Po tym, jak wielki niesmak pozostawiły po sobie zeszłotygodniowe spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów, przyszedł w końcu czas na pojedynek bardzo mocno wyczekiwany zarówno przez włoskich „tifosich”, jak i niemieckich fanów piłki nożnej. Mowa tutaj oczywiście o spotkaniu jakże skrajnie radzących sobie w tym sezonie w rodzimych ligach zespołach Borussii Dortmund oraz Juventusu Turyn, które przewrotny los skonfrontował już na tym etapie rozgrywek. Jak więc przedstawiają się szansę obydwu klubów w rozpoczynającej się już w najbliższy wtorek na Juventus Stadium batalii o ćwierćfinał?
Juventus Turyn
O tym, że Juventus Turyn to drużyna posiadająca ambicję oraz odpowiedni budżet do podbicia Ligi Mistrzów, nie trzeba przekonywać chyba nikogo. Ogromny niedosyt pozostawiony po zeszłorocznym blamażu zadziałał na piłkarzy bardzo mobilizująco, co udowadniają w bieżącej edycji tych elitarnych rozgrywek. Jednak czy sama determinacja oraz wola walki przy aktualnej kadrze zespołu, jaką dysponuje Massimiliano Allegri, pozwoli „Starej Damie” chociażby na awans do tegorocznych ćwierćfinałów?
Dwumecz w Champions League Juventusu Turyn z katastrofalnie spisującą się w tym sezonie niemieckiej Bundesligi Borussią Dortmund uważany jest przez wielu obserwatorów za czystą formalność. Patrząc na wszelkie statystyki, myślę, że bezapelacyjnym faworytem tej konfrontacji są bez wątpienia „Bianconeri”. Fakt, ekipa ze Signal Iduna Park nie przysparza zbyt wielu radosnych chwil swoim kibicom w trwających rozgrywkach, dość powiedzieć, że plasują się oni na dwunastej pozycji w ligowej tabeli.
Największym tegorocznym sukcesem drużyny Jakuba Błaszczykowskiego oraz Łukasza Piszczka jest właśnie awans z pierwszego miejsca grupy D do 1/8 finału Ligi Mistrzów. O ile za naszą zachodnią granicą podopieczni Jurgena Kloppa zaliczają wpadkę za wpadką, o tyle w walce o europejskie trofeum wyglądają nad wyraz dobrze. Juventus zaś to aktualny lider włoskiej Serie A pozostawiający daleko za sobą rywali w walce o tytuł najlepszej ekipy Półwyspu Apenińskiego. Brak równorzędnego rywala w lidze od lat podświadomie zatrzymuje rozwój klubu i nie pozwala Juventusowi poważnie zaistnieć w europejskiej piłce.
Andrea Agnelli (aktualny prezydent Juventusu Turyn) niechętnie wydaje pieniądze podczas kolejnych „mercato”, co najprawdopodobniej spowodowane jest trwającą nieprzerwanie od trzech sezonów hegemonią turyńskiej ekipy we włoskiej piłce. Najlepszym przykładem na skąpstwo działaczy jest niedawno zamknięte okno transferowe, w którym jedynym „wzmocnieniem” drużyny jest Alessandro Matri, napastnik pozyskany na zasadzie półrocznego wypożyczenia z CFC Genui. Jak poradzą sobie obydwa kluby w najbliższych spotkaniach, co okaże się większym atutem: ciągła walka o byt i aprobatę fanów, a może spokój i zaufanie „tifosich” towarzyszące na co dzień piłkarzom „Starej Damy”?
Szczegółowa analiza gry „Bianconerich”
Perfekcyjna maszyna do wygrywania, nie może obejść się bez doskonałego ustawienia, które eksponowałoby wszystkie jej atuty. I w tym miejscu rozpoczyna się swoista analiza taktyczna drużyny prowadzonej przez Massimiliano Allegriego, który już kilkakrotnie udowodnił, że powołanie go na stanowisko selekcjonera „Bianconerich” było strzałem w dziesiątkę.
