„To fantastyczny piłkarz” – uważa Ryan Giggs. „To absolutna gwiazda zespołu” – wtóruje mu Danny Murphy. Dość powiedzieć, że Bruno Fernandes przebojem wdarł się do drużyny Manchesteru United i zanosi się na najlepszy transfer tego klubu od wielu lat. Czy Portugalczyk będzie receptą na ostatnie niepowodzenia w ekipie „Czerwonych Diabłów”?
Saga transferowa z udziałem byłego zawodnika Sportingu wydawała się nie mieć końca. Manchester United od wielu miesięcy zabiegał o 25-letniego Bruno Fernandesa, który był największą gwiazdą ligi portugalskiej. Mimo pokaźnej kwoty, jaką za niego zapłacono (47 mln funtów), szybko okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Portugalczyk odrzucił na bok jakiekolwiek wymówki związane z aklimatyzacją. Od pierwszego dnia w nowym zespole chciał udowodnić, że jego celem jest bycie liderem. A w dzisiejszych realiach rynku transferowego takie zalety spychają pieniądze na drugi plan.
It’s official! Welcome Bruno Fernandes! 🔴 #MUFC pic.twitter.com/0HIgBXjj1G
— United Zone (@ManUnitedZone_) January 30, 2020
Bruno Fernandes postanowił bowiem potwierdzić swoje wysokie ambicje na boisku. Gdy minął już czas na prezentacje, sesje zdjęciowe i pozowanie w nowej koszulce, Portugalczyk szybko wziął się do roboty. W ciągu sześciu dotychczasowych spotkań w czerwonej koszulce Bruno Fernandes zdążył już zdobyć trzy gole i dołożyć dwie asysty. W ostatnim ligowym meczu z Evertonem zdobył ważną bramkę wyrównującą, posyłając mocne uderzenie zza pola karnego. Jednak rola 25-latka w nowym zespole wykracza daleko ponad suche liczby.
– Od pierwszego dnia czuliśmy, że Bruno chce pokazać swoją obecność w drużynie. Na treningach ciągle żądał, by mu podawano. Niektórzy zawodnicy potrzebują czasu na aklimatyzację, ale on od razu czuł się pewnie. Widzę w nim mieszankę jakości Paula Scholesa i charakteru Juana Verona – komplementował swoją nową gwiazdę Ole Gunnar Solskjaer.
Bruno Fernandes ożywił linię pomocy
Każdy, komu zdarzyło się obejrzeć kilka meczów United w ostatnich miesiącach, mógł zauważyć, że drużynie Solskjaera jak tlenu brakowało zawodnika o charakterystyce Portugalczyka. Mimo że Norweg zdołał już nieco załatać dziury w linii obronnej, nadal wielkim problemem zespołu pozostawał środek pola. Letargiczny i pozbawiony kreatywności – to właśnie ten fragment boiska stwarzał „Czerwonym Diabłom” największe problemy, które tylko nasiliły się pod nieobecność Paula Pogby.
Bruno Fernandes pozwolił ugasić ten największy pożar w zespole, dodając do gry Manchesteru United nienaganną technikę, świetny przegląd pola i – przede wszystkim – mentalność lidera. To właśnie ten ostatni aspekt rzuca się oczy najmocniej. Portugalczyk nie stroni od piłki, praktycznie każda akcja jego zespołu musi przechodzić przez niego. Pośród piłkarzy, którzy raczej unikali brania odpowiedzialności na własne barki, taki piłkarz to prawdziwy skarb.
Portugalczyk znacznie ułatwia drużynie głębokie rozegranie piłki. Fernandes bardzo rzadko pełni funkcję klasycznej „dziesiątki” – przeciwnie, często w trakcie meczu możemy zaobserwować jego dość wycofane ustawienie. Podczas gdy w Sportingu ten piłkarz był głównie chwalony za jego statystyki bramek i asyst, w Premier League jego rola może się okazać znacznie ważniejsza. Bruno Fernandes w United pełni bowiem rolę dyrygenta gry całej drużyny.
Jego gra to jednak nie podawanie dla samego podawania. To, czym Portugalczyk się wyróżnia, są jego podania do przodu. W niedawnym meczu Ligi Europy przeciwko Club Brugge pomocnik zanotował aż 25 podań w strefę pola karnego rywala, co przełożyło się na trzy wykreowane szanse. Transfer Bruno Fernandesa może pomóc Manchesterowi United w grze przeciwko zespołom, które preferują defensywny futbol. Dotychczas ekipa Ole Gunnara Solskjaera najwięcej problemów miała właśnie z tymi zespołami, osiągając za to dużo lepsze wyniki z przeciwnikami wyżej notowanymi i bardziej nastawionymi na atak.
– Jego przybycie było jak dawka świeżego powietrza. Bruno Fernandes wygląda mi na kogoś, kto po prostu cieszy się grą w piłkę i kto lubi nią operować – komplementował Portugalczyka Rio Ferdinand.
