Cezary Demianiuk swego czasu był największą gwiazdą Pogoni Siedlce. Kibice przychodzili na ulicę Jana Pawła II, by podziwiać jego nietuzinkowe umiejętności. Od tamtego momentu minęło jednak sporo czasu. Już 29-letni piłkarz zaliczył epizod w ekstraklasie, tułał się po kilku klubach, ale ostatecznie ponownie zawitał do Siedlec. Ze skrzydłowym "Biało-niebieskich" porozmawialiśmy o aktualnej sytuacji drużyny, aferach wokół klubu oraz przyszłości zarówno jego, jak i Pogoni.
W ubiegłym sezonie po trzech latach rozłąki ponownie związałeś się z Pogonią Siedlce. Jak od tamtego momentu zmienił się klub?
Z pewnością zmieniło się to, że nie gramy już w pierwszej lidze, tylko drugiej. A tak już na poważnie, przede wszystkim klub dotknęły spore problemy finansowe. Obecny zarząd robi, co może, by ustabilizować całą sytuację i w końcu wyjść na prostą. Wiadomo, iż nie jest to najłatwiejsze, ale widać w tym wszystkim pewien progres. Kluczem do tego, by myśleć o przyszłości, jest uzyskanie wcześniej wspomnianej stabilności finansowej. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Ale najpierw trzeba to wszystko uporządkować.
Ostatnio o Pogoni Siedlce było o wiele głośniej przez afery niż z powodów czysto sportowych. Skandal dotyczący dopingu z ogromnym impetem uderzył w cały klub. Sytuacja się choć trochę uspokoiła?
Kurz w Siedlcach po tym wszystkim powolutku opada. To była naprawdę bardzo niepotrzebna sytuacja. Oczywiście nie wiem wszystkiego, gdyż nie było mnie wtedy w Siedlcach, ale dużo osób mi opowiadało całą historię. Jedyne, co mogę powiedzieć – szkoda mi tych wszystkich chłopaków, którzy zostali ukarani.
Dlaczego Ci ich szkoda? Chyba wiedzieli, co robią.
No tak. Słyszałem, że wszyscy się na to zgodzili. Jednak większość z nich to młodzi piłkarze, którzy po prostu ulegli presji innych. Prawdopodobnie gdyby się nie zgodzili, to zostałyby wobec nich wyciągnięte jakieś poważne konsekwencje. Najzwyczajniej w świecie zostali postawieni pod ścianą. A szkoda mi, bo niektórzy z nich już pewnie nie wrócą do piłki. Przykładem jest tutaj Sebastian Krawczyk. Ciekawy zawodnik, posiadający niezły potencjał, ale ta cała afera praktycznie zmusiła go do zakończenia kariery.
To jednak niejedyne problemy siedlczan. Ostatnio w mediach znalazła się informacja o tym, że Pogoń być może nie uzyska licencji na grę w przyszłym sezonie. Ostatecznie jednak się udało.
Wszystko na szczęście się dobrze skończyło i możemy w spokoju przygotowywać się do kolejnego sezonu. Jak wspominałem wcześniej – Pogoń ma wciąż problemy finansowe i zapewne to zwróciło uwagę PZPN-u. Myślę, że od zaistniałej sytuacji w Bełchatowie związek będzie coraz to baczniej przyglądał się wszystkim zespołom. Kluby będą bardziej kontrolowane i skrupulatnie obserwowane. Pogoń wywiązała się ze wszystkich regulacji i można choć na chwilę odetchnąć.
Na czym polega problem Pogoni Siedlce?
Od wielu lat problem jest niemalże identyczny. Awans do pierwszej ligi był na pewno sporą nadzieją na świetlaną przyszłość. To był naprawdę spory sukces. Ale właśnie mniej więcej wtedy zaczęły pojawiać się kłopoty. Pogoń Siedlce praktycznie co sezon wymieniała całą kadrę. Trudno budować zespół z myślą o przyszłości, skoro co roku wymienia się ponad połowę zawodników. W takiej sytuacji nie da się oczekiwać jakiegokolwiek zgrania i dobrych wyników.
Gdy już nadszedł spadek do drugiej ligi, to pojawiło się sporo problemów z finansami. Pomagał nawet prezydent miasta, który wyrównał dług, ale to było tylko chwilowe zażegnanie problemów. Później pojawił się inwestor ze Stanów Zjednoczonych, lecz koniec końców nic z tego nie wyszło. Jeszcze ta afera dopingowa… Klub wpadał z jednego kryzysu w następny. Takie błędne koło. Ale może w końcu wszystko wyjdzie na prostą. Na to liczę.
W ubiegłym sezonie zajęliście 10. miejsce i przegraliście aż czternaście spotkań. Chyba mogło być nieco lepiej.
Zawsze może być lepiej. Każdemu żal kilku przegranych spotkań, bo mogliśmy z pewnością zagrać lepiej. Naszym problemem było to, że w wielu meczach byliśmy nastawieni zbyt ofensywnie. Wesoły futbol na pewno jest miły dla oka dla postronnych kibiców, ale chyba przez to zgubiliśmy aż tyle punktów. Potrafiliśmy strzelić trzy bramki, ale za to traciliśmy cztery. Podczas zimowego okresu przygotowawczego pracowaliśmy nad defensywą i w drugiej rundzie graliśmy o wiele lepiej. Przyszły długo oczekiwane efekty i wyniki były korzystniejsze.
