kayembe. Belg o kongijskim pochodzeniu w bieżących rozgrywkach jest absolutnie kluczowym zawodnikiem RSC Charleroi. Jego dyspozycja została doceniona również przez… selekcjonera Roberto Martineza, który powołał Kayembe do reprezentacji Belgii. Obrońca miał już doświadczenie w grze w młodzieżowych kadrach swojego kraju, jednak występu na szczeblu seniorskim jeszcze nie poznał. Co istotne – Joris jest pierwszym od 11 lat piłkarzem Charleroi powołanym do reprezentacji Belgii. Fakt z całą pewnością bardzo nobilitujący zarówno dla niego, jak i dla samego klubu.
Joris Kayembe z Charleroi został powołany przez Martineza do reprezentacji Belgii. https://t.co/iaiHZIUsfO
— Mariusz Moński (@M_Monski) September 30, 2020
RSC Charleroi a Lech Poznań
Ewidentnie obecne czasy są dobrym okresem dla Charleroi. Było na ligowym podium (choć sezonu oficjalnie nie dokończono), lideruje w tabeli, jest o jeden mecz od Ligi Europy, a teraz jeszcze ma w swoim składzie reprezentanta Belgii. Łyżką dziegciu może być tutaj zdiagnozowanie koronawirusa u jednego z piłkarzy – Bułgara Ivana Goranova. Jednak pomimo tego mecz z Lechem, a zatem o awans do pucharów, ma być niezagrożony.
Spotkanie poznaniaków z RSC Charleroi będzie najpewniej starciem dwóch różnych myśli taktycznych. Ofensywnie grający wicemistrz Polski zderzy się z defensywnie usposobioną drużyną z Belgii. Choć siły ofensywnej RSC Charleroi również nie można bagatelizować. Belgowie bowiem w tym sezonie ligowym strzelili już 13 bramek, co jest trzecim najlepszym wynikiem w kraju. Tak że gole potrafią zdobywać.
Z całą pewnością będzie to mecz bardzo trudny dla „Kolejorza”, w którym niełatwo jest wskazać faworyta. Niemniej – po 3:0 z Hammarby i 5:0 z Apollonem należy mieć nadzieje, że przynajmniej jedną bramkę Charleroi w tym meczu mimo wszystko straci.