Jeszcze pod koniec lutego nic nie wskazywało na to, aby Aston Villa włączyła się do walki o awans do Premier League. Klub z Birmingham kolejny raz marzenia o powrocie od angielskiej ekstraklasy miał odłożyć na później. Wszystko zmieniła jednak niesamowita seria dziesięciu ligowych zwycięstw z rzędu. Na kolejkę przed końcem sezonu „The Villans” mają zapewnione miejsce w barażach i mogą realnie myśleć o awansie do elity.
Brak promocji do angielskiej ekstraklasy w sezonie 2017/2018 doprowadził Aston Villę na skraj bankructwa. Oparcie zespołu na zawodnikach wypożyczonych z klubów Premier League oraz zakontraktowanie Johna Terry’ego potężnie nadwyrężyło budżet „The Villans”. Do tego stopnia, że klub z Birmingham musiał zmagać się z problemami związanymi z finansowym fair play. Latem zeszłego roku właścicielowi Aston Villi Tony’emu Xia udało się jednak znaleźć nowych inwestorów, wyprowadzając „The Villans” na prostą. Mimo kłopotów zespół prowadzony przez Steve’a Bruce’a w oknie transferowym został wzmocniony, a cel pozostał niezmienny – awans do Premier League.
Antyreklama Bruce’a i nowy trener
Początek sezonu mógł napawać optymizmem kibiców klubu z Villa Park. Aston Villa wygrała dwa pierwsze ligowe spotkania, w każdym z nich strzelając trzy bramki. W kolejnych meczach było jednak tylko gorzej. Seria niezadowalających rezultatów i nieumiejętność znalezienia wspólnego języka z kibicami przyczyniły się do zwolnienia Steve’a Bruce’a. Z powodu zakończenia prawie dwuletniej pracy z klubem z Villa Park na łamach mediów rozgoryczenia nie krył angielski szkoleniowiec.
– Jestem zadowolony, że to koniec. Zanim podjąłem pracę [w Aston Villi – przyp. red.], zadzwoniłem do Tima Sherwooda. Powiedział: „nie rób tego Brucey, to jest zoo. Klub z fetorem śmierci i dziwnie patrzącymi kibicami”. Myślałem, że Tim przesadza, ale gdy tylko wchodzisz na Villa Park, nachodzi cię straszny smutek. Ten cały ból, cierpienie, upokorzenie z powodu bycia częścią Aston Villi – aż wisi w powietrzu. Można go fizycznie posmakować – smakuje jak brokuły – mówił po rozstaniu z „The Villans” w rozmowie z „Soccer on Sunday” Steve Bruce.
Negatywna kampania dotycząca sytuacji w klubie z Birmingham prowadzona przez angielskiego szkoleniowca w pewnym stopniu poskutkowała. Wraz z niskim miejscem Aston Villi w tabeli spowodowała, że niektórzy eksperci w „The Villans” upatrywali nawet kandydatów do spadku. Władze klubu z Villa Park, nie zważając na negatywne opinie, w ekspresowym tempie rozpoczęły poszukiwania nowego szkoleniowca. Zaledwie tydzień po zwolnieniu Steve’a Bruce’a zespół z Birmingham objął dotychczasowy trener Brentfordu, Dean Smith.
Przed nowym szkoleniowcem nie postawiono ambitnych celów, gdyż w realną walkę o awans przestano wierzyć w momencie odejścia Steve’a Bruce’a. Strata punktowa do czołówki była już wtedy dość duża. Dodatkowo po przejęciu zespołu przez Deana Smitha Aston Villa grała w kratkę. Klub z Birmingham zwycięstwa przeplatał słabszymi rezultatami, co jeszcze bardziej oddaliło „The Villans” od strefy gwarantującej przynajmniej baraże o awans.
Jack Grealish – wirtuoz i lider
Pod koniec lutego tylko najwięksi optymiści spośród kibiców Aston Villi mogli wierzyć w nagły zwrot i pogoń za czołówką. Zespół z Birmingham z dziesięciu ostatnich ligowych spotkań wygrał tylko jedno, a lider zespołu, Jack Grealish, nadal pauzował z powodu kontuzji. Niespodziewanie wraz z powrotem ofensywnego pomocnika na początku marca dla „The Villans” nadeszła prawdziwa piłkarska wiosna. Dzięki fantastycznej serii dziesięciu ligowych zwycięstw z rzędu zespół Aston Villi zapewnił sobie miejsce w barażach o awans do Premier League.
