W lidze tureckiej od lat sprawa tytułu mistrzowskiego pozostaje wewnętrzną kwestią klubów ze Stambułu. Rzadkie wyjątki od tej reguły są prawdziwą sensacją. W tym roku jednak niespodzianki nie będzie. Mistrzowski tytuł przypadnie Besiktasowi, który w zdystansował lokalnego rywala – Fenerbahce. Ostatnia z drużyn wielkiej trójki – Galatasaray po fatalnym sezonie znajduje się w środku tabeli.
Każda z czołowych tureckich drużyn może się pochwalić gwiazdorski składem. Muslera, Sneijder, Podolski w Galatsaray; Demirel, Nani, van Persie, Fernandao w Fenerbahce. Jednak oni wszyscy muszą oglądać plecy piłkarzy z Besiktasu.
Piłkarze prowadzeni przez Senola Gunesa w ostatniej kolejce udowodnili swą wyższość w meczu z lokalnym rywalem i za chwilę na ich szyjach zawisną złote medale. Największe wrażenie robi siła ofensywna drużyny w charakterystycznych czarno-białych barwach. Średnia ponad dwóch bramek na mecz niewątpliwie wpłynęła na pozycję przyszłego mistrza Turcji. Szczególnie jeśli spojrzymy na to, że druga drużyna w tabeli strzeliła do tej pory o 15 bramek mniej, a trzeci w tabeli Konyaspor ma tych trafień o 30 mniej niż Besiktas. Główną postacią ofensywy lidera jest Mario Gomes. Niemiec pokazuje, że jest sobie w stanie poradzić w każdej lidze. 25 strzelonych bramek i sześć asyst pokazuje, kto jest filarem mistrzowskiego tytułu w sezonie 2015/2016.
Ogromnym wsparciem regularnie punktującego Gomesa jest, sprowadzony z Metalista Charków Argentyńczyk, Jose Sosa. Do 12 asyst dołożył on sześć bramek. Może się skupiać na zadaniach ofensywnych, mając za plecami serce i mózg drużyny, czyli ściągniętego za niewielkie pieniądze z drużyny młodzieżowej Arsenalu Oguzhana Ozyakupa. To jeden z najlepszych transferów Besiktasu w ostatnich latach. 23-letni Turek jest zawodnikiem, na którym opiera się cała gra drużyny. Reguluje tempo gry, rozprowadza piłkę, a dodatkowo we współpracy z Atibą Hutchinsonem rozbijają ataki rywali.
Linia obrony oparta na brazylijsko-chorwackim duecie stoperów nie jest najsilniejszą stroną lidera tabeli. Dość dobrze to widać, gdy spojrzymy, że wicelider stracił osiem bramek mniej. Problemem może być to, że boczni obrońcy częściej zajmują się grą ofensywną niż pilnowaniem, co się dzieje pod własną bramką. Szczególnie trzeba zauważyć, że obaj skrzydłowi, czyli Quaresma i Sahan, raczej nie należą do tytanów pracy w defensywie.
Póki jednak Besikitas strzela więcej bramek niż traci, nie ma powodu do niepokoju. Brutalną weryfikacją mogą się jednak okazać mecze w Lidze Mistrzów. Tam wymagania będą zdecydowanie wyższe i takie błędy w defensywie, jakie robią podopieczni Gunesa, spotkają się ze srogą karą. Teraz jednak kibice stambulskiego klubu mogą się cieszyć mistrzowskim tytułem odzyskanym po siedmiu latach posuchy.