Biografia Rooneya – recenzja


30 lipca 2012 Biografia Rooneya – recenzja

Biografia Wayne'a Rooneya to kolejna pozycja z serii książek wydawnictwa Sine Qua Non, której recenzję dla Was przygotowaliśmy. A że napastnik Manchesteru jest postacią niezwykle intrygującą, to warto było sprawdzić, czy rzeczywiście ma coś ciekawego do powiedzenia.


Udostępnij na Udostępnij na

Sam sposób wydania książki jest bliźniaczo podobny do pozostałych pozycji wydawnictwa SQN, które ostatnio trafiły na polski rynek, więc nie ma sensu za bardzo się na ten temat rozpisywać. Warto jednak zaznaczyć, że jakość papieru jest o niebo lepsza niż w przypadku biografii Ryana Giggsa.

Wayne Rooney
Wayne Rooney (fot. Skysports.com)

Tradycyjnie książkę rozpoczyna przedmowa. U Giggsa był sir Alex Ferguson, u „Ibry” prezes Stowarzyszenia Milan Club Polonia, a u Rooneya Michał Pol. I to chyba dobre rozwiązanie, bo dziennikarz Sport.pl w sposób interesujący zachęca do lektury. Choć tak szczerze mówiąc, to chyba bardziej zaciekawił nas fragment o mającej się ukazać jesienią drugiej części biografii niż opis pierwszej. Ale cóż, czas przejść do meritum, czyli opowieści Wayne’a.

Na początku nuda. Sztampa, jakich mało. Ot zwykła, przytaczana już milion razy historia o chłopaku z biednej dzielnicy, który ciągle grał w piłkę, troszkę rozrabiał, a potem znów grał w piłkę. Później trafił do klubu, tam ktoś się na nim poznał, on się w międzyczasie zakochał i takie tam. Pierwsze strony trzeba przeczytać, żeby mieć ogólne pojęcie, kim Rooney jest.

Później jest jednak zdecydowanie ciekawiej. Warto właściwie wyróżnić trzy najważniejsze wątki: Everton, dziennikarze i życie prywatne. Może dziwić brak w tej trójce Manchesteru United, ale tak naprawdę to z opowiadań Wayne’a nie dowiadujemy się o drużynie Fergusona nic ciekawego.

Everton

Zdecydowanie najciekawsza część książki to ta, w której Rooney tłumaczy swoje odejście z Evertonu. Otóż okazuje się, że konflikt jednego z najlepszych napastników w Premiership z ówczesnym trenerem „The Toffees” Davidem Moyesem był na tyle poważny, że Rooney nie mógł już wytrzymać w klubie ani jednego dnia dłużej. Szczególnie mocny jest fragment, w którym Rooney wyraża swoje zdanie na temat szkoleniowca Evertonu, wykrzykując mu prosto w twarz kilka nieprzyjemnych słów. To była reakcja na to, że Moyes powiadomił media o rozmowie, którą przeprowadził z „Wazzą” kilka dni wcześniej w cztery oczy.

Skąd dziennikarze wzięli te informacje, jeśli nie od ciebie? Jesteś skurJuż nigdy więcej nie zagram w twojej drużynie! – po takich słowach wiadomo było, że obaj panowie nie mogą dłużej współpracować.

Rooney oczywiście podkreśla swe przywiązanie do niebieskich barw, ale zaznacza jednocześnie, że już nie jest fanatycznym kibicem Evertonu, jakim był kiedyś.

Dziennikarze

Jak by to ładnie ująć? Wayne nie przepada za dziennikarzami. Kilkanaście razy w książce przewijają się jego przygody z tabloidami i historiami, które – czasem zmyślone, czasem nie – publikowały tamtejsze gazety.

Ogólnie wszystko sprowadza się do tego, że popularność to najwyższa cena, jaką piłkarz płaci za grę na najwyższym poziomie, a paparazzi to już chleb powszedni.

Życie prywatne

No i tu też jest ciekawie, bo jakby ktoś tak bezrefleksyjnie przeczytał książkę, to doszedłby do wniosku, że ten waleczny na boisku Wayne poza nim jest kompletnym nudziarzem i aniołkiem. Nie pije, nie pali, nie imprezuje, z nikim się nie bije, a na dodatek nie zdradza partnerki (nie liczymy wyskoku do agencji towarzyskiej w wieku lat 16. Wiadomo, młodość). Harmonogram dnia gwiazdy Manchesteru wygląda mniej więcej tak: trening – obiad – kanapa, tv, Coleen, sen. I tak w kółko.

To chyba jakaś moda w szatni Manchesteru na wydawanie biografii, w których przedstawia się siebie jako aniołka, a później nagle się okazuje, że do tybetańskiego mnicha to jednak troszkę brakuje. Podobnie było z Giggsem, którego słodkie opowieści o rodzinie, córeczce i to ciągłe zdrabnianie imion kolegów doprowadzało do odruchów wymiotnych. Chwilę po wydaniu książki zobaczyliśmy, że Ryan wcale taki kryształowy nie jest. Tak jak Rooney. Z niecierpliwością czekamy na drugą część biografii, w której Wayne będzie się musiał tłumaczyć ze zdrady, nieudanej próby wymuszenia transferu do City itd. Ponieważ napastnik Manchesteru nie owija w bawełnę, to może być ciekawie.

A czy warto przeczytać pierwszą część? Warto. Oprócz marnego początku jest to lektura wciągająca, która pozwala nam poznać Rooneya od nieco innej strony. Nawet jeśli ktoś nie jest fanem „Czerwonych Diabłów”, to i tak nie powinien się nudzić podczas czytania.

Najnowsze