Jeszcze parę lat temu przydomek „Nieposkromione Lwy” idealnie oddawał charakter i styl gry reprezentacji Kamerunu. Dziś do Samuela Eto'o i spółki bardziej pasuje określenie „Bezzębne Lwy”.
Na przełomie XX i XXI wieku w Afryce, i nie tylko, nie było mocnych na Kamerun. Na MŚ 1990 we Włoszech, „The Indomitable Lions” jako pierwszy zespół z Czarnego Lądu przekroczył magiczną dla afrykańskich ekip barierę ćwierćfinału, gdzie po dramatycznym meczu i dogrywce, lepsza okazała się Anglia. W latach 2000-2002 piłkarze z Kamerunu dwukrotnie wygrali Puchar Narodów Afryki, w 2000 r. zwyciężyli również w turnieju piłkarskim na igrzyskach olimpijskich w Sydney, w finale pokonując faworyzowaną Hiszpanię. Po ostatnim sukcesie w PNA nastały jednak chude lata dla kameruńskiego futbolu. Zaczęło się od tego, że na MŚ 2002 drużyna narodowa nie wyszła z grupy, choć aż tak trudnych rywali w niej wcale nie miała (Niemcy, Irlandia, Arabia Saudyjska). W mistrzostwach kontynentu afrykańskiego „Nieposkromione Lwy”, pomijając edycję z roku 2008, kiedy zajęły drugie miejsce, nie potrafiły zajść dalej, niż do ćwierćfinału. A już eliminacje MŚ 2006 były dla kibiców z Douali, Jaundy i okolic prawdziwym szokiem.
Reprezentacja dowodzona wtedy przez Portugalczyka, Artura Jorge’a, nie zakwalifikowała się do niemieckiego mundialu. Cóż z tego, że dwukrotnie pokonała zwycięzcę grupy C – Wybrzeże Kości Słoniowej (2:0 u siebie i 3:2 na wyjeździe) – skoro aż cztery punkty stracili w potyczkach z Egiptem, raz też zdarzyło im się zremisować z Libią. Tak nierówna postawa spowodowała, że wielka sensacja stała się faktem. W kwalifikacjach do MŚ w RPA tym razem piłkarze swoim fanom nie sprawili takiego psikusa, niemniej na samym mundialu zawiedli na całej linii, przegrywając wszystkie trzy mecze, kiedy jako pierwsi odpadli z czempionatu globu. Znów Kameruńczycy nie mieli trudnych rywali (Holandia, Dania, Japonia), znów wizualnie prezentowali się nieźle (wszak ich starcie z ekipą Mortena Olsena było jednym z najbardziej emocjonujących spotkań na mundialu), skoro znów nie przyniosło to żadnych efektów. Od ośmiu lat kameruńska piłka pogrążona jest w kryzysie i póki co niewiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie coś się w tym temacie zmieni na korzyść.
Najlepiej świadczy o tym fakt, że od MŚ nie ma chętnego na okiełznanie trudnych charakterów lwów z Kamerunu. Po mundialu z hukiem z posadą pożegnał się, nielubiany przez kibiców i piłkarzy, Francuz Paul Le Guen. W meczu z Polską Kameruńczyków poprowadzi Jacques Songo’o, 46-krotny reprezentant kraju, który w sztabie szkoleniowym Le Guena na World Cup 2010 był odpowiedzialnym za szkolenie bramkarzy, ale jest to rozwiązanie tymczasowe. Kameruńska Federacja Piłkarska bowiem od końca czerwca rozpaczliwie szuka nowego selekcjonera, który ma poprowadzić Kamerun już od września w eliminacjach do PNA 2012. Zapytania o możliwość poprowadzenia „Nieposkromionych Lwów” otrzymali już Jean Paul Akono, Robert Attah, Hugo Broos, Ronald Koeman, Lotthar Matthaus, Otto Pfister i Klaus Toppmoller, ale każdy póki co odmówił.
Związek dalej chce powierzyć stery drużyny narodowej obcokrajowcowi, kameruńska prasa, na czele z „Cameroon-Tribune”, żąda, aby selekcjonerem tym razem został miejscowy szkoleniowiec. Z tym może być jednak problem, bo ostatni raz czterokrotnych zwycięzców PNA Kameruńczyk prowadził w latach 2000-2001 (nie licząc tymczasowej kadencji Julesa Nyonghi, który w 2007 r. przez krótki czas był selekcjonerem), a był to wspomniany wyżej Akono. Od kiedy prezydentem Kameruńskiej Federacji Piłkarskiej jest Mohamed Iya, drużyną narodową opiekują się trenerzy z zagranicy i nie inaczej zapewne będzie tym razem. Gorzej, że takie nazwiska, jak Koeman, Matthaus czy Toppmoller, albo najlepsze lata swojej kariery mają za sobą (Toppmoller), albo w ogóle nie nadają się na szkoleniowców (dwaj pozostali).