W tym sezonie Juventus Turyn wykorzystał aż sześć rodzajów ustawień, z czego dwa stanowiły swoisty trzon taktyki Allegriego. Zdecydowanie najwięcej razy (bo około 13) „Stara Dama” wybiegała na boisko, dopasowując się do zestawienia 1–3–5–2, które było flagową formacją stosowaną przez poprzedniego szkoleniowca „Juve”, a obecnego trenera „Squadra Azzura” Antonio Conte. Siłą tego ustawienia jest trójka środkowych obrońców, którzy wspierani przez Buffona pozwalają Juventusowi zachować czyste konto. Poza tym dużą rolę tej formacji odgrywają „wahadłowi” wspierani przez trójkę środkowych pomocników na czele z Pogbą. Głównym „żądłem” turyńczyków jest strzelec czternastu bramek w tym sezonie Carlos Tevez.
Drugim ustawieniem pod względem częstotliwości okazuje się być się być 1–4–3–1–2, które po raz pierwszy dane nam było zobaczyć podczas spotkania w Lidze Mistrzów przeciwko Olympiakosowi, wygranego przez „Juve” 3:2. Już pięć dni później ta formacja zadebiutowała w Serie A podczas spotkania turyńczyków z Parmą, wygranego przez gospodarzy aż 7:0. Następne spotkania były już rotacjami pomiędzy tymi dwiema formacjami.
Sporadycznie mogliśmy ujrzeć zespół Massimiliano Allegriego w innych ustawieniach, takich jak: 1–3–5–1–1; 5–3–2; 3–4–3; 4–2–2–2. Były to jednak pojedyncze przypadki wynikające z braku podstawowych zawodników bądź zmiany wymuszonej sytuacją na boisku.
W ostatnich spotkaniach Juventus prezentuje bardzo równą formę. Poza bezbramkowym remisem z Udinese ostatnie tygodnie były dla „Starej Damy” bardzo owocne i szczęśliwe. 54 gole strzelone, 14 bramek straconych. Tak wygląda obecny bilans „Bianconerich”, którzy potwierdzają tezę mówiącą o tym, że Serie A wygrywa drużyna, która ma najlepszą obronę w lidze. Większość strzelonych bramek padła w polu karnym, zaś zaledwie 13 sprzed pola. Co ciekawsze, tylko trzy bramki padały po strzałach głową.
Każda drużyna ma jednak gwiazdy, które prowadzą ją do sukcesu, a w Juventusie ich nie brakuje. Kluczowymi zawodnikami okazują się być: legendarny bramkarz „Starej Damy” Gianluigi Buffon, młody supertalent Paul Pogba oraz strzelający bramki na zawołanie Carlos Tevez. Dużą rolę odgrywają także obrońcy, dzięki którym „Bianconeri” stracili zaledwie czternaście bramek.
Ostoją zespołu jest oczywiście „Il Capitano” Buffon, dzięki któremu bramka Juventusu okazuje się być twierdzą nie do sforsowania. To właśnie jemu zespół zawdzięcza czyste konto w wielu spotkaniach, w których to „Gigi” wykazuje się: heroizmem, pewnością i niezwykłym, jak na jego wiek, refleksem.
Paul Pogba to osobnik, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Fenomenalny Gwinejczyk jest prawdziwą maszyną do rozgrywania piłek, której skuteczność podań oscyluje w granicach 90%. Poza tym potrafi doskonale uderzyć sprzed pola karnego i to właśnie on jest jednym ze współtwórców tych 13 trafień z dystansu. Więcej o samym Pogbie możecie przeczytać TUTAJ.
Carlos „Apacz” Tevez… Oto ostatni składnik sukcesu, bez którego Juventus nie byłby tam, gdzie obecnie się znajduje. Zdobywca czternastu bramek, asystent przy pięciu, zawodnik, który wykreował najwięcej sytuacji bramkowych (aż 32). Zawodnik nie do zastąpienia. Jednak to właśnie jego odejście w 2016 roku jest niemalże pewne.