– Najbardziej oczywistym powodem, dla którego Villa awansowała do play-offów, jest Jack Grealish. Wystarczy wspomnieć, że przez dwanaście wcześniejszych kolejek, gdy był kontuzjowany, „The Villans” wygrali zaledwie dwa razy. Po jego powrocie pobili rekord wszech czasów, wygrywając dziesięć spotkań z rzędu. Zakończyli serię na kuriozalnym spotkaniu z Leeds – komentuje w rozmowie z naszym portalem administrator fanpage’a Aston Villa Polska, Szymon Jellonek.
Olbrzymi wpływ Anglika na grę zespołu z Villa Park był widoczny gołym okiem już w poprzednich sezonach. Latem brytyjskie media intensywnie łączyły Jacka Grealisha z transferem do Tottenhamu Hotspur. Ostatecznie nic z transakcji nie wyszło, dzięki czemu zawodnik jest obecnie prawdziwym sercem zespołu Deana Smitha i motorem napędowym ataków „The Villans”.
– Jackie łączy cechy piłkarskiego wirtuoza i charyzmatycznego przywódcy. Duży wpływ na jego rozwój miał John Terry, za którego sprawą Grealish przestał kłaść się przy każdym kontakcie i machać rękami o byle pierdołę. Na potwierdzenie tych słów wystarczy wspomnieć o incydencie w meczu z Birmingham City, gdzie został uderzony przez kibica „The Blues”. Kapitan Aston Villi popisał się wyjątkowym spokojem, a na kibicach Birmingham City odegrał się w najlepszy możliwy sposób, zdobywając bramkę i zabijając ich nadzieje na baraże o Premier League. Jest nie tylko najczęściej faulowanym (sto pięćdziesiąt razy), lecz także najbardziej kreatywnym piłkarzem Championship – dodaje nasz rozmówca.
Z nadziejami na awans
Wysoka dyspozycja Jacka Grealisha po pauzie spowodowanej urazem natchnęła resztę zespołu z Birmingham. Podopieczni Deana Smitha zaczęli spisywać się lepiej w każdej formacji. Poprawa gry zarówno w defensywie, jak i ataku była kolejnym fundamentem fantastycznej serii zwycięstw. W dziesięciu wygranych meczach z rzędu „The Villans” zdobyli dwadzieścia trzy bramki i stracili zaledwie pięć.
– Oczywiście nie tylko jego (Jacka Grealisha) zasługą jest tak wysoka forma Aston Villi, ale również reszty drużyny, wszakże nie zagrał z powodu choroby z Bristol City, a jednak drużyna zwyciężyła. Obrona za sprawą [Tyrone’a] Mingsa wreszcie wygląda solidnie. Jed Steer okazał się najlepszy spośród czwórki bramkarzy na Villa Park. Jeśli nawet Tammy Abraham grać nie może, to bramki bierze na siebie Jonathan Kodjia. Niemniej jednak drużyną potrzebowała impulsu, który dał powrót Jacka Grealisha – mówi Szymon Jellonek.
Eksplozja formy zespołu Deana Smitha w ostatnich tygodniach sprawia, że „The Villans” mogą się okazać największym wygranym sezonu. Do rywalizacji w barażach o awans do Premier League klub z Birmingham przystępuje z optymizmem, celując w sukces.
– W nadchodzących play-offach liczymy, tak jak każda drużyna, na ostateczne zwycięstwo na Wembley 27 maja. Jednak wcześniej trzeba ograć West Bromwich Albion, które mimo wzlotów i upadków wydaje się drużyną zbliżoną potencjałem do Aston Villi. Podejrzewamy, że podobnie jak w zeszłorocznym starciu z „Boro” o zwycięstwie zadecyduje jedna bramka. W ewentualnym finale chcielibyśmy uniknąć konfrontacji z Leeds z dwóch powodów. Po pierwsze jest to drużyna znacznie lepsza aniżeli „Boro”, Derby czy Bristol. Po drugie boimy się eskalacji emocji po wydarzeniach sprzed tygodnia – deklaruje nasz rozmówca.
***
Niespodziewanie Aston Villa stanęła przed kolejną szansą na powrót do Premier League. Niesamowita seria zwycięstw klubu z Birmingham sprawiła, że promocja drużyny skazywanej w pewnym momencie nawet na spadek jest jak najbardziej możliwa. Aston Villa udowadnia, że prawdziwy zespół poznaje się po tym, jak kończy, a nie, jak zaczyna.