Benevento z niepozornego beniaminka zmienia się w ekipę, która na dłużej może zagościć na boiskach Serie A. „Wiedźmy” rozgościły się w środku tabeli włoskiej ekstraklasy i nie wygląda na to, żeby w najbliższym czasie gdziekolwiek się wybierały: ani do europejskich pucharów, ani do Serie B. Jednak co zmieniło się w drużynie Benevento od jej ostatniego, nieudanego, występu na najwyższym poziomie rozgrywkowym na Półwyspie Apenińskim?
Ubiegłoroczny mistrz Serie B z meczu na mecz umacnia swoją pozycję w środku tabeli. Beniaminek umie podważyć autorytet największych klubów w Italii, ale potrafi również głupio gubić punkty z gorszymi na papierze zespołami. Transfer Kamila Glika okazał się absolutnym strzałem w dziesiątkę, aczkolwiek nadal czuć, że w ekipie „Wiedźm” czegoś brakuje. Coś blokuje Philippo Inaghiego przed wykorzystaniem pełnego potencjału swoich piłkarzy. Przeszkoda ta uniemożliwia Benevento wejście na wyższy piłkarski poziom, a patrząc na jego dotychczasowe występy, można stwierdzić, że beniaminek ma możliwości, by walczyć o czołówkę włoskiej ekstraklasy.
Glik znowu szaleje we Włoszech
Mimo że zespół „Wiedźm” nie jest szczytem piłkarskich marzeń, to Glik nie może narzekać na brak okazji do gry. Stoper naszej reprezentacji wystąpił w każdej możliwej minucie w obecnych rozgrywkach włoskiej ekstraklasy. Nikt z drużyny beniaminka nie może pochwalić się takim wynikiem. Najbliżej 32-latka pod względem czasu na boisku jest podstawowy bramkarz Benevento – Lorezno Montipo.
Mimo krótkiego stażu w zespole Glik cieszy się wielkim zaufaniem zarówno trenera, jak i włodarzy włoskiego klubu. Warto tutaj zaznaczyć, że 79-krotny reprezentant Polski w tym sezonie aż trzykrotnie zakładał kapitańską opaskę. Przypomina to poprzedni pobyt stopera na Półwyspie Apenińskim, podczas którego jeszcze rozgrywał mecze w barwach Torino. Co prawda od tego czasu zarówno Polak, jak i klub z Piemontu przeszli kilka zmian, ale, jak widać, 32-latek może nadal cieszyć się dobrą opinią w Italii.
Dopiero zauważyłem, że Kamil Glik w ostatnim meczu (zresztą już trzeci raz w sezonie) był kapitanem Benevento. To oznacza, że nosił opaskę już w trzech zagranicznych klubach.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) January 19, 2021
Jednak czy nasz reprezentant zasłużył w tym sezonie na zaufanie Philippo Inzaghiego? Benevento w obecnych rozgrywkach straciło aż 36 bramek. Kilka innych zespołów może „pochwalić” się takim samym wynikiem, ale gorsze pod względem tej statystyki są tylko Torino i Crotone, które znajdują się teraz w strefie spadkowej. Zatem pod względem liczby obrona „Wiedźm” nie prezentuje się najlepiej. Jednak aż strach pomyśleć, ile beniaminek straciłby bramek, gdyby nie obecność Kamila Glika w defensywie.
Polak jest zdecydowanie najpewniejszym elementem układanki Philippo Inzaghiego. Chociaż czasami nasz reprezentant nie daje rady w pojedynkach sprinterskich, to nadrabia swoim piłkarskim doświadczeniem. Mimo że innych defensorów Benevento trudno nazwać młodzikami, to zdarza się, że brak im zdecydowania. Przykładem może być ostatni mecz z Torino. Przy wyrównującym golu faul taktyczny na piłkarzu „Byków” zapobiegłby utracie bramki. Jednak jeden z obrońców „Wiedźm” nie zdecydował się na nieprzepisowe zagranie. Kilka minut później w podobnej sytuacji znalazł się reprezentant Polski. Po chwili arbiter wyciągał z kieszeni żółty kartonik, a Glik przepraszał swojego rywala. Polak daje drużynie Inzaghiego tak potrzebną pewność w obronie.
Benevento musi zacząć grać na stabilnym poziomie
Sporym problemem Benevento w tym sezonie jest brak regularności w grze. „Wiedźmy” nie potrafią utrzymać swoich występów na optymalnym poziomie. Przez te wahania dochodzi do absurdów, jeżeli spojrzymy na dotychczasowe mecze podopiecznych Inzaghiego. Z jednej strony beniaminek Serie A potrafi walczyć z mocnymi zespołami. Udowodnił to, remisując z Juventusem czy Lazio. Nawet w przegranym w październiku meczu z Napoli Benevento pokazało się z dobrej strony, skutecznie odbierając zaciekłe ataki rywali. Drużynę spod Wezuwiusza przed utratą punktów uratował piękny strzał Lorenzo Insigne oraz gol, wtedy jeszcze, rezerwowego – Andrei Petagni.
