Paweł Bochniewicz: Wolałbym być w Mołdawii i przegrać ten mecz (WYWIAD)


Rozmowa o kadrze, spokoju w Holandii i paleniu samochodów we Włoszech

3 lipca 2023 Paweł Bochniewicz: Wolałbym być w Mołdawii i przegrać ten mecz (WYWIAD)
Archiwum prywatne Pawła Bochniewicza

Ma 27 lat. Czy to ostatni gwizdek na transfer do lepszej ligi? W młodzieżówce Michniewicza odgrywał ważną rolę, a mimo to ten nie dał mu szansy w kadrze. Dla niego reprezentacja to spełnienie marzeń. Podziękował Lechowi, w Górniku spotkał go przeskok organizacyjny. Paweł Bochniewicz o sezonie w Heerenveen, rehabilitacji i paleniu samochodów na południu Włoch.


Udostępnij na Udostępnij na

Będąc na wakacjach, śledzisz to, co się dzieje w piłce, czy zupełnie się od tego odcinasz?

Nie śledzę praktycznie w ogóle. Nawet nie chodzi o to, czy na wakacjach, czy nie. Jak gramy sezon, to obejrzę może Ligę Mistrzów, czasem jakiś mecz Eredivisie. Dopiero niedawno wykupiłem sobie pakiet, bo przez pierwsze dwa lata nie miałem. Na Górnika czasem spojrzę, ale to nie tak, że wracam w niedzielę z treningu i odpalam Premier League.

Czyli ominęła Cię ta wątpliwa przyjemność oglądania meczu Polska – Mołdawia.

Byłem na wakacjach wtedy. W sumie nie wiedziałem nawet, że jest mecz, jakoś się od tego odciąłem. Wiedziałem, że jest kadra, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi. Dopiero rano zostałem uświadomiony, że przegraliśmy.

Media zapłonęły, ale akurat słusznie. Przeglądając Twittera, spotkałem się z kilkoma głosami, które namiętnie nawoływały, żeby dać szansę innym zawodnikom. Jednym z nich byłeś Ty. Daleko Ci do tej kadry ostatnio.

Zawsze jak kadra przegrywa, to jest gdybanie – a gdyby zagrał ten zamiast tego… Tak było, jest i będzie. Zawsze będą krytykowani zawodnicy pokroju „Lewego” czy „Ziela”. Oni są w naszej kadrze najlepsi, a trafią się ludzie, którzy powiedzą, żeby ich zastąpić młodymi.

Czasem ta krytyka jest słuszna i uzasadniona.

Na pewno. Trudno nie krytykować zawodników po przegranej z Mołdawią. Z drugiej strony kto miał tam grać. Moim zdaniem są to najlepsi zawodnicy w Polsce. Możemy się kłócić w kontekście zawodnika numer 21 czy 22, ale pierwsze 10-15 osób większość wybrałaby tych samych.

Dużo mówiło się o tym, że większość przyjechała na zgrupowanie z myślami na urlopach. A jak to jest u Ciebie? Przyjazd na kadrę to cel czy dodatek do gry w klubie?

Kadra to zawsze najważniejsza rzecz dla zawodnika. No, praktycznie zawsze. To spełnienie marzeń, przynajmniej w moim przypadku.

Ale ostatnio to nie jest najlepszy czas na bycie reprezentantem.

Teraz mi mówią: dobrze, że cię tam nie było. Ja wolałbym tam być i przegrać ten mecz. Dla mnie zaszczytem byłoby nawet przegrywać w tej kadrze. Dla sportowców przywilej bycia na kadrze to jedna z najważniejszych rzeczy. Jak widzę komentarze, że komuś nie chciało się jechać na zgrupowanie, to są to zwyczajnie farmazony.

Miałeś poczucie, że u Michniewicza będzie Ci łatwiej o powołanie? W końcu w jego młodzieżówce razem z innymi zawodnikami odgrywaliście ważną rolę.

Liczyłem się z tym, że to nie jest kadra U-21. Znał mnie, wiedział, na co mnie stać. Byłem po kontuzji, więc na powołania przed mundialem nie mogłem liczyć. Nie patrzyłem przez pryzmat tego, że grałem w U-21, to mnie powoła, jak tylko zacznę grać.

Ale byłeś cały czas pod jego obserwacją, za nic nie powołał Cię do szerokiej kadry na mistrzostwa. Oglądał z trybun jeden Twój mecz w tym sezonie – z Ajaksem w Amsterdamie. Pamiętasz wynik?

No tak, 5:0.

Przyjeżdża selekcjoner na Twój mecz z najlepszym zespołem w lidze. Nie uważasz, że chciał zobaczyć, jak sobie radzisz na tle zawodników z najwyższej półki?

Ja rozumiem to, że jedzie się oglądać zawodnika na tle przeciwnika lepszej klasy, a nie z najsłabszą drużyną w lidze, na dodatek, gdy gramy u siebie. Nie sądzę, że Michniewicz zrezygnował ze mnie ze względu tylko na jeden mecz, bo też z nim nie rozmawiałem. Nie jesteś tak dobry jak twój najlepszy mecz i nie jesteś tak słaby jak twój najgorszy mecz, to oczywiste.

