"Nie chcę, abyś poświęcał tyle czasu futbolowi". Tak miał powiedzieć do niego ojciec, kiedy młody Yassine zaczął stawiać pierwsze kroki na betonowych boiskach w słonecznej Casablance. Zarówno ojciec, jak i matka dawali mu ogromną swobodę w działaniu oraz spełnianiu swoich pasji, jednak nie godzili się na związek z jego miłością, jaką była piłka nożna. Ten postawił na swoim i dziś jest podstawowym bramkarzem Girony oraz reprezentacji Maroka, z którą wyjechał na tegoroczne mistrzostwa świata w Rosji.
Na nich jednak nie wystąpił. Musiał ustąpić swojemu starszemu o dwa lata koledze Munirowi, który zagrał we wszystkich trzech spotkaniach w Rosji. Decyzja ta była co najmniej absurdalna, przynajmniej dla marokańskich kibiców. W sezonie 2017/2018 w barwach Girony Yassine Bounou rozegrał 30 meczów, natomiast wspomniany wcześniej Munir w Numancii, która gra na zapleczu hiszpańskiej ekstraklasy, wystąpił w jednym ligowym meczu. To nie zniechęciło Bono i nadal wierzy, że przyjdzie jego czas, aby stać się numerem jeden w marokańskiej bramce.
Złote dziecko emigrantów
Bono, jest synem marokańskich emigrantów. Urodził się 5 kwietnia 1991 roku w kanadyjskim Montrealu. Jego ojciec jest profesorem na uniwersytecie, wykłada fizykę. Rodzina Bono wyjechała do Kanady w poszukiwaniu lepszego i dostatniejszego życia. Po ośmiu latach przebywania na obczyźnie zdecydowała się powrócić do Maroka. Do rodzinnej Casablanki. Matka Yassine’a pomimo tak długiego pobytu w Montrealu nie mogła przystosować się do tamtejszego życia. Kiedy Bounou skończył trzy lata, po raz pierwszy miał okazję przybyć do kraju swoich rodziców. A ostatecznie do miejsca, gdzie zaczęła się jego przygoda z futbolem.
szerzej znany jakoCałe życie polegało na graniu w piłkę nożną na ulicy. Nauczyłem się w nią grać w Casablance na parkingu. Na ścianie zaznaczaliśmy poprzeczkę. Ze śmietników robiliśmy słupki. A wszystko po to, aby było sprawiedliwie. Yassine Bounou
Oprócz futbolu oraz nauki Yassine pomagał finansowo swoim rodzicom – zajmował się ulicznym handlem. Kilkakrotnie jako młody chłopak wyjeżdżał do swojego wuja pracującego na rynku w okolicach stadionu La Romareda w Saragossie. Wiele razy zachęcał go do pozostania w Hiszpanii. Wówczas handel był na wysokim poziomie, a różnica między życiem na Półwyspie Iberyjskim a Marokiem była zatrważająca. Ten postanowił wybrać życie w Casablance oraz poświęcenie się własnej pasji.
Napastnik z powołania, bramkarz z wyboru
Jego pierwszym klubem w życiu była drużyna juniorska Wydadu Casablanka. Najbardziej utytułowana drużyna w kraju. Rozpoczął treningi w wieku ośmiu lat. Początkowo występował w roli zawodnika grającego w ofensywie. Z czasem trener nieśmiało zaczął go przesuwać w głębsze sfery boiska. Ostatecznie szkoleniowiec postanowił zaryzykować i wykorzystać jego atut, jakim był właśnie wzrost, i postawić Bono na bramce. Po trzech latach grania w polu jako 11-letni chłopak został w zupełności przebranżowiony.
Zamiast strzelać gole, miał robić wszystko, aby te gole nie padały. Rozwijał się stopniowo i spokojnie. Wzorował się na Gianluigim Buffonie oraz Edwinie van der Sarze. Kariera Bono w pewnym momencie nieoczekiwanie przyspieszyła.
Z nieba do piekła. I z powrotem
Niestety problemy biurokratyczne i formalne sprawiły, że Bounou musiał wrócić do ojczyzny. Po powrocie z Francji Bono zaczął regularnie trenować z pierwszą drużyną Wydadu. Swoją szansę na pierwszy oficjalny występ dostał dopiero trzy lata później.
