Wielkie inwestycje i ogromne nadzieje na walkę o czołówkę tabeli. RB Lipsk chce z przytupem i fanfarami wejść do Bundesligi, a potem na dobre w niej zagościć. W Lipsku dojdzie do zmian personalnych, a jedną z nich ma być zatrudnienie nowego trenera. Wszystko wskazuje na to, że będzie nim Ralph Hasenhüttl, który z Ingolstadt zrobił zespół zdolny sprawić ogromne problemy niemal każdej drużynie.
Lipski klub napędzany pieniędzmi Red Bulla zmierza ku elicie z Ralfem Rangnickiem za sterami. Ma on doświadczenie w robieniu awansów z drużynami, które mają ogromne możliwości finansowe i ambicje. W 2008 roku awansował z Hoffenheim, które budowano przede wszystkim na podwalinach środków inwestowanych przez Dietmara Hoppa (właściciela firmy informatycznej SAP).
Rangnick rok temu oficjalnie ogłosił, że wraz z początkiem sezonu 2015/2016 do Lipska przyjdzie nowy trener. Wtedy też, mając problemy ze znalezieniem następcy Achima Beierlorzera (media spekulowały m.in. nawet o Thomasie Tuchelu, który był jeszcze w tamtym czasie bezrobotny, ale koniec końców wybrał ofertę dortmundzkiej Borussii)… sam został powołany na to stanowisko! (Od 2012 roku był dyrektorem sportowym, dodatkowo w latach 2012-2015 tę samą posadę zajmował w Red Bull Salzburg). – Znam dobrze piłkarzy, strukturę klubu, więc uważam, że to będzie na ten moment najlepsze rozwiązanie – powiedział tuż po nominacji i dodał: – Wierzę, że dobre występy zachęcą potencjalnych kandydatów do przyjścia do nas.
Trenerzy w historii RB Lipsk:
- Tino Vogel (2009 – 2010)
- Tomas Oral (2010-2011)
- Peter Pacult (2011-2012)
- Alexander Zorniger (2012-2015)
- Achim Beierlorzer (11.02.2015-30.06.2015)
- Ralf Rangnick (1.07.2015-30.06.2016)
Przez cały czas kręciła się karuzela nazwisk. Favre, Weinzierl, Gisdol, Sandro Schwarz (dla mniej zorientowanych: prowadzący obecnie rezerwy Mainz, które przejął w lutym 2015 roku z rąk Martina Schmidta) czy wreszcie Hasenhüttl – wszystkich ich przymierzano do założonego dopiero w 2009 roku tworu. Niemal wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że padnie na tego ostatniego. Z kilku powodów.
Jednym z nich może być fakt, że kilka tygodni temu w Austrii doszło do tajnego spotkania Rangnicka z obecnym trenerem Ingolstadt. Informacja ta, co oczywiste, wywołała wściekłość działaczy beniaminka. – To nie pierwszy przypadek, kiedy RB Lipsk przekracza granicę fair play i tego, co jest dopuszczalne. Cenimy pracę naszego trenera. Sposób i czas kontaktu uważamy jednak za bardzo niefortunny – powiedział Harald Gärtner, dyrektor zarządzający bawarskiego klubu.
Kolejnym argumentem, który naszą tezę może wzmocnić, są coraz częstsze pogłoski, że urodzony w Grazu szkoleniowiec wraz z końcem sezonu rozstanie się z Ingolstadt, choć ma ważny kontrakt do 2017 roku. Nie przeszkadzają nawet zapewnienia włodarzy, że wypełni go do końca i że jest integralną częścią ich planów na przyszłość. – Ralf odgrywa ważną rolę w naszych planach na następne lata – mówi dyrektor sportowy Thomas Linke, który co ciekawe w latach 2007-2011, zanim trafił do miasta siedziby koncernu samochodowego Audi, zajmował to samo stanowisko odpowiednio w Red Bull Salzburg i… RB Lipsk!
