Dla wychowanka Zagłębia Lubin, Adriana Błąda, nie tak miał wyglądać derbowy mecz ze Śląskiem Wrocław. Młody piłkarz „Miedziowych” na murawie pojawił się w 70. minucie, a dziesięć minut później wyleciał z boiska.
19-latek miał niecałe dwadzieścia minut, aby pokazać się lubińskiej publiczności. Niestety jego występ trwał niewiele ponad dziesięć minut. W 74. minucie młody pomocnik dostał idealne podanie od Micanskiego i znalazł się sam na sam z bramkarzem gości, Marianem Kelemenem, minął go i padł na murawę. Sędzia Mirosław Górecki bez wahania podyktował jedenastkę, ale po konsultacjach z arbitrem liniowym cofnął decyzję i ukarał Błąda żółtą kartką. W 81. minucie zawodnik ujrzał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę za faul na Łukaszewiczu.
Trener Zagłębia nie obarcza jednak winą swojego zawodnika.
– Nie chciałbym winić Adriana za to, co się stało. Nie jest wcale powiedziane, że gdybyśmy grali w jedenastkę, to nie padłby gol dla Śląska. Adrian otrzymał drugą żółtą kartkę za faul, chociaż wydawało mi się, że już po tej sytuacji sędzia wyjaśnił sobie wszystko z naszym zawodnikiem. Tymczasem za chwilę ukarał go drugą żółtą kartką. Być może Adriana poniosły emocje, ale ja w żaden sposób go nie winię. To jest zawodnik o dużym sercu do gry, który koniecznie chciał się w tym meczu pokazać. Na pewno przemyśli sobie całą sytuację i wyciągnie odpowiednie wnioski, ale absolutnie nie zamierzam chłopaka dołować – powiedział trener, Marek Bajor.