A jak już debiutować, to tylko w istotnych meczach! I to dosłownie. Swoją pierwszą szansę w poważnym spotkaniu otrzymał… w rewanżowym meczu finału afrykańskiej Ligi Mistrzów. Co ciekawe, wcześniej nie zasiadał na ławce rezerwowych w żadnym spotkaniu, nawet ligowym. Jego zespół podejmował na wyjeździe Esperance Tunis. Był to dla niego poważny sprawdzian. Nie tylko przez pryzmat umiejętności. Był to doskonały test na radzenie sobie z presją. Na trybunach bowiem zasiadło 80 tysięcy kibiców. I co prawda Wydad przegrał tamten mecz 0:1 (w pierwszym meczu było 0:0), jednak Bono pokazał się z bardzo dobrej strony. Ten dzień był dla niego niczym promyk słońca w pochmurny dzień.
Sezon później rozegrał zaledwie osiem meczów w lidze marokańskiej, jednak to nie przeszkodziło, aby zgłaszały się po Marokańczyka uznane marki.
Wydad szykował dla niego ogromny, jak na tamtejsze warunki, kontrakt. Mówiło się, że może być to jeden z największych w lidze. Lecz w podobnym okresie zgłosiło się Atletico Madryt. Bez chwili zastanowienia wybrał opcję wyjazdu z kraju. Wielu kibiców nie mogło zrozumieć decyzji bramkarza, że postanowił postawić na mniej lukratywną ofertę i odmówić pewnego miejsca w bramce najlepszej drużyny w kraju na rzecz rezerw zespołu ze stolicy Hiszpanii. „Rojiblancos” pozyskali go za kwotę 360 tysięcy euro, podpisując z nim kontrakt na cztery lata. W Madrycie spędził dwa sezony, rozegrał 47 meczów i nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie otrzyma szanse na grę w pierwszym zespole.
To była dla mnie radykalna i ważna zmiana. Dla takiego chłopaka jak ja było to jednak trudne do zaakceptowania. Głowa potrzebowała czasu, by to przemyśleć. Wiedziałem, że byłem dobry, aby tam być, ale nie tyle dobry, żeby konkurować. Miałem kompleks niższości. Czułem, że nie mogłem tam ostatecznie zostać. Yassine Bounou w wywiadzie dla „El Mundo” o zakończonym sezonie w Atletico Madryt B
W sezonie 2014/2015 został wypożyczony na dwa lata do występującego na zapleczu hiszpańskiej ekstraklasy Realu Saragossa. Ten ruch ze strony włodarzy klubu z Madrytu oznaczał jedno – Yassine Bounou na Vicente Calderon nie jest już mile widziany.
Kolejne dwa sezony upłynęły pod znakiem ogromnej niewiadomej. Na samym starcie miał problem, by na stałe zająć miejsce w bramce klubu, w którym obecnie przebywał. Ba, początkowo nie zasiadał nawet na ławce rezerwowych. Później notował kilka sporadycznych występów. Warte odnotowania jest jednak to, że brał czynny udział w barażach o awans do La Liga, lecz po raz kolejny z marnym skutkiem. Ostatnie pół roku na wypożyczeniu w drużynie z Saragossy było absolutną porażką w jego wykonaniu. Od początku 2016 roku do końca sezonu ani razu nie wszedł na murawę.
Jego przyszłość rysowała się w czarnych barwach. Brak regularnych występów w ostatnim czasie oraz kończąca się umowa z Atletico miała prawo nie napawać Bono optymizmem. Ten rozważał nawet powrót do kraju. Wydad Casablanka wciąż czekał na niego z otwartymi ramionami. W ostatniej chwili postanowiła zgłosić się po niego Girona.
Ten bez chwili zastanowienia postanowił podpisać kontrakt z klubem z Katalonii. Od samego początku wskoczył między słupki bramki i stał się podstawowym bramkarzem. Po pierwszym sezonie w nowym klubie wywalczył z nim awans do Primiera Division, co zupełnie zmieniło optykę na dalsze lata. Pierwszy sezon w La Liga miał bardzo przyzwoity. Wystąpił w 30 meczach, a jego nota końcowa według serwisu Whoscored.com wyniosła 6,68. Dało mu to 11. miejsce wśród bramkarzy, którzy wystąpili w minimum 50% meczów w całym sezonie, oraz 7. miejsce wśród bramkarzy, którzy zaliczyli co najmniej 30 spotkań.