Nie tylko wrażenia artystyczne, ale także konkrety
Tak jak Manchester United potrzebował jego przeglądu pola, tak równie mocno drużynie Solskjaera mogą przydać się liczby. Już od kilku sezonów Bruno Fernandes udowadnia, że gwarantuje pewną liczbę goli. Patrząc na jego dotychczasowy bilans, Portugalczyk mógł się pochwalić świetnymi statystykami – 63 zdobyte bramki i aż 52 asysty w 137 występach dla Sportingu. Jeśli dorzucimy do tego fakt, że w czasie jego gry w Primeira Liga żaden inny piłkarz nie wykreował tam więcej szans niż Fernandes (239) oraz nikt nie wykonał tu podań w strefę pola karnego przeciwnika (1364), tworzy nam się model piłkarza światowej klasy.
Bruno Fernandes: Had a direct hand in more goals (33 — 20 goals, 13 assists) than any other player in Liga NOS last season
For more player stats — https://t.co/h663fJACk0 pic.twitter.com/yllyzhHpcr
— WhoScored.com (@WhoScored) July 17, 2019
Oczywiście, na te statystyki trzeba patrzeć przez pryzmat nieco niższego poziomu ligi portugalskiej w porównaniu choćby z Premier League. Już teraz widać jednak, że było w nich ziarenko prawdy, a w Anglii jakość piłkarska zawsze się obroni. Fernandesowi wystarczyło niewiele ponad 400 boiskowych minut, by notować porównywalne liczby względem pozostałych ofensywnych pomocników „Czerwonych Diabłów”.
Nic więc dziwnego, że Ole Gunnar Solskjaer od dłuższego czasu prosił Eda Woodwarda o transfer kreatywnego pomocnika. Norweg często musiał ratować się golami Marcusa Rashforda i Anthony’ego Martiala, którzy przez jakiś czas wydawali się w zespole jedynymi piłkarzami zdolnymi trafić do siatki. Pewnie też z powodu tej nadmiernej eksploatacji Anglik ostatecznie wyleciał z kontuzją na wiele miesięcy.
Teraz linia ataku może liczyć na odciążanie w palących obowiązkach. Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden problem, który Bruno Fernandes rozwiązuje z miejsca – rzuty karne. Choć strzelanie z jedenastego metra może wydawać się proste, zarówno Marcus Rashford, jak i Paul Pogba zdążyli już zmarnować swoje „jedenastki”. Tymczasem Portugalczyk ma na koncie trzynaście strzelonych rzutów karnych z rzędu, w tym już dwa w czerwonej koszulce. Fani Manchesteru United mogą być w najbliższych miesiącach raczej spokojni o ten stały fragment gry.
Na co komu Paul Pogba?
Who needs Paul Pogba? Takie pytania coraz częściej pojawiają się w środowisku Manchesteru United. Portugalczyk błyskawicznie stał się tak ważną postacią dla zespołu, jakiej oczekiwano od Francuza od samego początku. Pogba posiada równie wysokie, a może i nawet wyższe umiejętności od nowego nabytku United, ale to za mało. Najdroższy piłkarz w historii „Czerwonych Diabłów” tylko epizodycznie potrafił bowiem wznieść się w Anglii na swój najwyższy poziom.
Podczas gdy Bruno Fernandes z miejsca wziął się za liderowanie drużynie, o Paulu Pogbie coraz częściej mówi się w kontekście jego odejścia z Old Trafford. Jego ciągła absencja owiana jest tajemnicą, bowiem w tym sezonie pauzował już przez ponad 170 dni. Spekulacje medialne zostały niedawno podgrzane przez agenta piłkarza, słynnego Mino Raiolę. Ten w otwartych słowach sugerował, że Francuz najlepiej czuje się we Włoszech i tam też zamierza powrócić. Wydaje się więc, że odejście tego piłkarza z Manchesteru United jest już nieuniknione. Tylko czy zarząd z Old Trafford ma czego żałować?
Podobnego zdania jest Danny Murphy: – Szybkość, z jaką Fernandes zaadaptował się do zespołu, nie tylko przybliżyła go do TOP 4. To także pozwoliło Manchesterowi United dać zielone światło na odejście Paula Pogby. Nie chcesz grać Pogbą w roli defensywnego pomocnika, a przecież optymalną sytuacją dla Fernandesa jest otoczenie go dwoma defensywnymi pomocnikami. Możesz zbudować zespół wokół Portugalczyka. Nie martwiłbym się obecnie utratą Pogby, bo Fernandes strzela i będzie strzelał jeszcze więcej goli. Jest bardziej efektywny i bardziej produktywny niż Pogba. Jego liczby będą zdecydowanie lepsze od Francuza.
***
Wystarczyło zaledwie kilka tygodni, by wielu ekspertów na Wyspach określało już Fernandesa jako jeden z najlepszych transferów Manchesteru United w ostatnich latach. I rzeczywiście, Portugalczyk jak dotąd wydaje się absolutnie wart 47 mln funtów, które za niego zapłacono. Mając w pamięci kilka spektakularnych wpadek transferowych ekipy Eda Woodwarda, tak duże wzmocnienie za rozsądną cenę należy oceniać jako perełkę. A przecież, jak twierdzi Ryan Giggs, on będzie tylko lepszy.
W treści felietonu wkradł się jeden mały błąd. Bruno Fernandes przechodząc do Manchesteru United kosztował 55 mln euro (około 47 mln funtów), a kwota ta może wzrosnąć do 80 mln euro po spełnieniu dodatkowych warunków.
Dzięki za czujność, już poprawione.