Mijający rok w polskim futbolu zaskoczył chyba wszystkich. Liga, jak była, tak i pozostała słaba, a popisy jej przedstawicieli na europejskiej arenie znów zakończyły się kompromitacją - racja. Ale faktem pozostaje także to, że reprezentacja po raz pierwszy w historii awansowała do finałów Mistrzostw Europy, a w 2012 roku Polska i Ukraina wspólnie zorganizują (Uwierzmy, że się uda!) europejski czempionat.
Na progu roku zawsze przychodzi czas refleksji i podsumowań oraz nagradzania tych, którzy w przeciągu mijających dwunastu miesięcy najbardziej na to zasłużyli. Ja również postanowiłem wystawić kilka bardzo subiektywnych laurek i powinszowań. Najgorętsze życzenia chciałbym więc niniejszym złożyć:
Leo Beenhakkerowi – pierwszemu, który wprowadził piłkarską reprezentację Polski do finałów Mistrzostw Europy oraz nadał jej niepowtarzalny charakter i styl, dzięki któremu biało-czerwonym nie straszna jest żadna europejska ekipa – jeszcze więcej szczęścia, trafnych wyborów, szczęśliwych losowań, długiego żywota, samych radości i pozbycia się niechęci do Ireneusza Jelenia,
Maciejowi Skorży – najlepszemu polskiemu trenerowi (nie tylko młodego pokolenia), który zbudował w Krakowie zespół przerastający polską ligę o co najmniej dwie klasy – masy pieniędzy na zimowe transfery, przemyślanych ruchów kadrowych, Jacka Krzynówka oraz zwycięskiego marszu, zarówno do mistrzostwa Polski, jak i długo między Bugiem i Odrą oczekiwanej Champions League,
Arturowi Borucowi – najlepszemu polskiemu piłkarzowi mijającego roku, który na wyróżnienia zasłużył niepomiernie bardziej od Ebiego Smolarka (co piszę mimo, iż Artura szczególną sympatię nie darzę), równą formą imponując przez pełne 12 miesięcy na frontach wszelakich – lukratywnego kontraktu z Milanem oraz zdecydowanego potwierdzenia przynależności do ścisłego grona najlepszych golkiperów globu,
Michałowi Listkiewiczowi – nieudolnemu prezesowi skompromitowanej organizacji i obrońcy korupcyjnej ośmiornicy oraz jednemu z głównych prowodyrów przyznania Polsce i Ukrainie organizacji Euro 2012 – odrobiny honoru, która pozwoli mu wreszcie odkleić tyłek od prezesowskiego stołka i opuścić PZPN o własnych siłach, zamieniając go najlepiej na fotel szefa komitetu odpowiadającego za przygotowania do wspomnianego już europejskiego czempionatu,
Polonii Bytom – prawdziwej rewelacji rundy jesiennej Orange Ekstraklasy która, skazywana na nieuchronną degradację, poczyna sobie nad wyraz dzielnie pokazując w tabeli plecy ekipom znacznie wyżej notowanym – dalszej skutecznej walki z przeciwnościami losu, wbrew wszystkim utrzymania w najwyższej rozgrywkowej klasie i jak najwięcej spotkań na własnym boisku,
a także wszystkim Czytelnikom – to przede wszystkim –
Marzeń, o które warto walczyć,
Radości, którą warto się dzielić,
Przyjaciół, z którymi warto być,
I nadziei, bez której nie da się żyć.
Oraz polskiego medalu na Euro 2008, a nie mam tu bynajmniej na myśli Klose i Podolskiego. Tymczasem do zobaczenia (i przeczytania) w nowym, lepszym roku.