Gdy Ciro Immobile latem 2014 roku przychodził do Dortmundu, oczekiwania względem niego były naprawdę wysokie. Jeden z najdroższych transferów w historii klubu (18,5 miliona euro), król strzelców Serie A, grając w ekipie, która nie należy do topowych. Wciąż młody, ciągle rozwijający się. Ten transfer na papierze wyglądał świetnie.
Niedawno potwierdzono, że 25-letni napastnik uda się na roczne wypożyczenie do hiszpańskiej Sevilli, która – jak donosi wiele mediów – zapewniła sobie opcję pierwokupu piłkarza. Ekipa z Andaluzji w ramach opłaty za wypożyczenie przeleje na konto Borussii 3 miliony euro. To wszystko po zaledwie roku spędzonym w Niemczech. Co poszło nie tak?
Jeszcze nie tak dawno wychowanka Sorrento Calcio wielu charakteryzowało w ten sposób: Typ „killera”, który tylko czeka na prostopadłe podanie, by stanąć oko w oko z bramkarzem. Doskonale potrafi odnaleźć się w polu karnym i dołożyć nogę, czy też wykorzystać błąd linii defensywnej przeciwnika. Dobra gra głową również nie jest mu obca, choć jego warunki fizyczne prezentują się raczej przeciętnie. Powyższy opis jego zalet tworzy wizję napastnika kompletnego, jednak widać w jego grze spore mankamenty. Musi ciężko pracować nad grą w linii spalonego, ponieważ bardzo często daje się złapać na ofsajdzie. Z zawodnika wychodzi często włoski temperament. Podczas ostatniego sezonu w Torino Immobile zobaczył aż 11 żółtych kartek, a raz wyleciał z boiska za czerwony kartonik.
https://youtu.be/NBJ8Fa_AOQ0
Pierwszy – i jak może się okazać – ostatni sezon w wykonaniu Immobile na Signal Iduna Park wyglądał fatalnie. Co ciekawe, gdy spojrzymy na suche liczby byłego gracza Torino FC, otrzymamy obraz napastnika, który ma za sobą, naciągnijmy trochę, przyzwoity sezon. 34 mecze, 10 bramek, trzy asysty. Tragedii nie ma. Skąd więc ta radość kibiców BVB po ogłoszeniu jego odejścia?
Oglądając w ostatnim sezonie spotkania z udziałem Immobile, można było odnieść wrażenie, że ten nie wie, po co znalazł się na boisku. Momentami kompletnie niewidoczny, chaotyczny, często dający łapać się na spalonym, strasznie niedokładny. Ciro wprawdzie był bardzo ruchliwy, ale ewidentnie powinien podłapać filozofię Piotra Świerczewskiego – lepiej mądrze stać, niż głupio biegać. Nie usprawiedliwia go nawet fakt, że Borussia zanotowała pierwszy tak słaby sezon od wielu lat.
Jego głównym problemem była decyzja ówczesnego trenera 8-krotnego mistrza Niemiec, Jürgena Kloppa, o przesunięciu Pierre’a-Emericka Aubameyanga do linii ataku. Gabończyk dwa sezony temu ustawiany był na skrzydle i nie mógł pokazać pełni swoich umiejętności. Gdy Klopp zdecydował się na przemodelowanie pozycji szybkiego jak błyskawica atakującego, ten odpalił z formą i zaczął hurtowo strzelać gole. Immobile swoje szanse na grę jednak dostawał. Był okres, w którym błysnął w Lidze Mistrzów, w której wywiązał się z zadania „dziewiątki” (6 meczów, 4 gole i asysta). To miało miejsce jeszcze w pierwszych fazach sezonu. Później było już coraz gorzej – w rundzie jesiennej ani razu nie rozegrał całego meczu. Na wiosnę zdobył tylko dwie bramki – w Pucharze Niemiec z drugoligowym Dynamem Drezno. Komentarz jest zbędny.
Gdy zaczęło się grzanie ławy, zaczęły się również wypowiedzi w mediach. Immobile jeszcze do niedawna wyraźnie zaznaczał, że chce grać i będzie walczył o miejsce w składzie. Patrząc z perspektywy ostatnich wydarzeń – słowa wręcz komiczne, ale wtedy brzmiały poważnie, dostojnie, z klasą. Gość sprawiał wrażenie walczaka, osoby z dużą (I)mobilizacją. Gdy przyjrzymy się jego późniejszym komentarzom, obraz ten pryska niczym bańka mydlana.
– Źle się czuję w Dortmundzie. Odkąd tu jestem, żaden kolega z zespołu nie zaprosił mnie na obiad – powiedział rozżalony Immobile.
– Nie mogłem z nikim porozmawiać. W ubiegłym sezonie zawsze miałem ze sobą tłumacza, ale nowy trener tym razem tego zabronił. Niemiecki to bardzo trudny język. Wraz z Aubameyangiem i Sokratisem trochę rozmawialiśmy po włosku, jednak trudno być w grupie, w której możesz komunikować się z zaledwie dwoma czy trzeba innymi zawodnikami. Nie chodzi tylko o język, w Niemczech panuje zupełnie inna kultura, natomiast Hiszpania i Włochy są pod tym względem podobne – te słowa padły już w Hiszpanii, gdy udzielał wywiadu dla jednej z andaluzyjskich gazet.
Immobile nie pasował do Borussii, Borussia nie pasowała do Immobile. Przyszedł czas rozłąki. Na jak długo? Gdy Ciro nie zdoła zawojować ekipy tegorocznego triumfatora Ligi Europy, najprawdopodobniej wróci do Zagłębia Ruhry, w którym nie cieszy się ani reputacją wartościowego piłkarza, ani zbyt wielką sympatią fanów. Co jeżeli bądź co bądź sympatyczny zawodnik zawojuje ligę hiszpańską? Wszystko rozbija się o to, czy Sevilla zapewniła sobie możliwość pierwokupu. Sprawa powinna wyjaśnić się pod koniec następnego sezonu.
Nie można zaprzeczyć stwierdzeniu, że Immobile to kawał grajka. Przez przypadek nie zostaje się królem strzelców tak trudnej dla napastników ligi, jaką jest Serie A. Wydaje się, że to typ człowieka, który potrzebuje być kochany, potrzebuje wsparcia i całej otoczki, która wzbierała się wokół niego w Turynie. Włoski charakter – obiady z kolegami, uwielbienie fanów, zaufanie trenera. Tego Immobile w Niemczech nie doświadczył i zapewne już nie doświadczy.