Archiwum prywatne Pawła Bochniewicza

Z tym Ajaksem to u Was ciekawa sprawa. Potraficie walczyć jak równy z równym z największymi – Feyenoord przyjeżdża do Heerenveen i remisujecie, jedziecie na PSV – remis. A z Ajaksem, który ewidentnie ma najsłabszy sezon od lat, tracicie łącznie dziewięć bramek.

Powiem Ci, że sam nie rozumiem, jak to jest. Gramy z PSV jak równy z równym, czy to u siebie, czy na wyjeździe. Przychodzi mecz z Ajaksem i ja nie wiem. Szczerze nie wiem. Odkąd jestem w Holandii, to jeszcze nie było nawet krzty nadziei, że coś z nim ugramy.

Lubisz bawić się w porównywanie trenerów?

Myślę, że mogę spróbować.

Jakie znajdujesz różnice między Michniewiczem a Brzęczkiem?

Myślę, że Brzęczek chciał grać bardziej ofensywną piłkę.

Nawet mimo że non stop krytykowano go za brak pomysłu na grę i lagowanie na Lewandowskiego?

A kiedy reprezentacja nie była krytykowana za styl? Trzeba patrzeć na to z dystansem. Czytasz coś w prasie na temat kadry, później na nią jedziesz i to są dwie zupełnie różne rzeczy.

Tak było w moim przypadku, nie byłem tego świadomy. Podobnie jest teraz. Jak coś przeczytam, to nie zwracam na to szczególnej uwagi, bo wiem, że w 90% te wiadomości, które wychodzą, albo nie są prawdziwe, albo są mocno podkoloryzowane.

Myślisz, że podobnie było jeszcze za kadencji Michniewicza, że to mógł być jeden z tych powodów, po których zaczął budować tę swoją oblężoną twierdzę? Wcześniej miał bardzo dobry kontakt z mediami.

Każdy podejmuje decyzję, które uważa za stosowne. To tylko subiektywna opinia, czy to było dobrze czy nie, że on wchodził w te wszystkie sprzeczki z dziennikarzami. Ja staram się stronić od takich rzeczy.

Odejdźmy już od tematu kadry. Jak byś podsumował ten sezon w wykonaniu swoim i samego Heerenveen?

Pod względem drużyny to ten sezon był… normalny. Ani nie był on jakiś megazły ani przesadnie dobry.

Śmiało można nazywać Was ligowym średniakiem?

Tak, tak. Powiedzmy, że miejsca między 7. a 10. są akceptowalne. Byliśmy na 8. miejscu. Zaczęliśmy bardzo dobrze, później przyszedł dołek, wypadło nam dwóch ważnych zawodników.

Próbowaliście to jakoś ratować zmianą ustawienia.

Raz grałem półprawego stopera, później znowu przeszliśmy na trójkę. No widać było, że trener gdzieś szukał rozwiązań. Tak jak mówię, ten sezon bez fajerwerków.

A indywidualnie gdybyś mi powiedział przed sezonem, że po tej kontuzji będę miał taki sezon, tobym brał go w ciemno. Byłem ważnym zawodnikiem, kapitanem. Jestem zadowolony. Mam nadzieję, że teraz, odpukać, będę miał możliwość rozegrania tych dwóch sezonów z rzędu, bo ta ciągłość jest ważna. Znasz ligę, napędzasz się, a kontuzja to taki reset. Nie uczysz się może grać od nowa w piłkę, ale wiadomo, to poczucie swojego ciała i piłki trzeba znaleźć na nowo.

Dużo głosów pojawia się w odniesieniu do Kuby Modera, że ta jego rehabilitacja przeciąga się. Wiesz, jak to wygląda, przechodziłeś podobną drogę. W takich sytuacjach pośpiech nie jest raczej wskazany.

Ja miałem taką sytuację, że rozwaliłem się w ostatnim sparingu przed ligą i byłem gotowy na dwa ostatnie mecze sezonu. Ja się wtedy mega paliłem do gry. Mówiłem: dajcie mi grać, chociaż 10 minut! Ale mądrzejsi ludzie ode mnie zadecydowali w klubie, że chyba jestem jakiś chory. Że oni mi nie dadzą grać, bo ja chcę sobie wyjść na boisko.

Wpierw powiedzieli, że ma być dziewięć miesięcy i koniec, kropka. Ja mówię: no dobra. Dziewięć miesięcy minęło, trenowałem normalnie z drużyną, ale powiedzieli mi, że mam być gotowy na następny sezon i nikt nie będzie ryzykować.

Kontaktowałeś się z Kubą po jego kontuzji?

Tak, tak. On po części rehabilitował się w tym samym miejscu co ja. Ja im zaufałem, powiedzieli mi, że od początku sezonu będę mógł normalnie wejść na te obciążenia, na których wszyscy grają.