Natomiast z drugiej strony spektrum znajdują się mecze z ostatnim w tabeli Crotone czy z drugim tegorocznym beniaminkiem – Spezią. Oba spotkania „Wiedźmy” przegrały różnicą trzech bramek. Oczywiście nikt nie spodziewa się po drużynie Kamila Glika, że będzie wygrywać każde spotkanie, natomiast taka rozbieżność wskazuje na to, że coś nie jest do końca w porządku z ustaloną przez włoskiego szkoleniowca taktyką lub z grą piłkarzy Benevento.
Możliwe, że jest to kwestia odpowiedniej motywacji. Beniaminek potrafi poradzić sobie z gigantami Półwyspu Apenińskiego, ponieważ zawodnicy chcą pokazać się z jak najlepszej strony w ważnym ligowym spotkaniu. Natomiast kiedy na papierze rywal jest słabszy, wtedy piłkarzom zaczyna brakować koncentracji. Może być to jeden z czynników, natomiast przegrane pojedynki z Romą, Interem i Milanem oraz zwycięstwa przeciwko Bolonii i Genoi lekko podważają słuszność tej tezy. Zatem co tkwi w sercu wahań formy?
Benevento w obecnym sezonie przegrało tylko dwa z siedmiu spotkań, kiedy jako pierwsze zdobywało bramkę. Natomiast kiedy to „Wiedźmy” musiały gonić wynik, zwyciężyły tylko raz – w pierwszym ligowym meczu przeciwko Sampdorii. Statystyki pokazują, że zespół Inzaghiego świetnie umie sobie poradzić, kiedy trzeba zamurować bramkę i przeszkadzać rywalom w konstruowaniu akcji. Jednak przedstawione liczby pokazują również, co może być główną wadą drużyny Kamila Glika.
Koledzy Glika muszą zacząć strzelać!
Najistotniejszy problem nie tkwi w mentalnym nastawieniu czy w momentami dziurawej obronie, ale w ofensywie. Benevento nie potrafi wykorzystywać okazji przed bramką rywala. Jako przykłady mogą posłużyć mecze z Sassuolo oraz Crotone. Przypomnijmy, że oba te spotkania zakończyły się porażką „Wiedźm”. W pojedynku z ostatnią w tabeli drużyną Serie A podopieczni Philippo Inzaghiego oddali aż 22 strzały, a ich rywal zaledwie dziewięć. Mimo tego beniaminek zdobył w tym meczu tylko jedną bramkę, a Crotone aż cztery. Rywalizacja z Sassuolo wyglądała podobnie. Klubowi koledzy Kamila Glika próbowali zagrozić bramce Consigliego 30 razy, lecz po żadnym z tych ataków piłka nie znalazła się w siatce. Natomiast ich przeciwnicy oddali zaledwie sześć strzałów, ale ten najważniejszy – z rzutu karnego – wystarczył, by pokonać Benevento.
Co ciekawe, raczej nie można powiedzieć, żeby napastnicy beniaminka byli w kiepskiej formie, jeżeli popatrzy się na ich grę, a nie statystyki. Gra głównego ofensywnego zawodnika „Wiedźm” – Gianluci Lapaduli – może nawet czasami budzić podziw. Reprezentant Peru zawsze daje z siebie wszystko na boisku i gdy jest zmieniany, bardziej wygląda, jak gdyby schodził z placu bitwy niż z piłkarskiej murawy. Inni napastnicy Benevento również potrafią zaskoczyć kibiców. Caprari, Insigne oraz Sau umieją tworzyć przemyślane i zgrane akcje.
Lapadula dziś strzelił gola ale widzę u niego całą masę braków.
— Radosław Laudański (@radek_laudanski) January 22, 2021
Jednak co z tego, skoro wszyscy wymienieni ofensywni zawodnicy mają na swoim koncie w sumie trzynaście bramek, czyli o dwie mniej niż znajdujący się na pierwszym miejscu klasyfikacji strzelców Serie A Cristiano Ronaldo. Drużynie Inzaghiego potrzebny jest ktoś, kto mniej zaangażuje się w rozegranie, natomiast będzie potrafił wykorzystać okazje kreowane przez kolegów z zespołu. Beniaminek potrzebuje bezwzględnego i fachowego snajpera. Tego typu zawodnik może okazać się kluczowy, jeżeli Benevento będzie po tym sezonie miało większe ambicje niż tylko utrzymanie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym we Włoszech.
***
„Wiedźmy” już znalazły piłkarza, który trzyma całą defensywę w ryzach. Teraz potrzebny jest tylko ktoś, kto tak samo będzie umieć kontrolować linię ataku. Kiedy Inzaghi znajdzie już „swojego Ronaldo”, klub Kamila Glika może okazać się czarnym koniem Serie A w przyszłym sezonie.