Sobotnie starcie Atletico z Barceloną będzie jednym z najciekawszych spotkań w ten weekend. Drużyna Diego Simeone od paru lat trzyma się czołówki tabeli ligi hiszpańskiej, walcząc z najlepszymi drużynami jak równy z równym. Czy w tym roku będzie podobnie? Przyjrzyjmy się ekipie Atletico Madryt.
Gdy dwa lata temu w ostatniej kolejce mierzyli się z Barceloną, a stawką pojedynku było mistrzostwo Hiszpanii, wszyscy byli zaskoczeni. Jak taka drużyna, z tak nieokazałym w porównaniu do gigantów składem, może pokonać Barcelonę czy Real. Rzeczywistość pokazała, że może i to w dodatku w tak ważnym meczu. Presja, która musiała ciążyć na zawodnikach, na pewno była ogromna, a jednak wytrzymali. „Katalończycy”, którzy potrzebowali zwycięstwa, od samego początku rzucili się do ataku, czego skutkiem był gol zdobyty przez Sancheza. Na Camp Nou zapanowała euforia, którą skutecznie do końca spotkania ugasił Diego Godin, strzelając bramkę dającą Atletico mistrzostwo.
Tak zaczął się rozdział Atletico. Co prawda, ubiegły sezon w ich wykonaniu był również dobry, ale do celebrowania pierwszego miejsca w lidze trochę zabrakło. Dokładnie szesnastu punktów. Wydaje się dużo, ale gdyby nie parę głupich wpadek, ekipa z Madrytu spokojnie mogłaby walczyć o pierwsze miejsce. A tak do ostatniej kolejki musiała toczyć bój o podium, na które chrapkę miała też Valencia.
Ważną rzeczą, która cechuje Atletico, są mądrze przeprowadzane transfery. Może nie aż w takim stopniu jak w Sevilli, ale naprawdę jest nieźle. „Los Rojiblancos” na wielkie wydatki transferowe pozwolić sobie nie mogą. Potrafią jednak sprzedawać i kupować za odpowiednie ceny. Mogło się podobać w tym okienku, że każdą pozycję wzmocnili zawodnikami bardzo dobrymi i tanimi. Mówiąc tanimi, mam na myśli „odpowiednimi” finansowo dla drużyny z Madrytu. Świetnym ruchem było pozbycie się nierównego Mandzukicia, w którego miejsce przyszedł Jackson Martinez.
I to właśnie formacja ofensywna dostała takiego największego kopa. Co prawda, zrobiło się tam teraz ciasno, ale od bogactwa głowa nie boli. Do klubu powrócił również ofensywny pomocnik, Oliver Torres, który spędził rok na wypożyczeniu w Porto. Wynika z tego więc, że Torres i Martinez powinni rozumieć się bez słów. Nie wolno zapominać o innym Torresie, a dokładnie o Fernando, który po powrocie do domu zaczyna przypominać siebie z najlepszych lat. Jego nowym konkurentem będzie najprawdopodobniej odkrycie zeszłego sezonu, Luciano Vietto. Patrząc na takich napastników, raczej każdy wpada w podziw. Formacja defensywna również została wzmocniona. Może nie w tym samym stopniu co ofensywa, ale takie nazwiska jak Stefan Savic czy Filipe Luis na pewno robią wrażenie. Dla mnie Atletico w tym okienku zachowało się fantastycznie i zasługuje na ogromne gratulacje.
Z takim składem i z tak świetnym trenerem w tym sezonie znów mogą bić się o najwyższe cele. Nie tylko w La Liga, ale również w Lidze Mistrzów. Mają młody i niesamowicie perspektywiczny skład. Szczególnie trzeba wyróżnić pomoc i atak, gdzie znajdują się zawodnicy z najwyższej klasy światowej. Jako kibic Barcelony chciałbym widzieć co najmniej 1/3 składu Atletico w barwach „Katalończyków”. Nie popadajmy może w samozachwyt, ale jestem pewny, że jeśli Diego Simeone ułoży to wszystko w całość, Real i „Barca” mogą czuć się poważnie zagrożone.