Jak układała Ci się współpraca z Maciejem Górskim? Był to Wasz najbardziej efektywny zawodnik. 15 bramek robi spore wrażenie.
Maciej Górski przede wszystkim bardzo dobrze potrafi grać z piłką przy nodze. Umie utrzymać futbolówkę w trudnym momencie, potrafi w odpowiednim momencie znaleźć się w polu karnym, z każdej sytuacji potrafi oddać groźny strzał i ma wykończenie – definicyjny napastnik. Wraz z Miłoszem Przybeckim graliśmy na bokach pomocy i często „obsługiwaliśmy” go naszymi podaniami i pomogliśmy mu przy kilku bramkach. Niestety już odchodzi. Będzie go Pogoni na pewno brakować.
A tak uciekając na chwilkę od tematów czysto sportowych. Udało Ci się w końcu zrobić tego magistra?
Niestety, ale nie wyszło. Studiowałem stosunki międzynarodowe, ale w trakcie licencjatu musiałem porzucić studia, bo właśnie wtedy przenosiłem się do Piasta Gliwice. Stuprocentowo skupiam się na piłce nożnej i nie chcę, by inne rzeczy zajmowały mi głowę. Może kiedyś wrócę na uczelnię.
Właśnie. Twój transfer do Piasta Gliwice był wielkim wydarzeniem w Siedlcach. Wydawałeś się być gotowy na podbój ekstraklasy. Dlaczego dokładnie Ci nie wyszło?
We znaki dała mi się wcześniejsza kontuzja. Jeszcze w barwach Pogoni miałem dwie operacje stawu skokowego, które trochę rzutowały na moją grę. Oczywiście wciąż się wyróżniałem, a momentami wychodziło mi dosłownie wszystko. A już à propos samego transferu do Gliwic. To był pierwszy naprawdę poważny klub, w którym miałem okazję być. Piast wtedy był świeżo po zdobyciu wicemistrzostwa Polski. Trochę zjadła mnie trema. Nie mogłem się przebić do pierwszej jedenastki i zdecydowałem, że udam się na wypożyczenie. Z perspektywy czasu stwierdzam, że chyba popełniłem błąd.
Gdyby dzisiaj Cezary Demianiuk spotkał młodszego siebie, to odradziłby mu tę decyzję?
Myślę, że tak. Trochę za szybko się poddałem, a myślę, że powinienem jeszcze powalczyć w Gliwicach. Zabrakło chłodnej głowy i przede wszystkim cierpliwości. Mimo to nie uważam, bym w przeszłości popełnił wiele błędów. Zawsze o siebie dbałem i stawiałem piłkę nożną na pierwszym miejscu. Mogę spokojnie spojrzeć w lustro i powiedzieć, że naprawdę dałem z siebie wszystko. A to przecież jest najważniejsze.
Jeśli już mówimy o przeszłości, to czemu odszedłeś z Resovii? Klub przecież utrzymał się w pierwszej lidze i odejście do Pogoni to raczej krok w tył.
No cóż. Wykonaliśmy zadanie i się utrzymaliśmy. Potem trener Radosław Mroczkowski miał swój pomysł na zespół i najwidoczniej nie występowałem w jego planach. Duża część drużyny została przebudowana i niektórzy, w tym ja, musieliśmy szukać sobie nowych pracodawców.
A jak z Twoją przyszłością? Zostajesz w Pogoni Siedlce?
Mam kontrakt ważny do końca czerwca i wraz z zespołem rozpoczęliśmy przygotowania do nowego sezonu. Jednak moja przyszłość w tym klubie jest niepewna. Rozmowy kontraktowe zostały wstrzymane. Myślę, że jeśli Pogoń będzie chciała osiągnąć kompromis, to na pewno go osiągniemy. Mimo to jestem otwarty na rozmowy z innymi drużynami.
Jakiś klub już się z Tobą kontaktował?
Ostatnio nie miałem głowy do piłki nożnej, bo właśnie wziąłem ślub. To było dla mnie najważniejsze, ale już wracam do futbolowego światka. Pojawiło się kilka ofert z drugiej ligi i myślę, że w najbliższej przyszłości moja przyszłość będzie już wszystkim znana.
To już tak na koniec. Uważasz, że Pogoń Siedlce w najbliższych latach wróci do pierwszej ligi?
Tak, to się w końcu wydarzy. Najpierw jednak trzeba się skupić na uporządkowaniu wszystkich spraw. Po prostu zanim klub zacznie myśleć o przyszłości, to najpierw musi naprawić wszystkie mankamenty. Wydaje mi się, że kluczowy będzie przyszły sezon. Dopiero wtedy zobaczymy, w jakim kierunku zmierza Pogoń Siedlce. Klub w końcu planuje zbudować drużynę, która ma zagrzać miejsca na dłużej niż jeden rok.