Na drodze do fazy Play-off drużyny spod znaku czerwono-czarnych pasów stanęły następujące drużyny: grecki Olympiakos SFP, szwedzkie Malmo FF oraz hiszpańskie Atletico Madryt. Od początku to Juventus wraz z Atletico były namaszczane przez ekspertów do wyjścia z grupy. Pierwszym z meczów, który miał zweryfikować kondycje włoskiej jedenastki, było spotkanie z najsłabszym rywalem spośród grupy A, Malmo FF. Spotkanie odbyło się bez niespodzianek i podejmujący na Juventus Stadium lokalny klub ograł rywala, wygrywając przewagą dwóch bramek i nie tracąc przy tym żadnego gola. Tym, który bezpośrednio przyczynił się do wygranej „Starej damy”, był Carlos Tevez, zdobywca obu goli. Co ciekawe, arbitrem podczas meczu był Polak, Szymon Marciniak.
Do drugiego z meczów kolektyw prowadzony przez Massimo Allegriego podchodził z większym spokojem niż przeciwnik. Atletico, które pełniło role antagonisty w tym meczu, w pierwszym z meczów w grupie zaliczyło wpadkę, przegrywając z grecką jedenastką. To, co działało na niekorzyść „Bianconerich”, to stadion, na którym rozgrywane było spotkanie. Madryckie Vicente Calderon wypełnione było przez ponad 44 tysiące widzów. Zdeterminowani piłkarze z Hiszpanii wygrali spotkanie przewagą jednej bramki. Zdobywcą jedynego gola w meczu był Arda Turan, przy asyście Juanfrana.
Trzeci mecz w grupie rozczarował „tifosich” turyńskiego klubu. Ich pupile, grając spotkanie wyjazdowe przeciwko Olympiakosowi, ulegli gospodarzom. Mecz zakończył się wynikiem 1:0, co oznaczało, że po trzech kolejkach fazy grupowej czarno-białym udało się zebrać jedynie trzy punkty.
Możliwość zrewanżowania się nad Grekami nadarzyła się już w kolejnej odsłonie Ligi Mistrzów. Juventus, przyjmujący u siebie Olumpiakos, wygrał mecz po zaciętym spotkaniu. W konfrontacji padło aż pięć bramek, w tym trzy na korzyść „Juve”. Strzelcami bramek na rzecz „La Vecchia Signora” byli Pogba i Pirlo. Ten drugi popisał się strzałem z rzutu wolnego. Tym, który pomógł odnieść zwycięstwo „Starej Damie”, był Roberto. Bramkarz greckiego składu zaliczył trafienie samobójcze. Wygrana w tym meczu odrodziła nadzieję turyńskich kibiców na dalszą grę w elitarnych rozgrywkach.
Kolejnym przeciwnikiem drużyny z stolicy Piemontu, był ponownie szwecki klub. Sędziujący to spotkanie Pedro Proenca, przy akompaniamencie ponad dwudziestu tysięcy widzów, zebranych na Swedbank Stadion, odgwizdał dwa prawidłowo zdobyte bramki na korzyść Włochów. Bramki dla Juventusu, zdobywali Fernadndo Llorente oraz Carlos Tevez.
Ostatnim z meczów rozegranych przez Juventus Turyn było spotkanie z dobrze dysponowanym Atletico Madryt. „Los Indios” z pominięciem potknięcia w pierwszym meczu w późniejszym czasie byli bezbłędni, wygrywając wszystkie następne spotkania. Gra toczyła się przy niespełna czterdziestotysięcznym tłumie na turyńskim obiekcie. Pan Willie Collum pokazał w tym meczu trzy żółte kartki. Ani razu jednak nie wskazywał na środek pola gry po zdobytej bramce. Wynik 0:0 dawał awans obu drużynom do dalszej części rozgrywek.
Rywalem, z którym zmierzy się Juventus Turyn, w kolejnej fazie będzie Borussia Dortmund. Niemcy wyszli z pierwszego miejsca w grupie D. Patrząc na to, jak sobie radzą oba zespoły w rodzimych ligach, sądzę, że to Juventus wydaje się być faworytem tego meczu.
Wywiad z wyśmienitym komentatorem oraz wielkim znawcą włoskiej piłki, panem Tomaszem Lipińskim:
Jak ocenia Pan obecną formę Juventusu?
