Bułgaria rozgościła się wśród europejskich słabeuszy


Reprezentacja znalazła się na dnie i tylko kluby ratują bułgarski futbol przed agonią

10 czerwca 2022 Bułgaria rozgościła się wśród europejskich słabeuszy
gong.bg

Katastrofalnie swoją przygodę z nową edycją Ligi Narodów rozpoczęła Bułgaria. Jej reprezentacja poniosła klęskę z Gruzją i zaledwie zremisowała z Gibraltarem. Jeśli dodać do tego skandale w tamtejszej federacji, to właściwie tylko kluby ratują bułgarską piłkę przed agonią.


Udostępnij na Udostępnij na

Pierwsze spotkanie w ramach bieżącej edycji LN jeszcze nie zwiastowało katastrofy. Na własnym boisku Bułgaria zremisowała z Macedonią Północną, która w ubiegłym roku zagrała przecież na mistrzostwach Europy. Kolejny mecz na stadionie w Razgradzie zakończył się jednak pogromem. Bułgarzy ulegli niżej notowanym w rankingu FIFA Gruzinom aż 2:5.

Wydawało się, że w 3. kolejce „Lwy” przynajmniej częściowo zrehabilitują się za klęskę z „Krzyżowcami”. Czyli wygrają zdecydowanie z outsiderem swojej grupy dywizji C, a więc Gibraltarem. Nic z tych rzeczy. Co prawda Bułgaria objęła prowadzenie po golu do szatni, ale w drugiej połowie Gibraltarowi udało się wyrównać.

Trener za trenerem

Bułgarscy kibice liczyli przynajmniej na cześćiową rehabilitację nie tylko z powodu klasy swojego rywala. Spodziewali się dodatkowo efektu nowej miotły w związku ze zmianą na ławce trenerskiej. Do dymisji po klęsce z Gruzinami podał się bowiem dotychczasowy selekcjoner Jasen Petrow, prowadzący drużynę od stycznia ubiegłego roku.

To zresztą znamienne, że Petrow tak szybko pożegnał się z reprezentacją. W ciągu ostatniej dekady prowadziło ją łącznie sześciu różnych trenerów. I tylko dwóch z nich wytrwało na stanowisku dłużej niż dwa lata. Tylko w ciągu ostatnich trzech lat selekcjonerzy zmieniali się już trzykrotnie.

Petrow po meczu z Gruzją kilkukrotnie podkreślił, że nie ma „moralnego prawa” do dalszego prowadzenia zespołu. Poza tym nie potrafił wyjaśnić przyczyn beznadziejnej gry swoich podopiecznych. Zwłaszcza jeśli chodzi o obronę, w której występie po stracie pięciu bramek nie dało się oczywiście znaleźć żadnych pozytywów.

Reprezentację Bułgarii w spotkaniu z Gibraltarem poprowadził Georgi Iwanow, były kadrowicz pełniący obecnie funkcję dyrektora technicznego bułgarskiej federacji. Jego głównym zadaniem było zmotywowanie kadrowiczów i podniesienie ich morale po klęsce z Gruzją. Sam dodawał, że nie ma alternatywy dla wygranej z Gibraltarem.

Jak widać, Iwanow bardzo się pomylił. I nic dziwnego, że po ostatnim w tym okienku spotkaniu reprezentacji powróci na swoje dotychczasowe stanowisko. Federacja po meczu z Gruzją zamierza zebrać się, aby wskazać nowego selekcjonera. Najczęściej mówi się w tym kontekście o pozostającym bez pracy Dimityrze Dimitrowie. 

Bułgaria ma chorą federację

Popularny „Hero” w przeszłości prowadził już kadrę narodową. Był jej selekcjonerem w latach 1998–1999, a objął tę funkcję tuż po ostatnim występie Bułgarów na mistrzostwach świata. Dimitrow udzielił już zresztą wywiadu, w którym zaprzeczył, aby ktokolwiek z federacji kontaktował się z nim w tej sprawie. Na razie nie ma więc czego komentować.

Dużo ciekawsza była część rozmowy poświęcona samej grze kadry. Dimitrow bronił w niej Petrowa, który jego zdaniem nie jest winny klęski z Gruzją. Sprawy nie układają się bowiem dobrze już od wielu lat. Dlatego jego zdaniem konieczna jest interwencja państwa. Powinno ono dokonać radykalnych zmian w federacji, a także wspomóc szkolenie piłkarzy.

Teraz można mieć wątpliwości, czy po tych słowach Dimitrow będzie w ogóle brany pod uwagę przez Bułgarski Związek Piłki Nożnej. Federacja zwłaszcza w ostatnim czasie jest mocno krytykowana, nie bierze jednak licznych niepochlebnych uwag do serca. Zamiast tego cierpi ona na syndrom oblężonej twierdzy.

Od października ubiegłego roku trwa w związku z tym farsa związana z wyborami na jej przewodniczącego. Ponownie został nim wówczas Borisław Michajłow, który pokonał w głosowaniu Dimityra Berbatowa. Były gwiazdor światowej piłki zakwestionował jednak ten wybór w sądzie w Sofii, bo prezes federacji nie uzyskał jego zdaniem wymaganej liczby głosów.

Berbatow w marcu tego roku postanowił zorganizować swój własny kongres. Wzięli w nim udział przedstawiciele 76 bułgarskich klubów (15 proc. wszystkich zarejestrowanych), choć oficjalne władze związku ostrzegały przed „próbami podzielenia bułgarskiego futbolu”.

Kluby światełkiem w tunelu

Wolna od problemów nie jest także sama liga bułgarska. Najczęściej w jej kontekście można usłyszeć oskarżenia o korupcję. Zaledwie kilka dni temu w mediach pojawiły się informacje o śledztwie prowadzonym przez prokuraturę. Bada ona możliwość ustawienia kilku spotkań na drugoligowym poziomie, ale także meczu Lewskiego Sofia w Pucharze Bułgarii.

Biorąc jednak pod uwagę stan bułgarskiego futbolu, tamtejsze rozgrywki wcale nie wypadają źle. Obecnie liga bułgarska znajduje się na 24. miejscu w rankingu UEFA, czyli 4 pozycje wyżej niż polska PKO BP Ekstraklasa. Poza tym Łudogorec Razgrad został sklasyfikowany jako 70. najmocniejsza drużyna na kontynencie.

W sezonie 2016/2017 Łudogorec ostatni raz wystąpił w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Od tamtego czasu każdego roku grał w Lidze Europy, dwukrotnie wychodząc z grupy do 1/16 finału. Dodatkowo klub CSKA Sofia przed rokiem zakwalifikował się do fazy grupowej LE, a teraz ta sama sztuka udała mu się w przypadku Ligi Konferencji Europy.

Niektóre kluby są wciąż zarządzane przez ekscentrycznych albo kontrowersyjnych właścicieli, jednak spora część z nich chce rzeczywiście postawić na nogi bułgarski futbol. Wyniki osiągane przez reprezentację pokazują, że nie ma już czasu do stracenia. W przeciwnym razie Bułgaria na dobre pozostanie w gronie europejskich słabeuszy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze