Ben van Dael w Polsce spędził naprawdę intensywny czas. Od dyrektora technicznego akademii poprzez asystenta pierwszego trenera awansował na szkoleniowca pierwszej drużyny Zagłębia Lubin. Potrzebował na to niespełna roku. Dość niespodziewanie jednak został z tej funkcji zwolniony. Teraz po ponad roku od zwolnienia z Lubina iGol.pl jako pierwsza redakcja dotarł do holenderskiego szkoleniowca, a van Dael zgodził się na rozmowę. Między innymi właśnie o kulisach jego zwolnienia, ale i o młodych talentach z akademii Zagłębia czy też planach na najbliższą przyszłość udało nam się z Benem porozmawiać.
https://twitter.com/roman_skir/status/1056981581741613056
Jak Pan wspomina Polskę? Podobała się Panu praca w naszym kraju?
Tak, podobała mi się praca w Polsce. Było bardzo dobrze. Moje wspomnienia związane z Polską są bardzo dobre. Po pierwsze praca w akademii. Niesamowita. Tak samo później w pierwszej drużynie. Nic złego się nie działo. Wszystko było naprawdę dobre. Do teraz mam kontakt z wieloma pracownikami z akademii, ale także z piłkarzami. Po drugie, pytałeś także o kraj. Jest inny… Latem jest prawie tak samo jak w miejscu, w którym obecnie jestem, z tego względu, że oba miejsca znajdują się niemal na tym samym poziomie równoleżnikowym. Z mojej wioski do Lubina prowadzi niemal całkowicie prosta droga. Jadę przez Moenchengladbach, Duesseldorf, Dortmund, Lipsk i Drezno, a dalej już jest granica. Później jadę na Legnicę i wjeżdżam na nową S3.
Zimą jest inaczej przez mroźny wiatr. Zwłaszcza w Lubinie. Boisko w Lubinie jest otwarte, przez co komunikacja z piłkarzami, gdy wieje zimny wiatr, jest znacznie utrudniona. Klubowe obiekty były i są na wysokim poziomie. To zresztą był jeden z powodów, dla których podpisałem kontrakt z Zagłębiem.
Jako specjalista od młodzieży jakie różnice Pan zauważa między młodymi piłkarzami polskimi a holenderskimi?
Jest jedna wielka różnica. Przede wszystkim problem językowy u polskich młodych piłkarzy… Wielu zawodników nie mówi po angielsku. Jedynie kilku, a reszta ogranicza się do kiwania głową i mówienia: „yes, yes, yes”. Jednak przez większą część czasu nie są w stanie mnie zrozumieć. Miałem jednak tłumacza, który był bardzo dobry, więc to nie był wielki problem. Największa różnica jednak nie ma związku z językiem. To różnica kulturowa. Wydaje mi się jednak, że w Polsce powoli się to zmienia. Jeśli zapytałem o coś w szatni Vitesse, gdzie było wielu zawodników z Maroka czy Turcji, odpowiedź dostawałem niemal natychmiast. W Polsce? Tak, to jest duża różnica. Nie tylko wśród młodych zawodników, lecz także w pierwszej drużynie. Jednak wraz z upływem czasu, gdy pracowałem w Zagłębiu, zmieniało się to na lepsze. Zwłaszcza w drużynie młodzieżowej. Uważam, że potencjał polskich młodych piłkarzy jest wysoki z powodu dobrego nastawienia psychicznego. Chcą się rozwijać, chcą słuchać. Dają się wytrenować.
Polacy mają większy potencjał od Holendrów?
Być może… Polscy piłkarze mają świadomość tego, że muszą się wiele nauczyć. Holendrzy od małego zaczynają trenować pewne elementy i kiedy mają po 18 lat, mówią: Znowu? Jeszcze raz to samo? Tak, jeszcze raz. Kolejna różnica to ta, że w polskiej szatni masz jedynie samych Polaków. W Holandii mamy multikulti. Czasami daje to przewagę, ale czasami też nie.
Chciałem zapytać o Pańską reakcję, kiedy zaoferowano Panu prowadzenie pierwszej drużyny. Najpierw jako trener tymczasowy, a potem oficjalnie jako trener pierwszego zespołu.