Obecną formę Juventusu jednym słowem nazwałbym: chimeryczna. Może nie w kontekście całego sezonu, ale na przestrzeni jednego meczu w Serie A. Ponieważ albo zaczynają mocno i kończą słabo, albo początek w ich wykonaniu nie jest wystarczająco przekonywujący i w kolejnej fazie meczu muszą „gonić” wynik, co do tej pory we Włoszech najczęściej im się udaje. Juventus przyjmuję postawę wyczekującą, to nie jest drużyna świadoma swojej siły, która narzuca rywalowi swój styl gry, oni albo reagują, albo wyczekują. Taka postawa w lidze włoskiej jeszcze przynosi oczekiwany efekt, lecz w europejskich pucharach nie wróży im nic dobrego.
Jakie są według Pana szanse obydwóch drużyn na awans do kolejnej fazy rozgrywek?
Mimo tego, że Borussia wygląda w tabeli mizernie, a Juventus jest aktualnym liderem Serie A, szanse obydwóch klubów oceniam na 50% do 50%. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę siłę obydwóch lig, w których to dortmundczycy muszą zmagać się na co dzień w Bundeslidze z o wiele silniejszymi rywalami niż Juventus w Serie A, gdzie nawet najgroźniejsi rywale w walce o tytuł grają dla nich. Jednak styl gry Borussii może odpowiadać „Starej Damie”, która będzie mogła się trochę przyczaić i pozwolić wyszumieć się rywalowi, dzięki czemu będą mogli wyprowadzić kontrataki, w których są naprawdę dobrzy. Aczkolwiek jeżeli „BVB” wejdzie na swój poziom, z dużą ilością przebiegniętych kilometrów i wysoką skutecznością, wtedy Juventusowi będzie naprawdę trudno o korzystny wynik.
Jakie są według Pana mocne strony Juventusu?
Mocne strony Juventusu to przede wszystkim indywidualności, czyli kręgosłup drużyny w postaci – Pirlo, Buffona i Bonucciego, należy także liczyć na Teveza i Moratę. Cieszy mnie, że w tym sezonie pokazał się taki zawodnik jak Alvaro Morata, ponieważ jeżeli w Juventusie co sezon będzie pojawiał się młody i dobry piłkarz, jak ostatnio Pogba czy właśnie perspektywiczny Hiszpan, to ze „Starą Damą” nie jest jeszcze tak źle. Dla Moraty dwumecz to wielka szansa, Tevez ma doświadczenie i klasę, ale w europejskich pucharach nie zachwyca zawsze mu czegoś brakuje. Gol z Malmo w fazie grupowej to mizerne przełamanie, od niego oczekuje się więcej.
Kto według Pana z ekipy „Bianconerich” może przesądzić o losach dwumeczu?
Stawiałbym na młodych: Pogbę i Moratę. Jeżeli ma to być dobry dwumecz dla Juventusu, to ze sporym ich udziałem.
Na co stać drużynę „Starej Damy” w ewentualnej dalszej fazie Ligi Mistrzów?
Planem minimum na ten sezon Juventusu był awans do 1/8 finału Champion League, co już udało się osiągnąć, wygrają Serie A – co jest już niemal pewne. „Juve” to taki zespół, na który nikt nie chce trafić jednak, jeżeli zajdą się w najlepszej ósemce, to potencjalnie zaraz po Porto lub Basel będą najsłabszym zespołem. Tylko łut szczęścia i wylosowanie zwycięzcy z tej pary może przynieść im awans, w przeciwnym razie raczej zakończą swój udział w tegorocznych rozgrywkach.
Borussia Dortmund
Jeśli grasz w Lidze Mistrzów, a po jesieni w swoim kraju zajmujesz przedostatnie miejsce, wiedz, że coś się dzieje. Jeśli bukmacherzy zastanawiają się, czy uda ci się wygrać Champions League, jednocześnie spadając z ligi, wiedz, że Szatan się z tobą interesuje sytuacja jest wyjątkowa.