Do Szczecina na towarzyski mecz z „Biało-czerwonymi” przyjechała drużyna mocno przemeblowana w porównaniu z kadrą, która przebywała w RPA. Tym razem w zespole narodowym zabrakło miejsca dla takich piłkarzy, jak: Achiile Emana Edzimbi, Nijtap Fotso, Souleymanou Hamidou, Mohamadou Idrissou, Carlos Kameni, Alexandre Song i Achille Webo, zaś charyzmatyczny Rigobert Song, po 16 latach gry w reprezentacji Kamerunu, zrezygnował z występów w drużynie narodowej. I choć tymczasowo selekcjonerem jest Songo’o, to jednak tajemnicą poliszynela jest, że kadrę na starcie z Polską układał… Samuel Eto’o, stąd w zespole tyle zaskakujących nieobecności, nawet pomimo fatalnego dla Kamerunu mundialu. Na razie tylko bramkarz Espanyolu Barcelona, Kameni, miał na tyle odwagi, by powiedzieć wprost, że brak powołania to wina napastnika Interu Mediolan. Reszta piłkarzy na razie milczy, ale byli reprezentanci Kamerunu nie mają oporów przed krytyką bezwzględnych rządów Eto’o w drużynie narodowej.
– Eto’o to wybitny napastnik, ale prawda jest taka, że dla kadry nic pożytecznego do tej pory nie zrobił – zaatakował atakującego tuż przed rozpoczęciem MŚ 29-letniego, Roger Milla. – Milla? A czy on wygrał mundial? Czy zaszedł tylko do ćwierćfinału? – odparł w swoim stylu „Bestia”. Zresztą wcale nie muszę jechać do RPA, jeśli moja osoba komuś przeszkadza. Mam jeszcze czas do namysłu, czy w ogóle mi się to opłaca. Ostatecznie Sami na najważniejszą imprezę czterolecia pojechał, strzelił dwa gole, ale ile krwi napsuł kolegom z drużyny i trenerowi Le Guenowi, to aż strach pomyśleć. Z francuskim szkoleniowcem od dłuższego czasu był w konflikcie, bo ten kazał mu grać na boku pomocy, co Eto’o zwykle zbywał go krótkim – zapomnij.
Co ciekawe, gdy Jose Mourinho w Interze ustawiał Kameruńczyka na skrzydle, ten nie wybrzydzał i potulnie wykonywał polecenia trenera. Ba, raz zdarzyło mu się nawet wystąpić na boku… obrony i też nikt w Mediolanie nie słyszał jego narzekań. Eto’o zresztą rozżalony słabym występem Kamerunu na MŚ miał zakończyć karierę reprezentacyjną. Dał się jednak namówić do zmiany decyzji i w środę zagra na Stadionie im. Floriana Krygiera w Szczecinie. Z pełnym przekonaniem można jednak powiedzieć, że dał się nakłonić do powrotu tylko pod warunki zmiany szkoleniowca i wykluczeniem z drużyny kilku piłkarzy. Teraz więc wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować.
Poza Eto’o inni znani piłkarze Kamerunu, którzy zagrają z zespołem Franciszka Smudy, to błyskotliwy obrońca Tottenham Hotspur Londyn, Benoit Assou Ekotto, środkowy pomocnik Stephane Mbia z Olympique Marsylia czy dobrze wyszkolony technicznie skrzydłowy Jean Makoun z Olympioque Lyon. Postaci niewątpliwie znane szerokiemu gronu kibiców na całym świecie, ale z pewnością nie tak wielkiego kalibru, jak as „Nerrazzurich”. Co ciekawe, „Biało-czerwoni” dopiero po raz trzeci w historii zmierzą się z „Nieposkromionymi Lwami”. Oba dotychczasowe mecze zakończyły się bezbramkowymi remisami. Pierwsze starcie Polaków z Kameruńczykami miało miejsce na MŚ 1982 w Hiszpanii. Kamerun debiutował wtedy na mundialu, więc bezbramkowy remis z faworyzowaną Polską był dla nich wielkim sukcesem. Druga potyczka obu ekip miała miejsce przed dziewięciu laty w Poznaniu, tuż po awansie obu drużyn na MŚ 2002 w Korei Południowej i Japonii. W tamtym listopadowym spotkaniu zagrali po stronie Kamerunu Eto’o, a po naszej – Michał Żewłakow.
Kamerun od dłuższego czasu pogrążony jest w kryzysie, podobnie jak Polska, która również od dawna szuka swojej piłkarskiej tożsamości i stylu gry, pozwalający na efektowną i skuteczną grę. Zatem choć to tylko mecz towarzyski, to jednak każda z ekip z pewnością potraktuje go niezwykle poważnie.