Australia pokonała Peru w rzutach karnych i jedzie na swój piąty mundial z rzędu, a szósty w całej historii. W Katarze zagra w grupie D z Francją, Danią oraz Tunezją.
Obie drużyny walczyły o swój szósty wyjazd na mundial. Mecz zakończył się wynikiem 0:0 i do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były rzuty karne. W nich lepsza okazała się reprezentacja Australii.
Nikt nie chciał jechać na mundial
My naprawdę rozumiemy, że w meczu o taką stawkę nikt nie będzie chciał się zbytnio otworzyć. Zwłaszcza jeżeli obie drużyny są na w miarę zbliżonym poziomie. Ale oglądając to spotkanie, można było odnieść wrażenie, jakby oba zespoły nie chciały zagrać na mistrzostwach świata. Może piłkarze myśleli, że już grają na mundialu mecz o pietruszkę, przecież grali w Katarze i to w czerwcu.
Pierwszy strzał celny w całym spotkaniu padł w… 81. minucie. Wcześniej nie było nawet żadnego uderzenia, które przeleciałoby obok bramki, jednocześnie podnosząc tętno u jednego z bramkarzy. Takie dopiero zaserwował Behich, lewy obrońca Australijczyków, w okolicach 85. minuty. Peruwiańczycy pierwszy raz celnie posłali piłkę na bramkę w 99. minucie.
W spotkaniu było wiele niedokładności. Piłkarze grali niechlujnie, po niektórych zagraniach można było pomyśleć, że im się nie chce. Często mając czas, zawodnicy obu drużyn zamiast wrzucić dokładnie, dośrodkowywali tylko po to, żeby pozbyć się piłki.
Pod koniec podstawowych 90 minut otworzyli się Australijczycy i stworzyli sobie kilka ciekawych okazji. Ekipa Peru robiła to, co zazwyczaj, czyli kontratakowała. Drużyna „Soccerrus” dobrze wyczuła moment do atakowania, bo po Peruwiańczykach widać było, że opadli z sił. Oczywiście możemy usprawiedliwiać piłkarzy. W końcu mundial w Katarze w listopadzie i grudniu rozgrywany jest nie bez powodu. Zwyczajnie w miesiącach letnich jest tam zbyt gorąco, więc zrozummy piłkarzy.
Australia po raz piąty z rzędu
Australijczycy naprawdę zasłużyli na wyjazd do Kataru. Grali inteligentnie, co sprawiło, że ograniczyli w pierwszych 90 minutach zagrożenie ze strony Peru niemal do zera. Dobrze prezentowali się środkowi pomocnicy, którzy cofali się do rozegrania. Aaron Mooy zagrał całkiem przyzwoite spotkanie. Piłkarz chińskiego Shanghai Port zagrywał piłki dokładnie, co w tym meczu można uznać za wyjątek. Często wychodził do przodu i podawał przeszywające obronę Peru piłki. Wygrywał pojedynki, może trochę zabrakło mu motoryki.
Australijczycy zagwarantowali sobie udział na mundialu po raz piąty z rzędu, a szósty w całej historii. Bardzo często grali w przeszłości w barażach, m.in. w 1993, 1997, 2001 czy 2005. Mieli też przewagę w postaci faktu, iż większość meczów eliminacyjnych grali właśnie w krajach zbliżonych warunkami pogodowymi do Kataru.
Dobrze na bokach
Szczególnie dobrze wyglądały boki obrony drużyny z Ameryki Południowej. Po prawej stronie biegał niezmordowany Luis Advincula, a po lewej Trauco. 106-krotny reprezentant Peru, Luis Advincula, był w tym meczu naprawdę bardzo dobry. Oskrzydlał ataki swoich kolegów, dobrze podawał, był pewny w obronie. Jak na zawodnika, który ma już 32 lata, jest bardzo szybki. Zresztą wcale nie dziwił nas widok tego gracza, który sprintował w 110. minucie. Advincula dał z siebie wszystko, niestety dla niego, nie wszyscy koledzy podołali zadaniu.
Z kolei w drużynie, która jedzie na mundial, świetnie spisał się Boyle. Australijski skrzydłowy pewnie wchodził w pojedynki, dobrze dryblował. Nie bał się wejść pomiędzy dwóch, momentami nawet trzech rywali. Przy jednym z takich wejść był bliski wywalczenia rzutu karnego.
Raz jedni, raz drudzy
Choć w przekroju całego spotkania optyczną przewagę mieli gracze z Australii, Peru też miało piłkę przy nodze. Oczywiście najczęściej posiadanie piłki ograniczało się do powolnego rozgrywania futbolówki na własnej połowie, a okazje były przeważnie kreowane, gdy ktoś popełnił błąd w ustawieniu lub gdy któryś gracz postanowił przeprowadzić wypad do przodu według własnego uznania.
Ostatnie 20 minut podstawowego czasu minęło pod znakiem Australii. „Soccerrus” tworzyli sobie okazje głównie po dośrodkowaniach. Oddali w końcówce dwa celne strzały, w tym jeden w bardzo dobrej sytuacji.
Od początku dogrywki obie reprezentacje wyszły bardziej ofensywnie. Nie rozgrywano już piłki z uwzględnieniem obrony. Niedokładność nadal była, ale już w mniejszym stopniu. Częściej widzieliśmy szybko wyprowadzane akcje, niektórzy piłkarze nie mieli już sił na powrót do obrony. Obie ekipy w dogrywce miały swoje sytuacje, jednak jak wiadomo, nikt nie przekuł ich na gola.
* * *
Australia trafiła do grupy D, razem z Francją, Danią i Tunezją. Z pierwszymi dwoma drużynami mierzyła się też na poprzednim mundialu w fazie grupowej. Zresztą Peru też było w tej grupie. Australia już zrewanżowała się ekipie z Ameryki Południowej. Teraz ma okazję do zemsty na Francji i Danii. Francuzom nie idzie w Lidze Narodów i mogą nawet spaść do dywizji B. Możemy też pamiętać o klątwie mistrzów świata, która od wielu lat ciąży na triumfatorach tego turnieju. To oczywiście należy traktować z przymrużeniem oka.