Tak było w Dortmundzie jeszcze trzy tygodnie temu. Teraz wszyscy patrzą w przyszłość już ze zdecydowanie większym optymizmem. Nieocenieni znowu okazali się kibice. To właśnie ich ostre słowa po przegranym (w fatalnym stylu trzeba dodać) meczu z Augsburgiem jakby natchnęły zespół. Oczywiście pomógł terminarz: na przełamanie dostali bardzo słaby Freiburg, a na podtrzymanie serii przeciętne Mainz, bez podstawowego bramkarza, a później beznadziejny wręcz Stuttgart, który sam nadstawiał się po ciosy. Ale tego właśnie, w opinii wielu osób, potrzeba było BVB – złapania odrobiny pewności, która pozwoli im na pokazanie pełni umiejętności. Bo że te piłkarze Jürgena Kloppa posiadają, nikt nie ma wątpliwości. Jednak pierwszy raz od kwietnia zeszłego roku udało im się wygrać trzy mecze z rzędu.
https://twitter.com/p_musial/status/569173600139243520
Kluczowym ruchem wydaje się odsunięcie od składu Henricha Mchitarjana, który więcej daje rywalom niż swojemu zespołowi. Ormianin niby coś potrafi, ale gdy przychodzi co do czego, to podejmuje katastrofalne decyzje. Nic więc dziwnego, że jego miejsce już na stałe zajął Shinji Kagawa. Japończyk po powrocie z nieudanej przygody w Anglii powolutku wraca do swojej optymalnej dyspozycji i staje się kluczową postacią w budowaniu akcji przez zespół z Dortmundu. To właśnie on, wraz z Ilkay’em Gündoganem, odpowiada za przejście z obrony do ataku. Jeśli Pogba z Vidalem skutecznie wyłączą ich z gry, BVB będzie bardzo trudno o korzystny rezultat.
Od czego jednak ma się Marco Reusa? W tym sezonie gdy tylko był zdrowy, właściwie w pojedynkę ciągnął grę Borussii. Przedłużenie przez niego kontraktu natchnęło najwidoczniej nie tylko jego, ale również jego kolegów do lepszej gry. Reus to już kolejny sezon bezsprzeczna gwiazda zespołu i najbardziej wartościowy zawodnik. Mimo trapiących go urazów w szesnastu meczach zdołał zapisać na swoim koncie dziewięć goli i cztery asysty. Zresztą wystarczy zobaczyć tylko bramki z ostatnich dwóch spotkań ligowych BVB, aby zobaczyć, ile reprezentant Niemiec znaczy dla ekipy Kloppa. Co gorsze dla Juventusu – zdecydowaną większość tych liczb Reus wykręcił na wyjeździe.
Dość nieoczekiwanie na jednego z liderów wyrósł również Pierre-Emerick Aubameyang. Gabończyk, który ściągany był jako skrzydłowy, przy bardzo słabej postawie Ciro Immobilego i Adriana Ramosa zajął miejsce na szpicy i przy nieco zmodyfikowanej taktyce Dortmundu spisuje się tam bardzo dobrze. Jednakże należy pamiętać, że ci dwaj napastnicy zdobyli w Lidze Mistrzów do tej pory o jedną bramkę więcej niż podczas swoich poczynań w Niemczech. Wracając jednak do Aubameyanga – były piłkarz St. Etienne miał udział w 13 z ostatnich 23 bramek Borussii. Jakby tego było mało, Gabończyk jest najlepszym strzelcem (dziewięć goli), asystentem (pięć) i stworzył swoim kolegom najwięcej szans do zdobycia bramki (37) z całego zespołu BVB w Bundeslidze. Nie jest to na pewno idealne i domyślne rozwiązanie, ale w chwili obecnej najlepsze.
Tak Auba prezentuje się grając jako napastnik: pic.twitter.com/CuWOV2rPHA
— Julian Karpiuk (@Julianbvb) February 13, 2015
A tak jako boczny pomocnik: pic.twitter.com/Irvc9d2r7N
— Julian Karpiuk (@Julianbvb) February 13, 2015
Ewidentnie widać, że przez zimę drużyna Kloppa pracowała nad szybkim przejściem z obrony do ataku. Stąd właśnie m.in. postawienie na Aubameyanga na szpicy. Pressing też nie jest tak intensywny i wysoki, bo Borussia wyczekuje na okazje do kontrataku. Nadal występują problemy z atakiem pozycyjnym, ale widać też zmianę w sposobie rozgrywania akcji. Przy obecności Immobilego czy Ramosa wiele razy piłkarze Borussii próbowali grać skrzydłami i stamtąd dogrywać piłki w pole karne. Aubameyang nie jest przedstawicielem „typowych dziewiątek”, stąd też wszyscy ofensywni piłkarze BVB trzymają się bliżej siebie i często wymieniają się pozycjami, co można zaobserwować na przedstawionych niżej obrazkach, przedstawiających uśrednione ustawienie zawodników w meczach z Mainz i Stuttgartem.