Byłem w klubie zaledwie dwa czy trzy miesiące, gdy pojawił się problem z pierwszą drużyną. Spytali mnie, czy nie przejąłbym sterów. Pierwsze, co zrobiłem, to powiedziałem, by tego nie robili. Dali kontrakt Mariuszowi Lewandowskiemu i chciałem, by został w klubie. Wielokrotnie rozmawiałem z Lewandowskim, Michałem Żewłakowem, prezesem klubu i chciałem mu pomóc. W związku z tym zostałem asystentem trenera Mariusza Lewandowskiego. Następny mecz graliśmy przeciwko Górnikowi Zabrze. Przegraliśmy i Lewandowski został zwolniony. Czułem się nieco zmuszany do przejęcia pierwszej drużyny ale pomyślałem: OK, zrobię to. Paluszek powiedział mi: Ben powinieneś to zrobić, prezes Dróżdż i Żewłakow również mnie o to poprosili. Postanowiłem przystać na propozycję, ale zaznaczyłem, że zostanę na stanowisku jedynie do świąt Bożego Narodzenia. W okresie między momentem, gdy objąłem stery w pierwszej drużynie, a świętami piłkarze udali się do Żewłakowa, by przekazać mu, że chcą, bym został na stanowisku. To był powód, dla którego zgodziłem się pozostać na stanowisku do końca sezonu. Myślę, że mieliśmy dobry sezon i graliśmy dobrą piłkę. Mieliśmy dobrą drużynę, jednak problem był taki, że po sezonie kilku zawodników odeszło: Tuszyński, Jagiełło, Pawłowski, Mares, Dziwniel, Leciejewski. W związku z tym drugi sezon był trudniejszy. Jednak pierwszy był bardzo dobry.
Był Pan przedstawiany jako trener, który pomoże młodym zawodnikom zrobić kolejny krok w karierze i stać się piłkarzami pierwszej drużyny. Jak Panu – w Pańskiej opinii – poszło w tej kwestii?
Trudno powiedzieć… Kiedy byłem w akademii, pojechaliśmy z drużyną U-19 na turniej w Zagrzebiu. Z początku mieliśmy kilka problemów, ale po kilku spotkaniach z zespołem zauważyłem, że zawodnicy poczynili duże kroki do przodu. Kiedy objąłem stery w pierwszej drużynie, nasze rezerwy miały w swoich szeregach kilku dobrych zawodników, jak choćby: Damian Oko, Bartek Slisz, Patryk Szysz, Łukasz Poręba, Adam Borkowski, Michał Bogacz, Patryk Mucha, Kacper Bieszczad i kilku innych, i zostali oni włączeni do pierwszego zespołu. Widziałem też Daniela Dudzińskiego. Teraz Bartosz Białek jest napastnikiem pierwszej drużyny i my także wtedy wiedzieliśmy o nim. Pierwsze spotkanie, w którym go zobaczyłem, był mecz przeciwko VfL Wolfsburg w Opalenicy. Białek dopiero wracał po kontuzji kolana, jeśli dobrze pamiętam. Zaraz po tym znów złapał kontuzję. Mieliśmy świadomość, że taki zawodnik jak Białek jest w naszym klubie, ale musieliśmy na niego zaczekać. Adam Buczek powtarzał mi: obserwuj Białka, obserwuj Białka. Tak też zrobiłem. Wiedzieliśmy, że jego czas nadejdzie. Myślę, że przedostatni sezon w wykonaniu Damiana Oko był bardzo dobry. Poprzedni już nie do końca, ale to się zdarza. Nigdy nie będziesz w stanie grać tak samo dobrze przez kilka sezonów z rzędu. Zawsze w trakcie kariery będziesz miał lepsze sezony i te gorsze. Poręba rozegrał wiele spotkań. Było tam wielu utalentowanych zawodników i myślę, że nadal jest. Kamil Kruk został włączony do pierwszej drużyny i on także wracał po kontuzji. Jednak kiedy jesteś trenerem pierwszego zespołu, jest nieco trudniej, ponieważ chodzi przede wszystkim o zajęcie jak najwyższej lokaty w tabeli na koniec sezonu. Oczywiście, w młodzieżówkach wynik też się liczy, ale tam chodzi przede wszystkim o rozwój piłkarza i poprawianie jego umiejętności. Nie da się prowadzić pierwszej drużyny i grać samymi młodzieżowcami. To jest niemożliwe.
Skończyliście sezon na 6. miejscu. W maju podpisał Pan nowy kontrakt z klubem. Czy w tamtym czasie czuł Pan, że to będzie bilet w jedną stronę?
To było nieoczekiwane… Po moim pierwszym sezonie wielu podstawowych zawodników odeszło z zespołu. Teraz powiem coś, co być może zaboli kilka osób… W Zagłębiu nie było dobrego skautingu. Dam ci przykład Suljicia. Przyszli do mnie z nazwiskiem Suljić. Według nich miał być on środkowym pomocnikiem. Obejrzałem więc nagranie z jego występami i w mojej opinii Suljić był zawodnikiem na pozycję numer 7. Mimo że powiedziałem im, iż na tę pozycję nie szukamy zawodnika, oni wciąż chcieli sprowadzić Suljicia do Lubina. Nie potrzebowaliśmy piłkarza o takiej charakterystyce. Usiedliśmy z Jarosławem Gambalem, Michałem Żewłakowem i Sławomirem Morawskim i mówię do nich: Okay, zadzwońmy do Balazsa Totha – dyrektora Puskas Academy. Pracowałem z nim w Venlo, to były reprezentant Węgier. Chciałem do niego zadzwonić, ponieważ znał Suljicia, gdy ten grał na Węgrzech, w Videotonie… Kiedy zadzwoniliśmy do niego, powiedział nam dokładnie to samo co ja wcześniej… I nawet pomimo jego opinii Suljić został sprowadzony do Zagłębia. Dla mnie to był błąd. To niejedyny przykład… Skauting w Zagłębiu? Był niewystarczający.
Tak więc w zasadzie dostał Pan zawodników, których Pan nie chciał, nie potrzebował…
Kiedy prowadzisz pierwszą drużynę, oczekujesz, że będziesz miał skauting… Oczekujesz od nich, że mają trzy, cztery nazwiska na każdą pozycję. Potem zaglądasz do młodzieżówek i sprawdzasz, czy tam nie ma kogoś, kto da jakość. Sprawdzasz, czy jest gotowy, by go włączyć do pierwszej drużyny. Wtedy dopiero bierzesz listę i zastanawiasz się, komu jesteśmy w stanie zapłacić, a komu nie. Lista powinna zawierać również: pensje, styl gry, wiek. Ale tego rodzaju dyskusja? W Zagłębiu jej nie było.
Twierdzi Pan, że w Zagłębiu nie ma dobrego skautingu?
Żewłakow twierdził, że jest. Lubię Żewłakowa bardzo. To dobry człowiek. Mogliśmy rozmawiać, dyskutować o piłce całymi dniami. Bez problemu. Jednak ta część naszej współpracy… nie była wystarczająca. Mogę powiedzieć jeszcze jedną rzecz o Żewłakowie. Słyszałem od piłkarzy i ludzi z otoczenia klubu, że po moim zwolnieniu do mediów poszedł przekaz, iż za moim zwolnieniem stała decyzja prezesa i Żewłakowa. Nie stała… To była decyzja tylko i wyłącznie prezesa. Przegraliśmy z Wisłą i do szatni wszedł prezes Zagłębia, bardzo rozemocjonowany. Zwalniam cię! – powiedział. Kiedy wracaliśmy do klubowego autobusu, próbowałem dodzwonić się do Żewłakowa, ale nie odbierał. Żewłakowa zabrakło nawet podczas rozgrywanego spotkania! Bardzo dziwne… Następnego dnia wróciliśmy do Lubina z prezesem i Żewłakowem. Zapytałem go, dlaczego nie odbierał telefonu. Odpowiedział mi: Szczerze? Nic nie wiedziałem o tym, że cię zwolni. I jeżeli powie coś innego, udowodnię swoją rację i go to zaboli. Jednak wtedy mnie to bolało. Uważam, że źle się stało. Powinieneś pracować z uczciwymi, szczerymi ludźmi. Jeżeli nie zgadzasz się z prezesem, to przedstaw mu swoją opinię.
Więc według Pana Żewłakow chciał, by Pan został w Lubinie, ale nie miał odwagi, by postawić się prezesowi?
Nie, myślę, że rozmawiali o moim zwolnieniu, ale nie o momencie, w którym to nastąpi. Tak więc to było złe. Nie możesz podejmować takich decyzji samodzielnie. To jest jeden z powodów, dla którego Dróżdża w Lubinie już nie ma. Uważam, że Żewłakow powiedział mu, by tego nie robił, bo jest za wcześnie. No ale w każdym razie to było złe.
Zanim Pana zwolniono, Zagłębie miało serię trzech meczów z porażką. Mam świadomość, że kolejne pytanie może zabrzmieć głupio, ale miał Pan rozwiązanie, jak przerwać tę złą passę?
Nie, to bardzo logiczne pytanie. Gdy obejmowałem stery w pierwszej drużynie, także przegraliśmy trzy spotkania. Zagłębie to nie Bayern Monachium, więc porażki mają prawo się pojawić. Po moim zwolnieniu spotkałem się z piłkarzami Zagłębia i powiedziałem im: Oczywiście, że awansujecie do grupy mistrzowskiej. Byłem o tym przekonany. Zrobiliby to ze mną lub beze mnie. Jednak kiedy z klubu odchodzi wielu piłkarzy, potrzeba czasu, by nowi zawodnicy się wdrożyli. Nie jesteśmy Bayernem, w którym 12., 13., 14., 15. zawodnik po wejściu daje praktycznie to samo co gracz podstawowego składu.
Podobna sytuacja miała miejsce w Pogoni Szczecin, kiedy Kosta Runjaić miał serię kilku spotkań bez wygranej. Jednak tam prezes wytrzymał ciśnienie i mu się to opłaciło. Pomyślałem więc: może nie dano Panu wystarczająco dużo czasu?
Część mediów oskarżała Pański zespół o brak stylu…
Brak stylu? Może nie widzieli ostatniego sezonu (śmiech). Na początku, zanim wykreowałem jakikolwiek styl, także przegraliśmy trzy spotkania. Ale ludzie mogą i mówią różne rzeczy. Żaden problem.
Brak stylu nie byłby problemem, gdyby Pański zespół wygrywał, ale kiedy nie ma wyników, ludzie zaczynają szukać wszystkiego…
Oczywiście. Taka jest piłka nożna. Wszyscy o tym doskonale wiemy. Musisz z tym żyć. To twój problem jako trenera. Nie mam wpływu na to, co mówią ludzie spoza klubu. Mam wpływ na ludzi w klubie i na to, co mówią, robią. Ale w porządku. Na początku moje relacje z prezesem były bardzo dobre. Chciałem wielu zmian i te zmiany dostałem. Prezes był jednak człowiekiem, który kierował się emocjami. Był w stanie wchodzić do szatni itd. Powiedziałem mu… i może to właśnie był mój błąd: mówienie mu, co powinien zrobić. Różnice kulturowe. No ale ja też popełniłem błędy. Nie pojechałbym znowu na obóz przygotowawczy do Holandii, bo wiem, że ludzie mówili, że to jest podyktowane bliskością do mojego domu. Rzeczywiście, jest, ale przez cały obóz w domu byłem dwukrotnie po półtorej godziny. Nawet jak miałem wolny wieczór, to siedziałem w hotelu z drużyną. Popełniłem kolejny błąd. Z Boharem. I zrobiłbym to ponownie, ale nieco inaczej. Wyrzuciłem go, bo w meczu z Górnikiem Zabrze po raz kolejny postanowił wziąć sobie wolny dzień. Może powinienem posadzić go na ławce na mecz lub dwa, a potem przywrócić do składu. Moja krytyka dotyczyła tego, że skoro potrafi zagrać na notę 9, to nie powinien grać na ocenę 4-5. Przynajmniej na 7. Ale teraz myślę, że otworzył oczy i gra bardzo dobrze. Grał wtedy, gra i teraz.
Tak, powiedziałbym, że jest jednym z najlepszych zawodników w Zagłębiu…
Tak, to topowy zawodnik. Pracowaliśmy z bardzo dobrą grupą piłkarzy i profesjonalistów: Guldan, Starzyński, Czerwiński, Kopacz, Balic, Jagiełło. Naprawdę dobrzy piłkarze. Wciąż mam kontakt z większością z nich, ale i z Jagiełłą.
Co Pan sądzi o Filipie? Ma szansę stać się piłkarzem europejskiego kalibru?
Widziałem ostatni mecz, w którym występował Jagiełlo. Przeciwko Hellasowi Werona. Napisałem do niego po meczu. Jagiełło zawsze odpisuje niemal natychmiast. Uważam, że Jagiełło ma duże umiejętności. Zwłaszcza w utrzymaniu się przy piłce. ale jego gra w obronie powinna być lepsza. Jednak cały czas się rozwija. Filip psychicznie jest cały czas nastawiony na rozwój swoich umiejętności. Za każdym razem chce robić krok naprzód. Kiedy nie grał, powtarzałem mu, by nie był nerwowy, pracował I z tego, co widziałem w ostatnim meczu, radzi sobie dobrze. Cieszy mnie to. Prawdziwy profesjonalista.
Po Pańskim zwolnieniu nie mógł czy nie chciał Pan wrócić do akademii?
Poprosili mnie, bym wrócił do akademii, ale w tamtym momencie chciałem wracać do domu. Zwolnienie mnie było niespodziewane. Jeśli zostałbym w akademii, codziennie widywałbym te same twarze, tych samych ludzi. Ja chcę pracować ze szczerymi ludźmi, rozmawiać ze szczerymi ludźmi. Posłuchaj, nie wszystko, co zrobiłem, było dobre. Popełniłem błędy, ale w tamtym czasie moje pozostanie w akademii było niemożliwe.
Czy żałuje Pan decyzji o przyjęciu oferty poprowadzenia pierwszej drużyny?
Nie, nie żałuję. Spędziliśmy fajny czas. Praca z zawodnikami była dobra. Nawet zawodnicy jak Tosik czy Dąbrowski, którzy nie grali, mieli ze mną dobre relacje. Bo wszystko było przejrzyste i jasne. Wiedzieli, co muszą robić. Prawdziwi profesjonaliści. Atmosfera w szatni była doskonała nawet mimo tego, że na początku prezes przyszedł do mnie i przestrzegł mnie, bym na nią uważał. Jeżeli jako trener jesteś szczery i uczciwy wobec zawodników, to nie ma problemu. Kiedy pojawia się problem, musisz go wyrzucić. Jednak to nie było konieczne..
Jakie ma Pan plany? Są jakieś oferty na stole?
Tak, to bardzo trudny czas… Wszystko przez koronawirusa. Przed pandemią była oferta z Chin. Bardzo konkretna.
Jako pierwszy trener?
Nie, jako asystent trenera. Trener od przygotowania fizycznego, z którym pracowałem VVV Venlo, pracuje tam już od czterech lat. Kiedy ich asystent trenera awansował na pierwszego trenera, zadzwonił do mnie, czy nie chciałbym zastąpić go na stanowisku asystenta. No ale przyszła pandemia… Miałem też oferty z Kuwejtu, Korei Północnej, Norwegii. Nawet z Egiptu, ale tam nie chciałem się przenosić. Wrócę do trenerki tylko wtedy, gdy to będę czuł. Obecnie pracuję w biurze znajomego. Nie jest to praca, jaką chciałbym wykonywać, ale nie jestem człowiekiem, który siedzi i czeka, aż coś się wydarzy. Potrzebuję rytmu pracy.
Gdyby otrzymał Pan ofertę z polskiego klubu, przyjąłby Pan ją czy nie zamierza Pan wracać do Polski?
Oczywiście, że chciałbym wrócić do Polski. To zależy od oferty lub historii, projektu, jaki został mi przedstawiony. Nie wszystko rozchodzi się o pieniądze. Najważniejsze jest to, by obie strony czuły to.To też był jeden z powodów, dla których przeniosłem się do Lubina. Miałem prezentację z najlepszymi zespołami i był na niej prezes Zagłębia. Po zakończeniu wróciłem do domu. Po jakimś czasie Zagłębie zaprosiło mnie ponownie. Porozmawialiśmy i zapadła decyzja. Baza Zagłębia Lubin i jego plan przekonał mnie. Obiekty Zagłębia w mojej opinii dają spore perspektywy. Jedne z najlepszych w Polsce. Duży potencjał.
Czy sprawdza Pan wyniki Zagłębia?
Tak, oczywiście. Jestem bardzo zainteresowany rozwojem zawodników. Nie oglądam co tydzień podobnie jak spotkań Jagiełły, ale staram się to robić w miarę regularnie.
ciekawy wywiad, wiecej takich to bede to zaglądał regularnie
Ciekawy rzetelny wywiad. Mam nadzieje, że trener wróci jeszcze do naszej Ekstraklasy. Czy ktoś z Zagłębia lub dyrektor sportowy Żewłakow odniósł się do tych zarzutów? Jak można było lekka ręka pozbyć się takiego fachowca i wychowawcę młodzieży?
Na dniach pojawi się rozmowa z Prezesem Dróżdżem, który odnosi się do słów trenera i opowiada o tym, dlaczego doszło do zwolnienia. Pozdrawiamy.
brawo igol, niech ktoś w końcu zrobi porządek w Zagłębiu.
En zo ziet het eruit. Er was een professional in Polen en ze hebben hem ontslagen, en hij kon het kampioenschap voor deze club behalen. Zaglebie weet niet wat hij heeft gedaan om van deze coach af te komen.