Słowacja teoretycznie miała przed Euro problemy podobne do naszych. Selekcjoner naszych południowych sąsiadów rozpoczął pracę dopiero w październiku 2020 r. Do tego styl gry naszych dzisiejszych rywali nie porywał, a zwycięstw w ostatnich miesiącach było tyle, co na lekarstwo. Jedni z niewielu pokonanych przez Słowaków przeciwników to Rosjanie. Co ciekawe, piłkarze pod wodzą Czerczesowa zostali rozmontowani w identyczny sposób jak Polacy na Euro 2020.
Mecz Słowacja – Rosja odbył się 30 marca w Trnawie. Zakończył się, jak można się domyślić, wynikiem 2:1 dla gospodarzy. Przebieg meczu był identyczny jak w przypadku spotkania Słowaków z Polską. Wtedy to Rosjanie mieli przewagę w posiadaniu piłki, jednak brakowało im konkretów. Pod koniec pierwszej połowy piłkarze Stefana Tarkovicia dostali prezent w postaci rzutu rożnego.
Milan Skriniar? Nie kryjmy, po co?
Rzut rożny wykonywał piłkarz na co dzień występujący w węgierskim Ferencvarosie – Robert Mak. Do niego jeszcze wrócimy. W każdym razie wówczas kopnął piłkę stojącą w narożniku. Posłał ją w środek pola karnego. Dopadł do niej Milan Skriniar, który w obliczu krycia strefowego bezproblemowo odnalazł się wśród co najwyżej równie rosłych rywali. Strzelił całkiem ładną bramkę i dał prowadzenie swoim krajanom.
Jego umiejętność wykorzystania okazji ze stałego fragmentu gry nie powinna dziwić. Już nie raz ratował w ten sposób swojej drużynie skórę. W meczu z początku marca 2021 r., Inter przeciwko Atalancie, Skriniar dokonał dokładnie tego samego, czym trzy miesiące później upokorzył Polaków. Wykorzystał zamieszane w polu karnym, nieporadność obrońców wybijających piłkę w dalszą część pola karnego i szybko oddał mocny strzał na bramkę rywali. Żeby było śmieszniej, zrobił to w ten sam sposób co w meczu z Polską. Przymierzył dokładnie w ten sam róg. Tak jak wówczas Sportiello nie miał nic do powiedzenia, tak dzisiaj Szczęsny również mógł nie rzucać się do tej piłki. Nie miał szans na uratowanie naszej reprezentacji.
Wiadomo, Euro to bardzo emocjonalny i stresujący turniej. Ale dzisiaj jest moment, w którym trzeba zadać trenerowi Sousie pierwsze, konkretne pytania. Otóż dlaczego, mimo bogactwa materiałów co do stylu gry Skriniara, nikt nie krył go w tak ważnym momencie? Trudno sobie wyobrazić, żeby jakikolwiek z naszych rywali łatwo odpuścił krycie Glika przy rzucie rożnym. Dlaczego więc my nie doceniliśmy podstawowego stopera Interu Mediolan, czyli tegorocznego zwycięzcy Serie A? To jest po prostu nielogiczne. Milan Skriniar przy kornerach powinien być wręcz kryty podwójnie, ale chyba nie doceniliśmy go wystarczająco.
Mak? Bardziej nieoczywisty, ale łatwiejszy do upilnowania
Innym „winowajcą” porażki można łatwo ogłosić Roberta Maka. Nie jest to piłkarz w szczytowej formie. Jest już po trzydziestce, do tego od pewnego czasu ma problemy z regularną grą w klubie. Na Słowacji jest jednak kimś ważnym. To gracz szybki, zdolny do zrywu w decydujących momentach. Być może jego styl dobrze określiłoby stwierdzenie „słowacki Grosicki”.
W każdym razie to jego rajd do środka pola i niezły strzał (później bramkę uznano za samobój Szczęsnego) okazał się morderczy. Do krycia tego skrzydłowego posłano Bereszyńskiego i Jóźwiaka. Jednak obaj dali się minąć jak dzieci. Potem Mak miał już autostradę do bramki. To był kolejny błąd taktyczny. Rzut oka na poczynania Słowaka z meczów przeciwko Austrii czy chociażby Rosji ukazuje, że umie on minąć nawet dwóch rywali. W tym przypadku mamy do czynienia z piłkarzem, który za wszelką będzie pchał się ze skrzydła do środka. Jeśli pozwoli mu się wkraść we własne pole karne, to ma się problem. A tymczasem podczas meczu z Polską po sforsowaniu pierwszej zapory Mak robił to, co chciał.
Dziwne jest to, że mimo dostępności materiałów z meczu Słowacja – Rosja (a Rosjan przecież na pewno analizowaliśmy jako sparingpartnerów) nie wyciągnięto żadnych wniosków. Gdybyśmy je wyciągnęli, to po nieudanych próbach odbioru piłki przez Bereszyńskiego i Jóźwiaka ktoś szybko pobiegłby zatrzymać rozpędzonego zawodnika Ferencvarosu i zneutralizowałby zagrożenie w zarodku.
Koniec okresu próbnego
Dzisiaj Paulo Sousa został przechytrzony taktycznie. O ile naszym zawodnikom nie można zarzucić braku woli walki, to na pewno trzeba mieć pretensje o brak pomysłu na rozegranie. Nie było niczego – ani celnych dośrodkowań, ani podań prostopadłych, ani strzałów z dystansu. Trudno mówić o niedostatku jakości piłkarskiej u naszych zawodników, więc należy doszukiwać się problemów w bezpośrednich przygotowaniach do meczu.
U nas nie było pomysłu, graliśmy na „chaos”. Słowacy pozwolili nam bawić się piłką, a jak już sami do niej dopadli, to szybko grali skrzydłami, skąd później starali się ponownie zejść na środek boiska. Oni mieli swoją filozofię opierającą się na stałych fragmentach gry i szybkich, płynnych akcjach. My z kolei mieliśmy zaatakować rywali jak najwyżej. O ile kibice lubią wysoki pressing, o tyle tym razem należało zejść trochę niżej. Przecież Rosjanie też atakowali Słowaków na własnej połowie i nic z tego nie wynikło.
Podopieczni Czerczesowa stracili bramki w identyczny sposób co my. Co ciekawe, swoją jedyną bramkę strzelili tak samo jak my. Jak na Euro Karol Linetty cudem wtoczył piłkę do bramki Dubravki, to tak samo futbolówkę na raty do bramki Kuciaka skierował Mario Fernandes.
Nasz sztab nie wyciągnął żadnych wniosków z zupełnie świeżego materiału analitycznego. Paulo Sousa, jak to określają fani Bordeaux, mówi piękne rzeczy, a jego drużyna na boisku niczego nie prezentuje. Może potrzebuje jeszcze trochę czasu, ale przygotowanie taktyczne do spotkania ze Słowakami to jedna wielka katastrofa. Nie wyciągnięto żadnych wniosków, portugalski sztab skupił się tylko na własnych piłkarzach.
Sousa i jego asystenci mieli być kreatywni i dać nam świeżość, a tymczasem gra nie wygląda lepiej niż choćby za kadencji Waldemara Fornalika. Miejmy jedynie nadzieję, że nasi analitycy pójdą po rozum do głowy i jeszcze raz po kolei przeanalizują wszystkie mecze naszych rywali z tego roku. Bo Słowacy nie zrobili nic, czego nie robili wcześniej. Skriniar nie popisał się nagłym dryblingiem, a Mak nie zrobił się nagle lisem pola karnego. Niestety ich codzienny styl był wystarczający na Polaków.