Problemem dla BVB i szansą dla Juventusu może być sytuacja odwrotna, gdy to Włosi będą kontrowali. Para Sahin – Gündogan, jakkolwiek bardzo dobrze spisująca się w ofensywie, często nie nadąża z powrotami. Cała nadzieja kibiców Borussii w tym, że do pierwszego gwizdka uda się ostatecznie postawić na nogi Kehla lub Bendera. Również formacja obronna często miewa przestoje, o czym świadczy fakt, że w ostatnich dwóch meczach Dortmund stracił cztery gole. Szczególnie rozczarowuje Piszczek, który ma jeszcze więcej problemów w defensywie niż zwykle, a do tego jest kompletnie bezużyteczny w ataku. O ile zwykle prawa strona BVB niosła śmiertelne niebezpieczeństwo, to tym razem „Stara Dama” może ją nieco odpuścić.
Przez fazę grupową Borussia przeszła jak burza, choć trzeba przyznać, iż w tym roku trafiła do wyjątkowo łatwej grupy. Dortmundczycy dwukrotnie bez problemu rozprawili się z Galatasaray (4:0, 4:1), nieco więcej problemów mieli z Anderlechtem (3:0, 1:1), ale najlepszy mecz rozegrali z Arsenalem (2:0). Było to z resztą jedno z najlepszych spotkań BVB pod wodzą Kloppa. Wtedy imponowali: agresywnością, pressingiem, wybieganiem i skutecznością, dosłownie miażdżąc „Kanonierów”. To była jednak pierwsza kolejka Ligi Mistrzów i właśnie wtedy wszyscy liczyli, że Borussia w końcu otrząśnie się również w lidze. Jak się to skończyło, wszyscy wiedzą. Potwierdzeniem były zresztą gładka porażka z londyńczykami w piątej kolejce (0:2) i wspomniany remis z Anderlechtem.
Garść statystyk
Juventus do tej pory dwukrotnie świętował zwycięstwo w najlepszych europejskich rozgrywkach, najpierw w 1985 roku, kiedy jeszcze te rozgrywki odbywały się pod nazwą „Puchar Europy”, później, już w „Lidze Mistrzów”, w 1996 roku. W finałach tych prestiżowych rozgrywek turyński skład występował aż siedmiokrotnie. Borussia w najlepszej europejskiej lidze wygrywała raz, co ciekawe – z Juventusem w 1997 roku. W finale łącznie zagrała dwukrotnie. Do tej pory drużyny spotykały się siedmiokrotnie na arenie europejskiej. Czterokrotnie w pucharze UEFA, gdzie trzykrotnie wygrywał Juventus, a raz doszło do remisu. Trzy razy jedenastki konfrontowały się w Lidze Mistrzów, gdzie dwukrotnie wygrywała Borussia, a raz Juventus Turyn.
Zarówno „Juve”, jak i Borussia jako kluby wycenianie są na około 320 milionów euro, z niewielką przewagą Włochów.
W fazie grupowej Borussia wygrała cztery spotkania, jednokrotnie zremisowała, zaliczając jedną porażkę. Juventus: trzykrotnie wygrywał, raz remisował i dwukrotnie przegrywał.
Patrząc na aktualną formę obydwóch drużyn, można jednoznacznie stwierdzić, iż czeka nas bardzo ciekawa konfrontacja składająca się z dwóch odsłon. Obydwa zespoły równie mocno liczą na awans, co miejmy nadzieję udowodnią na boisku, dostarczając nam ogromną dawkę pozytywnych emocji, wrażeń, a także, co chyba najistotniejsze, sporą liczbę pięknych goli.
Typ iGola w pierwszym meczu – 2:1
Kurwa, 4 napisało ten tekst?