U progu nowego sezonu ekstraklasy Arka Gdynia prezentuje się bardzo dobrze. Przed siódmą kolejką gier beniaminek zajmuje trzecią pozycję w tabeli. Jednak na uwagę zasługują nie tylko wyniki zespołu Grzegorza Nicińskiego, ale również efektowny styl gry. Na grę „Arkowców” naprawdę chce się patrzeć. W XXI wieku mieliśmy już dwójkę beniaminków, którzy podobnie otwierali ligowe zmagania. Efekt końcowy był jednak już różny. W którą stronę pójdzie Arka – GKS-u Bełchatów czy Zagłębia Lubin?
Arka na tę chwilę w ogóle nie sprawia wrażenia drużyny, która dopiero co wróciła do rywalizacji w ekstraklasie. Podopieczni trenera Nicińskiego grają pewnie w obronie, co w połączeniu z dużą kreatywnością linii pomocy sprawia, że „Arkowcy” są bardzo groźną drużyną dla reszty stawki. Przekonała się o tym Legia, która nawet w rezerwowym składzie powinna oprzeć się gdynianom przy Łazienkowskiej, ale na własnym boisku poległa. W ten oto sposób beniaminek z Gdyni wyrównał punktowe osiągnięcie GKS-u Bełchatów sprzed dwóch lat.
Jak GKS?
Wracając do Bełchatowa, ówczesny beniaminek wszedł w nowy sezon 2014/2015 wybornie, już w pierwszej kolejce pokonując Legię po golu… Bartosza Ślusarskiego. W kolejnych spotkaniach w pokonanym polu zostawił również Koronę Kielce, Śląsk Wrocław, Ruch Chorzów i Pogoń Szczecin. Kamil Kiereś stworzył grupę solidnych ligowców wzmocnioną kilkoma charakterystycznymi postaciami. Jednym z kluczowych graczy „Brunatnych” był Arkadiusz Malarz, który dziś ratuje skórę „Wojskowym”, oraz bracia Mak. Ta mieszanka pozwoliła na stworzenie prawdziwego objawienia rozgrywek. Bełchatowianie w rundzie jesiennej karcili swoich rywali i na półmetku sezonu zajmowali czwarte miejsce.
Jednak wiosną już tak dobrze nie było. Piłkarze przestali błyszczeć i rozpoczął się powolny zjazd na dno ligowej tabeli zakończony degradacją. Swoje zrobił także nieporządek organizacyjny i kłopoty finansowe klubu z łódzkiego. Potwierdzeniem tego niech będzie rotacja na ławce trenerskiej. Kamil Kiereś został w połowie sezonu zwolniony, zastąpił go Marek Zub, ale po spadku do I ligi wrócono do tego pierwszego. Przykład GKS-u udowadnia, że przy problemach pozasportowych trudno, by nie odbiło się to na grze zespołu.
Czy jak Zagłębie?
Skrajnie odwrotnym przykładem beniaminka z niezłym startem jest Zagłębie Lubin. „Miedziowi” co prawda nie zaczęli sezonu tak spektakularnie jak Arka czy GKS, ale osiem punktów w pierwszych sześciu kolejkach to wynik bardzo przyzwoity. No i co najważniejsze, lubinianie nie złapali „zadyszki”, a wręcz przeciwnie. Im dłużej trwała kampania 2015/2016, tym lepiej wyglądał zespół trenera Piotra Stokowca. Generalnie młody trener ekipy z Dolnego Śląska jest świetnym przykładem, że zaufanie popłaca. Gdy zatrudniano byłego szkoleniowca m.in. Polonii czy Jagiellonii, zespół spadał z elity. Włodarze Zagłębia pozostawili trenera na stanowisku i pozwolili mu spokojnie pracować nad powrotem do ekstraklasy. I rzeczywiście zabieg ten zdał egzamin. Stokowiec zbudował świetną drużynę, która jest mieszanką wychowanków i doświadczonych ligowców.
Im dłużej trwała kampania 2015/2016, tym lepiej wyglądał zespół trenera Piotra Stokowca. Młody trener ekipy z Dolnego Śląska jest świetnym przykładem, że zaufanie popłaca.
Do tego wszystkiego doszedł Filip Starzyński. „Figo” w Lubinie po raz kolejny udowodnił, że jest świetnym rozgrywającym, a jego prawa noga działa cuda. Nie można zapominać o warunkach, w jakich pracują piłkarze „Miedziowych”. Klub ma potężnego sponsora – KGHM i mądrych włodarzy. W takiej atmosferze zawodnikom nie pozostanie nic innego, jak tylko skupić się na grze. I w tym skupieniu Zagłębie na koniec sezonu wskoczyło na pudło ligowej rywalizacji i jako beniaminek wywalczyło prawo występu w eliminacjach do Ligi Europy.
Którą drogą pójdzie Arka?
Jak widać na przykładzie wspomnianych GKS-u i Zagłębia, dobry start nie zawsze oznacza sukces na koniec sezonu. Na co należy zwrócić uwagę, to fakt, że w ostatnich latach nie jesteśmy już świadkami płacenia frycowego przez ligowych świeżaków. To popularne kiedyś określenie dzisiaj nie ma zbyt wielu odniesień w ekstraklasie. Teraz beniaminek bardzo dobrze wchodzi w sezon, a jego jakość weryfikowana jest w dalszych fragmentach ligowej rywalizacji.
Gdynianie są swoistą „hybrydą” GKS-u i Zagłębia. Z jednej strony „Żółto-niebiescy” wciąż zmagają się ze spłatą zadłużenia, z drugiej przy Olimpijskiej jest grupa ludzi, którzy wiedzą, co robią, i świetnie zarządzają pomorskim klubem z prezesem Wojciechem Pertkiewiczem na czele.
W kontekście beniaminków z poprzednich lat wspominaliśmy o różnych sytuacjach finansowych tych klubów. Nie zakładamy, że pieniądze są czynnikiem warunkującym sukces, ale porządek organizacyjny tylko pomaga zespołowi. Potwierdzeniem tej tezy dzisiaj może być krakowska Wisła. Wracając jednak do Arki, gdynianie są swoistą „hybrydą” GKS-u i Zagłębia. Z jednej strony „Żółto-niebiescy” wciąż zmagają się ze spłatą zadłużenia, z drugiej przy Olimpijskiej jest grupa ludzi, którzy wiedzą, co robią, i świetnie zarządzają pomorskim klubem z prezesem Wojciechem Pertkiewiczem na czele.
To wszystko sprawia, że Grzegorz Niciński może spokojnie pracować z zespołem, który wypracował swój charakterystyczny styl gry. Klub powoli wychodzi na finansową prostą, a drużyna Arki jest na dobrej drodze do wzmacniania swojej pozycji w ligowej rzeczywistości. Jeśli nie wydarzy się jakaś katastrofa w szeregach „Żółto-niebieskich”, beniaminek z Gdyni utrzyma się w cuglach i jeszcze wielu zespołom napsuje krwi. Na powtórzenie „wyczynów” wspomnianych poprzedników raczej nie ma co liczyć, ale możliwe, że jesteśmy świadkami powstawania naprawdę solidnej i organizacyjnie zdrowej ekstraklasowej drużyny.