Dodatkowym języczkiem u wagi są wypowiedzi i działania Rangnicka. Jakiś czas temu w kierunku opinii publicznej wysłano wiadomość, że jeden z najpoważniejszych kandydatów w tym wyścigu – Markus Weinzierl (trener Augsburga) – odpadł z niego (najprawdopodobniej nie zechciał pracować pod kierownictwem byłego trenera Hoffenheim i Schalke). Z kolei kiedy ogłoszono, że szkoleniowcem nie będzie również Lucien Favre, powiedział, że kandydaci na to stanowisko są młodsi niż ja (Szwajcar jest z rocznika 1957, Rangnick z 1958, dla porównania Hasenhüttl z 1967) i dodał, że ich krąg jest wąski, a Austriak z FCI jest bardzo interesującą postacią i nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Hasenhüttl = legenda Ingolstadt
Jego pracę w skromnym bawarskim klubie możemy podsumować dwoma niemieckimi słowami: gute Arbeit! Przez prawie trzy lata, od kiedy kieruje poczynaniami „Die Schanzer”, osiągnął największe sukcesy w historii, na czele z awansem do Bundesligi.
Ale początki nie były tak kolorowe i radosne. Piękny rozdział w swoim CV zaczął pisać jesienią 2013 roku, kiedy przyszedł do ekipy pogrążonej w kryzysie, bez większych perspektyw na historyczne rezultaty w najbliższych latach. Ostatnie miejsce w tabeli 2. Bundesligi było wynikiem wręcz kompromitującym.
Bardzo szybko potrafił jednak sprawić, że jego podopieczni wydostali się ze strefy spadkowej. Z każdym kolejnym tygodniem było coraz spokojniej, a na mecie sezonu zespół uplasował się ostatecznie na 10. miejscu. Wynik, patrząc na jego start, co najmniej przyzwoity.
Latem 2014 roku wzmocniono skład. Za 750 000 euro pozyskano z FSV Frankfurt Australijczyka Mathew Leckiego, za darmo m.in. mało znanych wcześniej szerokiej publiczności Lukasa Hinterseera z Wackeru Innsbruck czy Benjamina Hübnera, który pracował już wcześniej z Hasenhüttlem w VfR Aalen. Transfery te okazały się strzałem w dziesiątkę, a Ingolstadt dosyć niespodziewanie z pierwszego miejsca zapewniło sobie historyczny awans. Zdetronizowało ono głodnych powrotu na swoje miejsce niedawnych ligowców: FC Kaiserslautern, FC Nürnberg, Eintracht Brunszwik, Greuther Fürth, a także… RB Lipsk!
Przed sezonem wiele osób wyrokowało, że Bundesliga będzie tylko jednosezonowym epizodem. Młody klub (bo założony w 2004 roku po fuzji dwóch lokalnych ekip MTV Ingolstadt i ESV Ingolstadt) radzi sobie w niej bardzo dobrze, łamiąc wszystkie prawdy, które są w futbolu napisane. Po 30 kolejkach ma na koncie 39 punktów (co w praktyce daje już niemal pewne utrzymanie), a na rozkładzie ma m.in. Borussię Mönchengladbach, Schalke 04 czy walczące o europejskie puchary Mainz, a strachu w meczach z nimi nabawili się też gracze Bayernu i Borussii Dortmund.
Skąd się wzięły sukcesy? Hasenhüttl po przyjściu skupił się najpierw na sferze mentalnej. Jak mantrę powtarzał: nie ma innego substytutu na odnoszenie zwycięstw jak dobra sfera mentalna. Ale nie tylko dobre przygotowanie psychiczne wpłynęło/wpływa na postawę podopiecznych. Duży nacisk kładzie przede wszystkim na grę piłką, co niejednokrotnie było widać nawet w tym sezonie, kiedy zespół zagrał odważnie z Bayernem i Borussią i, jak to się rzekło, sprawił dużo problemów oraz mógł nawet wywieźć punkty z Allianz Areny czy Signal Iduna Park.
Pamiętne styczniowe spotkanie na stadionie w Dortmundzie. Błędy sędziego Guido Winkmanna w dużej mierze przyczyniły się do porażki Ingolstadt.
Dziennikarze zwracają uwagę, że DNA jego zespołów to wysoki, agresywny pressing, a także wyprowadzanie piłki przez obrońców dalekimi kilkudziesięciometrowymi zagraniami. Ten ostatni element zwłaszcza jest bardzo charakterystyczny dla obecnej filozofii RB Lipsk.
Niedługo przekonamy się więc, czy w tych spekulacjach było urodzajne i bardzo duże ziarenko prawdy. Jedno jest pewne. Nie ma przypadku w tym, że jego usługami jest zainteresowany zespół, który ma wielkie plany przyszłościowe. Hasenhüttl na takie oferty po prostu zasłużył.