Obecny sezon zaczął się dla niego bardzo dobrze i widać, że z meczu na mecz ten chłopak czuję się w bramce coraz pewniej. Dowiodły tego ostatnie trzy spotkania w lidze. Z Realem Sociedad, Rayo Vallecano i ten ostatni z Valencią, po którym został wyróżniony przez hiszpańskie media. „Marca” po meczu Girony z Valencią napisała o „koncercie Bono na Mestalla”, dając mu najwyższą notę, umieszczając go jednocześnie w jedenastce kolejki.
Jego niewątpliwym atutem jest gra na przedpolu bramkowym, ale potrafi też doskonale ustawić się na linii bramkowej, co wielokrotnie udowodnił podczas ostatniego meczu na Mestalla, zapewniając swojej drużynie trzy punkty. Ma doskonały timing, przez co wie, kiedy może pozwolić sobie na wyjście z bramki i udaną interwencję.
Bono zadebiutował w kadrze w 2013 roku przeciwko reprezentacji Burkina Faso. Było to jednak tylko 45 minut w meczu towarzyskim. Na kolejny mecz musiał czekać aż dwa lata. Ogółem na swoim koncie ma 13 spotkań w barwach „Lwów Atlasu”, w których wpuścił zaledwie sześć bramek.
Pomimo swojej dobrej formy od trzech sezonów wciąż nie może wypracować sobie pewnego miejsca w kadrze Maroka. Według ekspertów i marokańskich oraz hiszpańskich dziennikarzy wybór nie Bono, ale Munira jako pierwszego bramkarza reprezentacji Maroka podczas mundialu w Rosji był niemałym zaskoczeniem. Jak już wcześniej było wspomniane, ostatni sezon tych dwóch bramkarzy to była absolutna przepaść.
Po dobrym rozpoczęciu sezonu Bounou otrzymał powołanie od Herve’a Renarda na październikowe mecze kwalifikacyjne do Pucharu Narodów Afryki. I kiedy wystąpił w dwóch pierwszych meczach z Malawi i Komorami, francuski szkoleniowiec Maroka w trzecim meczu postanowił postawić ponownie na Munira.
Marokańska piłka nożna potrzebowała tego mundialu, ponieważ jest w wielkim kryzysie. Udział w Pucharze Świata utrzyma chociaż w małym stopniu przy życiu. Yassine Bounou
W Kanadzie, tak jak w Stanach Zjednoczonych, obowiązuje prawo ziemi, przez co Bono posiada obywatelstwo kanadyjskie oraz marokańskie. I pomimo wyboru nigdy nie zastanawiał się, dla której kadry chce grać. Z drugiej strony nie przyszła nigdy też oferta ze strony kanadyjskiego związku z zaproszeniem do gry w reprezentacji.
Wielki powrót?
W czerwcu 2019 roku wygasa Yassinowi kontrakt z Gironą. Czyli teoretycznie od stycznia może rozmawiać ze swoimi przyszłymi pracodawcami. Jeżeli utrzyma swoją doskonałą formę do zimy, może się okazać, że kolejka po tego zawodnika będzie dłuższa niż w pewnym niemieckim dyskoncie.
Delfi Geli, prezes Girony, mówi, że negocjacje w sprawie nowej umowy dla Bono są zaawansowane i wszystko idzie w dobrym kierunku, aby Marokańczyk pozostał na kolejne lata na Eusebio Sacristan. Nieoficjalnie mówi się o zainteresowaniu ze strony… Atletico Madryt. Tak, tego Atletico, które kilka lat temu podziękowało mu za współpracę, przetrzymując go w rezerwach oraz na wypożyczeniu.
Po doświadczeniach, jakie przeżył Bono z tym klubem, wydaje się to wątpliwe, aby miał wrócić do Madrytu. Tym bardziej że konkurentem jest Jan Oblak, czyli absolutna czołówka bramkarzy na świecie. Z drugiej strony, czy można odmówić takiemu klubowi, jakim jest Atletico?
Koszt? Popularny serwis Transfermarkt wycenia tego zawodnika na 4 miliony euro, lecz jeśli będzie nas raczył takimi interwencjami jak w ostatnich spotkaniach, to jego wartość może ciągle windować w górę. Tym bardziej że ten zawodnik będzie dopiero wchodzić w złoty wiek dla golkipera.