Teraz wiem, że to była bardzo dobra decyzja, że wstrzymali mnie od tej gry. Teraz nie żałuję, choć wtedy myślałem, że ich tam w Heerenveen pozabijam (śmiech).

Warto było poczekać, za Tobą dobry sezon spuentowany podpisaniem nowej umowy. Ale inne kluby też śmiało by Cię widziały u siebie. Z Niemiec była gotowa oferta?

To było bardziej zapytanie, normalna rzecz w przypadku, kiedy kończy ci się kontrakt. Dzwoniły telefony z PKO Ekstraklasy, była jakaś propozycja z Japonii.

Kibice Lecha Poznań bardzo chętnie umieszczali Cię w planach na nowy sezon.

Miałem telefon z Poznania, czy byłbym zainteresowany powrotem do Polski. Bardzo ich lubię, no ale jeszcze nie teraz. Podziękowałem za zainteresowanie, ale to jeszcze nie ten moment.

Co do oferty z Bundesligi. To nie jest tak, że ja nie będę chciał odejść z Heerenveen. Ale możemy to zrobić, jak ktoś za mnie im zapłaci. Kluby na poziome, na który chciałbym iść, na pewno są w stanie mnie wykupić.

Szczególnie że w samym Heerenveen się dobrze czujesz. Nie narzekacie tam czasem na nudę?

Gdybym miał 19 lat i szukał rozrywki, to na pewno nie w Heerenveen. Według mnie to jest idealne miasto do grania w piłkę. Do spokojnego rozwoju, nie ma jakiejś dużej presji.

Archiwum prywatne Pawła Bochniewicza

Nie tęsknisz czasem na życiem we Włoszech?

Za życiem nie, bardziej za pogodą.

Jak wygląda życie chłopaka, który po trzeciej klasie gimnazjum wyjeżdża do Włoch grać w piłkę?

Miałem wszystko zagwarantowane. Pojechałem do takiego centrum sportowego, gdzie mieliśmy internat, restauracje, wszystko tam było. Jakbyś chciał, to możesz tam siedzieć cały rok.

Antonio Di Natale. Legenda włoskich boisk robi w szatni większe wrażenie?

Piłkarsko oczywiście, że robił. Widziałem już po drodze wtedy kilku dobrych piłkarzy. „Zielu”, Muriel, Bruno Fernandes. Chyba oni jakoś imponowali bardziej niż Antonio, bo wiadomo, swoje lata już wtedy miał.

Opowiadałeś mi, że w Regginie przytrafił Ci się niezwykle wyjątkowy mecz. Mianowicie samobój, później czerwona kartka. Nie było potem jakichś problemów na mieście? Wiadomo, jak kibice z południa podchodzą do futbolu.

Ja nie miałem z nimi problemu, bo ja wiem, ile wtedy miałem lat? Z 17, może 18. Klub i tak był bardzo nisko. Może akurat ten mecz mi średnio wyszedł, ale i tak grałem lepiej niż większość zawodników przez wcześniejszą część sezonu.

Kibice mnie dobrze odbierali, wiesz, młody, dobrze gra. Wiadomo, wtedy spadliśmy, to nie obyło się bez podpalonych samochodów. Jak to na południu bywa. Niektórzy nie mogli wychodzić z domu.

I z Włoch trafiasz do Górnika, do Zabrza. Jakie różnice może znaleźć zawodnik szkolony de facto w innym systemie?

Trener Brosz zawsze mówił, że inaczej biegam, i inne różne rzeczy. To nie tak, że jak wróciłem z Włoch, z Udinese, to się czułem Panem Piłkarzem, który będzie rządził i dzielił. W Górniku była fajna ekipa, do której dobrze się wkleiłem. Bardzo dużo Polaków, dużo dobrych znajomych. Ale na pewno był przeskok organizacyjny.

Na plus czy na minus?

Na minus, i to duży, ale liczyłem się z tym. Przy przejściu do polskiej ekstraklasy musisz zejść z tych standardów, jeśli chodzi o odnowę biologiczną, trening, boiska. Ale to było przed przejściem drużyny na nową trybunę. Teraz to nie jest może poziom Udine, ale masz warunki super do wszystkiego.

Z czasów PKO Ekstraklasy zapadł Ci mocniej w pamięć Zdenek Ondrasek?

Nie, że mocniej, tylko miałem z nim problem w tym sensie, że przegrywałem z nim pojedynki. Silny, boiskowy cham, zadziorny, walczy o  każdą piłkę. Teraz jak grasz na zawodników pokroju Bergwijna z Ajaksu, to też wcale nie jest przyjemnie.

Jakieś poważniejsze cele na zbliżający się sezon?

Chciałbym kontynuować to, co zacząłem w poprzednim sezonie, grać cały czas na stabilnym sezonie. I może jakiś transfer. Mam 27 lat, więc myślę, że jeszcze mogę zrobić krok do przodu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze